30.11.06

Blogi sprzedają towar i kreują wizerunek

Blogi "dźwignią handlu" i działań Public Relations? Jak najbardziej. Zwłaszcza że blogosfera jest już tematem zawodowych konferencji branżowych.

I tak na przykład dzisiaj Fundacja Internet PR oraz portal Gazeta.pl zorganizowały warsztat pod hasłem "Blogi w Public Relations". Poza możliwościami wykorzystania blogów w PR, uczestnicy warsztatu analizowali polską blogosferę i tendencje blogerskie. Moda to czy nie? Angażować się w blogi czy je omijać?

Blogi coraz częściej stają się interesującym narzędziem działań z zakresu e-PR. Firmy korzystają z nich nie tylko dlatego, że taka jest moda. Blogi - a zwłaszcza fakt, że jest ich tak wiele i są tak popularne - stają się ważnym źródłem wiedzy o potencjalnym kliencie. A z drugiej strony, blogi zakładane przez firmy dają dodatkowe możliwości kreowania wizerunku danego przedsiębiorstwa czy instytucji. Blogująca firma może komunikować się bezpośrednio z odbiorcą swoich produktów.

O e-PR pisze m.in Jerzy P. Szyfter, redaktor naczelny "Gazety Prawnej":
Internet głęboko przeobraził relacje między organizacją a jej otoczeniem zewnętrznym. Dwukierunkowy proces komunikacji sprawił, że przedsiębiorstwo stało się nie tylko nadawcą, ale i odbiorcą komunikatów, przy czym sama komunikacja odbywa się według modelu "równy z równym" (peer-to-peer). Hierarchiczną strukturę przekazywania informacji zastąpiła struktura pozioma. Sieć odmieniła tym samym relacje między firmą i klientem. Na naszych oczach wyłania się PR "jeden na jeden".
(...)
Każde działanie, jakie firma podejmuje w internecie ma wymiar piarowski. A więc, nie tylko firmowa witryna - jej treść, estetyka i funkcjonalność. Także każda wysłana przez firmę wiadomość elektroniczna i wypowiedź przedstawiciela firmy na forum dyskusyjnym (grupie dyskusyjnej) należą do sfery e-PR.
(Public Relations w Internecie - Jerzy P. Szyfter. Wydawnictwo HELION 2006)

Dość przypomnieć start platformy cyfrowej n. Towarzyszył mu specjalny blog. O wykorzystaniu internetu jako kanału komunikacji marketingowej pisze też sporo Paweł Tkaczyk w swoim blogu.

Ale optymizm teorii to jedno. Praktyka ma znacznie smutniejszą twarz. Wystarczy pooglądać setki korporacyjnych stron www, na których kontakt z klientem kończy się wysłaniem maila do anonimowego speca-adresata i brakiem jakiegokolwiek odzewu. Rodzi się też pytanie: Czy wyrachowane zaangażowanie blogów w służbę marketingu nie zatrze ich autentyczności? Czy szerokie możliwości kreowania własnego wizerunku - jakie niewątpliwie daje blog - nie przysłonią sprawy najwazniejszej: istoty tego wizerunku?

Ale z drugiej strony, wykorzystanie blogów do działań PR w ramach kreowania wizerunku firmy jest ciekawym wyzwaniem, o czym zamierzamy pisywać na Piątej Władzy.

29.11.06

Co dalej z "Piątą Władzą"?

Trochę się ostatnio zaniedbaliśmy. Niektórzy z Was nam to wytykają - i słusznie. Przeważyły przyczyny obiektywne (Patrycja w bólach zakłada firmę, ja mam znacznie więcej zajęć zawodowych niż przed paroma miesiącami...). Ale to się już niebawem zmieni.

Szykujemy z Patrycją jesienno-zimową kolekcję nowych wpisów. Ale żeby była ona fajna i ciekawa, potrzebujemy Waszych podpowiedzi.

O czym najchętniej czytacie na "Piątej Władzy"? O czym chcielibyście poczytać (a czego dotąd nie było)? Czego jest za dużo, czego za mało?

Oczywiście, sami z Patrycją też będziemy proponować tematy, które wydadzą nam się interesujące.

Podpowiem jeszcze, że dziś (środa) o 17.00, w księgarni "Matras" przy ul. Świdnickiej we Wrocławiu Patrycja poprowadzi spotkanie autorskie prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza, promujące jego książkę "Nowe Horyzonty". Może ktoś z Was czytał już tę książkę? Jak wrażenia?

23.11.06

Skandalista Michel Houellebecq

Czy wchodzące dzisiaj na ekrany polskich kin "Cząstki Elementarne" - historia zagmatwanych i pełnych dramatyzmu dwóch związków damsko-męskich - trafi w gusta Polaków?

"Cząstki..." to ekranizacja skandalizującej powieści francuskiego pisarza Michela Houellebecqa. Wyreżyserował je Niemiec - Oscar Roehler, film jako pierwsza obejrzała wiosną publiczność festiwalu filmowego w Berlinie.

Houellebecq uchodzi za ironicznego obserwatora zachodniej kultury, który nie stroniąc od makabry i dosadnego języka przedstawia stosunek jednostki do współczesnego świata. W komentarzach na temat jego książek i przedstawianych w nich bohaterów można przeczytać, że Houellbecqowi udało się w sposób jaskrawy (czasem przejaskrawiony) uchwycić konsekwencje rewolucji obyczajowej z lat 60. - zwłaszcza w kontekście seksualnej swobody i umocnienia się tendencji lewicowych w zachodniej filozofii. Zaznaczmy, że pisarz nie opowiada o czasach "zamierzchłych", a skupia się raczej na tropieniu następstw tamtych trendów. A i to w sposób niedosłowny.

Bohaterowie Houellebecqa są egotycznymi i samotnymi wędrowcami, dla których nawiązanie bliskości z drugą osobą jest rzeczą niemożliwą do zrealizowania - nie tylko ze wględu na własne ograniczenia, ale przede wszystkim na brak takiej opcji. To ludzie, których życie wyznaczają eksperymenty z seksem, dewiacje, używki, przełamywanie tabu. Ale też nałogowe poczucie outsiderstwa i brak punktu odniesienia, który uzasadniałby w jakiś sposób cel istnienia i dokonywane wybory.

Zawieszeniu ulegają relacje partnerskie, rodzina i odpowiedzialność. Z drugiej strony, owo zatracenie w eksperymentach i własnym ego również nie daje żadnego pozytywnego efektu.

Rzeczywistość opisywana przez Houellebecqa jest ponura, czasem drastyczna i pełna cynizmu. Ale powieści (dotyczy to nie tylko "Cząstek Elementarnych") potrafią zaskoczyć trafnymi spostrzeżeniami, ironią i dystansem.

Ostatnio na naszym rynku ukazała się jego książka "Możliwość Wyspy". Innym hitem wydawniczym była "Platforma" - groteskowa opowieść o mężczyźnie gustującym się w seks-turystyce i pedofilii.

