31.5.07

Czy postawa policji podczas wiecu rasistów we Wrocławiu była legalna? Bada to prokuratura

Wrocławska prokuratura rejonowa wszczęła dochodzenie w sprawie postawy policji podczas rasistowskiego wiecu w marcu w centrum Wrocławia. Na razie nikomu nie postawiono zarzutów.

Szeroko pisze o tym "Gazeta Wyborcza". My o rasistowskiej manifestacji pisaliśmy w marcu.

21 marca legalną demonstrację zorganizowały Narodowe Odrodzenie Polski i stowarzyszenie Zadruga. Jej uczestnicy wykrzykiwali rasistowskie hasła. Policja nie wylegitymowała żadnego z nich, zarzuty postawiono organizatorom dopiero po kilkunastu dniach. Już po wiecu policja tłumaczyła się, że nie było możliwości interwencji.

To kolejny raz, kiedy policjanci tolerują postawy rasistowskie, a pacyfikują ewentualne antydemonstracje. Mam nadzieję, że tym razem prokuratura przypomni wrocławskiej policji, że powinna stanąć po stronie prawa.

Co o tym sądzicie?

PSL w rządzie zamiast Samoobrony?

Stało się na Podlasiu, więc dlaczego nie miałoby stać się w rządzie? Wyobraźmy to sobie:
  • Powstaje koalicja PiS-PSL-LPR.
  • Samoobrona zostaje zepchnięta do opozycji, gdzie spotyka się z PO i lewicą.
Taki pomysł podsuwam premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu w Pardonie. (Tam pełny tekst na ten temat. Tu go tylko streszczam).

Plus tego planu: jeszcze parę takich medialnych strzałów w Samoobronę jak seksafera czy opisane przez "Gazetę Wyborczą" rzekome nielegalne finansowanie tej partii, a ugrupowanie Andrzeja Leppera naprawdę znajdzie się nad przepaścią. W pewnym momencie PiS najzwyczajniej w świecie nie zechce dalej bronić tak dolegliwego koalicjanta.

Minus tego planu: PSL wciąż ma tylko 25 posłów. Samoobrona - 46. Musiałaby się rozpaść.

Niemniej, wszystko to dzieje się w czasie, gdy PiS, Samoobrona i LPR renegocjują umowę koalicyjną. Dobra okazja do ostrej gry. Zaskakujących zagrań. Nagłych roszad. Słowem: do nieoczekiwanego odwrócenia politycznych aliansów. Jak na Podlasiu.

Co o tym sądzicie?

29.5.07

Piąta Władza patronem koncertu Ani Dąbrowskiej! Przecieramy szlaki w patronatach medialnych?

Być może jesteśmy pierwszym blogiem w Polsce, który obejmuje patronat nad dużym eventem pop.

Wszystko dzięki Monice Wawryce i Patrycji Gowieńczyk (którą znacie z Piątej Władzy), a więc tandemowi tworzącemu agencję PR-owską Apple Tree. To one 2 czerwca organizują w Polanicy Zdroju "Wyspę Marzeń" - imprezę dla dzieci, której główną atrakcją będzie koncert Ani Dąbrowskiej. Piąta Władza jest patronką tego wydarzenia.

Patronat nad tą imprezą objął także serwis Dolnyslask24.info. To chyba również pierwsze takie zdarzenie w dziejach poslkich serwisów blogerskich.

A oto fragment tekstu zapowiadającego imprezę, jaki napisały Monika z Patrycją:
Atrakcji jest wiele, ale najważniejsza to malowanie tytułowej "Wyspy Marzeń".

- Na co dzień w świecie zabieganych i zapracowanych rodziców dzieci i ich marzenia pozostają samotne. Chociaż raz w roku pozwólmy dzieciom, by pokazały je nam, dorosłym. Niech narysują je na jednej, wielkiej, wspólnej kartce. Dopełnieniem obrazu będzie list: marzenia ubrane w słowa. Każde z dzieci podpisze się pod nim tak, jak potrafi - tłumaczą pomysł Patrycja Gowieńczyk i Monika Wawryka z agencji Apple Tree, pomysłodawczynie akcji. Rysunek-marzenie trafi następnie do prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Malowanie marzeń to największa atrakcja imprezy, ale nie jedyna. Szczególnie atrakcyjnie zapowiada się koncert Ani Dąbrowskiej, nagrodzonej niedawno Fryderykiem dla najlepszej polskiej wokalistki. A oprócz tego w godzinach od 14.00 do 22.30 w polanickim Parku Zdrojowym niespodzianki dla dzieci i dorosłych, m.in. występ młodzieżowej orkiestry dętej z Niemiec, pokaz kolorowej fontanny, koncert przebojów świata, warsztaty rzeźbienia w glinie oraz gry, zabawy i konkursy.

Czym jest WYSPA MARZEŃ
Tytułowa „Wyspa Marzeń” to miejsce, w którym raz w roku spotykać będą się dzieci zamieszkujące jeden z polskich regionów i wspólnie malować wyjątkowy obraz: dziecięce marzenia. Rysunek dostarczany będzie samemu… Prezydentowi RP. Jednak – co ważne - impreza nie ma nic wspólnego z polityką: jest ponad podziałami, dla dzieci i o dzieciach.

Impreza z założenia ma charakter cykliczny i prospołeczny, co roku organizowana będzie w jednym z małych miast. Okazją zawsze będzie Międzynarodowy Dzień Dziecka, a głównymi bohaterami właśnie dzieci i ich marzenia.
Fajna idea, warto ją wspierać :)

Dziekan z Uniwersytetu Wrocławskiego przyznał się do współpracy z SB

To o nim napisał w poniedziałek bloger MeeHau wywołując żywą dyskusję (później MeeHau uzupełnił swoją informację).

Wtorkowe "Słowo Polskie Gazeta Wrocławska" potwierdza: prof. Andrzej Czajowski zrezygnował w zeszły piątek z funkcji dziekana Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Wrocławskiego, ponieważ w czasach PRL był agentem SB.

Przeklejam tekst "SPGW" niemal w całości, bo ciekawy:
O współpracy z SB Andrzej Czajowski pisze w liście skierowanym do rektora UWr Leszka Pacholskiego. W tej samej korespondencji składa rezygnację z piastowanej funkcji i opisuje swoje winy. (...)

– Doktor Czajowski już nie jest dziekanem wydziału – mówi Leszek Pacholski. – Przyjąłem jego rezygnację, ale nie został zwolniony z uczelni. Będzie u nas wykładał – tłumaczy.
Według niego, prawo pracy nie daje mu możliwości zwolnienia wykładowcy w takiej sytuacji. Poza tym, z listu byłego dziekana wynika tylko, że służył on SB pomocą merytoryczną, streszczał dla niej oficjalne publikacje.
– Jeśli tylko taką współpracę nawiązał doktor Czajowski, nie jest to bardzo poważne przewinienie – wyjaśnia rektor. Na razie wie tylko tyle, bo komisja historyczna Uniwersytetu Wrocławskiego nie może zbadać sprawy. Trybunał Konstytucyjny zablokował dziennikarzom i naukowcom dostęp do archiwów IPN.
Czajowski przyznaje jednak, że jego działalność mogła być szersza niż streszczanie książek. Ale nieświadoma. (...)

