31.10.09

Zbigniew Chlebowski rozpoczyna kontratak

Kilka tygodni czekaliśmy na to by Zbigniew Chlebowski odpowiedział na stawiane mu zarzuty i wyjaśnił swoją rolę w tzw. aferze hazardowej. Dzisiaj wywiad z byłym przewodniczącym klubu parlamentarnego Platformy Obywatelskiej publikuje dziennik Polska.

Z Chlebowskim rozmawiają Anita Werner i Paweł Siennicki. Rozpoczynają z "grubej rury". Pytają o to ile razy polityk PO płakał ostatnio i czy chciał popełnić samobójstwo. Taaak. Myślę, że to najważniejsze pytania. I otrzymują ważne odpowiedzi:
"Tyle razy, ile przez ostatni miesiąc, to jeszcze nigdy w życiu nie płakałem".
"
Tak, miałem takie myśli" - to na pytanie o myśli o samobójstwie.

Zresztą taki jest tytuł wywiadu "Tak, myślałem o samobójstwie".
Poruszeni tymi wyznaniami czytelnicy zapewne mniejszą wagę przyłożą już do prób wyjaśnienia roli Zbigniewa Chlebowskiego w tzw. aferze hazardowej. I nie będą zwracać uwagi na nieścisłości. A jak już padło pytanie na temat spotkania polityka PO z Ryszardem Sobiesiakiem - biznesmenem z branży hazardowej na cmentarzu to słyszymy znowu chwytającą za serce opowieść o pochowanej siostrze i częstych wizytach na jej grobie:
"Tam jest pochowana moja siostra, która tragicznie zginęła 8 lat temu w wieku 35 lat. Jestem na tym cmentarzu przynajmniej raz w tygodniu. Obok mieszka mój szwagier i jego dwóch synów, jestem ojcem chrzestnym jednego z nich. Powiedziałem do Sobiesiaka: chodź się przejdziemy, a ja przy okazji będę na grobie u siostry".

I jak szczerze współczuję Chlebowskiemu śmierci siostry, o tyle dziwi mnie, że umawia się na spotkanie na cmentarzu z osobą, o której chwilę wcześniej mówił, że uwierała go znajomość z nią, że zabrakło mu asertywności aby powiedzieć jej, że nie chce z nią gadać, że do dzisiaj tego żałuje.
Ja bym takiej osoby nie zabrał na grób mojej mamy, ale cóż, widocznie inne standardy.

Ale Zbigniew Chlebowski nie tylko się tłumaczy. Wyjawia, że z Ryszardem Sobiesiakiem spotykali się także Ryszard Czarnecki i Jerzy Szmajdziński. Broni też Grzegorza Schetyny. Mówi również do kogo ma pretensje:
"Do tych, którzy nie potrafią się wytłumaczyć ze swojej kampanii wyborczej, z tego, co się stało z ich majątkiem, do tych, którzy nie potrafią się wytłumaczyć, dlaczego uczelnia zalegała z ogromnymi sumami płatności za czynsz, bo takie osoby wydają dziś na mnie wyrok".
Nie chce jednak wymienić nazwisk, choć trudno nie domyślić się, że chodzi o jego partyjnych
kolegów Janusza Palikota i Jarosława Gowina, którzy publicznie go krytykowali.
Możemy się więc spodziewać wkrótce reakcji i tych osób.

A to dopiero początek ofensywy Zbigniewa Chlebowskiego - TVN24 już zapowiada na poniedziałek jego wizytę u Moniki Olejnik.

Ciekawe kiedy do życia publicznego wróci Mirosław Drzewiecki.
Ostatnio głośno było o nim jedynie przy okazji rzekomego zawału. W czwartek rano media obiegła bzdurna informacja o ciężkim stanie w jakim się znajduje w szpitalu na Florydzie (czyżby naprawdę były minister sportu jest w USA? Bo podobno widziano go w Polsce...). Informacja pochodziła od innego polityka PO - posła Andrzeja Biernata, który później sam swoje wiadomości dementował. Ale dzięki tym "sensacjom" na chwile zostały "przykryte" inne ważne doniesienia - o umorzeniu śledztwa ws. rzekomego przecieku w aferze gruntowej, a zaraz potem o postawieniu zarzutów byłemu szefowi ABW Witoldowi Marczukowi ws. samobójstwa Barbary Blidy. `

Etykiety: , , , , , , , ,

4.10.09

Jak Rosół zimowe ferie w Zieleńcu spędzał

Marcin Rosół szef gabinetu politycznego ministra sportu spędził tegoroczne ferie zimowe w ośrodku "Szarotka" należącym do Ryszarda Sobiesiaka w Zieleńcu. Sama ta informacja nie byłaby żadnym hitem. Jednak w kontekście ostatnich informacji ujawnionych z podsłuchów układa się w pewną całość.

Marcin Rosół zapewnia, że zapłacił za pobyt w "Szarotce". Dowodu jednak na to nie ma. Oto co powiedział RMF FM:
"Nie mam w zwyczaju brać paragonów i faktur, bo nawet tego nie rozliczam. Nie jest mi to potrzebne do rozliczenia, bo nie mam firmy. Na co miałbym wziąć fakturę? Na ministerstwo? To dopiero byłby skandal".

O sprawie lobbingu dwóch biznesmenów, m.in. Ryszarda Sobiesiaka z Wrocławia ws. nowelizacji ustawy o grach mówi się o czwartku (czytaj tutaj). Z ujawnionych przesz Rzeczpospolitą materiałów wynika, że na kształt ustawy mieli wpływać minister sportu Mirosław Drzewiecki i ówczesny jeszcze szef klubu parlamentarnego PO Zbigniew Chlebowski. Co prawda minister sprawiedliwości jeszcze tego samego dnia orzekł, że obaj jego partyjni koledzy są niewinni (czytaj tutaj) ale o sprawie było coraz głośniej. Tym bardziej, że jak ujawniły Radio Wrocław i 5 Władza - Zbigniew Sobiesiak był prawomocnie karany za korupcję (czytaj tutaj i tutaj) przy staraniu się o dotację unijną na budowę swojego ośrodka narciarskiego w Zieleńcu. To właśnie tam miał spędzać zimowy urlop Marcin Rosół, który jak ujawniała Rzeczpospolita, załatwiał na zlecenie swojego szefa, pracę w Totalizatorze Sportowym córce Zbigniewa Sobiesiaka.

