Dokładnie 15 maja (czwartek niestety , więc trzeba coś kombinować z pracą czy szkołą he he) czeka nas cykl „Muzyka młodzieżowa w PRL-u”. Seanse od 11 w Multikinie w Pasażu Grunwaldzki. I tak (za biuletynem IPN):
Filmy reklamowe promujące Dolny Śląsk są beznadziejne - orzekła dziś Gazeta Wyborcza. Zgadzamy się z tą opinią. O nieudanych owocach kampanii reklamowej naszego województwa pisaliśmy już w październiku i grudniu.
Maciej Nowaczyk z wrocławskiego oddziału GW pisze:
Dwa filmy, które mają promować nasze województwo, są tak nudne jak enerdowski film erotyczny. Uczyć powinniśmy się od łodzian, bo o ich mieście zrobiono promocyjne cacko. Dolnośląski Urząd Marszałkowski na ogromną kampanię promocyjną, która potrwa do maja 2008 roku, wyda przeszło 9,5 mln zł. 75 proc. tej sumy to pieniądze unijne, reszta nasze. Nigdy w historii żaden samorząd w Polsce nie miał do wydania tak ogromnej sumy na promocję. Dla porównania: znacznie większe powierzchniowo woj. mazowieckie ma na ten cel 3,4 mln zł, śląskie - 3 mln zł, zachodniopomorskie - niecałe 2 mln zł, a wielkopolskie i małopolskie - niewiele ponad 1,7 mln zł.
W ramach kampanii promocyjnej za pieniądze Urzędu Marszałkowskiego, Fundacja "Łączenie Światów" zrealizowała dwa dwudziestominutowe filmy. Jeden stworzony specjalnie, by przyciągnąć turystów, drugi biznesmenów. Filmy kosztowały 237 tys. zł.
To prawda. Dolny Śląsk miał niespotykaną do tej pory szansę aby "pokazać się w kraju i w Europie". Miało być kreatywnie i niebanalnie. Jak do tej pory, wyszło raczej średnio. Logotyp, hasło promujące region, billboardy, filmy pozostawiają bardzo wiele do życzenia. Aż dziwne, że przez te wszystkie miesiące od uroczystego startu kampanii (na niecały tydzień przed jesiennymi wyborami do parlamentu) prawie nikt nie komentował produkcji, które są wizytówką naszego regionu oraz powinny spełniać wymogi strategii budowania marki. Tym bardziej, że mamy do czynienia z dość dużym budżetem. Jak będzie wyglądać dalszy etap promocji regionu? Zobaczymy. Na pewno będzie sporo kosztować.
Ten proces śledziło pół Polski. Jakub T. po poszlakowym procesie skazany na podwójne dożywocie. Co ciekawe może jednak wyjść po 12 latach... Sam nie wiem co sądzić o tej sprawie ( o dzisiejszym wyroku poczytajcie tutaj. A tu strona przyjaciół Jakuba) . Sam wiele razy przyglądałem się poszlakowym procesom gdzie wątpliwości było zawsze wiele, ale poszlaki układały się w tzw. ciąg zdarzeń. Kiedy kilka dni temu sąd zgodził się na pokazanie twarzy oskarżonego powiedziałem mojej żonie - będzie wyrok skazujący. Sędzia już wie... Inaczej nie ryzykowałby ujawiania wizerunku oskarżonego. W Polskich sądach niezmiernie rzadko sądy decydują się na takie decyzje. Chyba jedynym który stracił od początku anonimowość we Wrocławiu był słynny seryjny zabójca Krzysztof Gawlik pseudonim Skorpion. Patrzyłem dzisiaj na ten film, na którym rzekomo widać Polaka i uznałem, że ja bym nie uznał takiego dowodu. Nie wypowiadam się co do kodów DNA bo nie znam szczegółów. Generalnie jestem przeciwny ławie przysięgłych, gdzie zwykli ludzie decydują o tym czy ktoś jest winny czy niewinny. Nawet we Wrocławiu słyszałem o przypadku gdzie dwóch ławników przegłosowało sędziego i ten musiał uznać ich decyzję. A to już patologia ...
Co do oceny sprawy Jakuba T. warto jednak chyba poczekać na rozpatrzenie zapowiedzianego już odwołania... Rodzina i przyjaciele nie zaakceptują żadnego wyroku skazującego. Opinia mediów wydaje się też być po stronie Jakuba T.
Ale czy ta sprawa wywołała by takie poruszenie gdyby wydarzyła się w Polsce ?
„Przestraszyłem się. Straszni byli jacyś” – zwierzał się swego czasu Kazik Staszewski, gdy po raz pierwszy w życiu ujrzał i usłyszał Siekierę.
"Wokalista grupy SIEKIERA na scenie w Jarocinie. Szczęśliwie, zamiast tasaka dzierży w dłoni mikrofon" – głosił z kolei podpis towarzyszący zdjęciu wokalisty zespołu na okładce magazynu „Non Stop” w 1984 r.
Taka właśnie była kiedyś opinia o Siekierze: że jest to zespół, który naprawdę potrafi przerazić.
Zresztą po co o tym pisać, wystarczy ich posłuchać. Albo chociaż wyobrazić sobie wywrzeszczane potężnym głosem w szybkim tempie takie oto słowa:
„Przyszli rano zabić skuć / Czterech karłów byk bez nóg / Stara koniec szkoda słów // Z kopa zaraz poszły drzwi / Ryży karzeł szczerzy kły / Stara koniec z tobą już // To jest nasza wojna rżnij / Nie ma żywych nie ma sił / Trzeba ruszać trzeba iść // Kierunek atak / Kierunek atak / Kierunek atak” („Kierunek atak”).
A jednak twórczości tego zespołu nie da się zbyć banalnym stwierdzeniem typu „Siekiera była jedną z najbrutalniejszych kapel w dziejach polskiego rocka”. Wszak brutalnych kapel było i jest wiele. Na tym zresztą polega specyfika punk rocka czy ostrzejszych odmian metalu, że gra się twardo, szybko, wywrzaskując mocne słowa.
Na czym zatem polega fenomen Siekiery? Chyba na tym, że – po pierwsze – w swoim eksperymencie z brutalnością doszła do końca, do skrajności (można rzec, że krok dalej była już tylko ściana). A zarazem – po drugie – wypracowała własną, posępną, perwersyjnie poetycką formę przekazu. Jakże rzadko zdarza się, by połączenie ostrej muzyki, wrzaskliwego wokalu oraz tekstów o wojnie i zabijaniu budziło więcej skojarzeń z malarstwem Hieronymusa Boscha czy sztuką ekspresjonistyczną niż z twórczością pokrewnych stylistycznie zespołów punkowych.
„Wojsko idzie całe dnie / Maszeruje i we śnie / Wszędzie błoto śmierć i krew / Wszędzie dzikiej wojny gniew // Front nadchodzi miasto śpi / Będzie dużo ludzkiej krwi / Tańce śmierci tańce złe / Szatan idzie bagnet tnie” („Na wszystkich frontach świata”).
Od niemal ćwierć wieku Siekiera cieszy się statusem legendy niszowego rocka w Polsce. Zapewne wpływ na to ma nie tylko jej twórczość, ale i fakt, że ten pochodzący z Puław zespół działał niezwykle krótko. Ów „brutalny” okres twórczości Siekiery, o którym traktuje niniejszy tekst, trwał tak naprawdę niecały rok (!): od zimy 1983/4 do października 1984 r. W tym czasie kapela zagrała raptem sześć koncertów (z czego pięć między sierpniem a październikiem, a więc w ciągu trzech miesięcy) i nagrała kasetę demo.
Za jedyne zachowane nagranie filmowe pokazujące ówczesną Siekierę uchodzi ten oto klip, pokazany na początku lat 90. w programie Jurka Owsiaka w Telewizji Polskiej (obraz nie zgadza się z dźwiękiem; w każdym razie słychać piosenkę "Między nami dobrze jest"):
W październiku 1984 r. z grupą rozstał się wokalista – Tomasz Budzyński. Siekiera jeszcze przez kilka lat grała dalej, ale całkowicie zmieniła styl – z ostrego punk rocka na zimną falę. Z tego okresu pochodzi znakomity album „Nowa Aleksandria”, tudzież świetny singiel i teledysk „Misiowie Puszyści”.
Dla rozróżnienia obu tych etapów, w subkulturowym slangu przyjęło się mówić o „starej” i „nowej” Siekierze. My skupiamy się na tej pierwszej.
Notabene, po odejściu z Siekiery Budzyński założył istniejącą do dziś Armię. Zespół ten początkowo grał bardzo podobnie do „starej” Siekiery. Pierwsza płyta Armii ma więcej wspólnego ze „starą” Siekierą niż „Nowa Aleksandria”.