Czy film w reżyserii Oscara Roehlera również zaskoczy widzów? I czy nasze realia już dogoniły houellebecqowskich bohaterów żyjących na skraju załamania społecznego?

Słowem - czy "Cząstki Elementarne" są o nas samych?

22.11.06

Rozmawiałem z Leszkiem Millerem

Kim jest Leszek Miller - tego chyba nie muszę tłumaczyć.

Rozmawiałem z nim. Niedługo, ale chyba dosyć ciekawie. O centrolewicy, o SLD, o Marku Borowskim, o Januszu Rolickim. Wszak - jak pisałem w Pardonie - Miller wciąż jest istotnym graczem na lewicy.

Mam nadzieję, że w ciągu najbliższych paru dni uda mi się opublikować zapis tej rozmowy. Tymczasem ciekaw jestem Waszych opinii: co sądzicie o Leszku Millerze? Czy jeszcze nas zaskoczy? Czy wróci do politycznej pierwszej ligi?

I jak, Waszym zdaniem, potoczą się losy polskiej lewicy?

21.11.06

Czy Leon Kieres zmontuje PO-PiS?

Jan Rokita (PO) poparł prof. Ryszarda Terleckiego, kandydata PiS na prezydenta Krakowa. A ja wskazuję w Pardonie, że PO i PiS mogą zbliżyć się także na Dolnym Sląsku. Zwornikiem porozumienia mógłby być prof. Leon Kieres, były prezes IPN, ostatnio wybrany do sejmiku wojewódzkiego z listy PO.

Jak się dowiaduję, Kieres mógłby liczyć na poparcie PiS. Problem w tym, że PO ma już innego kandydata na marszałka i chce koalicji z PSL. Kieresowi proponuje w tym układzie stanowisko przewodniczącego sejmiku. PiS zapewne przejdzie wówczas do opozycji.

Pytanie: jak na tę koncepcję zareaguje sam Kieres? Bo o tym, że we Wrocławiu jest klimat sprzyjający porozumieniu PO-PiS, też już pisałem w Pardonie, w powyborczy wieczór 12 listopada.

Co sądzicie o tych najnowszych, oddolnych próbach zbliżenia PO i PiS?

17.11.06

Zygmunt Solorz był agentem. Jak ta informacja wpłynie na Polsat?

Gdy wyszło na jaw, że sekretarz programowy TVN Milan Subotić był agentem wojskowych służb specjalnych PRL, kierownictwo stacji pozbawiło go stanowiska.

Także Lesław Maleszka zniknął z łamów "Gazety Wyborczej", gdy przyznał, że współpracował z SB.

Gdy "Nasz Dziennik" ogłosił, że z wojskowymi służbami specjalnymi współpracował znany publicysta Krzysztof Mroziewicz z "Polityki", jego redakcyjny kolega Daniel Passent tak to skomentował w swoim blogu:
Mam zaufanie do Krzysztofa, z którym wiele lat pracuję i siedzę biurko w biurko. Nie stracę tego zaufania, dopóki nie zobaczę dowodów, które je podważają, albo – jeśli są tajne – gdy zapadnie prawomocny wyrok sądowy. Musiałby popełnić świństwo, żeby mi się narazić.
Słowem - Passent dał do zrozumienia, że straci zaufanie do Mroziewicza, gdy ten okaże się agentem.

Taki jest standard w mediach. Ujawnienie agenturalnej przeszłości jakiegoś publicysty de facto kończy jego karierę dziennikarską.

A co gdy agentem okazuje się właściciel dużego medium? Tego jeszcze nie było. Do wczoraj.

Oto Zygmunt Solorz, założyciel i szef Polsatu, przyznał w "Życiu Warszawy", że w 1983 r. podpisał zobowiązanie do współpracy z SB. Co więcej, "Nasz Dziennik" ogłasza, że Solorz był agentem wojskowych służb specjalnych. Zarówno w PRL, jak już w III RP.

I co teraz? Co zrobią dziennikarze Polsatu? Odejdą na znak protestu? Udadzą, że nic się nie dzieje? Staną w obronie swojego szefa?

Jak zareaguje Tomasz Lis, wszak dyrektor ds. programowych i czołowy publicysta tej stacji?

16.11.06

Drastyczny film o przemocy wobec kobiet

Amnesty International rozpoczęła w internecie kampanię przeciwko przemocy wobec kobiet. Rozpowszechnia dwa filmy o bardzo drastycznej wymowie.

Niewidzialny napastnik, walka na pięści, ofiara padająca pod wpływem brutalnych ciosów. Dynamicznie zmontowany materiał przedstawia dwie różne scenki. Pierwsza rozgrywa się w toalecie, a druga na ringu. Przekaz epatuje brutalnością i bezaluzyjnym ujęciem relacji ofiara-napastnik. Poszkodowana jest kobieta. Materiał przestrzega przed przemocą domową oraz tą spotykaną w relacjach partnerskich.

Media bardzo szybko zwróciły uwagę na kampanię Amnesty International. Po pierwsze, ze względu na rzadko spotykaną brutalność scen, a - po drugie - bo swoje materiały organizacja zdecydowała się upublicznić poprzez serwisy sieciowe.

Szok, wywoływanie emocjonalnego wstrząsu u odbiorcy to zabiegi, które w materiałach reklamowych stosowane są coraz częściej. Przykucie uwagi widza jest bowiem coraz trudniejsze, podobnie jak pobudzenie jego wrażliwości. W przeciwieństwie do komercyjnych nadawców, Amnesty International wykorzystała tą wiedzę w celu propagowania wiedzy o społecznym problemie, jakim jest przemoc wobec kobiet.

Inna sprawa, że umieszczenie tych agresywnych filmów w internecie stwarza okazję wejścia w o wiele bardziej bezpośrednią relację z odbiorcą. Komentarze, rozsyłanie filmów pocztą elektroniczną, głosowanie i statystyki oglądalności na pewno przydadzą kampanii rozgłosu, a do tego zaowocują szybką informacją zwrotną o skutkach oraz zasięgu tego działania.

Po raz kolejny okazuje się, że serwisy w stylu YouTube, mają nie tylko rozrywkowy charakter. Mogą pełnić o wiele poważniejszą rolę. Może będą miały większy wpływ na społeczne zachowania niż tradycyjna TV czy gazety?

25 listopada
rozpoczyna się światowa akacja "16 dni przeciwko przemocy". Kampania Amnesty International jest jej elementem.

A co Wy sądzicie o tego rodzaju kampaniach społecznych? Czy serwisy typu YouTube są odpowiednimi miejscami do ich prowadzenia?

13.11.06

Zmarł Adam Schaff, ideolog polskiego stalinizmu

Kończy się pewna epoka. 12 listopada zmarł prof. Adam Schaff, jeden z najsłynniejszych polskich marksistów. We wczesnych latach 50. - główny ideolog polskiego stalinizmu.