Marcin Rosół to zresztą ciekawa postać. Odszedł z Platformy Obywatelskiej w 2006 roku po tym jak Newsweek napisał, że wraz z kolegą Rosół wyprowadzał pieniądze z PO. Grzegorz Schetyna pytany wczoraj przeze mnie czy nie dziwi go, że Rosół wrócił do polityki jako doradca ministra sportu wyjaśnił, że śledztwo prokuratury w tej sprawie zostało umorzone, a sam Rosół wygrał w sądzie z piszącym o nim dziennikarzem.

Czytaj co Kataryna pisze o sprawie lobbingu ws. ustawy.

Etykiety: , , , , , , ,

10.9.09

Sąd Najwyższy: Braun musi przeprosić! Braun: nie przeproszę!

To był kwiecień 2007 roku. Grzegorz Braun uczestniczył w porannym programie publicystycznym Kontra z Leszkiem Budrewiczem w Polskim Radiu Wrocław. Pamiętam to jak dziś. Miałem wtedy dyżur dziennikowy...

Tuż przed 8.00, gdy program już się kończył Grzegorz Braun - wrocławski publicysta, reżyser i dokumentalista - rzucił do mikrofonu, że profesor Jan Miodek był w latach 80. "informatorem policji politycznej" i wybiegł ze studia. Zaskoczony Budrewicz i prowadzący program Filip Marczyński zamarli. Nikt nawet nie zdążył zadać Braunowi pytania. Nie udało się go też dogonić na radiowym korytarzu. W naszym newsroomie zawrzało. Wycięty dźwięk czekał na emisję w serwisie o 8.00. W czasie dziennika błyskawiczne ustalenia. Decyzja - nie puszczamy. Czekamy na komentarz Jana Miodka i komentarz szefa wrocławskiego IPN Włodzimierza Suleji. Ale po kilku, kilkunastu minutach dzwonią przedstawiciele wszystkich wrocławskich mediów. Pytają czy to prawda. Potwierdzamy. Zapada decyzja - publikujemy o 9.00. W tym czasie nasza reporterka Ewa Waplak już szuka profesora i nagrywa z nim poruszającą rozmowę. "Rewelacją" żyje już cała Polska.
Robi się jednak coraz większy "kwas". Grzegorz Braun nie chce ujawnić swojego źródła. Ostatecznie Polskie Radio Wrocław zawiesza z publicystą współpracę (czytaj tutaj). Trzeba pamiętać, że to były czasy kiedy sensacje lustracyjne niemal co tydzień wybuchały w różnych mediach.

Grzegorz Braun po kilkunastu dniach Łukaszowi Medekszy mówi: "Jestem posłańcem złej nowiny" (czytaj tutaj)!. Zaraz potem sprawa trafia do sądu (czytaj tutaj). Jesienią 2007 roku Grzegorz Braun nazwany "lustratorem numer 1 we Wrocławiu" (ujawniał też informacje o współpracy z SB Wojciecha Dzieduszyckiego i Henryka Tomaszewskiego) zostaje kandydatem UPR do Senatu (czytaj tutaj), jednak nie wystartował w wyborach z powodu błędów proceduralnych.

Rok po wypowiedzi o profesorze Miodku publicysta znowu oskarża. Tym razem we wrocławskim sądzie Lecha Wałęsę i Grzegorza Schetynę (więcej tutaj), później zresztą z byłym prezydentem spotyka się w sądzie. W lipcu 2008 roku Grzegorz Braun przegrywa proces z Janem Miodkiem (czytaj więcej tutaj), a w październiku tego samego roku wyrok się uprawomocnia (więcej tutaj). W tak zwanym międzyczasie Braun ma kolejne kłopoty - prokuratura oskarża go o poturbowanie policjanta podczas nacjonalistycznego wiecu we Wrocławiu (czytaj tutaj) - proces trwa do tej pory.

Dzisiaj Sąd Najwyższy zajął się kasacją Grzegorza Brauna. Została ona odrzucona. Jedyne co zmieniono to liczbę mediów, w których publicysta musi przeprosić Jana Miodka. Z długiej listy ostały się jedynie Radio Wrocław i Gazeta Wyborcza Wrocław. Zaraz po ogłoszeniu wyroku Grzegorz Braun ogłosił, że nie przeprosi. Czy Jan Miodek zdecyduje się na zamieszczenie przeprosin na koszt Brauna i komornicze dochodzenie zwrotu kosztów? Tego jeszcze nie wiemy.

I jeszcze jedno. Nawet jeżeli Grzegorz Braun miał rację ws. Jana Miodka (bo tego nie możemy wykluczyć) to i tak sposób w jaki poinformował o rzekomej współpracy naraziły go na utratę wiarygodności. Odmówił bowiem ujawnienia swojego źródła... A to zapewne musiało pochodzić ze ściśle tajnego zbioru dokumentów IPN...

p/s Łukasz znalazł w Youtubie zapis spotkania z Grzegorzem Braunem, w którym publicysta mówi gdzie znajdują się informacje o Janie Miodku. W pierwszej części nagrania temat językoznawcy rozpoczyna się po 6 minucie.



Etykiety: , , , , , , , , , , ,

11.8.09

Rząd idzie na wojnę ze związkowcami z KGHM?

Rząd ogłosił dzisiaj, że sprzeda 10 procent akcji KGHM w przyszłym roku. Zamieszanie wokół spółki trwa. Jeszcze niedawno premier Donald Tusk i wicepremier Grzegorz Schetyna zapewniali, że w tej kadencji prywatyzacji Polskiej Miedzi nie będzie.

Dzisiaj związkowcy z KGHM przeprowadzili dwugodzinny strajk ostrzegawczy (więcej na ten temat tutaj). Od kilku dni wspominają o strajku generalnym. Ewentualne decyzje mogą zapaść już jutro. Już wspierają ich związkowcy z Sierpnia 80, którzy zapowiadają pomoc w organizacji strajków poparcia w całej Polsce.