Od końca lat 80., co kilka lat pojawiają się plotki o możliwej reaktywacji „starej” Siekiery. Czasem wręcz „mówi się” o przygotowywanej rzekomo studyjnej płycie tego zespołu. To nigdy nie nastąpiło. Acz od kilku lat wyraźnie narasta nostalgia za Siekierą.
Zaczęło się od świetnej strony internetowej o zespole, którą bodaj od końca lat 90. prowadzi Darek Anaszko – jeden z największych znawców twórczości Siekiery. Właśnie stamtąd pochodzą teksty Siekiery, które tu przeklejam. Wszystkie są autoryzowane przez ich twórcę - Tomasza Adamskiego.
W 2000 r. gruchnęła informacja, że w Australii ma ukazać się bootleg ze starymi nagraniami zespołu (podobno nigdy nie został wydany). Później niektóre utwory „starej” Siekiery zaczęła grać na koncertach Armia. Było to o tyle zaskakujące, że w latach 90. jej lider Tomasz Budzyński – po swoim znanym nawróceniu na katolicyzm – publicznie odcinał się od Siekiery uważając ten etap swojej kariery za twórczą i ideową pomyłkę. A jednak nie tylko wrócił do swoich muzycznych korzeni wraz z Armią, ale też w 2004 r. założył kapelę Trupia Czaszka, która była już bezpośrednim nawiązaniem do „starej” Siekiery i nagrała bardzo dobrą płytę w zbliżonej stylistyce.
W ostatnich latach fani Siekiery uaktywniali się w niezwykłych miejscach. Nie tylko w Australii. Oto PiS-owski wojewoda warmińsko-mazurski Adam Supeł oświadczył któregoś razu, że jest wielkim miłośnikiem tego zespołu i chciałby wydać stare nagrania Siekiery.
To też się nie udało.
W końcu jednak nastąpił przełom. Pod koniec stycznia 2008 r., po niemal 25 latach oczekiwania, na muzyczny rynek wchodzi opublikowana w wydawnictwie „W Moich Oczach” płyta „Na wszystkich frontach świata” – pierwsze w dziejach „pełnometrażowe” wydanie piosenek „starej” Siekiery. Znajdziemy na nim demo z 1984 r. i zapisy czterech ówczesnych koncertów.
Oto "Rana kłuta" ("Rana kłuta rana cięta / Rozrąbana cała twarz / Ona leży zadzierzgnięta / Krwawy czas krwawy czas // Uśmiercony gnij uśmiercony gnij / Uśmiercony gnij patrz twoja głowa toczy się // Nie ma ciebie nie ma mnie / Zwłoki płoną całe dnie / Na podwórzu wisi pies / Nie ma ciebie nie ma mnie"):
Dawno temu „stara” Siekiera rozbłysła nagle. Równie szybko zgasła. I wbrew rockowej tradycji, nigdy nie zeszła się z powrotem. Dlaczego? Bo w jej składzie zetknęły się dwie ogromne osobowości, zresztą dwaj imiennicy. Z jednej strony – Tomasz Adamski, autor tekstów, lider zespołu, który całkiem otwarcie deklarował, że życzy sobie, by Siekiera była jego autorską kapelą, w której tylko on rządzi. Z drugiej strony – Tomasz Budzyński, wokalista i tekściarz o ogromnych ambicjach, które zrealizował dopiero w Armii, gdy rozstał się już z Siekierą. Konflikt tych dwóch osobowości okazał się tak duży, że do dziś – mimo upływu niemal 25 lat – Adamski z Budzyńskim nie zeszli się ponownie razem, by cokolwiek wspólnie zdziałać.
„Zrób to zaraz uwierz mi / Weź karabin rozbij drzwi / Tam już czeka każdy z nich / Musisz zabić zniszczyć ich // Wojowniku musisz iść / Wojowniku każę ci / Wojowniku każę ci / Wojowniku zabij ich” („Wojownik”).
„Stara” Siekiera grała ten rodzaj prostego, hałaśliwego punk rocka, jaki dominował w tym nurcie muzycznym w pierwszej połowie lat 80. Największą inspiracją dla zespołu były popularne wówczas wśród punków brytyjskie kapele streetpunkowe – Exploited, GBH czy Anti-Nowhere League. Ale też Discharge – być może najostrzej grająca grupa punkowa w Anglii na początku lat 80. (wpływy Discharge są szczególnie dobrze słyszalne w pierwszych nagraniach Armii). Acz trzeba dodać, że Siekiera była jeszcze bardziej uproszczoną, sprymitywizowaną wersją tej muzyki.
Jednak esencją przekazu Siekiery były jej niezwykłe teksty. Pisane przez Tomasza Adamskiego makabryczne rymowanki o wojnie. Jak choćby ta:
„Już po schodach płynie sobie / Ciepła ludzka krew / Karzeł ciągnie zwłoki kobiet / Lubi damską płeć / Matko moja spójrz przez okno / Wszędzie śmierć i krew / Idzie wojna idzie wojna / Idzie krwawa rzeź // Tam na polu leży głowa / Gnije szczurza pierś / Robol gwałci krokodyla / Małpę gryzie pies / Już się skrada już zabija / Polny wampir gdzieś / Będzie wojna będzie wojna / Będzie krwawa rzeź” („Idzie wojna”).
W połączeniu z potężnym wokalem Budzyńskiego i mocną, ciężką muzyką takie słowa robią piorunujące wrażenie. Ale też niepokoją. Bo jakież przesłanie ma taki tekst?
W tamtym czasie wojna była jednym z głównych tematów wałkowanych przez zespoły punkowe na całym świecie. Wpływ na to miała atmosfera Zimnej Wojny i zbrojeń – zwłaszcza tych atomowych. Oczywiście, punk rock jednoznacznie potępiał i wojnę, i zbrojenia.
Tak też było i w Polsce. Piosenkę „Wojna” grała już na początku lat 80. Brygada Kryzys – pierwszy w naszym kraju punk rockowy zespół, który nagrał i wydał profesjonalną płytę. Później ta tematyka została dodatkowo wzmocniona stanem wojennym. W kraju rządzonym przez generałów sprzeciw wobec wojny i wojska miał dodatkowy, antypaństwowy sens. Każdy punkowiec w Polsce zna słynną frazę „Ja urodziłem się 20 lat po wojnie i nie zastałem tu pokoju”, wykrzykiwaną od głębokich lat 80. przez zespół (nomen omen) Dezerter – najsłynniejszą polską grupę punkową (w pierwszej fazie istnienia działającą pod szyldem SS-20, co też przecież było aluzją do wyścigu zbrojeń). Piosenki o wojnie i wojsku śpiewała chyba każda znana kapela punk rockowa w kraju. Z tego punktu widzenia, Siekiera poruszała ten sam temat, co inni.
Tyle że Siekiera – o dziwo – nie potępiała wojny. W ogóle jej nie oceniała. Można wręcz odnieść wrażenie, że teksty Adamskiego są jej apoteozą.
„Krwawy front trupi swąd nie ma nic / Pali trąd ślepy mord tyfus niszcz / Dajcie krwi dajcie krwi dajcie krwi / Wojsko idź wojsko idź wojsko idź // Trupie sny z bromu łzy kiły wszy / Idziesz ty idziesz ty idziesz ty / Nie masz rąk nie masz nóg nie masz nic / Czapka w krwi bagnet skrzy idź i ty” („Krwawy front”).
Tomasz Adamski mówił w 1985 r.: - Sądzę, że teksty, które pisałem (…) dla Siekiery zostały przespane i chyba tylko nieliczne osoby pojęły je. Nawet niektórzy punkowcy nie wiedzieli, o co chodzi. A wszystkie te teksty to jest fikcja literacka. Dla mnie to jest poezja, w której nie ma żadnych praw ani problemów, wartościowania czy coś jest pozytywne czy nie, moralne czy niemoralne. Punktem wyjścia jest anarchia, która gwarantuje wolność absolutną, bez ograniczeń i skrępowań. To miało działać na zasadzie duchowego uwolnienia aż do granic destrukcji i chodziło o tak dużą ekspresję, która u słuchających wyzwalałaby podobne emocje oczyszczające. Tworzyłem fantastyczne obrazy, trochę tak, jak w malarstwie Boscha, a ich ekspresja pasowała do tego czadu, który graliśmy.
Dorabianie ideologii do agresji? Niekoniecznie. Zwróćmy uwagę, że po rozwiązaniu Siekiery Adamski zajmował się m.in. teatrem eksperymentalnym. Pisał też wiersze (parę z nich ukazało się w latach 90. w „Brulionie”). Z kolei Budzyński nie tylko śpiewa i pisze teksty, ale też maluje.
„Motto: "Nie zabijajcie pierwotnych odruchów; one was wyzwolą" (Manifest artystyczny, T. Adamski, 1983).
