20.8.09

Jak KGHM tracił rzecznika prasowego

Wyzwanie przed Moniką Kowalską było duże. Praca rzecznika KGHM jest bowiem łatwa, przyjemna i bardzo dobrze płatna gdy nic się nie dzieje. Jednak gdy ziemia się zatrzęsie lub związkowcy uderzą pięścią w stół zaczynają się schody i trzeba pracować na najwyższych obrotach.

O sytuacji w KGHM pisałem kilka dni temu. Związkowcy w odpowiedzi na plany sprzedaży 10 procent akcji spółki grozili strajkiem generalnym. Ostatecznie zrezygnowali (na razie) z tak radykalnego protestu, ale ZZPPM (największego w koncernie) przedstawił sześć postulatów, m.in. 10-letnich gwarancji zatrudnienia dla pracowników. Jeżeli zarząd firmy nie zareaguje do 23 sierpnia, rozpocznie się spór zbiorowy. No i właśnie z tymi sześcioma postulatami może być związana dymisja Moniki Kowalskiej. Polska Gazeta Wrocławska spekuluje:
"Być może odejście szefowej PR ma związek z jej niefortunną wypowiedzią, jaka padła podczas wywiadu na antenie Radia Zet. Niespełna godzinę przed informacją o odejściu Moniki Kowalskiej z Polskiej Miedzi, związkowcy ze Związku Zawodowego Pracowników Przemysłu Miedziowego rozesłali do dziennikarzy wiadomość z cytatem, który mógł przesądzić o odejściu Kowalskiej: "Proponuję, żeby dorzucić siódmy punkt do tego postulatu, żeby pracownicy Polskiej Miedzi na drugie śniadanie dostawali bitą śmietanę z truskawkami."

Sama Monika Kowalska tych spekulacji nie komentuje.

Etykiety: , , , ,

16.7.09

Nazistowskie pamiątki w polskim sklepie internetowym

Niemcy założyli sobie sklepik z nazistowskimi pamiątkami na polskim portalu. O portalu catalogue.lap.pl napisał jakiś czas temu jako pierwszy Marcin Rybak z Polski Gazety Wrocławskiej.
Od tego czasu czekałem na rozwój wydarzeń. Czy ktoś będzie interweniował i sklepik zniknie z sieci. Można w nim kupić na przykład sztandary ze swastykami, złoty posążek Adolfa Hitlera (na zdjęciu), a także medale, odznaczenia, mundury, noże itd. Wiadomo, że klientami sklepiku są Niemcy bo w ich kraju sprzedaż nazipamiątek (ale i ich posiadanie) jest zabronione. A w Polsce nie. Niedawno prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie produkcji tego typu pamiątek we Wrocławiu (czytaj tutaj). Ale podczas śledztwa ABW wpadła na trop sklepiku. To właśnie od wrocławskiego producenta pochodziła część wystawianych tam towarów. Sprawą natychmiast zainteresowały się niemieckie organa ścigania. Ale efektów ich pracy jeszcze nie widać.

Tymczasem Sejm pracuje nad wprowadzaniem zakazu produkcji i sprzedaży w Polsce tego typu materiałów. Projekt przygotowała była wiceminister sprawiedliwości Beata Kempa. Ciekawe jak na to zareagują miłośnicy militarów, zbieracze pamiątek i historycy.

Etykiety: , , , , , , ,

16.12.08

Produkcja nazistowskich pamiątek będzie zakazana?

Prace nad projektem zmian w kodeksie karnym autorstwa PiS rozpoczyna Sejm. To efekt artykułu Polski Gazety Wrocławskiej, która ujawniła wrocławską fabrykę nazistowskich pamiątek.

Za produkowanie nazistowskich i komunistycznych gadżetów będzie grozić nawet do dwóch lat więzienia. Nie będzie można też nimi handlować w internecie. Projekt zmian stworzyła posłanka PiS, była wiceminister sprawiedliwości Beata Kempa. Po tym jak Marcin Rybak z Polski - Gazety Wrocławskiej ujawnił, że we Wrocławiu są produkowane takie przedmioty okazało się, że nie jest to zabronione. ABW zabezpieczyła co prawda tysiące takich odznaczeń, medali i plakietek ale zarzutów właścicielowi zakładu nie postawiła.