A premier Donald Tusk jest sam sobie winien. Przed wyborami, w czasie kampanii i on i Grzegorz Schetyna zapewniali, że nie dopuszczą do prywatyzacji jednej z najbardziej dochodowych firm w Polsce. Ale w ubiegłym miesiącu niespodziewanie Aleksander Grad minister skarbu niespodziewanie ogłosił, że jednak KGHM może zostać sprywatyzowany. Natychmiast odezwali się Grzegorz Schetyna i Donald Tusk. Obaj zaprzeczyli (czytaj tutaj). Teraz premier zmienia zdanie. Ciekawe, który to już raz...

Tymczasem lekkiego życia nie będzie miał teraz Grzegorz Schetyna, który startował w wyborach z okręgu jeleniogórsko - legnickiego. Tym bardziej, że już dają się mu we znaki kibice piłkarskiego Zagłębia Lubin, którym nie podobają się niektóre decyzje personalne w ich klubie (czytaj tutaj)

Oczywiście pozostaje pytanie czy KGHM powinien zostać sprywatyzowany. Czy firma, która w tym roku przyniosła prawie 3 miliardy złotych zysku powinna trafić w prywatne ręce? Tym bardziej, że jak zwykle dywidendę wydoił ze spółki pozbawiając ją środków na inwestycje sam rząd (czytaj tutaj). Na ten temat wolę się jednak jednoznacznie nie wypowiadać, to zadanie ekonomistów.

Poczytaj co Łukasz pisał o KGHM w czasie rządów PiS.

Etykiety: , , , , , ,

6.8.09

Banderowcy u bram czy zwykły rajd?

"Banderowcy u bram" - tak zatytułował swój dzisiejszy post ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Chodzi o rozpoczęty 1 sierpnia rajd rowerowy dzieci i młodzieży ukraińskiej, śladami Stepana Bandery. Jutro peleton ma przekroczyć granice Polski. Czy to dobry pomysł?

Przeciwko przejazdowi rowerzystów z Ukrainy protestują środowiska Kresowian. Co ciekawe (rajd odbywa się za zgodą polskich władz) jak zauważa ks. Isakowicz-Zaleski w całej sprawie nie wypowiedział się ani minister Radosław Sikorski ani wicepremier Grzegorz Schetyna, a chodzi o to, że przeciwnicy rajdu zauważyli w całym przedsięwzięciu chęć propagowania ukraińskiego nacjonalizmu spod szyldu OUN. Ukraińscy organizatorzy rajdu nie widzą powodów do niepokoju. Trasa przebiega przez miejsca związane z działalnością Stepana Bandery i ma zakończyć się w Monachium, gdzie Bandera został zabity.

Na stronie www.kresy.pl można przeczytać:
Zachodnio-ukraiński portal Zaxid.net odnotowuje dziś, że rajd "wywołuje protesty w kołach polskich patriotów". Portal relacjonuje też wypowiedź jakiej Polskiemu Radiu Rzeszów udzielił dr Stanisław Stępień - dyrektor Południowo Wschodniego Instytutu Naukowego z Przemyśla. Zdaniem Stępnia Polska powinna zakazać wjazdu rowerzystom jeśli ci będą ze sobą wieźli faszystowskie symbole. Tymczasem jak informuje na swoim blogu ks. Isakowicz-Zaleski, powołując się na doniesienia polskich turystów, eskortowana przez milicyjny radiowóz kolumna rowerzystów przejechała dziś przez Lwów. Kolarze trzymali w rękach czerwono-czarne flagi UPA wielkości - jak to kreślono - "drzwi do stodoły". Uczestnicy rajdu jutro mają przekroczyć polską granicę.

Tutaj relacja ze startu rajdu:




A poniżej film o działalności Bandery (raczej nie z polskiej perspektywy):



p/s w piątek MSWiA i MSZ nie zgodziły się na wjazd rajdu Bandery.

Etykiety: , , ,

5.8.09

Sezon ogórkowy. PiS broni kibiców z Lubina

O sprawie w Radiu Wrocław mówiliśmy już w ubiegłym tygodniu. Trzech fanów Zagłębia Lubin zostało zatrzymanych po tym jak trzy dni wcześniej jeden z nowych działaczy klubu był obrażany przez niektórych kibiców. Teraz pisze o tym tygodnik Wprost i dokonało się przebudzenie działaczy PiS.

Dwa tygodnie temu klub Zagłębie Lubin grał sparing ze Śląskiem Wrocław. Kibice obu drużyn nienawidzą się, więc o meczu nie mówiono zbyt głośno. Podczas spotkania część kibiców zwyzywała Dariusza Machińskiego, nowego działacza klubu. Kibice z Lubina nie lubią Machińskiego bo pochodzi z Wrocławia. Dodatkowo jest przez nich kojarzony z Platformą Obywatelską. Zdaniem kibiców PO miała właśnie stworzyć specjalnie dla niego stanowisko "dyrektora zarządzającego, pełnomocnika zarządu ds. rozwoju i sportu"). Chodziło o to aby znaleźć ciepłą posadkę w klubie sponsorowanym przez KGHM.
Tak oto wydarzenia relacjonował portal Lubin.pl:
"Myślisz, że nie wniesiemy tutaj kajaków na murawę na mecz z Wisłą? Zobaczysz jak to jest, jak 10 tysięcy ludzi będzie Cię pozdrawiać – krzyczeli, nawiązując do artykułu prasowego, w którym napisano, że Machiński uciekł z legnickiej Miedzi, kiedy tylko klubowi skończyły się pieniądze i że pływał kajakiem. Prześmiewczy tekst odczytano na głos. Działaczowi zarzucano też, że jest pachołkiem Grzegorza Schetyny, który chce rozpieprzyć lubiński klub, do czego oni, kibice, nigdy nie dopuszczą".

Portal Lubin.pl najpełniej zresztą pisze o tym co się dzieje w tej sprawie.
Wracając do Dariusza Machińskiego. Złożył on w policji zawiadomienie o przestępstwie gróźb karalnych, które mieli do niego kierować kibice. Dzielni funkcjonariusze już dwa dni po tym zatrzymali, przesłuchali i zwolnili do domów (nie stawiając zarzutów) trzech mężczyzn. Dziś tłumaczą, że jako świadków. To ciekawe, bo czy po świadków przyjeżdża się do domu o 6.00 rano?