– Pośrednikiem współpracy, którą nawiązałem z SB, był jeden z moich kolegów – opowiada Czajowski. – Spotykałem się z nim w barach i tam parafowałem kwity na pieniądze za streszczenia. Później okazało się, że muszę podpisywać się pseudonimem, bo inaczej nie dostanę zapłaty – dodaje. Były próby werbowania do pracy operacyjnej, ale Czajowski twierdzi, że się im opierał.
Zdradza, że dopiero teraz nabrał podejrzeń, iż jego podpisem SB mogło uwiarygodniać dokumenty obciążające jego kolegów. Zarzeka się jednak, że nie pamięta, jakie były to dokumenty. Domyśla się, że mogło chodzić np. o prof. Włodzimierza Suleję. To właśnie szef IPN-u odwiedził w styczniu tego roku wydział ówczesnego dziekana i powiedział, że w czasach komunistycznych donosił na niego ktoś ze środowiska uczelnianego o pseudonimie Meduza.
– Wtedy zacząłem myśleć, że SB mogło wykorzystać mój podpis. Żałuję tej współpracy. Człowiek myśli, że jak dotknie błota, to się nie ubabrze, a tu nawet się nie spostrzeże, już jest cały brudny – wyznaje ze skruchą Czajowski. – Dlatego nie mogłem dalej być dziekanem.
Dlaczego dopiero teraz przyszła pora na wyznanie? Wykładowca tłumaczy, że skłoniła go do tego konieczność składania nieważnych już oświadczeń lustracyjnych. Od styczniowego spotkania z prof. Suleją zastanawiał się, jak wyznać swoją współpracę z SB.
– Mogłem to jednak zrobić zaraz po spotkaniu z profesorem... – żałuje.
Szef wrocławskiego oddziału IPN nie mógł zdradzić nam, co zawierają teczki Czajowskiego. – Trzeba jednak powiedzieć, że jeśli ktoś godził się na świadomą i tajną współpracę, otrzymywał pseudonim, podpisywał dokumenty i dostawał za to pieniądze, to prowadził pracę operacyjną – zapewnia Suleja. (...)

Nie chce potwierdzić tego, czy materiały w teczce Meduzy zawierały donosy na niego. – Wyglądałoby to, jakbym chciał dr. Czajowskiemu zrobić krzywdę – wyjaśnia. – Trzeba jednak podkreślić, że Czajowski był TW, a to inna kategoria niż konsultant, którym się mianuje.
Dlaczego Meduza? Inspiracją był napis w jednym z barów, w którym spotykał się ze swoim kolegą od służb. Nie wszystko wraca jednak do jego pamięci tak jak wspomnienie wyboru kryptonimu czy to, że w latach 80. był sekretarzem partii na politologii i wydawało mu się, że po prostu buduje socjalizm. Może dlatego, że jak sam przyznaje, alkohol był nieodłącznym towarzyszem spotkań z przedstawicielem SB.
Ciekawy casus agenturalny. Acz niepokoi mnie przywołanie wątku alkoholowego. Czy "SPGW" chce zasugerować, że Andrzej Czajowski nie wiedział, że donosi, bo był kompletnie pijany podczas spotkań z esbekami?

Dziwi mnie też informacja, że prof. Czajowski był w latach 80. sekretarzem komórki PZPR na politologii. Zaraz, zaraz - przecież SB miała zakaz werbowania członków partii!

Co sądzicie o tej historii?

28.5.07

Teletubisie inaczej. Ewa Sowińska miała rację?

Hmmm... Sam już nie wiem... Pod moim wpisem wydrwiwającym Ewę Sowińską za przypisywanie Tinky'emu Winky'emu z Teletubisiów skłonności homoseksualnych, Unicorn wkleił w komentarzach link do takiego oto pliku z YouTube. To fragment - a jakże - Teletubisiów:



W roli głównej, o ile dobrze poznaję, sam Tinky Winky. Co o tym sądzicie?

Dolnośląski bloger lustruje naukowca, dziekana na Uniwersytecie Wrocławskim

No i mamy kolejny akt spontanicznej lustracji po wrocławsku. Bloger MeeHau sugeruje w serwisie Dolnyslask24.info, że agentem SB mógł być prof. Andrzej Czajowski, do niedawna dziekan Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Wrocławskiego.

Przeklejam post MeeHaua w całości:
Niecałe dwa tygodnie mija od czasu, gdy dziekan Wydziału Nauk Społecznych - Andrzej Czajowski - złożył na ręce rektora swoją dymisję. Bezpośrednią przyczyną tej decyzji było podejrzenie, że w teczce, którą jakiś czas temu znaleziono w IPNie, mogą być informacje w świetle których, agent o pseudonimie Meduza donosił na Włodzimierza Suleję - obecnego dyrektora wrocławskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej.

Jak sam zainteresowany stwierdził gorzko: "Jak kraść - to miliony, jak kochać - to księżniczkę, jak donosić - to na szefa IPNu".

Cała sprawa wypłynęła w styczniu podczas rozmowy na temat pracy habilitacyjnej jednego z pracowników Wydziału Nauk Społecznych. Wtedy to Włodzimierz Suleja miał stwierdzić, że jest na WNS osoba, która była kiedyś zarejestrowana jako Meduza.

Prof dr hab. Andrzej Czajowski stanowczo jednak twierdzi, że nie donosił na profesora Suleję, w owym czasie przyporządkowanego przez peerelowskie władze do tak zwanej opozycji antysystemowej, z którą rozmów się nie podejmowało. Panowie mieli znać się bardzo słabo, więc wszelkie informacje w teczce mają pochodzić z innych źródeł.
Nie wiem czy MeeHau trafia dobrze czy tylko pomawia. Czekam na twarde dowody. Ale pozwolę sobie na krótki komentarz.

Niestety, nazwisko prof. Czajowskiego jest jednym z wielu, jakie przewijają się w kawiarniano-piwnych rozmowach o domniemanej dawnej agenturze SB we Wrocławiu. Bólem tego miasta jest niemal całkowity brak normalnych, odważnych publikacji medialnych o dawnych agentach działających w różnych prominentnych środowiskach. Próbuje to zmienić Polskie Radio Wrocław, które bada archiwa wrocławskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej. Swoją indywidualną akcję lustracyjną prowadzi Grzegorz Braun, który jest zresztą odsądzany za to od czci i wiary przez wrocławskie elity. Poza tym cisza. Oczywiście, nie liczę modnych ostatnio ataków na IPN i lustrację jako taką.

Dlatego uważam, że w tej niedobrej atmosferze, takie karkołomne, kontrowersyjne gesty, na jakie pozwala sobie Grzegorz Braun czy (jednorazowo) bloger MeeHau przynoszą więcej dobrego niż złego. Dlaczego? Bo przyspieszają przeczesywanie i ogłaszanie informacji zawartych w archiwach IPN. Jest to sposób mało elegancki, ale skuteczny. Gdy się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma. Z braku normalnej pracy dziennikarskiej, sprawy biorą w swoje ręce radykałowie.

Nie zmienia to jednak faktu, że oskarżenie prof. Czajowskiego - podobnie jak oskarżenie rzucone przez Grzegorza Brauna pod adresem prof. Jana Miodka - powinno zostać podparte dowodami. Sprawę prof. Miodka rozstrzygnie sąd. I dobrze. Czy tak będzie również w przypadku prof. Czajowskiego?

Co o tym sądzicie?

MySpace jest zaludniony jak duże państwo. Może więc zacznie działać jak państwo?

Krzysztof Urbanowicz zamieszcza w blogu znakomitą prezentację o - by tak rzec - kierunkach rozwoju naszego świata. Jest tam i o boomie internetowym, i o rosnącej potędze Indii i Chin. Autorem dzieła jest Karl Fisch, autor bloga The Fischbowl.

Przeklejam tę prezentację (za serwisem Slideshare.net):



Moją uwagę zwróciły slajdy nr 34 i 35. Czytamy na nich, że MySpace ma już ponad 106 milionów zarejestrowanych użytkowników (dane z września 2006 r.). To zaś oznacza, że gdyby MySpace był państwem, byłby to jedenasty pod względem liczby mieszkańców kraj na świecie - za Japonią, a przed Meksykiem.

Ogarnęła mnie zaduma. Bo może MySpace ma wszelkie dane ku temu, by przekształcić się kiedyś w państwo?

No bo co to właściwie jest "państwo"? Można je określić jako pewien zespół instytucji zarządzających wybranymi odcinkami życia na określonym terytorium za pieniądze uzyskiwane z podatków i ceł. Owe "odcinki życia" wybrane są często dość arbitralnie - nie ma np. powszechnej zgody, że powinniśmy mieć państwową służbę zdrowia czy edukację. Poza tym państwo ewoluuje. Z biegiem czasu przekazuje kolejne pakiety swoich kompetencji innym bytom - samorządom terytorialnym, albo organizacjom międzynarodowym.

