Niezależne państwo libańskie nie sprawdziło się. Okazało się
zbyt słabe, by poradzić sobie z
Hezbollahem, z cichymi ingerencjami
Syrii i Iranu, a ostatnio z brutalną, wymierzoną w Hezbollah
interwencją izraelskiej armii.
Co zrobić z takim państwem? Wzmocnić - podpowiadają różni komentatorzy. Ale jak? Pod czyim parasolem?
A może w ogóle należałoby zlikwidować libańską państwowość?Tu ważna uwaga: Nasze dywagacje na temat Libanu mają charakter bardzo luźny. Nie mamy "insiderskiej" wiedzy o tym, co dzieje się w tej części świata, nie wiemy, co tak naprawdę planują główne siły zaangażowane w tamtejszy konflikt. Nie formułujemy też jednoznacznych, radykalnych propozycji. Samemu Libanowi życzymy jak najlepiej.Po prostu zachęcamy do dyskusji.Będziemy przy tym wdzięczni, jeśli w jej toku uda się ustrzec od wszelakich uprzedzeń religijnych i etnicznych. Antyżydowskich, antyarabskich, antyislamskich.Obecna sytuacja w
Libanie jest ewidentnym następstwem
próżni geopolitycznej, w jaką ten kraj wpadł w ostatnich latach.
Po
wyniszczających wojnach lat 1975-1990 państwowość libańska znalazła się
pod faktycznym protektoratem Syrii. Południe kraju okupował Izrael. Nie był to stan idealny. Ale przynajmniej
nastał pokój.
W 2000 r. Izrael opuścił południe Libanu, licząc na to, że przejdzie ono pod bezpośrednie władanie rządu w Bejrucie. Nie przeszło. Kontrolę nad tym terenem objęli
szyiccy radykałowie z Hezbollahu.
W 2005 r. z Libanu wycofała się Syria. Zachodnie media przywitały to z radością. Jako akt, dzięki któremu Liban stanie się wreszcie
wolny, niepodległy i spokojny. Wszak w oczach Zachodu Syria to taki sam
drapieżca, jak Iran, czy Saddamowski Irak.
Entuzjazm zachodnich mediów okazał się jednak naiwny. Dziś wiemy, że po wycofaniu się Izraelczyków i Syryjczyków
Liban stał się zabawką w rękach Hezbollahu. Interesująco i z pasją
pisze o tym słynny arabski publicysta Fouad Ajami w "The Wall Street Journal".
Awanturnictwo Hezbollahu wywołało inwazję Izraela. Teraz świat zastanawia się, czy do wojny wkroczy Syria. A może i Iran.
Gdzie w tym wszystkim legalny rząd w Bejrucie? Ano
bezsilnie rozkłada ręce. I prosi o zaprzestanie walk. O pomoc. Przypomina raczej organizację pozarządową, niż legalne władze legalnego państwa.
Tak słabemu krajowi grozi rozbiór. Dokładnie taki, jaki przeżyła Polska pod koniec XVIII w.
Jak może wyglądać? Oto nasze luźne spekulacje:
1. Może to być rozbiór "twardy". Liban podzielą między siebie Syria i Izrael. Syria weźmie północ, Izrael południe. Bejrut podzielą po połowie. Państwo libańskie kompletnie
przestanie istnieć.
Co będzie dalej? Być może jakaś reakcja poszczególnych sił libańskich. Ale to, czy ona nastąpi - i w jakiej skali - zależeć będzie od uciążliwości obu okupacji: syryjskiej i izraelskiej.
Ten scenariusz jest chyba jednak
mało prawdopodobny. Po pierwsze - bo tego typu
likwidacja legalnego państwa byłaby fatalnym precedensem dla całego świata. Po drugie - bo
Zachód nie pozwoli na takie poszerzenie terytorium syryjskiego. Po trzecie - bo
Izrael może nie udźwignąć kosztów przejęcia południa Libanu. No i państwa islamskie nie będą bezczynnie obserwować ekspansji Izraela.
Poza tym rozbiór Libanu to rozwiązanie na krótką metę.
W dalszej perspektywie grozi otwartą wojną izraelsko-syryjską.2. Może to być rozbiór "miękki". Liban zostanie podzielony tak,
jak Niemcy po II wojnie światowej. Będą więc
dwa państwa libańskie działające jako
protektoraty Syrii i Izraela.
Byłaby to formalna legalizacja
status quo Libanu z lat 90.
3. Może zostanie przyjęty wariant "Kosowo". Całość lub część Libanu (jeśli część - to południe) zostanie objęta
protektoratem międzynarodowym.
Słabością tego wariantu jest to, że jest
przejściowy. I każe nadal szukać lepszych, długofalowych rozwiązań. Poza tym w Kosowie
de facto nie sprawdził się.
Trzeba też pamiętać, że w południowym Libanie od dawna stacjonują
siły ONZ. Bez skutku. Nie zapobiegły obecnej wojnie.
Ten ostatni wariant wywołuje kolejne ważne pytanie:
jaka siła międzynarodowa mogłaby zagwarantować pokój w Libanie?ONZ nie sprawdziło się. To już wiemy.
Ale kto, jeśli nie ONZ? NATO? A może
kraje arabskie? Oba te rozwiązania są kulawe, bo pogorszyłyby i tak już fatalną sytuację polityczną na Bliskim Wschodzie.
Na dziś najlepszym (acz nie idealnym) pomysłem wydaje się być
militarne zaangażowanie Unii Europejskiej. Dlaczego? Bo:
a) Europa jest blisko. W jej bezpośrednim interesie leży pokój na Bliskim Wschodzie.
b) Europa ma stosunkowo najmniej przechlapane w świecie arabskim. Aczkolwiek robi wszystko, by ten swój
image zepsuć (karykatury Mahometa; awantury o islamskie chusty w zachodnich szkołach; wychwalanie rasistowskich, antyislamskich wylewów Oriany Fallacci przez główne zachodnie media itd. itd.).
c) Taka interwencja byłaby w wewnętrznym interesie Unii Europejskiej. Pogrąża się ona w
kryzysie, zwłaszcza instytucjonalnym. Ma bezustanny problem ze zdefiniowaniem
wspólnego stanowiska w sprawach międzynarodowych. Zgodna decyzja państw UE o zaangażowaniu się (także zbrojnym) w rozwiązanie konfliktu libańskiego mogłaby być kapitalnym sposobem na odbudowę spójności Unii. A w przyszłości - ważnym krokiem ku
wspólnej europejskiej polityce zagranicznej i wojskowej.
Co o tym wszystkim sądzicie? Zapraszamy Was do dyskusji o przyszłości Libanu.