Interesujące, że w przypadku o wiele poważniejszych zadym zatrzymania nie są takie szybkie. Ale cóż. Skoro często narzekamy, że policja robi coś za wolno, to nie można mieć pretensji, że tym razem zrobiła coś błyskawicznie:-)

Jeszcze w ubiegłym tygodniu KGHM postawił sprawę na ostrzu noża i zagroził, że jak działacz Machiński będzie obrażany to spółka zrezygnuje z wieloletniego sponsorowania klubu. Ciekawe, ciekawe. Oczywiście w władzach spółek KGHM też zasiadają ludzie związani z PO (przeczytaj tutaj artykuł Gazety Wyborczej na ten temat).

W tym tygodniu o całym zdarzeniu napisało Wprost.
Oto fragment:
"Policja zatrzymała w ubiegłym tygodniu dwóch kibiców Zagłębia Lubin. Powód? Naśmiewali się z nowego dyrektora Dariusza Machińskiego, który ma opinię człowieka Grzegorza Schetyny".

PiS wyczuł krew nosem i zorganizował dzisiaj konferencję prasową.
"Pierwszy raz w Polsce się zdarzyło, żeby za żartowanie z kolegi wicepremiera policja zatrzymała kibiców, wyciągając ich z domów. Może to nie były najwyższych lotów żarty, nie wiem, ale jeszcze nie słyszałem o sytuacji, w której za żartowanie z kogoś, nawet na trybunach, na drugi dzień policja o 6 rano zatrzymuje kibiców" - mówił na konferencji prasowej Adam Hoffman, poseł PiS. "To pokazuje, że konieczne jest wyjaśnienie tej sprawy, a jeśli tak jest w rzeczywistości, to mamy do czynienia z patologią" - dodawał.

MSWiA już wydało komunikat w tej sprawie:
"W związku z artykułem zamieszczonym na stronie internetowej www.wprost.pl "Policja przesłuchuje za żarty z kolegi Schetyny" informuję, że Wicepremier, Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji Pan Grzegorz Schetyna nie zajmuje się sprawami piłki nożnej, jak również sprawami poszczególnych klubów sportowych. Nieznana jest mu sprawa opisana w wyżej wymienionym artykule. Z Dyrektorem Zagłębia Lubin Dariuszem Machińskim miał okazjonalny kontakt, kilka miesięcy temu".

Także Wojciech Wybraniec p/o rzecznika dolnośląskiej policji zapewniał dzisiaj, że nie było żadnych politycznych nacisków w tej sprawie, a jedynie czynności procesowe po zawiadomieniu o groźbach karalnych (tu oświadczenie policji).


Etykiety: , , , , , , ,

17.7.09

Kibice walczą o reaktywację Śląska Wrocław

Tego jeszcze nie było. Kibice zmobilizowali się i sami walczą o reaktywację Śląska Wrocław. Zbierają podpisy w realu i w internecie, szukają poparcia znanych osób i w sobotę zamierzają demonstrować we wrocławskim rynku.

O upadku koszykarskiego Śląska Wrocław, jednego z najbardziej utytułowanych klubów w kraju, 17 krotnego mistrza Polski pisałem już nie raz (czytaj tutaj i tutaj). Śląsk wycofany został z rozgrywek przez niejakiego Waldemara Siemińskiego, szefa firmy ochroniarskiej ASCO. Kibice liczyli, że w tym roku uda się zgłosić Śląsk do rozgrywek, ale figę z makiem pokazało miasto (czytaj tutaj). Magistrat najpierw obiecywał 2 miliony złotych wsparcia, ale kiedy pojawił się inwestor, który chciał dać milion, urzędnicy stwierdzili, że z powodu kryzysu nie dadzą nic. Tak to wierzyć w urzędnicze słowo...
Zresztą jak się robi interesy z władzami Wrocławia przekonał się już w ubiegłym roku Zbigniew Drzymała, który chciał przejąć piłkarski Śląsk. Wtedy Rafał Dutkiewicz w ostatniej chwili (teraz mogę powiedzieć na szczęście) wycofał się z transakcji (pisałem o tym tutaj).

Tym razem wymóc reaktywację postanowili sami kibice, związani przede wszystkim z forum Vulcan, skupiającym najwierniejszych fanów Śląska. Założyli stronę Śląsk - reaktywacja i zbierają podpisy. Podpisy są także zbierane w realu. Kibiców poparł Marcin Gortat, który w środę był we Wrocławiu (posłuchać i poczytać możecie o tym tutaj) byli koszykarze Śląska, oraz znani Wrocławianie, m.in. pisarz sf Eugeniusz Dębski, wokalistka Tercetu Egzotycznego - Izabella Skrybant-Dziewiątkowska, a także wicepremier Grzegorz Schetyna (twórca odrodzenia potęgi Śląska, ale i osoba, która doprowadziła klub do upadku, sprzedając spółkę Waldemarowi Siemińskiemu).
Stworzono prawdziwy ruch obywatelski, gdzie wszyscy działają bezinteresownie. Każdy daje i robi co może, ktoś załatwi druk plakatów, ktoś je rozwiesi, jeszcze ktoś inny załatwi podest na demonstrację). To wszystko ma przekonać władze miasta i potencjalnych sponsorów, że we Wrocławiu jest zapotrzebowanie na koszykówkę!
Na pewno prawdziwą swoją siłę kibice Śląska mogą pokazać w sobotę na demonstracji w rynku. Jeżeli przyjdzie ich wielu okażą się realną siłą, z którą trzeba się liczyć. Marna frekwencja może pokazać, że był to tylko słomiany zapał...

p/s było niesamowicie. Mimo oberwania chmury przyszło około 500 osób. Wielkie uznanie dla organizatorów za profesjonalizm, dla kibiców i koszykarzy za przyjście (Radek Hyży przyjechał aż z Tarnowa!!). Z poparciem dla akcji dołączył glina 01 czyli Andrzej Matejuk, a podpisów pod petycją (tych w sieci i realu jest już ponad 7 tys.) Możecie też obejrzeć filmik z tej demonstracji:

Etykiety: , , , , , , , , ,

17.3.09

Premier jak prokurator: Misiak nie złamał prawa, ale w PO już go nie ma...

Po kilku dniach milczenia premier zabrał głos w sprawie ostatnich artykułów prasowych na temat senatora PO Tomasza Misiaka i wicepremiera Waldemara Pawlaka z PSL. Donald Tusk nie owijał w bawełnę i jasno powiedział co sądzi o takich praktykach. Jest jednak małe ale...