Zarazem żyjemy w czasach, gdy rośnie rola internetu. Coraz więcej ludzi spędza coraz więcej czasu w Sieci. Coraz większą rolę odgrywają serwisy społecznościowe - takie jak MySpace. Mogę sobie wyobrazić, że tego typu popularny serwis staje się kolejnym ważnym "odcinkiem życia", który wymaga ciągłego, starannego zarządzania. Stąd już tylko krok, by MySpace przekształcił się w eksterytorialne quasi-państwo.

Warunek: możliwość nieskrępowanej komunikacji wszystkich ze wszystkimi musi być towarem równie pożądanym jak energia elektryczna czy dostęp do lekarza. Ale może już tak jest?

Co o tym sądzicie?

27.5.07

Homoseksualna orgia Teletubisiów

Rzeczniczka praw dziecka Ewa Sowińska, nominatka LPR, na trwałe wpisała się do annałów polskiej popkultury. Oto fragment wywiadu, jaki przeprowadził z nią "Wprost":
"Wprost": Niektórzy twierdzą, że homoseksualizm jest promowany nawet w bajce "Teletubbies".
Ewa Sowińska:
- Słyszałam o tym problemie. Sprawa jest niezwykle delikatna, bo ta bajka jest wyjątkowo przez dzieci lubiana. Mnie się kiedyś zdarzyło obejrzeć jeden z odcinków i muszę przyznać, że te postaci wydały mi się bardzo sympatyczne. Jest jednak prawdopodobnie problem jednej z postaci.

Tinky Winky?
- Zauważyłam, że ma damską torebkę, ale nie skojarzyłam, że jest chłopcem. W pierwszej chwili pomyślałam, że ta torebka musi temu teletubisiowi przeszkadzać. Taki balast niepotrzebny. Później się dowiedziałam, że w tym może być jakiś ukryty homoseksualny podtekst.

Zareaguje pani?
- Poproszę moich psychologów z biura, by obejrzeli tę bajkę i ocenili, czy może być pokazywana w telewizji publicznej i czy sugerowany problem naprawdę istnieje.
Podobno "Teletubisie" mają dorosłych fanów, którzy uważają ów serial dla małych dzieci za "psychodeliczny". Ale Ewa Sowińska przelicytowała w psychodeliczności najbardziej odjechane fragmenty "Teletubisiów".

Cała polska młodzież będzie teraz rżała ze śmiechu podczas każdego kolejnego odcinka tego serialu.

Ze śmiechu już teraz tarzają się autorzy pierwszych komentarzy w internecie. Choćby Michał Raińczuk, który w portalu Kulturaonline.pl podpowiada Ewie Sowińskiej kolejne pola badawcze:
Proponuję przyjrzeć się dokładnie także innym bajkom. Mocno podejrzane od dawna są przecież "Smurfy". W końcu w całej wiosce jest tylko jedna kobieta, a i prześladujący (być może jest na etapie zaprzeczenia) niebieskie ludki Gargamel to stary kawaler (z kotem). Coś tu ewidentnie śmierdzi. Sam Kubuś Puchatek może nie do końca, ale Prosiaczek - gej jakich mało! I do tego nosi się na różowo. A "Sąsiedzi"? Zastanówcie się, jacy dorośli mężczyźni spędzają ze sobą tyle czasu. No, jacy? O Bolku i Lolku powiedziano już tyle, że litościwie spuśćmy na ich poczyniania zasłonę milczenia.

Tylko nadzwyczaj silną psychiką mogę wytłumaczyć fakt, że, wychowawszy się na tych dobranockach, nie wyrosłem na homo. A przecież nie każdy taką odpornością dysponuje.
Do tekstu wklejony jest fragment "Teletubisiów". Tytuł powala: "Homoseksualna orgia Teletubisiów".

Marta Wawrzyn w Pardonie pisze, że podobne zarzuty pod adresem Teletubisiów pojawiły się już osiem lat temu w Stanach Zjednoczonych:
Biednego Tinky`ego Winky`ego rozłożono na czynniki pierwsze i wyszło, że nie tylko paraduje (a jakże!) z damską torebką, ale też jest koloru fioletowego (gejowskiego!) i ma antenkę w kształcie trójkąta (symbol gejów!).
Kompletny odlot.

W tej sytuacji nie dziwię się Tomaszowi Łysakowskiemu, który w pielgrzymce mężczyzn do Piekar Śląskich dopatrzył się licznych znamion porządnej parady gejowskiej. To już jest masakra:
... sto tysięcy spalonych słońcem męskich ciał, wyposzczonych po wielodniowej wędrówce w męsko-męskim i męsko-chłopięcym towarzystwie. Niech się schowają parady wymuskanych gejątek, co po przejściu kilkuset metrów piszczą jakby IV RP obaliły – tu, w skwarze i piachu, przy dźwiękach piosnek o Jezusie i w ścisku, w którym każdy mógł do woli wdychać zapach potu swych roznoszonych przez testosteron towarzyszy – tu było naprawdę gorąco! I to nie przez parę godzin, a przez całe długie dni.

Zwieńczeniem oryginalnej eskapady była impreza w formie mszy, na której nie mogło zabraknąć znanego amatora modlitw w męskim gronie, premiera Jarosława Kaczyńskiego.
Jak widać, geje zawładnęli masową wyobraźnią. Dzielą i rządzą. Są wszędzie.

Trudno o większy triumf homoseksualizmu. Polska gejami stoi!

26.5.07

Zagłębie Lubin piłkarskim mistrzem Polski. GKS Bełchatów drugi. Triumf mecenatu państwowego?

Końcówka piłkarskiej Orange Ekstraklasy w tym sezonie sprowadziła się do starcia dwóch klubów, których właścicielami są ogromne przedsiębiorstwa państwowe. Wygrało Zagłębie Lubin - własność koncernu KGHM Polska Miedź S.A. Wicemistrzem kraju został GKS Bełchatów - własność koncernu BOT Górnictwo i Energetyka S.A.

KGHM i BOT to absolutna czołówka polskich spółek skarbu państwa. Zresztą oba te koncerny znalazły się na opracowanej jeszcze przez rząd Kazimierza Marcinkiewicza liście piętnastu przedsiębiorstw o strategicznym znaczeniu dla Polski.

Pisałem o tym w piątek w Pardonie, gdy rywalizacja obu klubów jeszcze trwała. Przytoczyłem opinię, którą wyraził Michał Syska, wiceszef SdPl: że tak dobra postawa piłkarzy z Lubina i Bełchatowa dowodzi, iż państwowy mecenat jest lepszy od prywatnego.

No właśnie: jest lepszy czy nie? Co o tym sądzicie?

25.5.07

SdPl stawia na blogi. Czy to pomoże?

Jak wypromować młodą lewicę? Poprzez blogi - uważają młodzi działacze Socjaldemokracji Polskiej, którym przewodzi wiceszef tej partii Michał Syska. Wrocławianin. Rocznik 1980. Pisze o tym Agata Kondzińska w piątkowym "Życiu Warszawy". A za nią Rafał Madajczak w Pardonie.

Cytuję "Życie Warszawy":
„Borówki” chcą zmienić swój wizerunek i pokazać, że SDPL nie jest partią tylko Marka Borowskiego. Dlatego powstaje w niej plan wypromowania młodych polityków, którzy w 2005 roku przejęli władzę i zajęli znaczące miejsca we władzach partii, ale do dziś nie wyszli z cienia politycznych weteranów. (...)

Jedną z form dotarcia do elektoratu ma być partyjna platforma blogerska. – Politycy nie wykorzystują internetu, a przecież jest on teraz jednym z najbardziej rozwijających się mediów – uważa Michał Syska.
W SDPL trwają już prace nad uruchomieniem tej platformy. Swoje blogi mieliby na niej prowadzić politycy lewicy. – Ponieważ jesteśmy poza Sejmem, trudniej nam się przebić do mediów ze swoimi komentarzami. Ta platforma ma być wymianą naszych poglądów i spostrzeżeń – dodaje Syska.