Moje teksty mają na celu wyzwolenie pewnych ukrytych pożądań ze zdeformowanej, przez cywilizację świadomości. Twierdzę, że tekst może dotrzeć do słuchacza tylko w stanie ciągłego transu. Jego treść staje się wtedy łącznikiem między człowiekiem a kosmosem. Słowa, przez częste ich powtarzanie, mają wprowadzić słuchacza nawet w taniec”.
I rzeczywiście. Teksty „starej” Siekiery sprawiają wrażenie jakby były elementami jakiegoś jednego, większego utworu. Przewijają się w nich wciąż te same słowa: „wojna”, „śmierć”, „krew”, „zabij” itp. Mają specyficzną rytmikę – Adamski preferuje proste rymy i wyrazy możliwie jak najkrótsze, najlepiej jednosylabowe. Dzięki temu jego piosenki sprawiają czasem wrażenie dziecięcych rymowanek.
„Już się zaczyna / Już się zaczyna / Taniec i ogień / Taniec i ogień / Tam modre oko / Już nas przyzywa / Śmierć i taniec / Śmierć i taniec” („Śmierć i taniec”).
- Siekiera to był trochę taki teatrzyk czarnego humoru – wspominał po latach Budzyński. A w innym miejscu dodawał: - Tekstów wtedy nie pisałem, pisał Tomasz Adamski. Ale bardzo dobrze czułem to, co robiliśmy. Byliśmy wtedy z Adamskim przyjaciółmi, ten sam typ wyobraźni... Chodziło o maksymalną ekspresję. Nie interesowała nas ani polityka, ani jakieś protesty. Chcieliśmy, aby było najmocniej, jak najpotworniej, jak najbrutalniej. No i w sumie chyba udało się... Byłem wtedy o wiele młodszy... Tylko wściekać się i wariować. To mnie obchodziło. Nic innego mnie nie interesowało. Po prostu wydzierać się maksymalnie. I straszyć... Przychodzili do nas punkowcy i mówili: "My tu Dead Kennedys, walka... A wy to co? Wy nie protestujecie?" A mówiliśmy owszem. My również jesteśmy przeciw, ale mamy swój świat. Nie rozumieli...
W tekstach Adamskiego mamy nie tylko odmienianą przez wszystkie przypadki „wojnę” czy „krew”, ale i specyficzne – by tak rzec – obrazowanie. Oto w jednym utworze pojawiają się „cztery karły, byk bez nóg”. W innym – „trupie główki, mysie trutki, samce wrony, stare sromy”. Jeszcze gdzieś indziej mamy „oddział ślepych” i „karły, kundle”. Jest też i taka wizja:
„Krwawi psina łapa sina / Trzeba pomóc suce nieść / Już nadchodzi ruda świnia / Skomli wyje chora jest / Tam za płotem kurzy totem / Dwóch murzynów czuje krew (…) // Ty górniku musisz kopać / Szkielet matki leży gdzieś / Już wybija ta godzina / Chata płonie bryka zwierz / Gospodyni wina piwa / Dajcie wojsku dobrze zjeść” („Piwko dla wojska”).
Taka poetyka nie ma zbyt wiele wspólnego z punk rockowym mainstreamem. Jej źródeł faktycznie należy szukać – jak podpowiada sam Tomasz Adamski – gdzieś indziej. Gdzie? Sam Adamski wskazuje na malarstwo Boscha. I rzeczywiście, postaci z tekstów Siekiery przypominają piekielne wizje znane z niektórych obrazów tego holenderskiego mistrza (patrz obok).
Ale jest i inny trop. Siekiera wykonywała dość dziwny utwór pt. „Marysia”: „Zabij ubij kiedy chcę / I Marysia i ty Burek / Mee… Mee… Mee… / Helu Krzysiu utnij mi / Szczurek Burek gryź i ty / Tyy… Tyy… Tyy…”. Brzmi abstrakcyjnie. Ale może warto zestawić tę piosenkę z obrazem Witkacego „Marysia i Burek na Cejlonie”. Czy zbieżność tytułów jest przypadkowa?
Skoro zaś jesteśmy przy Witkacym, to blisko nam do pojęcia Czystej Formy. Być może jedną z lepszych interpretacji twórczości „starej” Siekiery byłoby nazwanie jej „czystą formą punk rocka”. A więc ekspresją samą w sobie. „Jestem wtedy, kiedy krzyczę” – śpiewał swego czasu punk rockowy Post Regiment. I może o to właśnie chodziło także Siekierze.
Być może więc najbliższych artystycznych krewnych „starej” Siekiery należy szukać wśród ekspresjonistów. Spójrzmy na taką oto pracę niemieckiego ekspresjonisty Otto Dixa - czyż nie mogłyby być okładką płyt Siekiery?
Jest i taki Dix, również "w temacie":
A skoro wojna i „cztery karły, byk bez nóg”, to może i „Guernica” Pabla Picassa?
Tak czy owak, pamiętajmy, że Siekiera nie potępiała wojny. To nie jest twórczość publicystyczna, a czysty krzyk. Dlatego chyba najbliżej jej do praformy współczesnego ekspresjonizmu – czyli do „Krzyku” Edwarda Muncha:
Ciekawe, że po latach zostało odkryte niezwykłe pokrewieństwo między tekstami Adamskiego a wierszamiXVIII-wiecznego poety barokowego, jezuity ks. Józefa Baki (np. „Świetne damy, świat was w ramy / Jeszcze w życiu, w dobrym byciu / Wprawuje, szacuje / Tak wzięte, jak święte // A śmierć ślepa jak szkulepa / Nic nie zważa, nie poważa / Chimera, odziera: / Co złoto, jej błoto”). Ten katolicki barok tak bardzo współgra z poetyką „starej” Siekiery, że kilka lat temu zainspirował Tomasza Budzyńskiego – wszak wierzącego katolika – do stworzenia wspomnianej już wyżej Trupiej Czaszki. Oto, co na ten temat mówił sam Budzyński:
„Zainspirował mnie do tego Grzesiek Górny, redaktor naczelny „Frondy” – wyjaśnia Budzyński. Wpadł na pomysł, by z okazji dziesięciolecia pisma nagrać punkową muzykę do tekstów księdza Józefa Baki. Nie znałem wcześniej tych wierszy. Pożyczył mi je, przeczytałem i bardzo mi się spodobały. Natychmiast zapragnąłem coś z tym zrobić. Te teksty to rewelacja!
Muzyka na Uwagach Józefa Baki [płyta Trupiej Czaszki - ŁM] od razu kojarzy się z najwcześniejszym obliczem Siekiery... Ja Siekierę mam we krwi – śmieje się Tomek. Skoro wziąłem się za robienie kawałków stricte punkowych, to naturalnie wyszły właśnie takie. Poza tym dostrzegam pewną analogię w tekstach. Teksty Siekiery bardzo przypominają wiersze Baki, który przecież żył kilkaset lat temu! To dobre miejsce na pytanie, czy prawdą są pogłoski o reaktywacji legendarnej grupy. Są takie plany, ale ja osobiście wątpię aby się to udało w tym starym składzie...
(...) Na koniec pytanie o dziwną nazwę zespołu. Ta płyta jest o śmierci. Do twórczości Józefa Baki pasuje wyłącznie trupia czaszka".
Warto o tym wszystkim pamiętać, biorąc do ręki długo wyczekiwaną kompaktową edycję punk rockowego materiału Siekiery z 1984 r.
„Czy tu się głowy ścina? / Czy zjedli tu murzyna? / Czy leży tu Madonna? / Czy jest tu jazda konna? // Czy w nocy dobrze śpicie? / Czy śmierci się boicie? / Czy zabił ktoś tokarza? / Czy często się to zdarza? // Siekiera! Siekiera! Siekiera! Siekiera!” („Siekiera”).
Te płyty to jest to na co czekałem od dawien dawna. Wytwórnia W Moich Oczach Sławka Pakosa wydała dwie płyty Siekiery. OLD PUNX NEVER DIE ! pozostaje zakrzyknąć !
Siekiera to kultowy polski zespół punkowy. Niestety nie było mi dane zobaczyć ich w oryginalnym składzie z Tomkiem Budzyńskim. Ale ich nagraniami zachwycałem się przez wiele lat…Kaseta z ich utworami zajmowała honorowe miejsce w mojej kasetotece ! Teraz ukazują się dwie ich płyty – 1984i Na wszystkich frontach świata! Idzie wojna, Wojownik, Atak już nadchodzi, Zabij Ty. To wszystko można sobie posłuchać ! na winylach i na cd ! Tutaj zajrzyjcie na youtube w poszukiwaniu Siekiery!
Szacunek dla Sławka Pakosa ! Pięknych czasów nam doszło do żyć kiedy takie nagrania wracają w (w miarę) dobrej jakości !