No właśnie. Małe ale. Premier podczas konferencji prasowej powiedział, że przez kilka ostatnich dni sprawdzał sprawę Tomasza Misiaka i nie stwierdził złamania prawa. Dlatego nie zawiadomił prokuratury. W mało komfortowej sytuacji postawił tym samym... prokuraturę, do której dzisiaj wpłynęło zawiadomienie o przestępstwie. Złożyło je Stowarzyszenie "Stop Korupcji" - poinformowało Polskie Radio. Ciekawe jak zachowają się teraz śledczy.
No bo przecież skoro sam premier mówi, że nie było przestępstwa... Będzie to na pewno test na niezależność prokuratury, choć oczywiście nie będzie ona pewnie stawiać zarzutów na siłę by udowodnić swoją niezależność. Zobaczymy.

Zamieszanie w koalicji rozpoczęło się w ubiegłym tygodniu od artykułu Dziennika o Waldemarze Pawlaku. Można było w nim przeczytać m.in.:
"Wicepremier zbudował wokół siebie towarzysko-biznesowy układ. Zaufani Pawlaka żyją dzięki temu, że mogą uszczknąć trochę publicznego grosza. Czy to przypadek, że spółka 3i - przez ostatnich 5 lat zarządzała nią Iwona Katarzyna Grzymała, konkubina Pawlaka - buduje strażackie strony internetowe, wgrywa oprogramowanie do strażackich komputerów, a nawet prowadzi portiernię w Domu Strażaka?".

Komentowali ten artykuł niemal wszyscy. Oprócz premiera. Donald Tusk nabrał wody w usta i unikał dziennikarzy, co rzadko mu się zdarza. Tłumaczył swoje zachowanie wyjaśniając, że nie chciał zabierać głosu w obu sprawach (także Misiaka) dopóki dobrze ich nie poznał. Ma to zresztą (chyba) sens. Inni stwierdzą, że czekał na to co słupki w sondażach powiedzą.
Jednym z broniących lidera PSL był Tomasz Misiak. W TOK FM i TVN24 przekonywał, że skoro dziennikarze nie podali konkretnych kwot, jakie dzięki zleceniom strażaków zarabiali bliscy wicepremiera, to nie ma o czym mówić. Sugerował, że o nepotyzmie i konflikcie interesów można mówić dopiero od pewnej sumy w górę.

Minęło kilka dni i Gazeta Wyborcza napisała o senatorze PO. Oto fragment:
"Tomasz Misiak, senator i koordynator europarlamentarnej kampanii PO, pracował w Senacie nad stoczniową specustawą. Później firma Work Service, której jest współwłaścicielem, bez przetargu dostała lukratywne zlecenie na realizację tego, co w ustawie zapisano".
I znowu premier milczał.
Dzień po artykule Paweł Piskorski, jeden z założycieli PO pyta na swoim blogu:
"Czyżby tym razem wysokie standardy etycznie nie obowiązywały? A może wpływ na milczenie premiera ma fakt, że jednym z podwykonawców firmy senatora Misiaka jest firma należąca wcześniej do żony wicepremiera Schetyny, a obecnie do szefa klubu koszykarskiego Śląsk Wrocław z czasów kiedy jego właścicielem był obecny wicepremier?".
W mediach znowu wybucha wrzawa. Grzegorz Schetyna zamieszany w aferę? pytają niektórzy dziennikarze. Dzisiaj, już po konferencji premiera, Piskorski kontynuuje:
"Nie mam jednak wątpliwości, że został on poświęcony na ołtarzu medialnej afery i możliwości dalszych powiązań jego firmy z innymi czołowymi politykami Platformy. Dowodem tego były niezwykle nerwowe reakcje polityków PO na powiązania firmy byłego już senatora PO z firmą należącą wcześniej do żony sekretarza generalnego PO Grzegorza Schetyny".
A Zbigniew Ziobro mówi:
"Schetyna jest, niestety, taką ciemną postacią, nie chcę powiedzieć szarą eminencją, ale ciemną postacią tego rządu. To jest człowiek, o którym mówi się, że odpowiada za wszystkie takie ciemne sprawki, które są związane m.in. z nadużywaniem władzy, nadużywaniem służb specjalnych przeciwko opozycji".

No ale zostawmy Grzegorza Schetynę, a wróćmy do Tomasza Misiaka. Michał Syska na portalu DolnyŚląsk24 przypomina artykuł Trybuny sprzed czterech lat o obecnym senatorze PO.
Na ciekawy komentarz pod artykułem o Misiaku na portalu Wyborczej zwracają uwagę koledzy z blogu "Na zapleczu":
"Byłem kiedyś nawet w zarządzie krajowym KLD z racji funkcji we władzach wojewódzkich tej partii. (...) Nie napisałem jeszcze jak to zgodnie z zaleceniem władz partii fałszowaliśmy podpisy na listach wyborczych korzystając z bazy danych osobowych z Urzędu Wojewódzkiego.To było działanie na wielką skalę. I zwykłe przestępstwo. (...)".
I sugerują, że powinna zająć się tym prokuratura.

Oczywiście w czasie dyskusji na temat Waldemara Pawlaka i Tomasza Misiaka jednym z czołowych ich obrońców był Stefan Niesiołowski. Muszę przyznać, że polityk ten stracił już kompletnie kontakt z rzeczywistością. Zatracił się w nienawiści do PiS. Jego wystąpienie w niedzielnym programie TVN:"Kawa na ławę" były żenujące. Dzisiaj po konferencji Tuska i ostrych słowach wobec bohaterów obu artykułów mówił więc zakłopotany:
"To bardzo mocna decyzja. No ale co ja mogę powiedzieć. To premier jest szefem partii".
No ale postawa Stefana Niesiołowskiego to temat na osobny wpis. Moim zdaniem nie jest to już wiarygodny polityk, którego dziennikarze powinni zapraszać do dyskusji i pytać o komentarze. Świetnie to zobrazował w swoim wpisie na DolnyŚląsk24 Rybitzky.

Kończąc temat Tomasza Misiaka. Cóż było trochę zamieszania, senatora z partii wyrzucono, a raczej sam wyprzedził decyzję i złożył rezygnację. Szybko wszyscy zapomną. Większy problem jest z Waldemarem Pawlakiem. Premier tak oto skomentował doniesienia Dziennika o swoim wicepremierze:
"Uważam, że sytuacja opisana w odniesieniu do wicepremiera Pawlaka jest poza standardami, które chciałbym krzewić w życiu publicznym. Na pewno jeśli chodzi o Platformę Obywatelską uznałbym taką sytuację za naruszenie standardów".