Pozostaje oczywiście pytanie czy jest sens zakazywania takiej produkcji. Nabywcy twierdzą wszak, że są kolekcjonerami, z drugiej strony co to za zbieracz, który kupuje podróbki a nie szuka dostępu do oryginałów. Są tu wątpliwości podobnie jak z wydawaniem Mein Kampf Adolfa Hitlera. Wydawcy łamią zwykle prawo autorskie, bo niemiecki land, do którego prawa należą nie zezwala na drukowanie biblii faszystów. Proces w tej sprawie toczy się we Wrocławiu (czytaj o tym tutaj).

Etykiety: , , , , , ,

5.12.08

Czy wrocławska policja odpowiada za skandaliczne zaniedbania?

Czy wrocławska policja dwa lata przed zatrzymaniem za pedofilię dyrygenta Poznańskich Słowików dostała zawiadomienie, że może on być pedofilem? Sprawa Wojciecha K. wraca po latach, a śledztwo w tej sprawie wszczęła wrocławska prokuratura.

Na trop afery wpadł kilka miesięcy temu Marcin Rybak - dziennikarz Polski - Gazety Wrocławskiej (tu czytaj jego artykuł). W stosie dokumentów, który trafił w jego ręce znajdował się taki, który wzbudził bardzo wiele emocji. Byłby on prawdziwą bombą, która poruszyła by fundamentami wrocławskiej policji, gdyby nie to, że nie jest to oryginał, a jedynie kopia. Aferę dotyczącą Wojciecha K. pamięta zapewne wielu z nas. Szanowany przez lata mieszkaniec Poznania, wybitny dyrygent okazał się pedofilem, który molestował podopiecznych ze swojego chóru. Dodatkowo okazało się, że jest nosicielem wirusa HIV. Skazano go na sześć lat więzienia. Zatrzymany został w 2003 roku, czy była szansa, że wpadnie w ręce policji wcześniej? Wydaje się, że tak. Małgorzata K., która złożyła wiele lat temu mnóstwo doniesień na Wojciecha K. (po zbiórce i koncercie chóru we Wrocławiu, gdy okazało się, ze organizatorka - Małgorzata K. nie ma pieniędzy by zapłacić doszło między nimi do ostrego konfliktu), twierdzi, że jedno z nich dotyczyło właśnie pedofilii dyrygenta). Policja jednak nie wszczęła żadnego postępowania. Po tym jak do kopii dokumentu dotarła Polska - Gazeta Wrocławska - rozpoczęto kontrolę. Policyjni kontrolerzy nie byli jednak w stanie odpowiedzieć na pytanie czy rzeczywiście zawiadomienie trafiło do komisariatu na Grabiszynku czy nie. Dla policji osoba zgłaszająca - Małgorzata K. jest kompletnie niewiarygodna, uznawana była za pieniaczkę, która na Wojciecha K. składała wiele zawiadomień. Możliwe są więc dwie opcje - policja zlekceważyła jej pismo lub Małgorzata K. po prostu próbuje się na policji zemścić. Jeżeli prawdziwy okaże się pierwsza wersja - będzie to niebywały skandal. Druga powinna zaowocować ukaraniem kobiety. Policja dla wyjaśnienia sprawy przekazała zebrane dokumenty prokuraturze. Ta błyskawicznie zajęła się tą sprawą, tym bardziej, że dostali także zawiadomienie o przestępstwie od Małgorzaty K. Na razie jednak konkretnych efektów nie ma. Dlatego będziemy się bardzo dokładnie tej sprawie przypatrywać.

p/s czytaj i słuchaj dźwięków na ten temat na portalu Radia Wrocław.

Etykiety: , , , , , , ,

3.10.08

Oskarżony Grzegorz Braun: to mnie poturbowała policja

O Grzegorzu Braunie pisaliśmy już na 5W wiele razy, głównie o sprawie oskarżenia profesora Jana Miodka o „bycie informatorem tajnej policji politycznej PRL”. Teraz autor filmów m.in. o Lechu Wałęsie sam został oskarżony.