A przy okazji skoro jesteśmy przy archiwaliach. Łukasz odnalazł na youtube i sprezentował mi na imieniny wideo ziębickiegoFate. To fragment koncertu w 1993 w WFF we Wrocławiu z Armią. Może jestem tendencyjny, bo tworzyłem ten zespół i długo byłem z nim związany, ale to jedna z najlepszych polskich kapel niezależnych lat 90. Kiedyś będzie na pewno okazja by poświęcić im większy wpis na 5W. A teraz tylko szacuneczek dla Agi, Aśki, Marcina, Czarka, Wojtka, Wiewióra i Mieszka.Przeżyliśmy wiele pięknych chwil razem…
Sprawdziliście już dzisiaj swoje prywatne skrzynki mailowe? Zobaczyliście nową dawkę filmów na YouTube, a może "podrasowaliście" swój profil na MySpace? Jesteście w pracy?
Jak się okazuje ponad 70 proc. badanych przez firmę Gemiusuważa, że korzystanie z internetu w celach prywatnych podczas pracy nie jest niczym złym.
Zdecydowana większość spośród nich (74 proc.) uważa, że korzystanie z internetu w pracy w celach prywatnych nie jest niczym złym, jeśli nie przeszkadza w obowiązkach służbowych. Ponad połowa badanych twierdzi, że jest to potrzebne jako chwila odpoczynku (57 proc.). Zdaniem co drugiego respondenta (50 proc.) korzystanie z internetu w pracy w celach prywatnych jest normalne i wszyscy, którzy mają taką możliwość korzystają w ten sposób z internetu - wynika z badania firmy Gemius.
Ponad 90 proc. pracowników, którzy mają w pracy dostęp do internetu, przyznaje się do korzystania z sieci w celach prywatnych. Zaledwie co piąty badany uważa, że może to wpływać negatywnie na wydajność w pracy. Ale są firmy, w których pracodawcy bezwzględnie blokują dostęp do sieci swoim pracownikom, uniemożliwiając im serfowanie po stronach, które nie wiążą się z ich pracą. Czy to ma sens, skoro dla wielu jest to po prostu niezbędna forma relaksu? Choć zdarzają się wypadki skrajne. Osobiście znałam jedno duże biuro projektowe we Wrocławiu, gdzie przez niefrasobliwe ściąganie filmów porno z Azji doszło kilka lat temu do poważnej awarii serwerów i infekcji wirusowej systemu :) Jak widać rozsądek przydaje się zawsze.
Ile czasu zajmuje wam "prywata w sieci" w godzinach pracy? Czy mieliście z tego powodu kłopoty?
Co prawda 5 W nie bierze udziału w konkursie na bloga roku 2007 ale możecie zagłosować na prywatne bogi jej jej współtwórców - Pat i mój. Tu link na stronę gdzie można zagłosować na Pat.
Prezydent ogłosił żałobę narodową po wczorajszym tragicznym wypadku lotniczym, w którym zginęło 20 żołnierzy. Będzie trwać trzy dni.
To już czwarta żałoba narodowa ogłoszona przez Lecha Kaczyńskiego. Poprzednie ogłaszał po katastrofie polskiego autokaru we Francji, wypadku w kopalni Halemba i podczs targów gołębi w Chorzowie. I znowu powraca pytanie czy po takich zdarzeniach, tragicznych przyznaję, powinno się ogłaszać żałobę w całym kraju i dodatkowo jeszcze trwającą trzy dni (dyskutowaliśmy już o tym po wypadku we Francji). Co sądzicie na ten temat ?
Nie ma ani słowa o tym, że Lenkiewicz kandydował wtedy z listy KPN, co utrudniło pokonanie kontrkandydatów wystawianych przez PZPR (należeli do nich m.in. Gucwińscy, Religa czy prowadząca telewizyjną „Panoramę” Zdzisława Guca), a na wiec po prostu się wepchnął, zamiast zrobić swój.
Żeby „dołożyć do pieca” dodam, że podpis towarzyszący zdjęciu w papierowym wydaniu gazety sugeruje, iż jednym z kandydatów „Solidarności” był „Andrzej Pisz”. To już niech pan Andrzej, który bez wątpienia „Piszem” nie jest, sam sprostuje.
Inny kwiatek. W zamieszczonym w gazecie o nazwie "Polska" życiorysie Marka Petrusewicza, rekordzisty świata w pływaniu, lekarza, członka władz dolnośląskiej "Solidarności", pobitego 13 grudnia 1981 r. - zero o „styropianie”. To tak jakby nie wspomnieć, że Pele grał w filmie, a Vargas Llosa kandydował na prezydenta Peru.
Kim są wymienieni? Królami strzelców, ale strzelców gaf.
Odszkodowania za internowanie - występować czy nie występować ?
1,5 tysiąca złotych odszkodowania za 19 dni internowania w czasie stanu wojennego. Taki jest pierwszy wyrok wrocławskiego sądu w precedensowych procesach.
Stanisław Nowakowski, internowany w 1982 roku chciał 25 tysięcy złotych odszkodowania czyli - maksymum tego co przewiduje ustawa. Sąd uznał jednak, że nie może przyznać mu takiej kwoty bo materialnie na internowaniu nie stracił. Nie zwolniono go bowiem z Elwro gdzie wówczas pracował. No właśnie. Na temat tego czy występować czy nie występować o odszkodowania toczy się gorąca dyskusja. Ustawę przygotowało PiS. Jednak - jak pisała jakiś czas temu prasa- nie zapewniła w budżecie pieniędzy na ten cel. Leszek Budrewicz- znany w latach 80-tych wrocławski opozycjonista (z którym wdałem się dzisiaj w dyskusję na ten temat) - stwierdza, że tym samym komuś trzeba będzie odebrać pieniądze, a przecież nie ma na pielęgniarki czy nauczycieli. Jako argumentu używa też faktu, że wolna RP będzie musiała płacić długi za PRL. On sam nie zamierza sie starać o doszkodowanie. Zwłaszcza, że jak widać z dzisiejszego orzeczenia - może się zdarzyć, że są one żenująco niskie. Budrewicz, którego zdanie niezmiernie cenię, przyznaje jednak jednocześnie, że rozumie tych, którzy są naprawdę w bardzo złej sytuacji finansowej i o takie odszkodowanie będą się starać...
Jak Wy sądzicie - dawni opozycjoniści powinni występować o odszkodowania czy nie ?
Platforma Obywatelska traci, a Prawo i Sprawiedliwość zyskuje. Tak wynika z sondażu przeprowadzonego przez PBS dla Gazety Wyborczej.
PO może się cieszyć 48 proc. poparciem Polaków. To dużo. Jednak mniej niż trzy miesiące temu. Dla odmiany PiS ma powody do radości, bo poparcie dla partii Jarosława Kaczyńskiego wzrosło do 28 proc. (7 proc. więcej niż kwartał temu). Jak widać im dalej od patosu nocy wyborczej tym bardziej Polacy sceptycznie spoglądają na rządzących. Można powiedzieć, że to już nasza polska "tradycja". Inna sprawa: podczas ubiegłorocznej kampanii wyborczej politycy złożyli bardzo wiele obietnic, podbijając tym samym oczekiwania społeczne. Ostatnie miesiące pokazują zaś, że zmian nie da się przeprowadzić w tempie ekspresowym. Nie da, albo z jakiegoś powodu "nie udaje się".
Na pewno dobrym sygnałem dla zwolenników PiS była ostatnia wypowiedź premiera Donalda Tuska o tym, że Mariusz Kamiński, szef CBA pozostanie na swoim dotychczasowym stanowisku. Tusk po prostu nie może odwołać Kamińskiego.
Co zrobi Platforma? Czy PiS odbuduje swoją pozycję i zmieni wizerunek partii? Jak potoczą się śledztwa prowadzone przez CBA? Jak widać polska polityka dostarczy nam jeszcze mnóstwo niebywałych emocji. Choć na cud - w tym kontekście - to chyba jeszcze długo przyjdzie nam czekać:)
Tak jak wczoraj media elektroniczne były pełne informacji o oskarowej nominacji Andrzeja Wajdy, tak dzisiaj reżyser spogląda na nas z okładek niemal wszystkich gazet.
Nie ma wątpliwości, że to film kontrowersyjny. Wielu mówi o nim w superlatywach, inni miażdżąco krytykują. Przypomnę może co pisałem o samym filmie we wrześniu:
Ciężki, przytłaczający film oglądany ze świadomością, że wszystko, co najgorsze, jeszcze przed nami. Ostatnie sceny egzekucji trudno mi opisać. To trzeba zobaczyć. Choć na mnie największe wrażenie zrobiły nie sceny zabijania polskich oficerów, a widok spychacza zasypującego dół z ich ciałami.