Czy to nie wywoła zgrzytu w koalicji ze strony PSL? Sam premier zapewniał:
"Nie mamy obaj wątpliwości, że koalicja PO-PSL - nie idealna, ale optymalna - powinna dalej pracować i nie ma, w mojej ocenie, dzisiaj takich spraw między PO i PSL, które by stawiały znak zapytania nad sensem współpracy koalicyjnej".
No cóż wcześniej o tym, że PiS nie miał innego wyboru niż koalicja z LPR i Samoobroną mówił Jarosław Kaczyński.

I na koniec jeszcze rzecz, która najbardziej mnie poruszyła podczas konferencji Donalda Tuska. Wcześniej nie czytałem o tym i informacja, że prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz Waltz przyznała swoim urzędnikom 58 milionów złotych premii spowodowała, że szlag mnie trafił! To jest ta idea taniego państwa Platformy Obywatelskiej?? Dla kogo taniego?

Etykiety: , , , , , , , , , , ,

6.3.09

Edward Zalewski prokuratorem krajowym

O tym, że Edward Zalewski ma zostać szefem Prokuratury Krajowej media pisały już od kilku tygodni. Wiadomo jednak było, że zwolennikiem tej kandydatury nie jest nowy minister sprawiedliwości Andrzej Czuma.

Najwyraźniej jednak przeważyły wpływy Grzegorza Schetyny, szefa MSWiA, który pochodzi - podobnie jak Edward Zalewski - z Dolnego Śląska - pisze "Rzeczpospolita". Dzień wcześniej pisała o tym także "Gazeta Wyborcza". Te domysły nie muszą być błędne. Przypomnę, że wcześniej szefem polskich policjantów został pochodzący z Wrocławia generał Andrzej Matejuk (pisałem o nim m.in. tutaj).

Z niektórych wypowiedzi polityków i doniesień medialnych wynika, że Edward Zalewski jest głównym śledczym walczącym z korupcją w polskim futbolu. Niektórzy tworzą już fikcję i podają brednie. Na przykład? Proszę bardzo - TVN24 w piątek doniósł:

"To podczas pracy Zalewskiego we wrocławskiej Prokuraturze Krajowej przed sądem postawiono Ryszarda F., pseud. Fryzjer - domniemanego organizatora całego procederu ustawiania meczów w polskich ligach w latach 2003-05".

To oczywista nieprawda. Akt oskarżenia w tej sprawie trafił do sądu jeszcze za rządów PiS, a na konferencję prasową przy tej okazji przyjechał do Wrocławia ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Zresztą i ten polityk nie jest bez winy w przypisywaniu sobie zasług w tym śledztwie. Pisałem o tym w swoim blogu Piłkarskamafia. Polityk PiS raczył nie pamiętać bowiem, że śledztwo w tej sprawie rozpoczęło się nie za jego ministrowania, a za czasów SLD.

Ale wracając do Edwarda Zalewskiego. Szef gabinetu politycznego premiera Sławomir Nowak mówił w TVN24: "To jest bardzo dobry prokurator, z dużymi osiągnięciami, jeśli chodzi o ściganie mafii piłkarskiej. I myślę, że to jest taka rekomendacja, która otwiera mu drzwi do naprawdę poważnych urzędów w państwie".

Dzisiaj wrocławscy dziennikarze podczas porannej debaty w Radiu Wrocław alarmowali: co dalej ze śledztwem w sprawie korupcji w polskim futbolu, prokurator Edward Zalewski wykonywał tytaniczną pracę!

Oczywiście nie chcę umniejszać dokonań prokuratora Edwarda Zalewskiego. Ale śledztwo w tej sprawie prowadzą od kilku lat prokuratorzy: Krzysztof Grzeszczak i Robert Tomankiewicz, a od niedawna także ich nowy kolega z Legnicy. Całe to śledztwo to zasługa przede wszystkim tych dwóch pierwszych panów, a także funkcjonariuszy policji i CBA (o ich konflikcie pisałem niegdyś tutaj). Przez ostatni rok Edward Zalewski stał się medialną twarzą śledztwa (i wywiązywał się z tej roli znakomicie, będąc dostępny dla dziennikarzy niemal całą dobę) i osobą, która je nadzorowała. To on zwiększył liczbę prokuratorów i policjantów zajmujących się sprawą.

Wychwalając więc nowego prokuratora krajowego pamiętajmy, kto stoi na pierwszym froncie walki z korupcją w polskim futbolu. Edward Zalewski będąc w mediach "twarzą" tego śledztwa pozostawił w cieniu inne sprawy, na temat których już tak chętnie nie udzielał informacji. A toczy się naprawdę kilka bardzo ciekawych śledztw w Prokuraturze Krajowej we Wrocławiu.

Edward Zalewski nie był zwolennikiem likwidacji wydziałów przestępczości zorganizowanej Prokuratury Krajowej i przeniesienia ich do Prokuratur Apelacyjnych (jak było w przeszłości). "Gazecie Wyborczej" mówił m.in.:

"(...) podlegały bezpośrednio pod biuro ds. zwalczania przestępczości zorganizowanej w Prokuraturze Krajowej, dlatego były wolne od wpływów lokalnych. Teraz np. naczelnik wydziału pz decyduje, jakie śledztwa prowadzi jego wydział, kogo zatrudniam itp. Jeśli to się zmieni, to merytoryczny interes wydziałów "pezet" może zostać podporządkowany interesom lokalnych prokuratur, a te nie zawsze są zbieżne".


Ciekawe, czy teraz jako prokurator krajowy będzie starał się wycofać z tego pomysłu, który już 1 kwietnia (i to nie żart) stanie się rzeczywistością.

I jeszcze jedno. Starsi dziennikarze pamiętają zapewne, że Edward Zalewski oskarżał w sprawie pacyfikacji manifestacji solidarnościowej w Lubinie w 1982 r. (więcej na ten temat czytaj tutaj). Udało mu się doprowadzić do skazania trzech byłych oficerów MO i ZOMO, a jego mowy końcowe w tych procesach (bo było ich kilka) zapadały na długo w pamięci.