On sam prowadzi już polityczny blog. W kampanii prezydenckiej w SDPL rozważany był też pomysł pisania blogu przez Marka Borowskiego, ale nie udało się. Dziś na stronie internetowej lidera „borówek” bloguje jego żona.
W ogóle mnie to nie dziwi. Michał Syska prowadzi bloga już od listopada - i chyba naprawdę to lubi, bo pisze regularnie i obszernie. Wiem, że bacznie obserwował Pardon, z którym współpracuję. A pod koniec marca wszedł w skład ekipy blogerów politycznych prowadzących blogi w regionalnym serwisie Dolnyslask24.info. Ów serwis jest wzorowany na Salonie24. Syska ma więc w głowie (o ile mogę sobie pozwolić na takie stwierdzenie) dwa czołowe blogerskie serwisy polityczne w Polsce: Pardon i Salon24. Ciekaw jestem, jakie konkretnie rozwiązania znane z tych dwóch przedsięwzięć zechce zastosować, by dodać animuszu młodej lewicy?

Michałowi Sysce gorąco polecam lekturę książki "Crashing the gate" Markosa Moulitsasa i Jerome'a Armstronga - dwóch najsłynniejszych amerykańskich blogerów politycznych. To gotowy program odbicia Stanów Zjednoczonych z rąk prawicy m.in. przy pomocy lewicowej blogosfery. Może młoda polska lewica pokusiłaby się o podobny program dla naszego kraju?

Jak sądzicie - czy blogi to dobre narzędzie wzmocnienia pozycji partii politycznej? Zwłaszcza takiej jak SdPl, a więc de facto walczącej o przetrwanie...?

24.5.07

Grzegorz Braun cieszy się, że prof. Jan Miodek wytoczył mu proces. Kto wygra tę sprawę?

Od czwartkowego popołudnia media trąbią, że prof. Jan Miodek wytoczył proces Grzegorzowi Braunowi. Nic dziwnego. Wszak Braun od miesiąca powtarza, iż prof. Miodek był agentem policji politycznej PRL.

Jednak w tych czwartkowych relacjach albo w ogóle nie ma wypowiedzi samego Brauna (patrz: "Gazeta Wyborcza"), albo są one zdawkowe (TVP 3 Wrocław). Nadrabiam tę zaległość w Pardonie. Grzegorz Braun mówi mi tam o procesie wytoczonym mu przez prof. Miodka m.in. tak:
Lepiej późno niż wcale. Sąd jest z całą pewnością stosownym miejscem, żeby publicznie rozstrzygać o sprawach publicznych
Braun powtarza też, że jego teza o współpracy prof. Miodka z SB jest prawdziwa. I po raz kolejny atakuje tego znanego językoznawcę:
Zastanawiam się jak daleko można zabrnąć idąc w zaparte. Jak daleko można posunąć się w swojej autokompromitacji. Jak szerokie grono osób można w tę autokompromitację wciągnąć - bo nie chodzi już tylko o prof. Miodka, ale o coraz szerszy krąg dżentelmenów angażowanych do dyskutowania o faktach. A przecież o faktach dżentelmeni nie dyskutują.
Przypomnę, że sam prof. Miodek stanowczo zaprzecza, by kiedykolwiek współpracował z SB.

Jak myślicie - kto wygra tę sprawę?

P.S. (z 25.05.): Ważny i ciekawy niuans. W "Gazecie Wyborczej" mówią, że brak wypowiedzi Grzegorza Brauna to efekt jego własnej decyzji, bo on sam nie chce z "GW" rozmawiać. W sprawie procesu wytoczonego przez prof. Miodka zadzwonili do Brauna - odmówił komentarza. Zresztą nie po raz pierwszy.

Smutna dygresja o realiach pracy w mediach. Na przykładzie Wrocławia

Dziennikarze powinni być odważni, niezależni, do bólu dociekliwi. Jako Czwarta Władza powinni kontrolować świat polityki. Reprezentować słabszych. "Nam nie jest wszystko jedno", "Po Twojej stronie" - głoszą hasła największych gazet.

Tyle stereotyp. A teraz przyjrzyjmy się realiom uprawiania zawodu dziennikarskiego. Mój tekst nie jest pełną analizą, a jedynie przyczynkiem. Skupiam się tylko na swoim mieście - Wrocławiu.

Oto w najnowszym numerze miesięcznika "Press" znajdziemy zestawienie zarobków w mediach regionalnych. Przepisuję najbardziej interesujące rubryki dotyczące Wrocławia (niestety, "Press" podaje jedynie zarobki w prasie i w radiu; pomija telewizję). Wszystkie kwoty to miesięczne zarobki w złotówkach netto:
  • sekretarz redakcji oddziału dziennika ogólnopolskiego - 4000
  • redaktor oddziału dziennika ogólnopolskiego - 2100-2800
  • doświadczony dziennikarz w dzienniku regionalnym - 2500
  • doświadczony dziennikarz oddziału dziennika ogólnopolskiego - 2600-3000
  • dziennikarz działu miejskiego oddziału dziennika ogólnopolskiego - 1200-1800
  • początkujący współpracownik oddziału dziennika ogólnopolskiego - 600-700
  • reporter w lokalnej [radiowej] stacji komercyjnej (przy dobrej wycenie materiałów) - do 3500
  • wydawca serwisów w rozgłośni publicznej (100-150 za dzień) - 2500-3000
  • szef informacji w regionalnej rozgłośni publicznej - 4000-5000
  • reporter w regionalnej rozgłośni publicznej (podstawa wynagrodzenia pracownika etatowego zaczyna się od 300) - 1500-3000
Potwierdzam z autopsji. Tyle właśnie zarabia się we wrocławskich mediach. Dotyczy to wszystkich dziennikarzy, także tych zajmujących się polityką.

Załóżmy optymistycznie, że taki dziennikarz zarabia ok. 2,5 tys. zł na rękę. Jednakże od tej kwoty należy odjąć koszty związane z mieszkaniem, choćby kredyt mieszkaniowy w wysokości np. 1 tys. zł miesięcznie (trochę strzelam z tą kwotą, ale chodzi mi o rząd sum; takie kredyty spłaca wielu moich kolegów). W tym momencie realny zarobek spada do 1,5 tys. zł netto.

Zestawmy to z pensją posła, którego ów dziennikarz ma śmiało, wnikliwie i niezależnie "kontrolować". Otóż poseł na Sejm zarabia jakieś 11-12 tys. zł miesięcznie. Ale to nie wszystko. Poseł ma kilkuletnią pewność zatrudnienia - do najbliższych wyborów. Dziennikarz nigdy takiej pewności nie ma. Sejm nie zostanie raz na zawsze zliwkidowany. Redakcję może spotkać taki los. Wiedzą o tym wszyscy pracownicy wrocławskich mediów. Przynajmniej od czasu tzw. fuzji gazet w 2003 r., jeśli nie dłużej. Zresztą casus "Nowego Dnia" dowodzi, że coś takiego może przydarzyć się także dużej gazecie krajowej. W tym zawodzie nikt nie zna dnia ani godziny.

Porównanie dziennikarza z posłem nie jest w przypadku Wrocławia nadużyciem. Z tym miastem związani są (w mniejszym lub większym stopniu) liczni prominenci krajowej polityki: Kazimierz M. Ujazdowski (PiS), Adam Lipiński (PiS), Grzegorz Schetyna (PO), Bogdan Zdrojewski (PO), Ryszard Czarnecki (Samoobrona), Radosław Parda (LPR), Adam Hofman (PiS). O obecnym prezydencie Wrocławia Rafale Dutkiewiczu "mówi się", że może być mocnym kandydatem na prezydenta Polski w 2010 r. Wrocław nie jest więc polityczną prowincją. Miejscowi dziennikarze mają stałą styczność ze ścisłą czołówką krajowej polityki.

"Press" trafia bardzo celnie, gdy tak oto komentuje swoje zestawienie:
Standardem w mediach regionalnych jest praca na minimalnej podstawie wynagrodzenia i wierszówce - razem nie przekracza to zwykle 2 tys. zł. W dodatku miejsc pracy ubywa, więc zmiana redakcji jest praktycznie niemożliwa. W nieco lepszej sytuacji są dziennikarze w oddziałach mediów ogólnopolskich, bo mogą dorobić na materiałach produkowanych dla centrali.
Oczywiście, jeśli dziennikarz ma czas i kontakty, to dodatkowo dorobi sobie fuchami. Ale czy o to chodzi w tym zawodzie?