Cały wpis możecie przeczytać tutaj. 24 lutego siądę przed telewizorem i będę trzymał kciuki za Andrzeja Wajdę. A Wy co sądzicie. Czy Wajda ma szansę na Oskara ?
Półtora roku temu dwaj młodzi ludzie brutalnie pobili we Wrocławiu dwóch bezdomnych. Jeden z nich zmarł (o tragicznym zdarzeniu czytaj tutaj). Teraz inni bezdomni kręcą film na ten temat.
Reżyserem filmu jest Dariusz Dobrowolski – szef schroniska dla bezdomnych im. Brata Alberta. Muszę przyznać, że podziwiam takich ludzi. Takich, którym jeszcze się chce. Dzisiaj opowiadał mi, że krok po kroku próbuje budować wizerunek ludzi bezdomnych inny niż powszechnie panuje w polskim społeczeństwie. To zresztą nie pierwszy jego film. Zadebiutował obrazem „Sie masz Wiktor”, który można było zobaczyć na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Czasami przeraża mnie gdy widzę jak ludzie tacy jak on napotykają na bezduszność biurokratycznej machiny, tzw. organów państwowych. Tak jak dzisiaj we wrocławskim sądzie gdzie bez zgody rejestrował przebieg procesu oskarżonych o zabójstwo bezdomnego. Reakcja sądu była szybka. Sędzia Mariusz Wiązek nakazał skasowanie nagrania. I trudno mieć pretensje do niego bo takie są przepisy. A i pan Darek nie za bardzo potrafił wyjaśnić dlaczego nagrywa proces… Człowiek , który na co dzień pomaga bezradnym bezdomnym staje się sam bezradny wobec bezdusznego wymiaru sprawiedliwości…
Rozmów z Dariuszem Dobrowolskim i panem Andrzejem bezdomnym, który cudem przeżył brutalny napad będziecie mogli od jutrzejszego poranka posłuchać na stronie http://www.prw.pl/. Polecam.
Inicjatorką akcji jest Jadwiga Tomaszewska, wiceprezes zarządu łódzkiego Związku Nauczycielstwa Polskiego. Sprawę opisał dziś Dziennik Łódzki, a temat podchwycił m.in. portal Agory Gazeta.pl.
Kto grzeszy antysemityzmem i źle wpływa na uczniów? Padają nazwiska Bolesława Prusa i Władysława Reymonta. Dla poparcia swojej tezy, Tomaszewska cytuje fragmenty Lalki i Chłopów gdzie autorzy delikatnie mówiąc przedstawiają Żydów w złym świetle. Co ciekawe w kontekście wyłapywania treści antysemickich pada też inne znane nazwisko... Williama Szekspira. Wiceprezes Jadwiga Tomaszewska oczekuje debaty nauczycieli i literaturoznawców, a żeby zastanowić się czy tego rodzaju literatura nie wpływa na postawy antysemickie polskiej młodzieży... Najciekawsze jest to, że ani Tomaszewska ani nikt inny nie zastanowił się nad tym jaką rzeczywistość i jakie postawy społeczne portretowali wyżej wymienieni pisarze. Poza tym chyba to właśnie na barkach nauczyciela spoczywa rola "przewodnika po świecie lektur" oraz ich interpretacji. Pozostaje pytanie: po co ta cała heca?
Mediatak Dom Prasy Regionalnej jest w likwidacji. Taką decyzję podjęto na Nadzwyczajnym Walnym Zgromadzeniu Wspólników Prasy Regionalnej Mediatak. Stało się to wczoraj - 21 stycznia. To koniec największego domu mediowego zajmującego się prasą regionalną. Można powiedzieć, że przyczynił się do tego jeden z najpoważniejszych udziałowców Mediatak - spółka Polskaprese.
Od wczoraj Mediatak na czas likwidacji ma nowy adres, co ciekawe dziś nie można połączyć się ze stroną internetowądomu mediowego. Koniec Mediatak był tematem, który pojawiał się już nie raz. W chwili gdy Grupa Wydawnicza Polskaprese wydawca dziennika Polska The Times wycofała swoje tytuły z oferty Mediatak i uruchomiła własne biura sprzedaży reklam, przyszłość domu mediowego nie przedstawiała się dobrze. Stąd decyzja o likwidacji.
Czy wydawcy prasy regionalnej są skazani albo może wolą, pozyskiwać reklamodawców na własną rękę? Czy jednak łączenie kolejnych tytułów regionalnych nie pokazuje, że wydawnictwa te coraz mniej mają wspólnego z pojęciem prasy regionalnej?
Żony górników strajkujących w kopalni Budryk przyjechały dzisiaj do Warszawy. Chciały spotkać się z wicepremierem Waldemarem Pawlakiem. Niestety przedstawiciel rządu PO/PSL wybrał spotkanie opłatkowe w Lublinie, a stamtąd pouczył kobiety, że niepotrzebnie jechały do stolicy.
Wszyscy pamiętają jeszcze protest pielęgniarek przed kancelarią premiera Jarosława Kaczyńskiego i sposób załatwienia sprawy. Wysłanie policji przeciwko kobietom walczącym o podwyżki. Wypowiedzi ówcześnie rządzących nie będę przypominał bo chyba każdy je pamięta. Myślałem, że takie sytuacje nauczą czegoś nową ekipę. Rząd – który jak zapowiadał Donald Tusk – miał się kierować miłością. Oczywiście można podchodzić do protestu górników negatywnie lub pozytywnie. Ja tam zawsze uważam, że jak ktoś uważa, że ma źle i ma siły by walczyć o polepszenie swojego życia to powinien to robić. I nikomu nic do tego. Szlag mnie trafia gdy czytam, że górnicy dużo zarabiają i nie należy się im więcej. Spędziłem dzieciństwo w Jastrzębiu Zdroju, mieszkając w górniczym bloku i wiem jak Ci ludzie wyglądają po kilkunastu latach pracy na dole, na jakie choroby cierpią i jak wielu umarło czy zginęło. Oczywiście każdy sobie wybiera pracę i nie musi być górnikiem. Zgoda.
Wracając do Waldemara Pawlaka. Rozumiem, że opłatek był dla niego ważniejszy i dlatego wybrał wyjazd do Lublina. I stamtąd pouczył żony górników:
Rozwiązanie jest na +Budryku+ i te panie doskonale to wiedzą, a cały przyjazd zorganizowali działacze związkowi, którzy teraz dyrygują sytuacją przed ministerstwem. Nie ma powodu ani tam demonstrować, ani wyczekiwać.
Wicepremier podkreślił, że zarządzanie kopalnią "Budryk" z Warszawy to "powrót do czasów PRL".
No cóż nie wiem czy przedstawiciele rządu mają świadomość jakie wzbudzili oczekiwania swoimi obietnicami wyborczymi. Lekarze, pielęgniarki, nauczyciele, kolejarze… Górnicy to nieco inna sprawa. Ale to ich protest wzbudza poparcie w coraz szerszych kręgach. Głosy takich osób jak Ken Loach są szczególnie głośno słyszane…
A wsparcie dla górników zapowiadają już organizacje robotnicze i anarchistyczne. Możecie śledzić ich działania na stronie CIA.
A górnicy to twardzi ludzie. Co będzie jak przyjadą do Warszawy? Czy rząd przywita ich z miłością czy oddziałami prewencji wyposażonej długą broń na gumowe kule i armatki z wodą ??
A sytuację już wykorzystał PiS. Z żonami górników spotkała się żona prezydenta…
Proces „Fryzjera” i 16 innych oskarżonych o korupcję w sporcie tradycyjnie już przynosi wiele ciekawych informacji. Tym razem o dziennikarzach, byłym trenerze kadry i korupcji w Zagłębiu Lubin.