W poniedziałek po południu Edward Zalewski odebrał od premiera nominację.

PS o korupcji w polskim futbolu możecie czytać tutaj.

Etykiety: , , , , , , , , , , , ,

12.1.09

Jerzy Owsiak kontra Grzegorz Schetyna ?

Nieporozumienie czy dziwna rozgrywka? Grzegorz Schetyna zapowiada, że MSWiA skontrolują jak WOŚP wydaje pieniądze. Jerzy Owsiak odpowiada: ta wypowiedź jest karygodna.

Dzisiaj od rana komentowano w mediach wyniki 17 finału WOŚP. Wiadomo już było, że zapewne będzie rekordowa kwota. Niespodziewanie PAP nadał z Legnicy depeszę z wypowiedzią wicepremiera Grzegorza Schetyny. Oto fragment tej informacji:
"Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji (MSWiA) będzie pilnowało wszystkich procedur przekazywania szpitalom i przychodniom pieniędzy zebranych w czasie XVII Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy - zapowiedział w poniedziałek w Legnicy wicepremier i minister MSWiA Grzegorz Schetyna. Jak podkreślił wicepremier, osobom, które przekazały pieniądze na WOŚP, trzeba dać gwarancję, że ich datki zostaną rozdysponowane zgodnie z prawem".

Później jednak wicepremier dodał: "Bardzo intensywnie uzgadnialiśmy z Fundacją Jurka Owsiaka formuły i procedury przekazywania pieniędzy. Wszystko było w porządku i dalej będziemy to robić".

Kilka godzin później Jerzy Owsiak miał konferencję prasową (tu jej zapis). Komentował m.in. wypowiedź wicepremiera:
"(...) z lekkim zdziwieniem przyjąłem dzisiejsze oświadczenie pana wicepremiera Schetyny, który napisał - skontrolujemy WOŚP (...) Panie wiceministrze, niech pan skontroluje swoich urzędników w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji. Ich idiotyczne traktowanie przepisów wypacza wszystko, wypacza całą ideę wolontariatu i zbierania pieniędzy. Czy ja mam pana prosić, żeby pan skontrolował wydatki rządu na różne rzeczy? Napisał pan rzecz, która jest po prostu karygodna".

Wieczorem w TVN24 powiedział, że Grzegorz Schetyna najprawdopodobniej źle sformułował swoje myśli, a chciał powiedzieć coś innego. I rzeczywiście chyba przedstawiciel rządu wypowiedział się niefortunnie. Ale słuchałem całej wypowiedzi i więcej tam było pozytywnych ocen niż negatywnych. Aczkolwiek rozumie Owsiaka, że mógł się zirytować bo ma już za sobą 17 takich finałów, a tu nagle ktoś chce sprawdzić czy wszystko jest okej. Czasami chyba Jerzy Owsiak niepotrzebnie szuka wrogów...

Etykiety: , , , ,

24.9.08

Angela Merkel we Wrocławiu a rząd w Warszawie

Kanclerz Niemiec odbierała dzisiaj we Wrocławiu tytuł doktora honoris causa Politechniki Wrocławskiej. Na spotkanie z kanclerz Niemiec nie przyjechał żaden przedstawiciel rządu i prezydenta RP.

Trochę to dziwna sytuacja. Polsce zależy na dobrych stosunkach z Niemcami, ale do Wrocławia nie pofatygował się żaden z premierów. A przecież we Wrocławiu mieszkają i często tu bywają chociażby Bogdan Zdrojewski czy Grzegorz Schetyna. Z Angelą Merkel spotkał się jedynie prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz, a na uroczystości przemawiał Władysław Bartoszewski. O przebiegu wizyty kanclerz Niemiec we Wrocławiu możecie poczytać tutaj.

Etykiety: , , , , ,

3.9.08

Walka z pseudokibicami - kiedy wreszcie skuteczna ?

Ponad siedmiuset pseudokibiców zatrzymała wczoraj wieczorem policja w Warszawie. Dziś po raz kolejny usłyszeliśmy slogany, jak to rządzący zamierzają walczyć ze stadionowymi bandytami.

Rzeczywiście operacja policji robi wrażenie. Blisko siedemset pięćdziesiąt osób zatrzymanych, przewiezionych do komisariatów, a dziś od rana - przesłuchiwanych. Przypomniała mi ta historia głośne zajścia z ulicy Grabiszyńskiej we Wrocławiu, gdzie w marcu 2003 starło się kilkaset osób. Zatrzymano wówczas dwustu pseudokibiców. Ale zanim policja z całą surowością interweniowała, jedna osoba zginęła, a kilkanaście odniosło rany. Niemal wszyscy z zatrzymanych zostali ukarani, orzeczono wobec nich zakazy stadionowe. Większość dobrowolnie poddała się karze. Ci, którzy tego nie zrobili zostali uniewinnieni. Okazało się bowiem, że – zdaniem sądu - nie ma na ich winę żadnych dowodów. Pytanie: co by było, gdyby wszyscy wówczas zatrzymani sądzeni byli w normalnym trybie? Czy byliby uniewinnieni? Wtedy także mówiło się wiele o tym, że karać należy z całą surowością i sankcjonować zakazy stadionowe. Mówiło się... W maju tego roku interwencja policji we Wrocławiu nie była już tak udana. Spośród dwustu, uczestniczących w awanturze z ochroniarzami i policją osób, zatrzymano zaledwie… osiem. Do tej pory liczba ta wzrosła do zaledwie dwudziestu kilku... Reszta pozostała bezkarna. Na zarzuty Gazety Wrocławskiej, że nie ma odpowiedniego prawa, odpowiadał wówczas wicepremier Grzegorz Schetyna. Proponował m.in.:

To, co dziś w ustawie o bezpieczeństwie imprez masowych jest wykroczeniem, powinno być przestępstwem. Chociaż policjanci uważają, że nazwa nie ma tu większego znaczenia. Najważniejsze, by kara była nieuchronna. Zastanawiamy się nad wprowadzeniem kar za inne wykroczenia, np. za samo zasłanianie twarzy szalikiem czy kapturem w trakcie meczu. Stadiony będą wyposażone w lepszy monitoring. Tak, by bez trudu można było rozpoznać kogoś, kto łamie prawo. Wprowadzimy osobiste karty wstępu na stadiony, które będzie musiał mieć każdy kibic. Przy wejściu na stadion znajdą się czytniki. Dzięki temu nie będzie problemu w egzekwowaniu tzw. zakazów stadionowych.