Dlatego wszyscy rozsądni dziennikarze regionalni są w każdej chwili gotowi zmienić zawód. Kto zaś ma rozbudowaną wyobraźnię, ten nigdy nie będzie nazbyt "śmiały" i "niezależny", bo wie, że to ryzykowne.

Żeby było jasne - nie piszę we własnej sprawie.

No i jak Wam się podobają realia pracy w mediach regionalnych?

23.5.07

"Gazeta Wyborcza" skręci w prawo?

Piszę o tym w Pardonie, za najnowszą "Polityką". Pojawiła się hipoteza, że gdy Jarosław Kurski zostanie redaktorem naczelnym "Gazety Wyborczej", "odpłynie ona trochę od lewego brzegu" (sformułowanie Cezarego Łazarewicza z "Polityki").

Ciekawa, acz karkołomna hipoteza. Inna rzecz, że - jak dowiaduję się z "Polityki" - od połowy maja Jarosław Kurski de facto kieruje "Wyborczą".

Czy wyobrażacie sobie "GW" jako dziennik o profilu centroprawicowym? Czym miałoby się to objawiać?

Tomasz Kuzia ("Życie Warszawy") prowadzi kapitalny blog o czołówkach polskich dzienników

"Od frontu" - tak nazywa się ten niezwykły blog. Pomysł jest arcyprosty i arcywdzięczny: Tomasz Kuzia z "Życia Warszawy" codziennie zestawia i komentuje okładki pięciu największych polskich dzienników ("Gazeta Wyborcza", "Dziennik", "Rzeczpospolita", "Super Express", "Fakt" - osobno dzienniki poważne, osobno tabloidy). Robi to zwięźle, z wdziękiem i fachowo. Krytykuje, gdy trzeba. Chwali, gdy warto.

Blog ruszył niedawno, raptem 11 kwietnia. Ale jest już pełen treści. Widać, że autorowi nie brakuje zapału i konsekwencji.

Jestem pełen podziwu. Jak dla mnie, "Od frontu" jednym żwawym susem wskoczyło do czołówki polskich blogów o mediach.

22.5.07

"Gazeta Wyborcza" ogłasza koniec sprawy prof. Jana Miodka. Czy słusznie?

"Brak dowodów współpracy prof. Miodka z SB" - cieszy się Beata Maciejewska w "Gazecie Wyborczej Wrocław", choć w jej własnym tekście jest i taki oto akapit:
W niedzielę TVN 24 poinformował, że we wrocławskim IPN odnaleziono dokumenty na temat prof. Miodka. Wynika z nich, że SB zarejestrowało go jako TW w 1979 r., a wyrejestrowało 11 lat później. Nie zachowały się żadne notatki ani podpisy. Zdaniem historyka z wrocławskiego IPN, którego cytuje stacja "z punktu widzenia SB doszło do jakiejś współpracy".
Znalezione w IPN materiały nie przekonały komisji historycznej Uniwersytetu Wrocławskiego - i to ona uznała, że nie ma podstaw, by stwierdzić, iż prof. Jan Miodek był agentem Służby Bezpieczeństwa.

Przypomnę, że agenturalną przeszłość wytknął publicznie prof. Miodkowi znany wrocławski dokumentalista Grzegorz Braun. Nie przedstawił jednak dowodów na potwierdzenie swojej sensacyjnej tezy. Prof. Miodek mocno zaprzeczył, by kiedykolwiek współpracował z SB.

Do napisania tego tekstu skłonił mnie wpis Piotra Matejczyka w serwisie Dolnyslask24.info. Matejczyk staje po stronie prof. Miodka. Uważa, że cała ta sprawa może oznaczać "koniec Grzegorza Brauna". Pisze:
Braunowi najwyraźniej misja wymknęła się spod kontroli. Chciał zostać wrocławskim Wildsteinem, został – by zacytować Leszka Budrewicza – „Jerzym Urbanem polskiej prawicy”. Jeśli coś może dziś uratować resztki autorytetu wrocławskiego dokumentalisty, to tylko dowody znacznie poważniejszych uwikłań Miodka niż te, o których dziś wiemy. A na taki rozwój wypadków po dzisiejszym dniu raczej się nie zanosi.
Pozwoliłem sobie napisać komentarz pod tekstem Matejczyka. Przytaczam go w całości:
W sprawie prof. Miodka poruszamy się w gąszczu interpretacji. Bo faktów, niestety, mamy wciąż za mało.

Sytuacja jest taka: a) prof. Miodek przyznał, iż podpisał jakiś mało istotny protokół, ale nie współpracował, a wręcz był nękany przez SB. "Nigdy nie podpisałem dokumentu o współpracy" - oświadczył publicznie; b) w IPN znajdują się jakieś zupełnie szczątkowe materiały, które mogą (acz chyba nie muszą) świadczyć o tym, iż prof. Miodek był TW.

Ten zestaw danych można zinterpretować dwojako: 1. Prof. Miodek nie był TW, choć być może esbekom zamarzyło się, że go zwerbują; 2. Prof. Miodek był TW - tyle że wciąż nie udało się dotrzeć do twardych dowodów potwierdzających tę tezę.

(Dygresja: a może prof. Miodek formalnie został zarejestrowany jako TW, ale de facto nic złego nie zrobił? W taki właśnie sposób "Newsweek" interpretuje teraz agenturalną przeszłość Ryszarda Kapuścińskiego).

Grzegorz Braun twardo powtarza, że prof. Miodek był TW. Zatem albo przyjmuje interpretację nr 2 za bezsporny fakt (i trochę nami manipuluje "sprzedając" interpretację poszlak jako fakt dowiedziony), albo wie coś więcej, tyle że z jakiegoś powodu nie chce ujawnić, co tak naprawdę wie.

A czy Grzegorz Braun jest wiarygodny? Odnoszę wrażenie, że w swoich lustracyjnych szarżach do tej pory ani razu się nie pomylił (chyba że coś przeoczyłem). Ten drobny szczegół sprawia, że - w moim przekonaniu - warto jeszcze trochę zaczekać z odtrąbianiem końca tej przykrej historii.
Żeby było jasne: nie chcę powiedzieć, że uważam prof. Miodka za agenta. Wręcz sądzę, że jego własne słowa są w tej chwili najmocniejszym dowodem w całej sprawie.

Tyle że nieformalny, medialny proces lustracyjny prof. Jana Miodka wciąż trwa. Zwróćmy uwagę, że w sprawie prof. Miodka tak naprawdę wciąż jeszcze nie wypowiedział się Instytut Pamięci Narodowej.

17.5.07

Konserwatywny punk - czy to w ogóle możliwe?

Czy można połączyć prawicową ideologię z ostrą, offową, momentami wręcz nihilistyczną subkulturą? To pytanie - wbrew pozorom - nie jest wcale aż tak niszowe, jak to się na pierwszy rzut oka wydaje. Ostatnio musiałem się z nim zmierzyć. Zresztą nie po raz pierwszy w życiu.

Ale po kolei.

21 marca przez Wrocław przetoczyła się rasistowska manifestacja (pisałem o niej). Uważni obserwatorzy niuansów życia subkulturowego dostrzegli na niej flagę z insygniami czegoś, co nazywa się Conservative Punk / Division Poland (CP/DP). Więcej na temat tej frakcji można poczytać:Manifestację rasistów obserwował m.in. mój kolega Sławek Czapnik. Podobnie jak ja - jest fanem punk rocka. Odwrotnie niż ja - jest zatwardziałym, niereformowalnym lewicowcem. Zainspirowany obecnością frakcji CP/DP wśród rasistów przyjrzał się temu zjawisku i napisał bardzo interesujący tekst o konserwatywnych punkach dla portalu Relaz.pl (artykuł ma fajny tytuł: "Punki prawe i sprawiedliwe", znalazło się tam miejsce także i dla moich wypowiedzi).