Zaczęło się z grubej rury. Sędzia odczytywał wyjaśnienia złożone przez Ryszarda F. w śledztwie. Wśród osób rzekomo zamieszanych w korupcję w różnych klubach piłkarskich pojawiło się nazwisko Jerzego Engela – wówczas trenera Polonii Warszawa, a później szkoleniowca reprezentacji Polski. Fryzjer jednak szybko wycofał się z tych „rewelacji” i nie potrafił wyjaśnić dlaczego powiedział tak w prokuraturze. Prokurator Robert Tomankiewicz, z którym rozmawiałem po rozprawie nie chciał komentować tych infromacji. Ryszard F. – podejrzany o założenie i kierowanie gangiem działającym w strukturach polskiego futbolu (choć w tym procesie nie ma tych zarzutów) nie omieszkał wspomnieć o dziennikarzach. O poprzednich jego wyjaśnieniach pisałem tutaj. Tym razem mówił o byłym dziennikarzu FaktuD.S., który rzekomo miał chcieć wyłudzić od niego pieniądze w zamian za niepisanie o dolnośląskim działaczu piłkarskim podejrzewanym o molestowanie seksualne sędzi piłkarskiej. Jak mówił Fryzjer – na dziennikarza owego mówiono w środowisku „Szczyna”. Na spotkanie z Fryzjerem miał rzekomo przyjść obwieszony dyktatafonami. Ale czy Fryzjerowi można wierzyć ? W każdym razie takie zarzuty dzisiaj padły. Swoja drogą gdy nagrywałem Fryzjera najpierw sam chciał trzymać sobie mój mikrofon (wyobrażacie sobie reakcję moich szefów gdy widzą w telewizji Fryzjera z mikrofonem i kostką Polskiego Radia Wrocław ? 8-) ) Później pytał się mnie czy pracuję dla Radia Maryja. Dostało się też policjantom – ciekawy jestem czy ich przełożeni będą zadowoleni, że Fryzjer częstował ich ciastkami, kawą i napojami chłodzącymi. Opowiadał także, iż sam swój samochód wprowadzał na lawetę bo policjanci nie dali radę. Dodatkowo dwa czy trzy razy był wyprowadzany z domu bo zawodziła kamera, którą policjanci filmowali przebieg wydarzeń. Tej części wyjaśnień Fryzjera możecie posłuchać tutaj.
Później już z wyjaśnień Mariana D. – byłego szefa OZPN w Katowicach mogliśmy posłuchać (po raz pierwszy) kulisów korupcji w Zagłębiu Lubin, obecnym mistrzu Polski, który zapewne jutro dowie się jaka go kara za „ustawianie” meczów spotka. Marian D. opowiadał, że ówczesny dyrektor klubu Jerzy F. namówił go na ustalanie dla niego nazwisk sędziów, którzy prowadzili spotkania Zagłębia. Za cztery czy pięć takich informacji D. miał dostać klubowe gadżety i dwa tysiące złotych …
Janusz Palikot to jeden z najkontrowersyjniejszych polityków PO. Jego ekscesy – koszulki (Jestem z SLD, Jestem gejem) czy konferencje z wibratorem były głośne kilka miesięcy temu. Teraz jednak na swoim własnym blogu (co mnie natchnęło do zajęcia się tematem) napytał sobie sporej biedy…
Poszło o domniemane skłonności prezydenta Lecha Kaczyńskiego do alkoholu. Rzekomo plotki na ten temat krążą od kilku miesięcy po Warszawie. Janusz Palikot z Lublina postanowił 12 stycznia o 8-mej rano zadać publicznie pytanie.
Muszę postawić te pytania. I wolę zrobić to publicznie, a nie w formie plotek na politycznych korytarzach. Sprawa dotyczy przecież głowy państwa, zaś informacje powielane w dziesiątkach rozmów – z udziałem najważniejszych polskich polityków – brzmią bardzo poważnie i niepokojąco. Czy prezydent Lech Kaczyński nadużywa alkoholu? Czy prawdą jest, że jego pobyty w szpitalach mają związek z terapią antyalkoholową? Czy ucieczki do Juraty i czerwone wino to nie środki terapeutyczne, stosowane przezeń w reakcji na problemy w relacjach rodzinnych z bratem i matką?
15 godzin później trochę spuścił z tonu:
Był taki czas, że odpowiedź na pytanie o zdrowie pierwszego sekretarza partii owiana była największą tajemnicą. Ale to było dwadzieścia lat temu, w Związku Radzieckim!!! W USA każde pytanie o zdrowie prezydenta spotyka się z racjonalną odpowiedzią ze strony jego urzędników. Obywatel ma prawo wiedzieć, czy najważniejsza postać w jego kraju cierpi na chorobę nerek, przypadłości alkoholowe lub jakiekolwiek inne, bo od tego jaki jest stan zdrowia głowy państwa zależy bardzo wiele: sprawność systemu obronności, kursy walut i akcji, funkcjonowanie władz państwowych.
I dalej:
Jesteśmy nieustannie poddawani różnym testom i wszystkie nasze sprawy muszą być transparentne dla opinii publicznej. Także w kwestii nadużywania alkoholu! Także wtedy, albo zwłaszcza wtedy, kiedy dotyczy to osób piastujących najważniejsze stanowiska w państwie.
W niedzielę zawrzało. Palikota krytykowali wszyscy, łącznie z SLD i jego kolegami z PO. Gawin w Dzienniku przepraszał prezydenta. Oczywiście głosu nie omieszkał zabrać na swoim blogu eurodeputowany Ryszard Czarnecki:
Rada dla Palikota oskarżającego prezydenta o Bóg wie co: niech lubelski lider PO idzie do lekarza i leczy nogi. Czemu nogi? Bo na głowę jest już za późno.
No i dzisiaj w południe Janusz Palikot przeprosił:
Jeżeli w jakikolwiek sposób poczuł się Pan dotknięty moimi pytaniami, przepraszam. Wbrew opiniom Pana urzędników wyrażonym w oświadczeniu Kancelarii Prezydenta, nie było moim celem podważanie Pan autorytetu lub atakowanie Pana osoby.
Kancelaria prezydenta odpowiedziała:
W opinii Kancelarii Prezydenta, wypowiedź Palikota stanowi nieudolną próbę odwrócenia uwagi opinii publicznej od problemów w służbie zdrowia, z którymi boryka się obecna ekipa rządząca. Stosowanie tego typu metod w politycznej walce – kłamstw nie popartych żadnymi argumentami, przypomina oszczercze kampanie z czasów PRL.
A Wojciech Olejniczak wykorzystał sytuacje i na portalu gazeta.pl apeluje do PiS: Przeproście za Kwaśniewskiego !
Wielu polityków PiS, którzy wyzywali Aleksandra Kwaśniewskiego od pijaków, czy nałogowców powinno się zastanowić i przeprosić za oszczerstwa i kłamstwa
I cała polityczna Polska żyje „aferą Palikota” . A ja się zastanawiam czy rzeczywiście nie można zadać takiego pytania ? Czy Palikot musiał się z takim kontratakiem spotkać ? Jakoś Kwaśniewskiego i jego filipinkinikt nie żałował. Co Wy sądzicie na ten temat ?
A swoją drogą blog Palikota stał się dzięki tej aferze b. popularny. Ostatnio też media czerpią garściami z bloga Ludwika Dorn. Ryszard Czarnecki po wyrzuceniu z Samoobrony i odcięty od informacji jest ciekawy już tylko gdy pisze o swoich podróżach zagranicznych. To jego decydowanie najlepsze wpisy w ostatnich miesiącach. A Kazimierz Ujazdowski założył blog chyba tylko po to bo ktoś mu powiedział, że to trendy i powiela wpisy ze swojej strony internetowej bez zbytniej osobistej refleksji na życie codzienne …
A wracając do Palikota. To jego nie jedyne problemy. Była żona oskarża go o oszustwa a reprezentuje ją ...Roman Giertych !
Pierwszy przedstawiciel polskiego rządu komentuje "Strach" Jana Tomasza Grossa
My tu gadu gadu o "Strachu", a tymczasem na temat tej kontrowersyjnej książki wypowiedział się Bogdan Zdrojewski, minister kultury. W wywiadzie, który miałem przyjemność współprowadzić, Zdrojewski oświadczył, iż "odrzuca" książkę Jana Tomasza Grossa. I że należy jej się "zdecydowana reakcja". Jaka? Tego Zdrojewski nie mówi, ale zapowiada, że "w odpowiednim momencie" jakaś reakcja nastąpi.
Może coś mnie ominęło, ale to chyba pierwszy przedstawiciel polskiego rządu komentujący "Strach" Jana Tomasza Grossa. Aż dziwne, że ta wypowiedź "nie przebiła się" w poniedziałek w mediach.
Jan Tomasz Gross znów potrząsa Polską i Polakami. Tym razem swoją najnowszą książką "Strach"o polskim antysemityzmie tuż po II wojnie światowej. O kulisach krajowego wydania "Fear" (na rynku amerykańskim książka Grossa ukazała się prawie półtora roku temu) możecie przeczytać tu. Łukasz Medeksza pisze o nowej pozycji autora "Sąsiadów" i o tym dlaczego opinie głoszone przez Grossa wzbudzają w Polsce tyle kontrowersji.
Gross uważa, że polski antysemityzm nie tylko wpłynął na losy Żydów podczas okupacji hitlerowskiej (i nie tylko), ale też przetrwał wojnę i dawał się mocno we znaki podczas kształtowania się PRL. W sumie - nawiązując do tej opinii, można śmiało wysnuć tezę, że w takim razie wydarzenia z marca 68 roku były więc konsekwencją istniejącego cały czas w naszym kraju nurtu antysemickiego. Czy kolejną książką Grossa będzie w takim razie rozliczenie się z tym okresem? Zostawmy na razie przyszłość. Zajmijmy się "Strachem".
