Książka byłego premiera musiała stać się jedną z bomb kampanii wyborczej. Dlatego jej lekturę odruchowo zaczyna się od części końcowej, czyli „
postscriptum”, w którym
Kazimierz Marcinkiewicz komentuje wydarzenia z początku tej kampanii (start
Leszka Millera z listy
Samoobrony to - zdaniem ekspremiera - prosta kontynuacja, wycofanie się
Jana Rokity to gest z klasą...).
Tak tu, jak i we wstępie do książki Marcinkiewicz agituje do powrotu do historycznie niedokonanej koalicji
PO-PiS. W niespełnionym dotąd śnie o niej
Ludwik Dorn z
Markiem Biernackim mieliby kierować
MSWiA,
Jan Krzysztof Bielecki z
Romanem Kluską resortem gospodarki, a
Bronisław Komorowski z
Radosławem Sikorskim - obronnością. Sceną symbolicznego nie dokonania jest telefoniczna rozmowa, podczas której
Donald Tusk wprasza Marcinkiewiczowi
Grzegorza Schetynę na obiad w
Londynie. Marcinkiewicz się zgadza, ale Schetyna do chwili wydania książki nie przyjeżdża.
Zbigniewa Ziobrę Marcinkiewicz też widzi w takim „gabinecie cieni”, ale nie uważa go za w pełni dojrzałego polityka. I prawie jednym tchem stwierdza, że nie ufa
Antoniemu Macierewiczowi i że nie zna
Jaromira Netzla.
Leszek Balcerowicz to fachowiec, ale doktryner, zaś europejskimi wzorcami prawicowych polityków są dla Marcinkiewicza
Nicolas Sarkozy i
Jose Maria Aznar.Były premier siebie samego określa jako optymistę i mówi, że w polityce nigdy nie kłamie. Legitymacją do podejmowania zadań na najwyższym politycznym szczeblu jest w jego przypadku zarówno działanie w podziemnej
„Solidarności” (legitymacja moralna), jak i praca w
MEN (legitymacja praktyczna).
Tytuł
„Kulisy władzy” odnosi się w największym stopniu do wydarzeń, które wyniosły autora na stanowisko premiera. Tu szczególnie widać, ze Marcinkiewicz należy do tych aktorów polskiego życia publicznego, którzy swoje ograniczone możliwości wykorzystują na
120 procent. Trudno byłoby mu zarzucić, że kieruje się wyłącznie własnymi ambicjami.
Były premier potwierdza, że służby specjalne miały go podsłuchiwać, kiedy został premierem oraz że koalicja z
Samoobroną i
LPR została mu niejako narzucona. Mimo to „służy sprawie” dalej.
Do liryczno–sentymentalnych trzeba zaliczyć te fragmenty tekstu, w których Marcinkiewicz mówi o rodzinie i o swoich najbliższych współpracownikach (o nikim nie mówi źle). Są też anegdoty „intymne”: jak ta o jego córce, która po zawarciu koalicji z "
przystawkami" demonstracyjnie odpowiadała mu w rozmowie telefonicznej jak obcemu człowiekowi, albo o żonie, która przytrzymywała premiera nogą, gdy ten także w
niedzielę chciał wstać o
godz. 5.00.
Prowadzący ten wywiad-rzekę
Michał Karnowski i
Piotr Zaremba przechodzą bardzo sprawnie od spraw osobistych do niezbyt
mainstreamowych fragmentów dotyczących polityki ekonomicznej. Nie zawsze jednak „dociskają” premiera. Kiedy mowa jest na przykład o przyczynach, dla których Ludwik Dorn nie został premierem, rozmówcy uznają, że to oczywiste i że to rozumieją. Czytelnik też może rozumie, ale nie dzięki Marcinkiewiczowi, Zarembie i Karnowskiemu.
Co z tego dzieła zostanie po kampanii wyborczej? To będzie zależało od tego czy powtarzana przez Marcinkiewicza mantra o koalicji centroprawicy zostanie zrealizowana, czy nie. Bo książka ta ma kilku ojców, ale - jak wiadomo - porażka jest zazwyczaj sierotą. Książka nią nie jest, ale los zaprezentowanej w niej politycznej koncepcji jest mocno niewiadomy...
Ocena: 4 - dobreKazimierz Marcinkiewicz – "Kulisy władzy" (z Kazimierzem Marcinkiewiczem rozmawiają Michał Karnowski i Piotr Zaremba). Warszawa 2007. Prószyński i S-ka.Leszek Budrewicz