No właśnie. Jak potraktować mariaż konserwatyzmu z subkulturą punkową? W swoim tekście Sławek patrzy na to z lewicowej perspektywy. I choć nie pisze o tym wprost, wyczuwam, że dla niego punk mieści się w szerokim spektrum ruchów lewackich. Przy takim założeniu, połączenie punka z konserwatyzmem nie ma najmniejszego sensu.

Mam nieco inne zdanie. Przeklejam, co napisałem Sławkowi w mejlu (kilka fragmentów tej mojej przydługiej wypowiedzi wykorzystał w swoim tekście):
Punk sam w sobie nigdy nie był i nie jest ruchem politycznym. Jest to przede wszystkim pewien rodzaj ekspresji. To styl, estetyka. Owszem, estetyka krzyku, brudu i prowokacji, którą łatwo połączyć z treściami "wywrotowymi". Ale bez takich treści punk też świetnie sobie radzi (klasyczne przykłady: twórczość zespołów Misfits i Armia).

Inna rzecz, że samo pojęcie wywrotowości jest dość płynne. Przypomnę, że wczesna twórczość zespołu Skrewdriver to 100-procentowy punk rock - tyle że z tekstami rasistowskimi, a więc również, na swój pokraczny sposób, "wywrotowymi" (patrz: piosenka "White Power").

Faktem jest, że część sceny punkowej już na wczesnym etapie jej rozwoju wtopiła się w świat ruchów lewackich. Ale umówmy się, że nie trzeba być punkiem, by być lewakiem i nie trzeba być lewakiem, by być punkiem. Nie widzę też żadnych przeciwwskazań, by zagorzałym fanem estetyki punkowej był ktoś, kto ma poglądy prawicowe.

Koniec końców, chodzi o to, by myśleć samodzielnie i nie dać się wciągnąć w żadne sekciarstwo (subkulturowe czy polityczne - bez różnicy).

Istnienie Conservative Punks wcale mnie nie dziwi. Świat punka zawsze był rozdyskutowany i politycznie niespokojny. Lewacy i anarchiści to tak naprawdę tylko jedna z wielu grupek w obrębie tej subkultury. Choć faktem jest, że to grupka wpływowa, być może wręcz sprawująca cichy rząd dusz w tym środowisku. Nie wszystkim się to podoba. Jest w świecie punka wiele osób, dla których np. samo istnienie państwa to coś normalnego i pożądanego - tacy ludzie siłą rzeczy są w ideowym konflikcie z anarchistami. Tyle że pro-państwowcy (czy np. gospodarczy liberałowie) nigdy nie stanowili zwartej grupy w obrębie sceny punkowej.

Jak rozumiem, Conservative Punks pojawili się w USA, na fali sporów o prezydenturę George'a W. Busha. Gdy część sceny punkowej opowiedziała się za głosowaniem w wyborach w 2004 r. przeciw Bushowi, inna część poparła go. Co ciekawe, żadna z tych postaw nie jest anarchistyczna (wszak anarchiści konsekwentnie bojkotują wybory). Ale taki stan rzeczy w ogóle mnie nie dziwi. Wręcz cieszy, bo świadczy o żywotności sceny punkowej. I tworzy ciekawą platformę ideowego sporu z anarchistami.

Obecność jakiejś grupki zwolenników Conservative Punks na rasistowskiej manifestacji NOP i Zadrugi nie wydaje mi się faktem godnym uwagi. Nie sądzę, by miało to jakikolwiek wpływ na scenę punkową. Poza tym rasista jest rasistą, niezależnie od tego czy uważa się za punka, skinheada, katolika czy neopoganina. Nie wydaje mi się też, by rasizm miał cokolwiek wspólnego z pierwotną ideą pro-Bushowskich Conservative Punks z USA.

Już dawno przestało mnie dziwić, że np. do ekologii przyznaje się zarówno część prawicy, jak i część lewicy. Albo że mamy katolicki feminizm. Jeszcze mniej dziwią mnie związki niektórych stylów/subkultur/estetyk z różnymi nurtami politycznymi. Przypomnę, że romantyzm służył zarówno prawicy, jak i lewicy. Futuryzm - i faszystom, i komunistom. Mamy skinheadów-nazistów i skinheadów-socjalistów. Mamy też punk lewacki i punk katolicki. Więc co jest dziwnego w "punku konserwatywnym"?
Nawiasem mówiąc, w swoim tekście Sławek Czapnik przypomniał, że mniej więcej podobną myśl wyraziłem dawno temu (czy to nie było pod koniec lat 90.?) na łamach punkowego fanzina "Pasażer", w którym niegdyś sporo pisałem. W ten sposób - zdaniem Sławka - przepowiedziałem istnienie konserwatywnych punków :)

Sensowność połączenia prawicowej ideologii z punk rockiem zależy - rzecz jasna - od tego, jak zdefiniujemy "prawicowość" i "punk". Jeśli np. komuś "prawicowość" i "konserwatyzm" kojarzą się przede wszystkim z tradycjonalizmem obyczajowym i/lub ze spokojem i umiarem w sposobie opisywania rzeczywistości (tudzież w sposobie wyrażania się) to taki mariaż jest niemożliwy. Ale czy definicja "konserwatyzmu" musi koniecznie obejmować kwestie obyczajowe?

Na koniec wrócę do pierwszego akapitu tego tekstu. Dlaczego uważam, że cała ta dyskusja jest tylko pozornie niszowa? Ano dlatego, że punk już dawno wtopił się w pejzaż zachodniej popkultury. Dziesiątki tysięcy ludzi na całym świecie miało lub ma przygodę z punkiem. Wiele z takich osób robi kariery w szołbiznesie, w mediach, w korporacjach czy w polityce. Dla takich osób mariaż punka z taką czy inną ideologią lewacką jest albo niezrozumiały, albo irytujący. Dlatego rozumiem próby "odzyskania" punka z rąk lewaków. Acz - żeby było jasne - sam w tych próbach nie uczestniczę. Punk jest dla mnie czymś zbyt miłym i sympatycznym, by dodatkowo infekować go atmosferą walk politycznych rodem z Sejmu czy ulicznych zadym.

"Rzeczpospolita": Lew Rywin był agentem SB

No ładnie. Lew Rywin miał współpracować ze Służbą Bezpieczeństwa jako TW "Eden". Jak sądzicie - czy ta informacja ubogaci naszą wiedzę o tzw. aferze Rywina?

15.5.07

Pomarańczowa Alternatywa przejmie TVP Wrocław?

Szefową wrocławskiego ośrodka Telewizji Polskiej ma zostać Alicja Grzymalska - tak przewiduje Agata Saraczyńska z "Gazety Wyborczej Wrocław".

To ciekawostka, bo Alicja Grzymalska - podobnie zresztą jak Agata Saraczyńska - działała ongiś w Pomarańczowej Alternatywie. Od lat związana jest z lokalną, wrocławską Telewizją Miejską. Jak pisze Saraczyńska, kandydatura Grzymalskiej ma poparcie PiS i LPR.

Stąd już tylko krok, by swój autorski program w TVP Wrocław stworzył Waldemar Fydrych, czyli "Major", twórca i dowódca Pomarańczowej Alternatywy. Notabene, od niedawna bloger. Nie miałbym zresztą nic przeciwko temu, by TVP Wrocław pochyliła się z troską nad alternatywnymi, offowymi nurtami kultury.

Adam Hofman szefem komisji śledczej: kolejny młody wilk z wrocławskiego PiS idzie w górę

Różne rzeczy można sobie myśleć o PiS. Ale jedno trzeba tej partii przyznać: potrafi ona dbać o swoje młode kadry. Obserwuję to od kilku lat na przykładzie PiS-owskiej młodzieży z Wrocławia (czy szerzej - z Dolnego Śląska).

Oto szefem sejmowej komisji śledczej badającej prywatyzację banków został Adam Hofman, rocznik 1980. Pochodzi z Kalisza, do Sejmu dostał się w Koninie, ale swoją polityczną karierę rozpoczął w młodzieżówce PiS we Wrocławiu. Na czele komisji śledczej zajął właśnie miejsce Artura Zawiszy (rocznik 1969).