Niewątpliwie czeka nas kolejna fala dyskusji na temat polskiej przeszłości i zaciekłe zwalczanie się zwolenników i przeciwników Grossa. Wyliczanie błędów autora i strach przed psuciem wizerunku Polski jako kraju tolerancyjnego w Europie i w świecie. W tym wypadku warto pamiętać o jednym: książka Grossa miała swój debiut na rynku księgarskim już latem 2006 roku i dyskusja w mediach zachodnich na jej temat jest - można powiedzieć - sprawą zamkniętą. Teraz zostaliśmy ze "Strachem" sam na sam.
Jan Tomasz Gross nie jest jedynym, który kwestię powojennego antysemityzmu opisuje. Wcześniej choćby uczyniła to już Janina Bauman (żona Zygmunta Baumana jednego z najbardziej znanych polskich socjologów i filozofów) w swoich wspomnieniach "Nigdzie na ziemi". O "problemie z antysemityzmem" i jego zadziwiających i zaskakujących formach egzystencji pisze też w sposób interesujący antropolożka Joanna Tokarska-Bakir (np. "Rzeczy mgliste" - 2004 r.). Wspominam o tym dlatego, że być może lektura tych pozycji, w sposób mniej wpływający na emocje, będzie dobrym przewodnikiem i próbą zrozumienia opisywanego przez Grossa problemu. Dlaczego? Bo język Grossa i jego budowa konstrukcji tekstu to ostra publicystyka, która bardzo często operuje takimi samymi mechanizmami jak styl tabloidów czy popkulturowych przekazów. Dlatego, wzbudza tak wiele skrajnych emocji, ale też właśnie dlatego jest też tak silnie liczącym się głosem w dyskusji.
Czy "Strach" wzbudzi nie mniejszą burzę dyskusji jak "Sąsiedzi"? Czy może już to wszystko co zostało powiedziane wówczas powoduje, że nie chce nam się wracać do "tych spraw"?
Poniżej wywiad z Janem Tomaszem Grossem, który miałam okazję przeprowadzić kilka lat temu we Wrocławiu. Warto zwrócić uwagę jak inna była wówczas sytuacja i inne problemy, które poruszyliśmy w rozmowie.
(W getcie uprzedzeń - „Słowo Polskie Gazeta Wrocławska” (26 marca 2004 roku)
Czy przyzwyczaił się Pan do takich sytuacji? Część osób przyszła po prostu wyrazić swój sprzeciw i gniew. Nie chciała rozmawiać. - Po ukazaniu się "Sąsiadów" w 2001 r. jeździłem sporo po Polsce. I wówczas takie spotkania były o wiele bardziej emocjonalne. Np. Do Białegostoku przyjechali mieszkańcy Jedwabnego, czuć było napięcie. Na tym tle spotkanie we Wrocławiu należało do umiarkowanych. Czy miało sens? Przecież żaden z Pana antagonistów nie zmienił zdania po tej dyskusji. - Uważam, że wszystkie takie spotkania, podczas których dochodzi do próby dialogu, mają sens. Zawsze na sali są ludzie, którzy interesują się tematem w inny sposób. Uważa Pan, że okolice Jedwabnego, Łomży i Zambrowa były specyficzne. Że była to strefa olbrzymich wpływów endecji, a antysemityzm był tam czymś niemal naturalnym... - To była szczególna okolica. Niedaleko znajduje się Drozdów, do którego przyjeżdżał Roman Dmowski. Całe Podlasie można uznać za matecznik endecji. W szczególny sposób łączył się tam z nią kler katolicki. Do tego stopnia, że władze sanacyjne traktowały tych księży jako element antypaństwowy. Nie bez racji. Kiedy umarł Józef Piłsudski, to miejscowy biskup łomżyński, agresywny endek nie pozwolił, aby w kościołach biły dzowny. Tymczasem w zeszłym tygodniu nowym przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski został arcybiskup Józef Michalik, który urodził się w Zambrowie w 1941 roku, święcenia kapłańskie przyjął w Łomży i w tamtejszej kurii pracował do końca lat 70. Czy to nie jest symboliczne? - Rozumiem, że arcybiskup Michalik był przedstawicielem konserwatywnego skrzydła biskupów, a wiadomo, jakie nastroje są w tym gronie. Byłoby dziwne, gdyby wybrano kogoś myślącego w innych kategoriach. Ale to nie dotyczy całego Kościoła. To zupełnie inny kontekst, a zwłaszcza w stosunku do nauki Jana Pawła II, który ma bardzo ekumeniczne podejście, choćby do dialogu z judaizmem. Świat wciąż rozdzierają konflikty etniczne. W Kosowie płoną cerkwie, a w Belgradzie meczety. W tamtejszych zamieszkach biorą udział młodzi ludzie, którzy nie pamiętają początków konfliktu bałkańskiego z lat 90. Dlaczego tak jest? - Najprościej odpowiedzieć: bo taka jest ludzka natura. Dla mnie ta ostra polaryzacja, która manifestuje się w tak dramatyczny sposób, jest właśnie dowodem na to, że rozmowy nigdy dość. Okazuje się, że w takim kontekście nie da się żyć. Trzeba rozmawiać. Wystarczy żeby milczało kilku dobrych ludzi, a zło zatriumfuje. Głos rozsądku powinien brzmieć cały czas, żeby sprawy takie, jak tolerancja, które dla nas są banalne, były powtarzane aż do znudzenia. Bo jak się okazuje, są ludzie, do których one nie trafiają. A konflikt izraelsko-palestyński? Czy oddzielenie obu stron murem coś załatwi? - Jeżdżę do Izraela średnio dwa razy w roku. Był taki moment niesłychanej nadziei, zaraz po negocjacjach w Oslo (w 1993 r.). Wyglądało na to, że lada chwila nastąpi porozumienie. A tu nagle nadchodzi druga intifada i wszystko się załamuje. Radykałowie z jednej i z drugiej strony dominują dyskusję publiczną. W rezultacie, mamy konflikt dwóch oszalałych starców: Arafata i Szarona oraz brak perspektyw, że coś się zmieni. Świadczy o tym choćby to, że po raz pierwszy od II wojny światowej obywatele Izraela pochodzący z Polski zaczęli starać się o odzyskanie polskiego obywatelstwa. Nawet nie dla siebie, ale dla dzieci. Oni chcą z Izraela wyjechać. Z drugiej strony, wszystko może zmienić się z dnia na dzień. Bo w Izraelu jest duża grupa ludzi, która jest zainteresowana pokojem. Miesiąc temu publicysta francuskiego "Le Monde" stwierdził, że "zawiedliśmy się na Palestynie, zawiedliśmy się na Izraelu, więc może należałoby rozwiązać Izrael". No to rozwiążmy Francję! A tak poważnie: nie przejmowałbym się takimi deklaracjami. Francja jest specyficzna, tam jest silna tradycja postrzegania świata jako pola gry. I być może te słowa są elementem jakiejś gry. W samym Izraelu pojawiają się głosy, że w Unii Europejskiej odżywa antysemityzm. - To skomplikowana sprawa. Obserwując głosy opinii publicznej, widać to gołym okiem. Choć mieszają się tu różne wątki. Po pierwsze, mamy antysemityzm rozumiany jako element stosunków między społecznością lokalną a Żydami, przez całe wieki obserwowany w Europie. Po drugie, nakłada się na to kwestia relacji między Palestyńczykami a Izraelem oraz odbiór tych relacji w Europie i USA. A po trzecie, wychodzi sprawa stosunku Europy do Stanów Zjednoczonych po interwencji w Iraku. To wszystko wymieszało się. Byłem niedawno we Francji i dowiedziałem się, że w publicznych szkołach, zwłaszcza w miejscowościach, w których są duże skupiska muzułmanów, żydowskie dzieci znajdują się w sytuacji zagrożenia. Dochodzi do antysemickich epizodów. Z jednej strony, można spojrzeć na to tak, że tak już jest – dzieci tłuką się i nie ma czym się przejmować. Ale jeśli dzieje się to w pewnym kontekście, gdy słowo Juif (franc. „Żyd”) zyskuje negatywne znaczenie... To znaczy? - Używa się go w różnych sytuacjach, np.: "Ołówek mi nie pisze? Ach, to żyd ołówek!". To nowe zjawisko. Może jest przemijającym elementem życia nastolatków, a może nie. Ja myślę o tym w kategoriach osób, które są zagrożone. Jeśli ktoś czuje się zagrożony, to nie można tego ignorować. Czy w tej sytuacji dobrym pomysłem był zakaz noszenia chust przez muzułmańskie dziewczyny we francuskich szkołach publicznych? - Trudno mi to ocenić od wewnątrz, bo tam nie żyję. Dla mnie oznaki przynależności wyznaniowej to sprawy prywatne. Każdy może robić, co chce, ja nie czuję się zagrożony. Ale rozmawiałem z Francuzami i dla nich to jest trudny moment. Weźmy te dziewczyny i chusty. Okazuje się, że społeczność muzułmańska silnie uświadomiła sobie swoją odrębność i ją zaakceptowała. Część środowisk muzułmańskich traktuje dziewczęta nie noszące chust jako zdrajczynie. To objaw nietolerancji wewnątrz samej społeczności. Tam dzieją się rzeczy straszne. Wiąże się to z sytuacją klasową, bo mówimy tu o ludziach biednych, bezrobotnych, gdzie obyczaje są gwałtowne i brutalne. Dochodzi nawet do gwałtów zbiorowych na "zdrajczyniach". A przecież we Francji jest duża tradycja oddzielenia religii od sfery publicznej. I Francuzi traktują zakaz noszenia chust jako obronę Republiki. W szkole publicznej wszyscy powinni czuć się równymi obywatelami. A czy nie będzie prześladowań w drugą stronę? Dzieci będą karane, kiedy tylko zechcą porozmawiać o swoich religiach... - Myślę, że nie. Wolność słowa jest tu bardzo ważna. Można mówić wszystko, ale z założeniem, że wszyscy jesteśmy równi. Widzimy przecież, jakie konsekwencje niesie religia w polityce. Niesamowicie brutalne. Sekularyzacja to wniosek, który ludzkość wyciągnęła z tego faktu. Czy sekularyzacja jest sposobem na zachowanie tolerancji? Tak myślę. Państwo powinno byś zsekularyzowane, a to, co się dzieje poza nim, jest prywatną sprawą ludzi. B przekonania religijne mają to do siebie, że wprowadzają zasadnicze rozróżnienie między tymi, którzy należą do danej wiary, a tymi którzy do niej nie należą. Bo z wiarą się nie dyskutuje. - I póki dotyczy to spraw prywatnych – nie ma problemu. Ale trzeba ustalić zasady współżycia, wobec których wszyscy jesteśmy równi. Mówiąc inaczej: jeśli to się zignoruje, wychodzą z tego wojny religijne, które są straszne. Trzeba znaleźć jakiś kompromis. Stąd pomysł, że państwo musi być zsekularyzowane. To działa!
