Jak już pisaliśmy,
w PiS ujawnił się prominentny nurt szukający zbliżenia z PO. Jego rzecznikami są
ekspremier Kazimierz Marcinkiewicz (
kandydat PiS na prezydenta Warszawy) oraz
minister kultury Kazimierz M. Ujazdowski.
Marcinkiewicz i Ujazdowski ujawnili tę koncepcję wczoraj, w dwóch różnych miejscach. Ekspremier w telewizji, minister kultury na konferencji prasowej we Wrocławiu.
Dziś Marcinkiewicz obszernie przedstawił ją w "Dzienniku" i
w swoim blogu (w dwóch częściach:
cz. 1 i
cz. 2).
Sens propozycji jest taki:
Polska weszła w okres wzrostu gospodarczego i w pierwszy pełny wieloletni budżet Unii Europejskiej (
2007-2013), odkąd do niej wstąpiliśmy. Popłyną do nas z niego
dziesiątki miliardów euro. To szansa na
wielki skok cywilizacyjny całego kraju.
Zakopanie topora wojennego i współpraca z PO miałaby zagwarantować skuteczne wykorzystanie tej okazji. Marcinkiewicz proponuje Platformie Obywatelskiej
współdziałanie przy niezbędnych zmianach w obowiązującym prawie (np. przy liberalizacji przepisów o zamówieniach publicznych czy tych dotyczących ochrony środowiska), Ujazdowski nawołuje
do współpracy obu partii w sejmikach wojewódzkich po listopadowych wyborach samorządowych. Dlaczego akurat w sejmikach? Bo to
samorząd wojewódzki jest sercem procedury podziału pieniędzy z UE. Jest to więc władza realna, nie malowana.
Co na to PO? Pierwsza reakcja była
sceptyczna. Wszystko przez
niedawne zblokowanie list PiS, Samoobrony i LPR w wyborach do sejmików:- Ta propozycja nie jest poważna - odpowiada ministrowi Ujazdowskiemu sekretarz generalny PO Grzegorz Schetyna w dzisiejszym "Dzienniku". - Jeżeli taka miałaby być, powinna być adresowana do władz Prawa i Sprawiedliwości. Jeszcze parę dni temu, gdy nie było decyzji w sprawie blokowania ich list z Samoobroną i LPR, taka inicjatywa mogła być dobrym gestem świadczącym o tym, że PiS poważnie traktuje rozmowy z partiami spoza koalicji rządowej. Dziś, kiedy ta decyzja została już podjęta, listy zostały zblokowane, propozycja pana Ujazdowskiego nie może być poważnie traktowana.
Słuszna uwaga. Tyle że być może niebawem nie będzie już aktualna. Oto już
3 listopada - jeszcze
przed wyborami! -
Trybunał Konstytucyjny ma rozpatrzyć skargę opozycji na przepis o blokowaniu list w wyborach samorządowych.
Jak mówił dziś eksprezes TK prof. Andrzej Zoll,
Trybunał może unieważnić ów przepis.
Wówczas w wyborach 12 listopada
będzie obowiązywać stara ordynacja. To zaś oznaczałoby, że
blok PiS-Samoobrona-LPR przestałby formalnie istnieć.
Czyżby zielone światło dla PO-PiS w samorządach wojewódzkich?Tak czy owak,
Samoobrona i LPR mają czym się martwić.
Ale pojawia się inny szkopuł. Jak pisał czwartkowy "Dziennik",
PiS chce wzmocnić rolę wojewodów w procedurze podziału środków unijnych. To osłabiałoby samorządy wojewódzkie. W sensie politycznym, taki manewr ma sens przy założeniu, że PiS przegra wybory do sejmików i władzę w województwach przejmie opozycja parlamentarna. Dzięki nowym przepisom
PiS mógłby szachować ją poprzez swoich wojewodów.
Lecz jeśli Trybunał Konstytucyjny unieważni blokowanie list i
PiS zechce dogadać się z PO na poziomie województw, wzmacnianie wojewodów może być
politycznie nonsensowne.
A już na pewno nie pójdzie na to Platforma Obywatelska (po co miałaby brać władzę w województwach wraz z PiS, skoro nad taką koalicją unosiłby się cień potężnego PiS-owskiego wojewody?).
Gra jest więc wielowątkowa. I politycznie ciekawa.
A stawka potężna: wpływ na podział miliardów euro z UE.
Jak sądzicie: będzie PO-PiS w samorządach wojewódzkich czy nie?