Karierę w Sejmie robi bliski kolega Hofmana - Dawid Jackiewicz, rocznik 1973. Latem zeszłego roku został szefem komisji samorządu terytorialnego i polityki regionalnej. Wówczas kluczowej, bo kształtującej ordynację w jesiennych wyborach samorządowych. Wcześniej Jackiewicz był wiceprezydentem Wrocławia. Jest szefem władz PiS w okręgu wrocławskim.

Wrocławski radny miejski Marek Mutor, rocznik 1979, był przez pewien czas dyrektorem Narodowego Centrum Kultury. W marcu jego polityczny protektor, minister kultury Kazimierz M. Ujazdowski, przerzucił go na inny odcinek - Mutor został szefem Ośrodka Pamięć i Przyszłość, nowej państwowej instytucji kulturalnej powstającej właśnie na Dolnym Śląsku.

Z kolei Andrzej Pawluszek, rocznik 1975, jest wiceprezesem Polskiej Organizacji Turystycznej i doradcą wpływowego ministra Adama Lipińskiego. Wcześniej był członkiem zarządu województwa dolnośląskiego. Nie jest wrocławianinem (pochodzi z Karpacza), ale przez parę lat mieszkał we Wrocławiu.

O awansach PiS-owskiej młodzieży z Dolnego Śląska pisał swego czasu Bartek Knapik w "Słowie Polskim Gazecie Wrocławskiej".

Młodzież z innych dużych partii może pozazdrościć takich karier. Szlachetnymi wyjątkami od tej reguły są młode kadry Ligi Polskich Rodzin oraz Wojciech Olejniczak i Grzegorz Napieralski jako liderzy SLD. Oczywiście, abstrahuję tu od jakichkolwiek ocen politycznych.

Co sądzicie o tak szybkich awansach politycznych? Czy 27-letni Adam Hofman sprawdzi się jako szef sejmowej komisji śledczej?

Jarosław Kaczyński myli Samoobronę z PO

Stare, ale jare. Nagranie ponoć pochodzi z 2001 r. (choć z kontekstu może wynikać, że to 2002 r.). Wisi w YouTube. Jest też w SpieprzajDziadu.com. Jarosław Kaczyński myli Samoobronę z Platformą Obywatelską. Ciekawe, ciekawe...

14.5.07

Zmieńmy Konstytucję, by otworzyć archiwa IPN - proponuje Tomasz Styś. Fajny pomysł!

Co zrobić, by realnie otworzyć archiwa Instytutu Pamięci Narodowej, a nie tylko o tym mówić? Premier Jarosław Kaczyński podpowiada uchwalenie odpowiedniej ustawy konstytucyjnej, a więc takiej, która byłaby równa znaczeniem Konstytucji. Ten pomysł już jednak napotyka opór lewicy, która wskazuje (chyba słusznie), że nie mieści się on w naszym obecnym porządku prawnym.

W tej sytuacji najlepszym rozwiązaniem wydaje się zmiana w samej Konstytucji. Proponuje to w blogu Tomasz Styś. Cytuję jego wpis w całości:
W związku z tym, że otwarcie archiwum PRL-owskiej bezpieki popierają:
- SLD,
- PO,
- LPR,
- Samoobrona,
- Adam Michnik.

W związku z tym, że wahają się, choć nie są przeciw:
- Prezydent RP,
- PiS.

W związku z tym, że Trybunał Konstytucyjny wskazał w swoim ostatnim orzeczeniu, że otwarcie archiwów PRL-owskiej bezpieki musi odbywać się w zgodzie z Konstytucją i ustawą o ochronie danych osobowych,

uprzejmie proszę, zanim zostanie uchwalona nowa ustawa lustracyjna, o zmianę Konstytucji w art. 51 poprzez dodanie ust. 6 w brzmieniu:

"Dokumenty organów bezpieczeństwa państwa z lat 1944 – 1990 oraz treści tych dokumentów są jawne. Zasady i tryb ich ujawnienia określa ustawa".

Reszta to już bułka z masłem
Podoba mi się ten pomysł. Acz mam wątpliwości czy udałoby się zebrać odpowiednią większość w parlamencie, by uchwalić taką zmianę w Konstytucji.

Nasze prawo nie przewiduje jeszcze blogerskiej inicjatywy ustawodawczej. Ale jeśli takowa byłaby możliwa, chętnie dołączyłbym do inicjatywy Tomka Stysia.

Co o tym sądzicie?

Adam Michnik chce otwarcia archiwów IPN

Chyba po raz pierwszy zgadzam się z tym, co na temat lustracji pisze Adam Michnik. W swoim głośnym już komentarzu w poniedziałkowej "Gazecie Wyborczej" wzywa:
... teczki powinny być publicznie dostępne dla wszystkich, ze wszystkimi strasznymi konsekwencjami tego pociągnięcia. Będzie to lepsze od sytuacji dzisiejszej. Musimy te teczki upublicznić, żeby - brzmi to paradoksalnie - nie żyć we władzy teczek, którymi się gra, których zawartości "wyciekają"; których się ostentacyjnie używa w grze politycznej.
Oczywiście, redaktor naczelny "Wyborczej" wyprowadza swój wniosek z dość specyficznych przesłanek. Otwarcie archiwów jest dla niego ostatnią deską ratunku przed rzekomo szalejącą "koszmarną policją pamięci i szantażu", jak nazywa kierownictwo Instytutu Pamięci Narodowej (zapewne nieprzypadkowo słowa "pamięć i szantaż" układają się w pewien znany skrót). Ja uważam, że te archiwa należało otworzyć przynajmniej 15 lat temu. Wszelkie ewentualne "traumy narodowe" mielibyśmy już dawno za sobą. Niemniej, zgadzam się, że archiwa, które są "półzamknięte" (bo tak należałoby określić ich dostępność w ostatnich latach) to kapitalny instrument szantażu i nacisku.

Co sądzicie o stanowisku Adama Michnika?

13.5.07

Kogo Wam przypomina Dr Mabuse z teledysku zespołu Propaganda?

Oto kadr z klipu:


Nie wiem czemu, ale to oblicze kojarzy mi się z pewnym znanym politykiem. Cóż, może po prostu włącza mi się jakiś freudowski ciąg skojarzeń... Ale może i Wy macie podobne?

Kadr pochodzi z teledysku do piosenki "Dr Mabuse" nowofalowej kapeli Propaganda z połowy lat 80. Autorem klipu jest znakomity holenderski reżyser Anton Corbijn, znany przede wszystkim ze współpracy z Depeche Mode. Cały teledysk wisi w YouTube:

Kto zechce ubogacić swój łańcuch skojarzeń, zapewne będzie chciał wiedzieć, cóż to za postać ten Dr Mabuse. Warto w tym celu zerknąć do Wikipedii. Ciekawe, ciekawe :)

12.5.07

Andrzej Anusz opublikował kapitalny film o korzeniach PiS i IV RP

Piszę o tym w Pardonie, ale przekleję część tekstu także tutaj, bo jestem cały czas pod wrażeniem.

To może być hit. Eksposeł Andrzej Anusz wydał książkę o swojej przygodzie z Porozumieniem Centrum. Dołączył do niej filmowy zapis antywałęsowskiej demonstracji z 4 czerwca 1993 r. Bomba!

Demonstrację zwołała antywałęsowska prawica w rocznicę obalenia rządu Jana Olszewskiego. Na czele pochodu maszerują m.in. Jarosław Kaczyński, Antoni Macierewicz, Zbigniew Romaszewski, Adam Glapiński, Zygmunt Wrzodak i Jan Parys. Film pokazuje czasy i obyczaje, o których mało kto pamięta. Oto w centrum Warszawy, na pl. Zamkowym zbiera się masowa, burzliwa demonstracja. Zostaje przywitana przez kordony policjantów, którzy wyglądają dokładnie jak ZOMO. Częściowo pacyfikują protest, który jednak nie daje się sprowokować i idzie na pl. Trzech Krzyży - a stamtąd "na Belweder".