Kolejny były działacz Młodzieży Wszechpolskiej znajduje pracę w TVP. Po Radosławie Pardzie w telewizji publicznej zatrudniono Piotra Ślusarczyka.
No cóż, nie bez powodu matka partia umieściła swojego człowieka w zarządzie TVP. Teraz Piotr Farfał ma okazję odwdzięczyć się "towarzyszom broni" z MW. Pisze o tym dzisiaj Gazeta Wyborcza.
Takie informacje powodują, że przestaje mnie dziwić, iż ludzie nie chcą płacić abonamentu. Jeżeli ich pieniądze idą na pensje "Bolka i Lolka" - jak ich nazywa Ślusarczyka i Pardę komentator Gazety Wojtek Szymański - to szlag rzeczywiście może człowieka trafić.
Prezent dla lekarza - łapówka czy nie ? RPO twierdzi,że nie !
Czy Rzecznik Praw Obywatelskich dał łapówkę lekarzowi? Janusz Kochanowski powiedział dzisiaj w Radiu Zet, że dał filiżankę lekarzowi, który operował jego matkę.
Janusz Kochanowski powiedział tak:
"Ja sam dawałem, gdy mojej mamie robiono operację. Dałem filiżankę Rosenthala, bo lekarz lubił porcelanę" - powiedział. "Jak ja miałem wyrazić podziękowanie komuś i wdzięczność za to, co zrobił dla mojej matki i pragnienie, żeby się nią opiekował? Dajemy kwiaty, dajemy koniak, dajemy czekoladki. Ale jeśli ktoś jest bardzo, bardzo zamożny, operacja była bardzo, bardzo ciężka, no to można dać pióro" - uważa rzecznik.
Czyżby RPO z nieznanych przyczyn postanowił sam na siebie zrobić doniesienie o przestępstwie czy też słusznie wskazuje, że traktowanie takich drobnych upominków jako korzyści majątkowej jest bez sensu ? Co o tym sądzicie ?
uzupełnienie; 10.01: W "Sygnałach Dnia" RPO mówi: "Żałuję tej wypowiedzi. Nawet dziś żona mnie prosiła, żebym nie +palnął+ czegoś nowego"
W pierwszym wpisie były polityk PiS pisze, że nie myśli o stworzeniu nowej partii:
Wielu pyta czy konserwatyści założą nową partię. Nie myślę o nowej partii, lecz o pracy programowej wykonywanej w logice innej niż spór partyjny, o projektowaniu przedsięwzięć w perspektywie dłuższej niż kilka miesięcy. Pracy z udziałem samorządowców, ludzi nauki, ekspertów których głos nie jest słuchany. Czy to możliwe? Odpowiadam aforyzmem Kisiela: „Działać można wtedy tylko, dopóki ma się marzenia”.
A zaraz potem Ujazdowski zapowiada stworzenie nowego portalu m.in. z prezydentem Wrocławia Rafałem Dutkiewiczem:
(...) wraz z prezydentem Wrocławia Rafałem Dutkiewiczem i Rafałem Matyją z nowosądeckiej Wyższej Szkoły Biznesu zamierzamy uruchomić portal internetowy PolskaXXI.pl. Ma on służyć prowadzeniu otwartej, interaktywnej dyskusji o ważnych dla Polski sprawach. Mam nadzieję, że stanie się miejscem, jakiego bardzo brakuje zablokowanej i jałowej dziś polskiej polityce.
Czy to oznacza bliską współpracę dwóch bardzo popularnych we Wrocławiu polityków ? I wyjście na arenę ogólnopolską ? Już nie raz wymieniało się Rafała Dutkiewicza jako kandydata na prezydenta RP czy premiera.
Czy to oznacza pojawienie się nowej siły na scenie politycznej ?Jak myślicie ?
Wywiad z twórcami Czachopisma czyli co złego to ONI !
Na rynku pojawi się już wkrótce nowy numer Czachopisma - to jedyne w Polsce pismo w całości poświęcone horrorowi. Z tej okazji zrobiłem na swoim prywatnym blogu wywiad z jego twórcami - Wojciechem Pawlikiem i Bartłomiejem Paszylkiem. Tutaj macie okazję poczytać o powstaniu pisma, problemach z kolportażem, o tym dlaczego horror jest znowu na topie oraz o filmach jakie lubią Wojtek i Bartek. Ale nie tylko. Polecam !
Kto z nas nie grał w Tetris? To praojciec gier komputerowych. Ale i natchnienie dla artystów. Oto niezwykła wersja Tetrisa, w której zamiast kolorowych kwadracików są ludzie :) Odlot!
Najprawdopodobniej już za tydzień poznamy karę jaką wydział dyscypliny PZPN orzeknie wobec Zagłębia Lubin - klubu sponsorowanego przez KGHM Polska Miedź SA, obecnego mistrza Polski. Dzisiaj machający do tej pory szabelką prezes klubu Robert Pietryszyn po obejrzeniu obciążających Zagłębie materiałów uznał odpowiedzialność za "ustawianie meczów".
Więcej na temat dzisiejszego posiedzenia wydziału piszę tutaj.
Sprawa korupcji w sponsorowanym przez państwową spółkę klubie niewatpliwie nie wpłynie dobrze na sytuację innych tego typu drużyn. Kilkanaście dni temu Gazeta Wyborczanapisała, że rząd jest przeciwny tego typu wydawaniu pieniędzy. Afera korupcyjna da argumenty zwolennikom odcięcia profesjonalnego sportu od kurka z pieniędzmi skarbu państwa.
Czy słusznie ? Sam nie wiem ... A co Wy sądzicie na ten temat ?
Zarząd TVP powołał Radosława Pardę na swojego pełnomocnika ds. EURO 2012. Parda będzie odpowiedzialny za sprawy promocyjne i medialne. Taką informację podała dzisiaj po południu PAP.
"W szczególności współpracował będzie ze wszystkimi podmiotami krajowymi i zagranicznymi, zaangażowanymi w organizację i promocję EURO 2012" - informuje TVP w komunikacie prasowym.
Jak widać pan Piotr Farfał z zarządu LPR nie zapomina o partyjnym koledze. Partyjnym koledze, o którym wiadomo, że interesuje się piłką nożną. Przecież w środowisku piłkarskim znana jest piosenka kibiców "Pamiętaj, że nigdy nie będziesz szedł sam". Zresztą na stronie Fan Śląska kiboli Śląska Wrocław nie raz można było przeczytać jak Radoslaw Parda wspomagał ich swoją obecnością lub pieniędzmi ...