Jego wydaną w 1950 r. książkę "Narodziny i rozwój filozofii marksistowskiej" mam na półce. Swego czasu żywo interesowałem się stalinizmem, postać prof. Schaffa jest mi przeto znana.

Jak wielu stalinistów, prof. Schaff przeszedł w latach 60. na pozycje marksistowskiego rewizjonizmu. Stawiało go to w opozycji do obowiązującego oficjalnie mainstreamu ideologicznego.

Nie zrobił jednak kroku radykalnego - i nie zerwał z marksizmem, jak zrobiło to wielu innych (acz młodszych od niego) eks-stalinowców (np. Leszek Kołakowski czy Zygmunt Bauman). Pozostał marksistą i członkiem PZPR. Nie wyemigrował.

Portal Gazeta.pl - za Informacyjną Agencją Radiową - wypomina prof. Schaffowi lata 80.:
W okresie stanu wojennego bardzo ostro krytykował Solidarność. Wsławił się też wtedy groteskową propozycją przyznania Pokojowej Nagrody Nobla Wojciechowi Jaruzelskiemu.
W marksizm wierzył bodaj do końca. "Tylko u nas, jako w zadupiu, myśli się, że umarł raz na zawsze" - powiedział o tej ideologii w 1997 r., w ciekawym wywiadzie dla Euro Vip.

Intrygująca postać. Nieco zapomniana. Epizod stalinowski - rzecz jasna - chluby nie przynosi. Ale prof. Schaff z pewnością zasłużył na jakąś dobrze napisaną biografię. Inna rzecz, że w latach 90. sam napisał parę interesujących książek autobiograficznych.

Kononowicz chciał być szefem policji w Białymstoku. A w wyborach jest szósty, nie czwarty

W "Kurierze Porannym" obszerny reportaż o Krzysztofie Kononowiczu. Bezrobotnym naturszczyku, który startując w wyborach na prezydenta Białegostoku zawojował YouTube. Jak pisze "Kurier", ów egzotyczny kandydat niedawno starał się o pracę w policji:
- Przyszedł do nas z mamusią. - mówi Jacek Dobrzyński, rzecznik podlaskiej policji. - Przyniósł podanie i profesjonalnie napisane CV. Chciał zostać szefem białostockiej policji. Powiedział komendantowi wojewódzkiemu: "Poprzyj mnie pan, nie pożałujesz." Ale nie miał wystarczających kwalifikacji.
W reportażu można sobie poczytać o dzieciństwie Kononowicza, o tym jak w czasach pierwszej "Solidarności" uciekł na Białoruś i o tym, jak mu się teraz żyje z matką. Jednak końcówka tekstu nieco studzi entuzjazm wobec tego nowego idola polskiego internetu:
Sąsiedzi mają o nim inne zdanie. Przeraża ich sława Krzysztofa Kononowicza.

- Dla ludzi w kraju to kupa śmiechu, nawet ciotka ze Stanów dzwoniła, co za wariat w Białymstoku kandyduje, ale dla nas to jest przygnębiające. On jest chory, jest agresywny. Dziewczynki boją się koło niego przechodzić, bo burczy pod nosem. Jego świnie śmierdzą na całą okolicę. O byle co wszczyna awantury. A jego matka.... Ta kobieta nie raz pobita uciekała z domu - mówi jedna z mieszkanek ulicy Boboli. Inni to potwierdzają. Wszyscy proszą o anonimowość. Ze strachu, bo nie wiadomo, co mu przyjdzie do głowy, "ma nie po kolei".

- Mamusi nie biję, to plotki i nieprawda - zaprzecza kandydat.
Przypomnijmy, że wczorajsze sondaże dawały Kononowiczowi 3,3 proc. głosów (niektórzy pisali, że 3,4 proc.) i czwarte miejsce w Białymstoku. Dziś te wyniki zostały skorygowane - na niekorzyść egzotycznego "króla YouTube". Wedle nieoficjalnych wyliczeń Miejskiej Komisji Wyborczej w Białymstoku, Kononowicz dostał 1676 głosów (1,8 proc.) i jest szósty.

Inna rzecz, że wczoraj okazało się, iż 80 proc. jego wyborców ma przynajmniej średnie wykształcenie.

O Kononowiczu piszą wszyscy. Zdaniem medioznawcy Krzysztofa Urbanowicza, fenomen naturszczyka z Białegostoku pokazuje jak ważnym elementem kampanii wyborczych jest internet. "Internet, głównie blogi, podcasty i wideo, będą odgrywały coraz większą rolę w polskiej polityce" - przewiduje Urbanowicz.

Z kolei "Newsweek" wytropił, że Kononowicza "wymyślił" historyk, dr Marek Czerniawski, działacz Polskiej Partii Narodowej. To też każe zachować umiar względem Kononowicza, bo owa PPN to partia niejakiego Leszka Bubla. Znana z brukowego antysemityzmu.

Inna rzecz, że sam Kononowicz dystansuje się od antysemityzmu. Robi to - rzecz jasna - w swoim niepowtarzalnym stylu. "Kurier Poranny" pisze o tym tak:
Komitet wyborczy, z którego startuje [Kononowicz] jest wprawdzie jakby faszyzujący, ale kandydat się od tego odcina. - Żyda widziałem w Tykocinie i nic. Patrzyłem nawet w tej ich świątyni, jak się modlą. Ja myślę, że każdy tu człowiek może żyć, co w Boga wierzy, prawosławny też - wykłada swoje credo.
Jak sądzicie: czy Kononowicz zostanie zapomniany czy to dopiero początek jego kariery? Jak potoczą się jego dalsze losy?

12.11.06

Krzysztof Kononowicz: 80 proc. jego wyborców ma przynajmniej średnie wykształcenie!

To może największa sensacja niedzielnych wyborów samorządowych w Polsce: wedle sondaży przedstawionych przez TVP 3 już po zamknięciu lokali wyborczych, idol polskiego internetu Krzysztof Kononowicz jest czwarty w wyborach na prezydenta Białegostoku. Dostał 3,3 proc. głosów. Ale najciekawsze jest to, że ok. 80 proc. jego wyborców ma przynajmniej wykształcenie średnie (ogólne i zawodowe). Pozostałe 20 proc. - podstawowe, gimnazjalne i zasadnicze zawodowe.

O fenomenie Kononowicza pisaliśmy w piątek. Ten bezrobotny naturszczyk zaistniał dzięki odjechanemu spotowi wyborczemu, który trafił na YouTube. Do niedzieli, do godz. 22.00, ów klip był oglądany ponad 2,3 mln razy!