O tej sprawie pisałem już na postawie informacji z policji i prokuratury. Według tych instytucji publicysta miał poturbować kilku policjantów i utrudniać im interwencję w trakcie demonstracji nacjonalistów z NOP i ONR. Teraz czas oddać głos Grzegorzowi Braunowi, który dzisiaj otrzymał akt oskarżenia w tej sprawie: „W kwietniu tego roku przypatrywałem się tłumieniu demonstracji politycznej przez władze i siły policyjne miasta Wrocławia. Przy okazji zostałem poturbowany przez policję, wyłamano mi ręce, palce, wylądowałem na komisariacie policji”. Tam po pewnym czasie Grzegorzowi Braunowi zaproponowano przesłuchanie w charakterze świadka. „Zapytałem wtedy – od kiedy świadków sprowadza się po rzuceniu na ziemię i wyłamaniu palców, ale złożyłem jednak to zeznanie i zrelacjonowałem sytuację” - opisuje publicysta. Po tygodniu jednak dziennikarz wysłał relację swojemu adwokatowi, a ten złożył skargę na policję. Prokuratura jednak prowadziła już swoje śledztwo i we wrześniu oskarżyła publicystę. „Oskarżono mnie o to, że poturbowałem kilku policjantów i usiłowałem ich nakłonić do zaniechania czynności służbowych. Sprawa byłaby tylko śmieszna, no bo w gruncie rzeczy powinienem być dumny z tego, że ktoś przedstawia mnie jako takiego człowieka, który jest na tyle energiczny i nielękliwy, że bije się z pół tuzinem policjantów, więc byłoby to śmieszne gdyby nie to, że policja i prokuratura najwyraźniej dążą do tego by posadzić mnie w więzieniu” - komentuje Grzegorz Braun. Teraz grozi mu do 5 lat więzienia. Dzisiaj nie udało mi się uzyskać komentarza policji i prokuratury. Jednak całe zdarzenie widział Marcin Rybak z Gazety Wrocławskiej. Przyznaje, że interwencja policji była nadgorliwa, nieadekwatna do sytuacji. Trudno teraz oceniać całą sytuację, poczekać musimy więc do wyroku sądu.

Grzegorz Braun złożył też apelację od wyroku w procesie cywilnym z Janem Miodkiem. Publicysta musi przeprosić językoznawcę i wpłacić pewną kwotę na cele społeczne. Sprawa zostanie rozpatrzona przez Sąd Apelacyjny we Wrocławiu pod koniec października. A już za tydzień kolejna rozprawa w procesie Grzegorza Brauna z Lechem Wałęsą. Obaj domagają się od siebie przeprosin. Publicysta za sformułowania, które padły w książce byłego prezydenta, a ten za film „Plusy dodatnie, plusy ujemne” o TW Bolku. Na rozprawie ma zostać wyświetlony film wrocławskiego reżysera.

Etykiety: , , , , , , , , ,

22.9.08

Korupcja czy polityczna zemsta?

Korupcja czy zemsta politycznych przeciwników? Oskarżony o korupcję działacz PSL zajmuje stanowisko w państwowej spółce i odpiera zarzuty. Twierdzi, że sprawa w prokuraturze to zemsta jego byłych współpracowników.

