Czy można połączyć prawicową ideologię z ostrą, offową, momentami wręcz nihilistyczną subkulturą? To pytanie - wbrew pozorom - nie jest wcale aż tak niszowe, jak to się na pierwszy rzut oka wydaje. Ostatnio
musiałem się z nim zmierzyć. Zresztą nie po raz pierwszy w życiu.
Ale po kolei.
21 marca przez
Wrocław przetoczyła się
rasistowska manifestacja (
pisałem o niej). Uważni obserwatorzy niuansów życia subkulturowego dostrzegli na niej flagę z insygniami czegoś, co nazywa się
Conservative Punk / Division Poland (
CP/DP). Więcej na temat tej frakcji można poczytać:
Manifestację rasistów obserwował m.in. mój kolega
Sławek Czapnik. Podobnie jak ja - jest fanem punk rocka. Odwrotnie niż ja - jest zatwardziałym, niereformowalnym lewicowcem. Zainspirowany obecnością frakcji CP/DP wśród rasistów przyjrzał się temu zjawisku i napisał
bardzo interesujący tekst o konserwatywnych punkach dla portalu
Relaz.pl (artykuł ma fajny tytuł:
"Punki prawe i sprawiedliwe", znalazło się tam miejsce także i dla moich wypowiedzi).
No właśnie.
Jak potraktować mariaż konserwatyzmu z subkulturą punkową? W swoim tekście Sławek patrzy na to
z lewicowej perspektywy. I choć nie pisze o tym wprost, wyczuwam, że dla niego punk mieści się w szerokim spektrum ruchów lewackich. Przy takim założeniu, połączenie punka z konserwatyzmem nie ma najmniejszego sensu.
Mam nieco inne zdanie. Przeklejam, co napisałem Sławkowi w mejlu (kilka fragmentów tej mojej przydługiej wypowiedzi wykorzystał w swoim tekście):
Punk sam w sobie nigdy nie był i nie jest ruchem politycznym. Jest to przede wszystkim pewien rodzaj ekspresji. To styl, estetyka. Owszem, estetyka krzyku, brudu i prowokacji, którą łatwo połączyć z treściami "wywrotowymi". Ale bez takich treści punk też świetnie sobie radzi (klasyczne przykłady: twórczość zespołów Misfits i Armia).
Inna rzecz, że samo pojęcie wywrotowości jest dość płynne. Przypomnę, że wczesna twórczość zespołu Skrewdriver to 100-procentowy punk rock - tyle że z tekstami rasistowskimi, a więc również, na swój pokraczny sposób, "wywrotowymi" (patrz: piosenka "White Power").
Faktem jest, że część sceny punkowej już na wczesnym etapie jej rozwoju wtopiła się w świat ruchów lewackich. Ale umówmy się, że nie trzeba być punkiem, by być lewakiem i nie trzeba być lewakiem, by być punkiem. Nie widzę też żadnych przeciwwskazań, by zagorzałym fanem estetyki punkowej był ktoś, kto ma poglądy prawicowe.
Koniec końców, chodzi o to, by myśleć samodzielnie i nie dać się wciągnąć w żadne sekciarstwo (subkulturowe czy polityczne - bez różnicy).
Istnienie Conservative Punks wcale mnie nie dziwi. Świat punka zawsze był rozdyskutowany i politycznie niespokojny. Lewacy i anarchiści to tak naprawdę tylko jedna z wielu grupek w obrębie tej subkultury. Choć faktem jest, że to grupka wpływowa, być może wręcz sprawująca cichy rząd dusz w tym środowisku. Nie wszystkim się to podoba. Jest w świecie punka wiele osób, dla których np. samo istnienie państwa to coś normalnego i pożądanego - tacy ludzie siłą rzeczy są w ideowym konflikcie z anarchistami. Tyle że pro-państwowcy (czy np. gospodarczy liberałowie) nigdy nie stanowili zwartej grupy w obrębie sceny punkowej.
Jak rozumiem, Conservative Punks pojawili się w USA, na fali sporów o prezydenturę George'a W. Busha. Gdy część sceny punkowej opowiedziała się za głosowaniem w wyborach w 2004 r. przeciw Bushowi, inna część poparła go. Co ciekawe, żadna z tych postaw nie jest anarchistyczna (wszak anarchiści konsekwentnie bojkotują wybory). Ale taki stan rzeczy w ogóle mnie nie dziwi. Wręcz cieszy, bo świadczy o żywotności sceny punkowej. I tworzy ciekawą platformę ideowego sporu z anarchistami.
Obecność jakiejś grupki zwolenników Conservative Punks na rasistowskiej manifestacji NOP i Zadrugi nie wydaje mi się faktem godnym uwagi. Nie sądzę, by miało to jakikolwiek wpływ na scenę punkową. Poza tym rasista jest rasistą, niezależnie od tego czy uważa się za punka, skinheada, katolika czy neopoganina. Nie wydaje mi się też, by rasizm miał cokolwiek wspólnego z pierwotną ideą pro-Bushowskich Conservative Punks z USA.
Już dawno przestało mnie dziwić, że np. do ekologii przyznaje się zarówno część prawicy, jak i część lewicy. Albo że mamy katolicki feminizm. Jeszcze mniej dziwią mnie związki niektórych stylów/subkultur/estetyk z różnymi nurtami politycznymi. Przypomnę, że romantyzm służył zarówno prawicy, jak i lewicy. Futuryzm - i faszystom, i komunistom. Mamy skinheadów-nazistów i skinheadów-socjalistów. Mamy też punk lewacki i punk katolicki. Więc co jest dziwnego w "punku konserwatywnym"?
Nawiasem mówiąc, w swoim tekście Sławek Czapnik przypomniał, że mniej więcej podobną myśl wyraziłem dawno temu (czy to nie było
pod koniec lat 90.?) na łamach punkowego fanzina
"Pasażer", w którym niegdyś sporo pisałem. W ten sposób - zdaniem Sławka - przepowiedziałem istnienie konserwatywnych punków :)
Sensowność połączenia prawicowej ideologii z punk rockiem zależy - rzecz jasna - od tego, jak zdefiniujemy
"prawicowość" i
"punk". Jeśli np. komuś
"prawicowość" i
"konserwatyzm" kojarzą się przede wszystkim
z tradycjonalizmem obyczajowym i/lub ze spokojem i umiarem w sposobie opisywania rzeczywistości (tudzież w sposobie wyrażania się) to taki mariaż jest
niemożliwy. Ale czy definicja "konserwatyzmu" musi koniecznie obejmować kwestie obyczajowe?
Na koniec wrócę do pierwszego akapitu tego tekstu. Dlaczego uważam, że cała ta dyskusja jest tylko pozornie niszowa? Ano dlatego, że
punk już dawno wtopił się w pejzaż zachodniej popkultury. Dziesiątki tysięcy ludzi na całym świecie miało lub ma przygodę z punkiem. Wiele z takich osób
robi kariery w szołbiznesie, w mediach, w korporacjach czy w polityce.
Dla takich osób mariaż punka z taką czy inną ideologią lewacką jest albo niezrozumiały, albo irytujący. Dlatego rozumiem próby "odzyskania" punka z rąk lewaków. Acz - żeby było jasne - sam w tych próbach nie uczestniczę. Punk jest dla mnie czymś zbyt miłym i sympatycznym, by dodatkowo infekować go atmosferą walk politycznych rodem z Sejmu czy ulicznych zadym.