Wynik Kononowicza to sensacja ogólnokrajowa. Temat analizowała w niedzielę wieczorem w swoim programie wyborczym TVP 3. W studiu w Białymstoku publicysta Jan Oniszczuk komentował:
- Pozycja Kononowicza jest dowodem, że żyjemy w państwie demokratycznym i wolnym. Każdy może być prezydentem, burmistrzem, wójtem.
Dalej przyznał jednak, że Kononowicz "to folklor", "rodzaj happeningu", na który "nie ma rady".

Fakt faktem: wygląda na to, że naturszczyk Kononowicz przyciągnął młodzież, studentów itp., nie zaś ludzi sfrustrowanych, bezrobotnych, słabo wykształconych.

A co Wy sądzicie o wyniku Krzysztofa Kononowicza?

11.11.06

Internauta gwałci internautkę. Czyli o mrocznej stronie internetu

Zaczyna się tak: poznają się w internecie. Rozmawiają. On ma nick "Napalony", ona jest 17-latką mieszkającą w bursie. Jest miło. Postanawiają spotkać się w realu. I wtedy czar pryska. 25-letni "Napalony" brutalnie gwałci nastoletnią internautkę. Dramat. Na szczęście, policja zatrzymuje gwałciciela.

Sprawę właśnie opisały media.

A przecież nie tak dawno była kampania pod hasłem Nigdy nie wiesz, kto siedzi po drugiej stronie. Ostrzegająca przed zbyt pochopnym zawieraniem znajomości w internecie. Okazała się za mało sugestywna? Nauka poszła w las? A może młodzież już tak ma, że ryzykuje - a potem cierpi?

Przestępczość internetowa doczekała się licznych opracowań i podziałów na kategorie. Najprościej mówiąc, rzecz ma się tak:
- albo mamy do czynienia z hakerami;
- albo z kreowaniem fałszywej tożsamości w celach przestępczych.

W podstawowe zagadnienia przestępczości internetowej wprowadza interesujący tekst Macieja Klisia, zamieszczony w serwisie Vagla.pl. Kliś pisze tak:
Komputer może odgrywać trzy zasadnicze role w aktywności kryminalnej.
1. Może być celem popełnienia przestępstwa - np. włamanie się do sieci (hacking), wprowadzenie wirusa komputerowego.
2. Może być narzędziem umożliwiającym popełnienie przestępstwa - tutaj spektrum możliwych działań jest niezwykle szerokie, np. rozpowszechnianie pornografii, kradzież, hazard.
3. Może także pełnić tylko funkcje incydentalną w trakcie popełniania przestępstwa - np. jako bank danych.
W sieci kradnie się duże pieniądze, wciska fałszywy towar na aukcjach, włamuje do ściśle chronionych baz danych, albo przygotowuje przestępstwa seksualne.

Niektórzy sieciowi włamywacze mają status gwiazd. Znanym przykładem takiego hakera-gwiazdora jest Kevin Mitnick.

Ale jest i inny, znacznie mroczniejszy typ internetowych przewinień: pedofilia, pewne typy pornografii itp.

W nietypowy sposób i z zaskakującym, przewrotnym finałem opowiada o znajomości z forum internetowego film Pułapka, który od 3 listopada można oglądać w polskich kinach.

Zasięg przestępstw i aktywność sieciowych zbrodniarzy pokazuje, że wirtualna rzeczywistość nie różni się niczym od tej realnej. Tyle że wykształciła specyficzne narzędzia zbrodni.

A czy Wy zetknęliście się bezpośrednio z przestępczością internetową?

10.11.06

W "Piątej Władzy" też cisza wyborcza

Na razie dość polityki. Czas na ciszę wyborczą :) Jak ją przeżyć w blogosferze? Proponuję w Pardonie.

Czy YouTube wpłynie na wybory w Białymstoku?

Krzysztof Kononowicz - to nazwisko zna dziś cała Polska. Egzotyczny kandydat na prezydenta Białegostoku. Bezrobotny naturszczyk. Jak sam mówi, niegdyś sprzątał w białostockim urzędzie miejskim. Jego kilkuminutowe, dziwaczne wystąpienie telewizyjne trafiło na YouTube. Do godz. 13.00 w piątek było oglądane już ponad 970 tys. razy!

W piątek na fenomen Kononowicza zwróciły uwagę największe portale. M.in. Wirtualna Polska i Gazeta.pl (wcześniej, bo już w czwartek, Kononowicz trafił na Pardon).

"Kurier Poranny" drukuje wywiad z Kononowiczem. Ktoś założył kandydatowi stronę w internecie - sądząc po zawartości, jest to spontaniczne dzieło jakiegoś fana. Na Wikipedii powstał zalążek hasła o Kononowiczu.

Gdyby to zależało od internetowych freaków, Kononowicz zapewne zostałby prezydentem Białegostoku. I to już w niedzielę. Wszystko dzięki YouTube.

A jakie są jego realne szanse? Trudno ocenić. Sondaż zamieszczony kilka dni temu w "Gazecie Wyborczej Białystok" daje mu 1 proc. poparcia. No ale to było jeszcze przed Kononowiczo-manią na YouTube.

No więc jak? Kononowicz na prezydenta?

Cisza wyborcza na forum "Gazety Wyborczej"

Ledwo wywołaliśmy temat ciszy wyborczej w blogach i na forach internetowych, a tu na forum krajowym "Gazety Wyborczej" ukazał się groźnie brzmiący komunikat. Jego tytuł mówi wszystko: "Cisza na forum".

Oto jego dwa fragmenty:
12 listopada odbędą się wybory samorządowe w Rzeczypospolitej Polskiej. W związku z tym w dniach 11 XI (od godziny 00.00) - 12 XI (do godziny 20.00) na Forum obowiązuje cisza wyborcza. Prosimy o nie publikowanie materiałów sondażowych, o nie zachęcanie do głosowania na konkretnych kandydatów i partie. Równocześnie przypominamy, że odpowiedzialność prawną za opublikowane treści ponosi autor wypowiedzi. (...)

Zgłoszone nam wypowiedzi, które uznamy za reklamy kandydatów i komitetów wyborczych będą usuwane przez administrację i moderatorów społecznych.
Decyzja ważka. Wszak forum "GW" jest jednym z największych forów internetowych w Polsce. Ale czy to nie przesada? A może godna podziwu praworządność?

A swoją drogą, pod naszym wpisem o ciszy w blogach rozwinęła się ciekawa dyskusja. Jedni z Was uważają, że cisza obowiązuje całą sferę publiczną, w tym internet we wszystkich jego przejawach. Inni - że w prywatnych blogach można robić, co się chce. Tym bardziej jeśli serwer, na którym działa taki blog znajduje się poza Polską.

Ten sam temat poruszył także Michał Piotr Pręgowski, spec od nowych mediów, nasz czytelnik, a zarazem autor ciekawego bloga error300. Jego zdaniem, kluczowa jest etyka dziennikarska:
Blogerzy tematyczni, w tym blogerzy polscy, często wyrażają aspiracje do bycia dziennikarzami i oczekują analogicznych praw. Jeżeli tak jest w istocie, czeka na nich pełne dobrodziejstwo inwentarza. Blogerzy powinni sami z siebie przestrzegać porządku prawnego i etycznego, który dotyczy dziennikarzy właśnie.
Czyli co? W sobotę i niedzielę milczymy o polskiej polityce?