Ta sprawa pokazuje jak obsadzane mogą być stanowiska w państwowych spółkach. Historia Mariusza Gregorczyka rozpoczyna się pod koniec ubiegłego roku. Prasa pisze, że zatrudniony w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa we Wrocławiu działacz PSL ma zostać szefem dolnośląskiej ARiMR. Jest już po wyborach i wiadomo, że władzę obejmie koalicja PO/PSL. A to oznacza zmiany w państwowych spółkach. Szefowie dolnośląskiej ARiMR mogą więc być zaniepokojeni. Do centrali w Warszawie trafia anonim. Jego autor pisze, że Mariusz Gregorczyk ma na koncie nieprawidłowości (chodzi o nierozliczone godziny pracy). Błyskawiczna kontrola (przeprowadzona w weekend) wykazuje, że rzeczywiście mężczyzna nie może się rozliczyć z 90 godzin. Dzień po zakończeniu kontroli dochodzi do spotkania Gregorczyka z jego szefem i pracownikiem, który przeprowadzał kontrolę. Jego przebiegu nie znamy. Kontroler i dyrektor Agencji (wywodzący się z PiS) składają doniesienie do prokuratury. Twierdzą, że za ukrycie sprawy Gregorczyk miał im obiecać pozostanie w pracy po tym jak obejmie stanowisko. Gregorczyk twierdzi (tutaj możecie posłuchać rozmowy z politykiem PSL), że żadnych propozycji nie było, a cała sprawa to zemsta za to, że nic nie obiecał obu zainteresowanym. Były już dyrektor Agencji twierdzi w rozmowie z Marcinem Rybakiem (Polska - Gazeta Wrocławska), że nie miał w tym żadnego interesu. Tłumaczy, że był przekonany, że straci pracę. Co ciekawe każdy z trzech panów podejrzewa, że był nagrywany przez pozostałych uczestników spotkania. Ostatecznie Mariusz Gregorczyk przegrywa w finale konkurs na stanowisko dyrektora, jednak już pod koniec maja wygrywa inny konkurs - tym razem na stanowisko wiceprezesa Dolnośląskiego Centrum Hurtu Rolno Spożywczego (ponad połowę akcji w spółce ma ARiMR). A wcześniej, w kwietniu, stawiane są mu zarzuty korupcji – obiecywania korzyści osobistej). Sprawa jest już w sądzie. Mariusz Gregorczyk oburza się gdy pytam go czy do czasu ostatecznego wyjaśnienia sprawy nie powinien wstrzymać się od pracy w państwowych spółkach. Zapewnia, że jest niewinny, a korzystny wyrok w tej sprawie zapadnie w ciągu dwóch miesięcy. Nawet obiecuje, że jeżeli będzie inaczej to przekaże pieniądze zarobione w Centrum na cel charytatywny wskazany przez Radio Wrocław i Polskę – Gazetę Wrocławską.
Trzymamy ze słowo.
Przyglądać się całej sprawie zamierza także Tadeusz Drab – szef dolnośląskiego PSL. Ma nadzieję, że jeżeli wyrok okaże się niekorzystny dla Gregorczyka to będzie on wiedział co zrobić...

Etykiety: , , , , , , , ,

3.9.08

Walka z pseudokibicami - kiedy wreszcie skuteczna ?

Ponad siedmiuset pseudokibiców zatrzymała wczoraj wieczorem policja w Warszawie. Dziś po raz kolejny usłyszeliśmy slogany, jak to rządzący zamierzają walczyć ze stadionowymi bandytami.

Rzeczywiście operacja policji robi wrażenie. Blisko siedemset pięćdziesiąt osób zatrzymanych, przewiezionych do komisariatów, a dziś od rana - przesłuchiwanych. Przypomniała mi ta historia głośne zajścia z ulicy Grabiszyńskiej we Wrocławiu, gdzie w marcu 2003 starło się kilkaset osób. Zatrzymano wówczas dwustu pseudokibiców. Ale zanim policja z całą surowością interweniowała, jedna osoba zginęła, a kilkanaście odniosło rany. Niemal wszyscy z zatrzymanych zostali ukarani, orzeczono wobec nich zakazy stadionowe. Większość dobrowolnie poddała się karze. Ci, którzy tego nie zrobili zostali uniewinnieni. Okazało się bowiem, że – zdaniem sądu - nie ma na ich winę żadnych dowodów. Pytanie: co by było, gdyby wszyscy wówczas zatrzymani sądzeni byli w normalnym trybie? Czy byliby uniewinnieni? Wtedy także mówiło się wiele o tym, że karać należy z całą surowością i sankcjonować zakazy stadionowe. Mówiło się... W maju tego roku interwencja policji we Wrocławiu nie była już tak udana. Spośród dwustu, uczestniczących w awanturze z ochroniarzami i policją osób, zatrzymano zaledwie… osiem. Do tej pory liczba ta wzrosła do zaledwie dwudziestu kilku... Reszta pozostała bezkarna. Na zarzuty Gazety Wrocławskiej, że nie ma odpowiedniego prawa, odpowiadał wówczas wicepremier Grzegorz Schetyna. Proponował m.in.:

To, co dziś w ustawie o bezpieczeństwie imprez masowych jest wykroczeniem, powinno być przestępstwem. Chociaż policjanci uważają, że nazwa nie ma tu większego znaczenia. Najważniejsze, by kara była nieuchronna. Zastanawiamy się nad wprowadzeniem kar za inne wykroczenia, np. za samo zasłanianie twarzy szalikiem czy kapturem w trakcie meczu. Stadiony będą wyposażone w lepszy monitoring. Tak, by bez trudu można było rozpoznać kogoś, kto łamie prawo. Wprowadzimy osobiste karty wstępu na stadiony, które będzie musiał mieć każdy kibic. Przy wejściu na stadion znajdą się czytniki. Dzięki temu nie będzie problemu w egzekwowaniu tzw. zakazów stadionowych.