Do tej pory nic się nie zmieniło. Dziś Grzegorz Schetyna znowu grzmi:

Gwarancją bezpieczeństwa w czasie meczów może być tylko wyrzucenie bandytów ze stadionów sportowych. Sposobem na to ma być wprowadzenie wobec zatrzymanych tak zwanego "zakazu stadionowego". W czasie meczu musieliby się oni stawiać na komisariacie policji.

Ale to oczywiście nie tylko wina polityka PO. Od 2003 roku i bulwersującej zadymy we Wrocławiu - nic się niemal nie zmieniło. Oprócz zmiany kilku rządów. Każdy kolejny - przy okazji awantur stadionowych – zapowiadał sankcje, groził, ostrzegał i zapewniał...

Tymczasem prawa nie trzeba zmieniać całkowicie. Wystarczy skutecznie egzekwować to, które jest. Wystarczy, by policja wzywała osoby mające zakazy stadionowe. A jak na razie nikt tego nie robi. Tymczasem wicepremier Schetyna chce, by zakazy takie wprowadzono w całej Europie… Panie Ministrze, a może w pierwszej kolejności należałoby postarać się, by były one egzekwowane chociaż w Polsce? Europą będą państwo martwić się później. Aż tak często na europejskich stadionach nie gramy… Inna sprawa, że tak skandaliczne awantury, jak ta z udziałem bandytów w szalikach Legii Warszawa w ubiegłym roku w Wilnie – na długo pozostają w pamięci...

Etykiety: , , , , , , ,

10.8.08

"Czyszczenie" prokuratur

Kolejne wybory i zmiany rządów wiążą się oczywiście ze zmianami personalnymi niemal wszędzie . Kolejne ekipy przyzwyczajają nas do kolejnych skoków na stanowiska, już nie tylko w ministerstwach, instytucjach i spółkach skarbu państwa. Nie dziwi już nawet nikogo, że na stanowiskach w klubach sportowych dochodzi do zmian (przykłady to piłkarskie Zagłębie Lubin i zmiana prezesa klubu oraz koszykarski Turów Zgorzelec i także stanowisko prezesa – objął je Piotr Waśniewski – dawny współpracownik Grzegorza Schetyny ze Śląska Wrocław). Oczywiście nikogo nie obchodzą kwalifikacje, działacze kolejnych partii postanawiają się sprawdzić w nowych dla siebie zawodach. Stanowiska obejmują krewni, znajomi czy po prostu koledzy patryjni. Najskuteczniejsze od lat w tym jest PSL.

Ja od dłuższego czasu mam okazję obserwować zmiany w dolnośląskich prokuraturach. Niektóre cieszą inne bulwersują, ale to środowisko jest szczególnie upolitycznione. Szczególnie kuriozalna była ostatnio historia stanowiska szefa prokuratury apelacyjnej. Nominowany przez PiS Mieczysław Śledź, młody, zdolny, sprawdzony w zwalczaniu przestępczości zorganizowanej prokurator podpadł szybko swoim zwierzchnikom i po roku został w lutym 2007 roku zdymisjonowany (o szczegółach czytaj tutaj). Stanowisko stracił także jego zastępca Waldemar Kawalec. Powodem dymisji był oficjalnie konflikt z podległymi mu prokuratorami (rzeczywiście próbował zdymisjonować prokuratora okręgowego we Wrocławiu Janusza Jarocha, który jest bratem ówczesnego senatora PiS). Nieoficjalnie jednak mówi się, że Śledź podpadł dwoma prowadzonymi w jego prokuraturze śledztwami – dotyczącymi Bestcomu (poznańskiej firmy komputerowej, w której obronę zaangażował się Nasz Dziennik) oraz finansowaniu LPR-u (ówczesnego współkoalicjanta PiS).
Oczywiście nie przysporzyły mu zwolenników też szybkie zmiany personalne na najważniejszych stanowiskach w dolnośląskich prokuraturach, czym przysporzył sobie wielu wrogów.
Stanowisko wrocławskiego prokuratora apelacyjnego zyskał Robert Hernand, spadochroniarz z Gliwic. Nie znalazł by się chyba nikt na Dolnym Śląsku kto by powiedział o nim coś dobrego. „Zasłynął” m.in. odwołaniem przebywającego na zwolnieniu lekarskim szefa opolskiej „okręgówki” Józefa Niekrawca. Sam też został odwołany po wyborach i zmianie na stanowisku ministra sprawiedliwości. Nowy rząd od razu zapowiadał bowiem, że będą zmiany w prokuraturach, które prowadziły tzw. śledztw polityczne. Wtedy jednak chyba nie spodziewałem się , że będzie „czyszczenie do spodu”. Szybko zdymisjonowany szef wydziału do zwalczania przestępczości zorganizowanej Marek Kuczyński został dodatkowo wyrzucony z W11 i przeniesiony do wydziału sądowego, jego starania o pracę w wydziale śledczym zostały zignorowane. Był to jeden z najlepszych śledczych jakich poznałem w czasie swojej pracy. Nikt nie stanął w jego obronie. Przychylny komentarz napisał jedyni Marcin Rybak w (Polska The Times) Gazecie Wrocławskiej. Teraz pracę w tzw. pezetach traci sam Śledź. Także on nie dostał szansy pracy przy śledztwach i trafia do „sądówki”. O stanowisko może się obawiać Krzysztof Schwartz, rzecznik dwóch były prokuratorów apelacyjnych. Także on jest postrzegany jako człowiek byłej władzy. Stanowisko traci też szef Prokuratury Okręgowej w Świdnicy, także uważany za dobrego prokuratora (prowadził m.in. śledztwo ws. zabójstwa 9 letniego Sebastiana w Boguszowie Gorcach). To spowodowało, że podlegli mu prokuratorzy napisali oficjalny list protestacyjny do ministerstwa, wyrażając niepokój o sytuację w polskich prokuraturach.

A zmiany idą dalej, o wielu z nich nie mówi się wcale. Fachowców zastępują swoi, bo przecież liczą się „mierni, bierni ale wierni”, a po kolejnych wyborach kolejne zmiany ...

Etykiety: , , , , , , , , , , , ,