9.11.06

Czy blogi obowiązuje cisza wyborcza?

Pytanie: czy jeśli w sobotę poprę w swoim blogu którąś z partii, albo któregoś z kandydatów, to złamię w ten sposób ciszę wyborczą czy nie?

Przed zeszłorocznymi wyborami parlamentarnymi Magdalena Górak pytała o ciszę wyborczą w internecie jako takim. Okazało się, że cisza - owszem - obowiązuje w necie. W czasie jej trwania "nie można umieszczać nowych stron" wzywających do głosowania za kimś. Nie trzeba jednak zamykać stron już istniejących (podobnie jak ciszy nie łamie plakat wiszący na słupie w dniu wyborów; nie można jednak tego dnia wieszać nowych plakatów).

Ale co w takim razie zrobić z forami internetowymi? Czy w trakcie ciszy wyborczej należy kasować wszystkie komentarze, które zawierają elementy agitacji?

I jak w takiej sytuacji potraktować prywatne blogi?

Czekamy na podpowiedzi, bo to szalenie ciekawa kwestia.

Jak ewoluuje polityczna blogosfera w Polsce

Niesamowita jest prędkość, z jaką rozwijają się polityczne blogi. Jeszcze pół roku temu były czymś egzotycznym. Traktowanym z ironią. Wielu polityków i dziennikarzy mówiło o nich niechętnie, z dystansem. A dziś?

Dziś i politycy, i dziennikarze patrzą na siebie z niepokojem w oczach i pytają: czy ja też powinienem mieć bloga? Jak go założyć? Co w nim pisać? Czy podołam?

Te dylematy są autentyczne. Znam je z rozmów z kolegami dziennikarzami i znajomymi politykami. Sam propaguję blogi, więc w takich sytuacjach powtarzam prostą mantrę: "Blog stał się PR-owskim standardem. Dziś bez bloga to jak bez ręki". Itp.

Wszystko przez to, że od kilku miesięcy obserwujemy bezprecedensowy wysyp blogów prowadzonych przez polityków. Zapewne wiele z nich powstało na potrzeby kampanii samorządowej. Na pewno przełomowy okazał się blog byłego premiera Kazimierza Marcinkiewicza (PiS), który wszak uchodzi za mistrza politycznej autopromocji. Gdy zaś za blogowanie wziął się kolejny ekspremier - Waldemar Pawlak (PSL) - stało się jasne, że oto moda na blogi sięgnęła wyżyn polskiej polityki. Że po prostu blogowanie staje się elementem politykowania.

Równolegle kwitną blogi prowadzone przez znanych dziennikarzy i publicystów politycznych. W ostatnich miesiącach w blogosferze pojawiło się m.in. całe grono autorów "Gazety Wyborczej" i "Polityki".

Notabene, cieszę się, że udało mi się namówić na blogowanie Piotra Borysa, wiceprzewodniczącego sejmiku dolnośląskiego mijającej właśnie kadencji (dziś kandydata PO na prezydenta Lubina). Miałem też pewien udział w tym, że bloggerem stał się poseł Ryszard Wawryniewicz z PiS. Oby dołączyli do nich kolejni politycy - zwłaszcza ci z innych opcji.

Z drugiej strony, politycznych blogów jest już tak wiele, że zaraz staną się passe. Większości z nich nikt nie będzie czytał. Stracą swój urok.

Czyżby za rok wszystko miałoby znów być po staremu? I nikt już nie będzie pamiętał o blogach?

Nic z tych rzeczy. Blogi nie znikną. Będą się zmieniać. Rozwijać. Ewoluować. A wraz z nimi internet. Przyjrzyjmy się tej bloggerskiej ewolucji.

Miejsce pojedynczych blogów powoli zajmują platformy bloggerskie. Wpierw były to zbiory blogów dziennikarzy danej redakcji. Pionierski w tym względzie był bodaj polski "Newsweek", który wepchnął swoich czołowych autorów do blogosfery już w czerwcu 2005 r. "Polityka" zrobiła to samo w maju 2006 r. Wkrótce bloga założyła Ewa Milewicz z "Gazety Wyborczej", a po niej kilkoro innych autorów "GW", tworząc w ten sposób swoisty bloggerski kolektyw. Kolejny etap ewolucji to platforma uruchomiona przez Wirtualnemedia.pl (start: sierpień 2006) oraz popularny w ostatnich tygodniach Salon24.pl (start: październik 2006), którego twórcą jest publicysta Igor Janke, zresztą już od grudnia 2005 r. prowadzący blog na Onecie.

Parę dni temu wystartowała bardzo interesująca platforma bloggerska portalu Money.pl. Piszą w niej m.in. Jerzy Hausner, Henryka Bochniarz, Józef Pinior, Marek Zuber i Paweł Poncyljusz. Medioznawca Krzysztof Urbanowicz przywitał ją w swoim blogu z entuzjazmem. Przewiduje, że będzie ona hitem polskiej blogosfery.

Bloggerskie łączenie sił to krok w kierunku tworzenia regularnych, internetowych serwisów publicystycznych. Co będzie dalej? Duże, komercyjne wortale polityczne? Jak pisze Urbanowicz, taki np. Igor Janke "od dawna myślał o (...) zamianie bloga na biznes".

W tej kategorii należy umieścić quasi-bloggerski, polityczny serwis Pardon, uruchomiony w zeszłym tygodniu pod egidą portalu o2.pl. Jednego z największych portali w Polsce. Jak już pisałem, udzielam się w nim. Zresztą Pardon ma naprawdę ambitne plany.

Już teraz Pardon, jako bodaj pierwszy w Polsce, oferuje regularne przeglądy politycznych blogów. I chętnie sięga po bloggerskie niusy/komentarze, traktując je na równi z informacjami agencyjnymi. To także przejaw ewolucji blogosfery.

Jednocześnie polityczni bloggerzy uczą się ciągłego, bezpośredniego kontaktu z czytelnikami. Internautom cierpliwie odpowiada Janina Paradowska z "Polityki". Żarliwe boje stacza z nimi Bartosz Węglarczyk z "Gazety Wyborczej". A fenomenem ostatnich dni jest opisana przez mnie w Pardonie działalność internauty o ksywie Bernard, który uparcie zmusza blogujących publicystów, by publicznie oświadczyli czy wystąpili już do IPN o przyznanie im statusu pokrzywdzonego. Niektórzy Bernardowi odpowiedzieli (m.in. Maciej Rybiński, Bartosz Węglarczyk i Sylwester Latkowski). To świetna lekcja dla potencjalnych bloggerów: zakładając bloga musisz liczyć się z koniecznością prowadzenia stałego dialogu - czasem wręcz sporu - z czytelnikami. Często nachalnymi.