Do tej pory nic się nie zmieniło. Dziś Grzegorz Schetyna znowu grzmi:

Gwarancją bezpieczeństwa w czasie meczów może być tylko wyrzucenie bandytów ze stadionów sportowych. Sposobem na to ma być wprowadzenie wobec zatrzymanych tak zwanego "zakazu stadionowego". W czasie meczu musieliby się oni stawiać na komisariacie policji.

Ale to oczywiście nie tylko wina polityka PO. Od 2003 roku i bulwersującej zadymy we Wrocławiu - nic się niemal nie zmieniło. Oprócz zmiany kilku rządów. Każdy kolejny - przy okazji awantur stadionowych – zapowiadał sankcje, groził, ostrzegał i zapewniał...

Tymczasem prawa nie trzeba zmieniać całkowicie. Wystarczy skutecznie egzekwować to, które jest. Wystarczy, by policja wzywała osoby mające zakazy stadionowe. A jak na razie nikt tego nie robi. Tymczasem wicepremier Schetyna chce, by zakazy takie wprowadzono w całej Europie… Panie Ministrze, a może w pierwszej kolejności należałoby postarać się, by były one egzekwowane chociaż w Polsce? Europą będą państwo martwić się później. Aż tak często na europejskich stadionach nie gramy… Inna sprawa, że tak skandaliczne awantury, jak ta z udziałem bandytów w szalikach Legii Warszawa w ubiegłym roku w Wilnie – na długo pozostają w pamięci...

Etykiety: , , , , , , ,

2.9.08

ABW na tropie faszystowskich gadżetów

Dziennik Polska – Gazeta Wrocławska napisał dzisiaj o wrocławskim producencie faszystowskich gadżetów. Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Prokuratura wszczęła śledztwo z paragrafu dotyczącego publicznego propagowania faszyzmu, a ABW wkroczyło do wskazanej firmy.

Gazeta Wrocławska relacjonuje:
„(...)Z naszych informacji wynika, że od kilku lat regularnie przyjeżdża po te wyroby obywatel Niemiec. Niewiele o nim wiadomo. Ma na imię Udo, pochodzi ze wschodnich landów, czyli z terenów dawnego NRD. Przyjeżdża dużym mercedesem kombi. Dodajmy, że w jego kraju nie tylko produkcja czy sprzedaż, ale samo posiadanie podobnych pamiątek jest przestępstwem (...)”.

(tutaj możecie przeczytać cały artykuł, a tu posłuchać autora artykułu Marcina Rybaka).

Rzecznik prokuratury Małgorzata Klaus wyjaśniała nam dzisiaj (tutaj możecie posłuchać jej wypowiedzi), że sprawa nie jest prosta. Producentowi nazistowskich gadżetów trzeba udowodnić, że propaguje faszyzm. Jeżeli robi to tylko dla zysku - zarzutów nie będzie.
Podczas rewizji ABW zabezpieczyła kilka kilogramów różnego rodzaju znaczków i odznaczeń. Może też tak się stać, że firma upadnie, a za kilka – kilkanaście miesięcy śledztwo zostanie umorzone. Niedawno mieliśmy do czynienia z podobną sprawą dotyczącą wydania Mein Kampf. Wydawca został oskarżony o złamanie praw autorskich Bawarii (region nie wydaje nikomu zgody na publikowanie książki Hitlera). Marek S. z wydawnictwa XXL został uznany za winnego, ale wymierzenie kary zawieszono. Sąd jednak ten wyrok uchylił i proces będzie toczył się na nowo.

Wracając do nazistowskich medali. Oczywiście można uznać, że kolekcjonerzy mają prawo zbierać co chcą. Rzeczywiście: trudno zabronić komuś kolekcjonowania zabytkowych przedmiotów. Ale takie zbiory chyba jednak powinny się opierać na oryginałach, a nie masowo produkowanych podróbkach, które dodatkowo hurtowo sprzedaje się do Niemiec.... Jak widać wielki świat podróbek zdominował również wielbicieli pamiątek po faszyzmie.

Etykiety: , , , , , , ,