Niesamowita jest prędkość, z jaką rozwijają się polityczne blogi. Jeszcze pół roku temu były czymś egzotycznym. Traktowanym z ironią. Wielu polityków i dziennikarzy mówiło o nich
niechętnie, z dystansem.
A dziś?Dziś i politycy, i dziennikarze patrzą na siebie z niepokojem w oczach i pytają: czy ja też powinienem mieć bloga? Jak go założyć?
Co w nim pisać? Czy podołam?
Te dylematy są autentyczne. Znam je z rozmów z kolegami dziennikarzami i znajomymi politykami. Sam
propaguję blogi, więc w takich sytuacjach powtarzam prostą mantrę: "Blog stał się PR-owskim standardem. Dziś bez bloga to jak bez ręki". Itp.
Wszystko przez to, że
od kilku miesięcy obserwujemy bezprecedensowy wysyp blogów prowadzonych przez polityków. Zapewne wiele z nich powstało na potrzeby
kampanii samorządowej. Na pewno
przełomowy okazał się
blog byłego premiera Kazimierza Marcinkiewicza (
PiS), który wszak
uchodzi za mistrza politycznej autopromocji. Gdy zaś
za blogowanie wziął się kolejny ekspremier - Waldemar Pawlak (
PSL) - stało się jasne, że oto
moda na blogi sięgnęła wyżyn polskiej polityki. Że po prostu blogowanie staje się elementem politykowania.
Równolegle
kwitną blogi prowadzone przez znanych dziennikarzy i publicystów politycznych. W ostatnich miesiącach w blogosferze pojawiło się m.in. całe grono autorów
"Gazety Wyborczej" i
"Polityki".
Notabene, cieszę się, że udało mi się namówić na blogowanie
Piotra Borysa,
wiceprzewodniczącego sejmiku dolnośląskiego mijającej właśnie kadencji (dziś
kandydata PO na prezydenta Lubina). Miałem też pewien udział w tym, że
bloggerem stał się poseł Ryszard Wawryniewicz z
PiS. Oby dołączyli do nich
kolejni politycy - zwłaszcza ci z innych opcji.
Z drugiej strony,
politycznych blogów jest już tak wiele, że zaraz staną się passe. Większości z nich nikt nie będzie czytał. Stracą swój urok.
Czyżby za rok wszystko miałoby znów być po staremu? I nikt już nie będzie pamiętał o blogach?
Nic z tych rzeczy. Blogi nie znikną. Będą się zmieniać. Rozwijać.
Ewoluować. A wraz z nimi internet. Przyjrzyjmy się tej bloggerskiej ewolucji.
Miejsce pojedynczych blogów powoli zajmują platformy bloggerskie. Wpierw były to zbiory blogów dziennikarzy danej redakcji.
Pionierski w tym względzie był bodaj polski
"Newsweek", który
wepchnął swoich czołowych autorów do blogosfery już
w czerwcu 2005 r. "Polityka" zrobiła to samo w maju 2006 r. Wkrótce bloga założyła Ewa Milewicz z
"Gazety Wyborczej", a po niej kilkoro innych autorów "GW", tworząc w ten sposób swoisty
bloggerski kolektyw. Kolejny etap ewolucji to
platforma uruchomiona przez
Wirtualnemedia.pl (start:
sierpień 2006) oraz popularny w ostatnich tygodniach
Salon24.pl (start:
październik 2006), którego twórcą jest
publicysta Igor Janke, zresztą już od
grudnia 2005 r. prowadzący
blog na Onecie.
Parę dni temu wystartowała bardzo interesująca
platforma bloggerska portalu
Money.pl. Piszą w niej m.in.
Jerzy Hausner,
Henryka Bochniarz,
Józef Pinior,
Marek Zuber i
Paweł Poncyljusz. Medioznawca
Krzysztof Urbanowicz przywitał ją w swoim blogu z entuzjazmem. Przewiduje, że będzie ona
hitem polskiej blogosfery.
Bloggerskie łączenie sił to
krok w kierunku tworzenia regularnych,
internetowych serwisów publicystycznych. Co będzie dalej?
Duże, komercyjne wortale polityczne? Jak pisze Urbanowicz, taki np. Igor Janke "od dawna myślał o (...) zamianie bloga na biznes".
W tej kategorii należy umieścić
quasi-bloggerski, polityczny serwis
Pardon,
uruchomiony w zeszłym tygodniu pod egidą portalu
o2.pl. Jednego z największych portali w Polsce. Jak już pisałem,
udzielam się w nim. Zresztą
Pardon ma
naprawdę ambitne plany.
Już teraz Pardon, jako bodaj pierwszy w Polsce, oferuje regularne przeglądy politycznych blogów. I
chętnie sięga po bloggerskie niusy/komentarze, traktując je
na równi z informacjami agencyjnymi. To także przejaw ewolucji blogosfery.
Jednocześnie polityczni bloggerzy
uczą się ciągłego, bezpośredniego kontaktu z czytelnikami. Internautom
cierpliwie odpowiada Janina Paradowska z
"Polityki". Żarliwe boje
stacza z nimi Bartosz Węglarczyk z
"Gazety Wyborczej". A fenomenem ostatnich dni jest
opisana przez mnie w Pardonie działalność internauty o ksywie
Bernard, który uparcie zmusza blogujących publicystów, by publicznie oświadczyli czy wystąpili już do
IPN o przyznanie im statusu pokrzywdzonego. Niektórzy Bernardowi odpowiedzieli (m.in.
Maciej Rybiński,
Bartosz Węglarczyk i
Sylwester Latkowski). To świetna lekcja dla potencjalnych bloggerów: zakładając bloga musisz liczyć się z koniecznością prowadzenia stałego dialogu - czasem wręcz sporu - z czytelnikami. Często nachalnymi.
Pojawiają się blogi zbiorowe. Choćby
Tok2Szok Piotra Najsztuba i
Jacka Żakowskiego. Działa
od początku listopada.
Podsumujmy. Primo -
bloggerzy łączą siły.
Secundo - w ten sposób tworzą
nowe serwisy/portale/media, które być może za jakiś czas
zaczną przynosić im zyski.
Tertio -
polityczni bloggerzy uczą się nowych, internetowych form przekazu, otwartych na bezustanną
komunikację z odbiorcą.
Quarto - zapewne
zaczną poświęcać blogowaniu coraz więcej czasu i energii.
Dalszy etap ewolucji może być taki, że tacy np. blogujący publicyści zaczną traktować internet jako swoje
podstawowe medium.
Tak oto poważna publicystyka wkroczyła do internetu. Na dobre. A w polskiej blogosferze - jak w dużym biznesie - zbliża się wielkimi krokami
czas fuzji i przejęć. Zwłaszcza że
oglądalność blogów jest bardzo wysoka, co skłania do pytań w stylu
"jak na tym zarobić?" W tej kwestii ciekawe rozwiązania
podsuwa Krzysztof Urbanowicz.
Ale
blogi to nie wszystko. Jak pokazuje
opisany przez mnie przykład z Wrocławia, internet zmienia także podejście do kampanii wyborczych.
Czyżby 2006 r. miał się okazać rokiem, w którym internet zmienił oblicze polskiej polityki? Co o tym sądzicie?