Pojawiają się blogi zbiorowe. Choćby Tok2Szok Piotra Najsztuba i Jacka Żakowskiego. Działa od początku listopada.

Podsumujmy. Primo - bloggerzy łączą siły. Secundo - w ten sposób tworzą nowe serwisy/portale/media, które być może za jakiś czas zaczną przynosić im zyski. Tertio - polityczni bloggerzy uczą się nowych, internetowych form przekazu, otwartych na bezustanną komunikację z odbiorcą. Quarto - zapewne zaczną poświęcać blogowaniu coraz więcej czasu i energii. Dalszy etap ewolucji może być taki, że tacy np. blogujący publicyści zaczną traktować internet jako swoje podstawowe medium.

Tak oto poważna publicystyka wkroczyła do internetu. Na dobre. A w polskiej blogosferze - jak w dużym biznesie - zbliża się wielkimi krokami czas fuzji i przejęć. Zwłaszcza że oglądalność blogów jest bardzo wysoka, co skłania do pytań w stylu "jak na tym zarobić?" W tej kwestii ciekawe rozwiązania podsuwa Krzysztof Urbanowicz.

Ale blogi to nie wszystko. Jak pokazuje opisany przez mnie przykład z Wrocławia, internet zmienia także podejście do kampanii wyborczych.

Czyżby 2006 r. miał się okazać rokiem, w którym internet zmienił oblicze polskiej polityki? Co o tym sądzicie?

8.11.06

Polska kampania samorządowa w YouTube

Po co spoty w telewizji? Po co reklamy w radiu, w prasie, billboardy? Jest przecież kultowy YouTube! Narzędzie kampanii wyborczych nowej generacji.

Zrozumieli to wrocławscy Zieloni 2004. A dokładnie jeden z czołowych działaczy tej partii we Wrocławiu - Marek Krukowski. W latach 80. współtwórca Pomarańczowej Alternatywy, współzałożyciel ruchu Wolność i Pokój (wraz z m.in. Janem Rokitą). Dziś startuje w wyborach do wrocławskiej rady miejskiej z listy komitetu "Zielony Wrocław".

W ramach kampanii Krukowski nakręcił sobie odjechany, happenerski klip i umieścił go właśnie na YouTube. Spot trwa niecałą minutę, nazywa się "Walcz z technokracją".

O spocie wspomniał poniedziałkowy "Dziennik". Niestety, nie zaznaczając, że reklamówkę można obejrzeć na YouTube.

Na YouTube trafił też oficjalny spot wyborczy "Zielonego Wrocławia". Ten sam, który leci w regionalnej telewizji.

Jak Wam się podoba taka kampania?

Powstał regionalny serwis o samorządzie terytorialnym, bliski klimatom Web 2.0

Czas na koalicję PO-Lew w sejmiku? A może PO będzie rządzić samodzielnie? To pierwsze pytania, jakie zadał publicznie serwis Dolnoslazak.pl. Działa od poniedziałku. Wedle założeń, zajmuje się głównie dolnośląskimi samorządami.

Serwis ma dwóch bloggerów. To poseł Ryszard Wawryniewicz z PiS (eksprezydent Świdnicy) oraz Piotr Borys, wiceprzewodniczący sejmiku dolnośląskiego, kandydat PO na prezydenta Lubina.

W ich ślady może pójść każdy dolnośląski samorządowiec lub polityk. Jedyny warunek: blog powinien dotyczyć spraw samorządowych.

Wydawcą serwisu jest Fundacja im. Tomasza Morusa. Współtwórcą serwisu jest autor niniejszej notki.

7.11.06

Samotność Busha. Czy awantura o Giertycha to symptom słabnięcia pozycji USA?

(Ten tekst ukazał się w serwisie Pardon.pl):

Ciężkie dni prezydenta USA. Traci sojuszników, przegrywa w Iraku, słabnie jego pozycja polityczna w kraju. W dodatku zadarł z Romanem Giertychem. Brzmi śmiesznie, ale śmieszne nie jest.

Takiego kryzysu w stosunkach Polski z USA chyba jeszcze nie było po 1989 r. W dodatku, nikt się go nie spodziewał. Ale i moment jest znamienny.

Jak już wcześniej pisał Pardon, wiceambasador USA w Polsce zachował się jak namiestnik imperium w państwie kolonialnym i zasugerował naszemu rządowi odwołanie Romana Giertycha z funkcji wicepremiera. Powód: Giertych krytykuje skutki wojny irackiej. Nic dziwnego, że słowa Amerykanina wywołały w Polsce burzę. W dalszej perspektywie mogą spowodować ochłodzenie na linii Warszawa-Waszyngton.

A przecież Polska była dotąd jednym z najwierniejszych sojuszników USA na świecie.

Zapewne można by tu poironizować, że oto mrówka obraża się na słonia. Tyle że utrata zaufania Polski to jeden z wielu symptomów słabnięcia międzynarodowej pozycji USA.

Raptem dzień wcześniej iracki sąd skazał byłego dyktatora tego kraju Saddama Husajna na karę śmierci. Sukces Amerykanów? Owszem, ale chyba tylko symboliczny. Jak bowiem informuje izraelski portal Debka - na ogół świetnie zorientowany w sytuacji na Bliskim Wschodzie - wyrokowi towarzyszą przygotowania wojsk brytyjskich i amerykańskich do opuszczenia irackich miast. A później - do całkowitego wycofania się z Iraku. Rezultatem pozostawienia tego państwa samemu sobie może być jego rozpad. Byłaby to klęska bliskowschodniej polityki prezydenta George'a W. Busha.

Jak z kolei pisała w poniedziałek "Gazeta Wyborcza", od Busha odwracają się neokonserwatyści. A więc to środowisko polityczne, które po zamachach z 11 września doradziło prezydentowi USA zaostrzenie polityki wobec państw podejrzewanych o sprzyjanie terrorystom. To neokonserwatyści są często obarczani winą za niepowodzenia Amerykanów w Iraku. Jak się jednak okazuje, niektórzy z nich zwalają teraz winę na administrację Busha, swojego niedawnego patrona.

Dziś w USA wybory parlamentarne. Pardon pisał, że niemal na pewno wygrają je Demokraci. Czyli opozycja. Jak wieszczył już w sierpniu w swoim blogu Bartosz Węglarczyk z "Gazety Wyborczej", efektem triumfu Demokratów mogą być "poważne zmiany w amerykańskiej polityce zagranicznej". Politykę zaangażowania w świecie mogą wyprzeć tendencje izolacjonistyczne.

Broniąc Giertycha przed wiceambasadorem USA polski rząd musi więc zastanowić się nad budową takich sojuszy, które mogłyby zrównoważyć zależność od aroganckich, acz słabnących Amerykanów. Ale jakie to mogłyby być alianse?

A może Stany Zjednoczone wcale nie słabną?

4.11.06

Lewica atakuje, PiS tonuje. Czyli blaski i cienie samorządowej kampanii wyborczej

Już tylko tydzień do wyborów samorządowych. Kampania wre. Najostrzej poczyna sobie lewica.

"Dobry samorząd. Żadnych popisów!" - głosi główne hasło Porozumienia Lewicy i Demokratów (SLD + SdPl + UP + PD). I już wiadomo, o co chodzi. Lewica walczy o swoją pozycję, i to na dwóch frontach. Choć same materiały wyborcze - od strony wizualnej, montażu i symboliki - nie są szczególnie ekspresyjne czy ironiczne.

A jednak w kampanii lewicy było zdarzenie niezwykłe: spot wyborczy dla TVP. Lewica informowała w nim, że rezygnuje z reklamowania się w telewizji publicznej, gdyż uważa ją za stronniczą. I zaprosiła widzów do stacji komercyjnych.

TVP wściekła się. Odmówiła emisji spotu. Na to sekretarz generalny SLD Grzegorz Napieralski publicznie zarzucił telewizji publicznej "brak obiektywizmu i dyskryminowanie opozycji".

Rewelacyjny zabieg. W ten sposób lewica przebiła się do mediów. W dodatku zagrała na nosie TVP, która musiała gęsto tłumaczyć się ze swojej decyzji.

Dla odmiany PiS - o dziwo - prowadzi łagodną kampanię. Zamiast agresji oferuje czerwone jabłuszko zgody, trzymane w wyciągniętych dłoniach. "Polska w Twoich rękach" - głosi hasło. Ma ono zresztą swoje lokalne mutacje. "Łódź w Twoich rękach" - zachęca kandydat PiS na prezydenta tego miasta Jerzy Kropiwnicki (walczy o reelekcję). "Kraków w Twoich rękach" - tak promuje się prof. Ryszard Terlecki.

Teraz PiS ma nowe hasło: "Czyny, nie słowa". Ma pokazać, że w przeciwieństwie do takiej np. Platformy Obywatelskiej PiS działa, a nie dyskutuje. Z pomocą tego hasła PiS prowadzi kampanię w Onecie. I tu dochodzi do paradoksów. Oto PiS-owskie bannery z tym hasłem zdobią m.in. blogi polityków, prowadzone w ramach Onetu. Taki przypadek wskazał Rafał Madajczak w Pardonie: banner ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry z hasłem "Czyny, nie słowa" zdominował blog Waldemara Pawlaka z PSL. Podobnie było w blogu Joanny Senyszyn z SLD. Cóż, taki już los polityków, którzy prowadzą blogi w komercyjnych portalach. Pod koniec sierpnia ostrzegał ich przed tym Krzysztof Urbanowicz.

Platforma Obywatelska odnosi się w swojej kampanii do ludzkich potrzeb i obaw przed przyszłością. Kreuje się na gwaranta normalności. Stąd hasło: "By żyło się lepiej".

PO wykorzystuje wizerunki "typowych Polaków", reprezentujących każdą grupę wiekową. Ale skąd pomysł na zastosowanie szarości w reklamówkach? Bo nawet jeśli są one wykonane profesjonalnie i stylowo (dobrze dobrani modele, wysokiej jakości druk), to czarno-biało-szarawe zdjęcia nie mają dynamiki i przypominają raczej kampanię społeczną niż polityczną.

Na tym tle kampania PiS jest kolorystycznie atrakcyjna. Odważnie wykorzystuje czerwień i żywe kolory. Widać to zwłaszcza teraz, gdy nastała ponura jesień.

A jak Wam podoba się ta jesienna, samorządowa kampania wyborcza?

(Oczywiście, przyjrzeliśmy się tylko kampaniom ogólnokrajowym. I to tym prowadzonym przez trzy największe komitety).

3.11.06

Edward Mazur: Bohater pozytywny?

(Ten tekst zamieściłem w serwisie Pardon w czwartek, 2.11. U dołu dodaję post scriptum).

"Gazeta Polska" analizuje związki Edwarda Mazura z kontrwywiadem UOP. Efekt? Zaskakująco dobry obraz tego biznesmena. Owszem, znał ludzi "układu", ale ich rozpracowywał dla państwa.

"Gazeta" snuje swą długą, pełną barwnych szczegółów opowieść, powołując się na "byłego oficera UOP, dobrze znającego sprawę". Zanim jednak oddaje mu głos, pisze o Edwardzie Mazurze tak:
Mazur współpracował ze służbami, najpierw z SB, potem jako konsultant w kontrwywiadzie UOP, w latach 1992-1996 penetrował środowiska biznesu, dyplomatyczne, powiązania polityków z gangsterami. Przekazywał informacje o byłych generałach SB, MO, z którymi bywał na popijawach, a to interesowało nową władzę, która chciała mieć kontrolę nad byłymi PRL-owskimi funkcjonariuszami - jakie interesy robią.

Podczas bankietów Mazur często wybierał w swoim telefonie komórkowym numer oficera kontrwywiadu UOP i rozmowy biesiadne przekazywał na żywo. Prowokował nawet rozmówców stwierdzeniami w rodzaju: "Kowalski to menda" i oczekiwał na reakcje.
Dziś polska prokuratura podejrzewa Mazura o nakłanianie do zabójstwa gen. Marka Papały. Sam Mazur siedzi w więzieniu w Chicago, czeka na decyzję sądu o ewentualnej ekstradycji do Polski. Ale czy jest winny? "Gazeta Polska" snuje wątpliwości, przypominając, że tuż przed śmiercią Papała wybierał się na Zachód:
Wciąż nie wiemy, kto i dlaczego tak bardzo obawiał się wyjazdu Papały za granicę, że wydał na niego wyrok śmierci. I jaki był w tym udział Mazura. (...)

Papała miał objąć stanowisko oficera łącznikowego polskiej policji w Brukseli, miał też zaproszenie od Mazura do Stanów Zjednoczonych, gdzie miał szlifować język angielski. Jeśli to Mazur zlecił mord, powstaje pytanie, czemu to zrobił, skoro niebawem miałby Papałę u siebie, pod kontrolą?
W połowie lat 90. Mazur miał pracować dla wydziału przestępczości zorganizowanej w UOP, utworzonego przez Konstantego Miodowicza. Co dokładnie robił? Pisze "GP":
Miał swój udział m.in. w rozpracowaniu sfingowanej kradzieży 75 pistoletów z jednostki wojskowej na warszawskim Bemowie. Chodziło o skompromitowanie jednostki i wyprowadzenie jej z Bemowa, prawdopodobnie dlatego, że w tym miejscu miał powstać park rozrywki Michaela Jacksona. WSI, według naszego informatora, nie dopuściło, by UOP zakończył tę sprawę i "skręciło" ją.
Czyżby więc kolejny pozytywny wątek działalności Mazura? Co ciekawe, z tekstu w "GP" wynika, że szczyt współpracy Mazura ze służbami przypada na czas, gdy kierowali nimi ludzie dawnej opozycji antykomunistycznej (acz ci sami, którzy są dziś podejrzewani o udział w tzw. inwigilacji prawicy). - Gdy w 1996 r. doszła do władzy lewica, oficerom kontrwywiadu UOP kazano akta Mazura złożyć do archiwum - zauważa "Gazeta Polska". Mało tego. W tekście pada też sugestia, że Mazur mógł mieć związki z amerykańskimi służbami specjalnymi. Pod koniec lat 80. miał wziąć udział w amerykańsko-rosyjskiej rywalizacji o Polskę. Oto, co mówi na ten temat ów tajemniczy eksoficer UOP, cytowany przez "Gazetę Polską":
- W czasach PRL [Mazur] wynajmował apartament w "zatoce czerwonych świń" w warszawskim Wilanowie od firmy Dipservice. Obok niego miał apartament Władimir Ałganow. Właśnie tam, u Ałganowa i Mazura, schodziła się śmietanka lewicy i rozdawała karty. Ałganow zajmował się wtedy białym wywiadem. Według mnie on i Mazur rywalizowali o "tort" - jeden dla wywiadu amerykańskiego, drugi dla rosyjskiego.
Inna rzecz, że - jak podkreśla "GP":
W latach 1992-1996 Edward Mazur był konsultantem kontrwywiadu UOP, m.in. w spółce T., która zajmowała się prywatyzacją około 200 państwowych firm i wykupem długu FOZZ. W zarządzie T. było też kilku polityków z pierwszych stron gazet. (...)

[Mazur] i jego koledzy ze spółki T. mieli "naganiać" kandydatów do prywatyzacji. Wie, jak wykańczano wówczas konkurencję przy prywatyzacji i jak powstawały szybkie kariery biznesowe dzięki poparciu służb. Mazur wyszukiwał także amerykańskie firmy, które były zainteresowane wykupem FOZZ, sam też część tego długu wykupił.
Co zatem łączyło Mazura z gen. Papałą? Tu "GP" znów raczy nas ciekawostką:
Według byłego oficera UOP, gen. Papała przekazał Mazurowi notes Pershinga, który trafił do policji po zabójstwie mafiosa w Zakopanem, w którym znajdowało się wiele znanych nazwisk. Jeśli to prawda, powstaje pytanie: dlaczego dał go właśnie Mazurowi?

Mazur może teraz nim "grać". Podobno Papała chciał go udostępnić prokuraturze, ale napotkał silny opór w KGP.
Ciekawe czy Edward Mazur zacznie mówić? I co powie? O kim? Czy potwierdzą się rewelacje "Gazety Polskiej"?

I czy aby na pewno Edward Mazur okaże się w tej historii postacią negatywną?

Post Scriptum:
Polska Agencja Prasowa napisała o tym samym tekście w piątek wieczorem. Cytuje m.in. opinię, jaką o Mazurze wypowiedział w TVN 24 Jan Bisztyga, były oficer wywiadu, eksdoradca Leszka Millera. Zdaniem Bisztygi, "Mazur ma związki ze służbami amerykańskimi":
- Gdy przyjrzałem się jego życiorysowi i sukcesom w Polsce, to dla mnie było jasne, że on nie jest człowiekiem poruszającym się w Polsce z dobrej woli. Myślę, że był tu wysłany - uważa Bisztyga.
Dla PAP wypowiada się też Konstanty Miodowicz. Odmówił komentowania rewelacji "Gazety Polskiej" ze względu na tajemnicę państwową.
Zarazem Miodowicz dodał, że gdyby Mazur istotnie był informatorem służb specjalnych, "to powinny one się tym szczycić, bo byłoby to źródło dobrze osadzone" - czytamy w depeszy PAP.
Co zatem wiemy? Niewiele. Bo kim tak naprawdę jest Edward Mazur?

1.11.06

Cztery miliony Polaków czytają blogi. To dziewiczy rynek! Co na to reklamodawcy?

Kto wie, może ta informacja wywoła ferment na rynku mediów w Polsce. Jak wynika z lipcowych badań Megapanel PBI/Gemius, 30 proc. polskich internautów czyta blogi. Te dane opublikował portal Biznesnet.pl, a za nim powtórzyła Gazeta.pl.

Sęk w tym, że firma MillwardBrown SMG/KRC szacowała w maju liczbę polskich internautów na 11,2 mln. W marcu (raptem dwa miesiące wcześniej!) na 9,2 mln.

Załóżmy więc, że dziś w Polsce jest 12 mln internautów. To oznacza, że blogi czyta być może nawet ok. 4 mln Polaków.

To ogromna rzesza ludzi. Z badań Megapanel PBI/Gemius wynika też, że 43 proc. użytkowników blogów to młodzież między 15. a 24. rokiem życia. A kolejne 37,9 proc. to internauci w przedziale wiekowym 25-54 lata. Atrakcyjna grupa wiekowa.

Z punktu widzenia rynku reklamy mamy więc do czynienia z istną terra incognita. Wszak w polskiej blogosferze pieniądze, jak dotąd, nie krążą.

Co zrobić, by zaczęły krążyć? Na pierwszy rzut oka, to trudne. Skoro blogów jest całe zatrzęsienie, a większość z nich ma zapewne niewielu odbiorców, to trudno sobie wyobrazić poważnego reklamodawcę, który poświęciłby siły i środki na dogadanie się z tysiącem bloggerów, by próbować za ich pośrednictwem dotrzeć do tysiąca mikroskopijnych grupek odbiorców. W dodatku kapryśnych.

Zresztą i sami bloggerzy mogą kaprysić.

Ale czym innym pojedyncze blogi, czym innym serwisy bloggerskie. I tak np. na początku października potwierdziły się wcześniejsze zapowiedzi, że Agora zamierza płacić autorom najbardziej poczytnych blogów prowadzonych na swoim serwisie Blox.pl. A przecież takie serwisy znajdziemy na chyba wszystkich dużych portalach - vide Onet.

Kwitną tematyczne platformy bloggerskie. Jak choćby ta dla ludzi mediów na portalu Wirtualnemedia.pl. Czy Salon24.pl, świetna platforma blogów politycznych, założona i prowadzona przez Igora Jankego.

Tego rodzaju "blogi w pakietach" to już coś bardziej przekonującego dla reklamodawców. Jest zresztą precedens: prasa lokalna. Działając osobno, gazety lokalne nie były atrakcyjne dla dużych reklamodawców działających na terenie całego kraju. Ale wydawcy wielu takich tytułów skomasowali siły i - jak pisaliśmy w maju - zaczęli m.in. wspólnie pozyskiwać dużych reklamodawców. Wszystko to pod egidą Stowarzyszenia Gazet Lokalnych.

Może czas na podobne ruchy w blogosferze?