Po drodze ludzie krzyczą "Precz z komuną", "MO - Gestapo", "Precz z Wałęsą" itp. Policja wygląda naprawdę groźnie. Ostra interwencja wisi w powietrzu. Jest prawie jak w stanie wojennym. A to przecież 1993 rok, demokratyczna Polska!

Dokument kończy się relacją z późniejszej konferencji prasowej liderów manifestacji.

Film pozwala zrozumieć, skąd wziął się PiS. Jarosław Kaczyński jawi się tu jako lider radykalnie antykomunistycznej, prolustracyjnej, zrewoltowanej ulicy. Acz jeszcze nie jest jej głównym liderem - jest jednym z kilku równych sobie przywódców. Ten drobny niuans przypomina nam z kolei jak silnie rozdrobniona była polska prawica w pierwszej połowie lat 90.

A jednak na koniec manifestacji dzisiejszy premier oświadcza, że będzie ona początkiem zjednoczonej, zwycięskiej centroprawicy. Już wiemy, że miał rację.

W filmie jest sporo smaczków. Od czasu do czasu widzimy Monikę Olejnik i Tomasza Lisa. A wśród liderów protestu - Kornela Morawieckiego, w latach 80. przywódcę Solidarności Walczącej, który jednak nie zrobił kariery politycznej po upadku komunizmu. W pewnym momencie widzimy dziennikarza z ogromnym telefonem przy uchu - to ewidentnie jedna z pierwszych komórek. Ogromna!

Książka Andrzeja Anusza ma tytuł "Osobista historia PC".

10.5.07

Grzegorz Braun: "Jestem posłańcem złej nowiny"

Z wrocławskim dokumentalistą Grzegorzem Braunem "Piąta Władza" rozmawiała już w czerwcu zeszłego roku, przy okazji jego głośnego filmu "Plusy dodatnie, plusy ujemne" o domniemanej agenturalnej przeszłości Lecha Wałęsy.

Niedawno znów spotkałem się z Braunem, który przez ostatni rok zyskał sobie renomę wrocławskiego lustratora nr 1. To on ogłosił, że agentem SB był prof. Jan Miodek. To on jako pierwszy "rozpracował" hr. Wojciecha Dzieduszyckiego. To od niego wiem o agenturalnym epizodzie w biografii Henryka Tomaszewskiego, legendarnego twórcy Wrocławskiego Teatru Pantomimy.

Zrobiłem rozmowę z Grzegorzem Braunem. Publikuję ją w Pardonie.

"Jestem posłańcem złej nowiny" - mówi o sobie ten reżyser. Zaś na stwierdzenie, że wraz z jego działalnością do Wrocławia "dotarła fala lustracji" reaguje tak:
Otóż niniejszym ogłaszam, że nie ma żadnej „fali lustracji”. Jest stojąca woda, która porosła rzęsą i ma nieświeży zapach. Taka właśnie jest sytuacja we Wrocławiu – że nie użyję bardziej drastycznych porównań z innymi elementami instalacji kanalizacyjnych.
Barwna postać, barwne wypowiedzi. Polecam tę rozmowę.

Jestem ciekaw Waszych opinii o Grzegorzu Braunie.

9.5.07

Jarosław Kurski i Adam Michnik, czyli zmiana władzy w "Gazecie Wyborczej"

"Gazeta Wyborcza" obchodzi 18. urodziny. Z tej okazji Jarosław Kurski rozmawia z Adamem Michnikiem. Materiał wisi sobie na portalu Gazeta.pl.

Warto zwrócić uwagę, że Michnik wychwala internet :)

Jarosław Kurski jest typowany na nowego redaktora naczelnego "GW". Rzekomo ma być nominowany lada dzień. Może w najbliższy weekend?

Warto zwrócić uwagę, że w ostatnią sobotę wstępniak Kurskiego otwierał (po raz pierwszy!) cotygodniowy, świąteczny blok tekstów publicystycznych. A w poniedziałek komentarz Kurskiego na str. 1 "GW" witał Nicolasa Sarkozy'ego jako prezydenta Francji. Tego samego dnia "Wyborcza" zaatakowała Jacka Kurskiego, popularnego posła PiS, rodzonego brata przyszłego naczelnego "Gazety". Dla równowagi?

Co sądzicie o Jarosławie Kurskim?

Drobna uwaga na marginesie informacji o Henryku Tomaszewskim

O agenturalnym epizodzie w biografii Henryka Tomaszewskiego poinformowały równolegle portal o2.pl (moim piórem) i Polskie Radio Wrocław. Pora emisji (środa, godz. 7.00 rano) została uzgodniona wspólnie. Oba media miały powołać się na siebie nawzajem.

o2.pl dotrzymał tych ustaleń.

Mój tekst o Tomaszewskim można znaleźć tu.

P.S. (środa, ok. 22.50): Wstępnie wyjaśniłem sobie całą sytuację z PRW. Temat uważam za zamknięty. Chciałbym też podkreślić, że w żadnym wypadku moją intencją nie było podważenie jakości materiału PRW. Wręcz przeciwnie - uważam go za świetny :)

Twórca wrocławskiej pantomimy agentem SB ?

Twórca wrocławskiej Pantomimy, Honorowy Obywatel Wrocławia Henryk Tomaszewski był tajnym współpracownikiem służby bezpieczeństwa. To informacje z dokumentów archiwalnych IPN do których dotarło Polskie Radio Wrocław.

Henryk Tomaszewski został zwerbowany na początku lat 60-siątych przez kontrwywiad PRL. Pisał doniesienia m.in. na znanego francuskiego mima Marcela Marceau. Więcej na ten temat na stronie Pardonu.

7.5.07

Kampania Play to nie satanizm

Play zapowiada zmiany w swojej kampanii reklamowej. - Naprawdę nie jestem satanistą, jak próbuje się mnie kreować, tylko katolikiem - oświadczył Jacek Hensler, szef marketingu nowego operatora sieci komórkowej w wywiadzie dla "Dziennika".

O dyskusjach i kontrowersjach wokół kampanii Play pisaliśmy już w marcu. Wówczas między innymi uczestnicy forum "Frondy" nawoływali do bojkotu sieci, bo zamieściła ona na swojej stronie krótkie filmiki z treściami erotycznymi.

Hensler nie bez powodu został pozyskany przez Play. Wcześniej był kojarzony z bardzo udaną (i też nie należącą do lajtowych) kreacją marki Heyah, która odniosła sukces na polskim rynku, a do tego miała spójny wizerunek oparty na szafowaniu absurdem i czarnym humorem.

Teraz Jacek Hensler przyznaje, że kampania Play była błędem i zapowiada "nowe wejście" wizerunkowe już od połowy maja. Wtedy będzie już znana decyzja zespołu Komisji Etyki Reklamy, który rozpatrzy skargi wpływające na przekaz zawarty w dotychczasowej kampanii Play - decyzja ma zapaść 10 maja.

Intensywny fiolet, półnagie postaci, plazmowy logotyp, dziwaczne fotomontaże i hasła reklamujące telefonię inną niż wszystkie - taki obraz Play trafił do odbiorców. Czy zmiana charakteru kampanii po niecałych trzech miesiącach wpłynie na postrzeganie marki, a co za tym idzie na jej pozycję rynkową? Okaże się zapewne... po kwartale.

Przykład Play dowodzi, że czas kontrowersyjnych kampanii reklamowych albo jeszcze w Polsce nie nadszedł, albo już minął :) Co ciekawe największe oburzenie wywołał billboard z dziecięcą głową wkomponowaną w dorosłe postaci imprezujące na kameralnym party.

To nie pierwszy przypadek, gdy treść reklamy jest powodem do protestu i skarg, ale zadziwiające jest to, że człowiek odpowiadający za kampanię musi tłumaczyć się z tego, że nie jest satanistą.

Czego spodziewacie się po "nowym wcieleniu" Playa? Czy rzeczywiście kampania nowego operatora była kontrowersyjna?

Śledztwo ws. szefa dolnośląskiego PiS umorzone ?

Śledztwo w sprawie szefa dolnośląskich struktur Prawa i Sprawiedliwości Dawida Jackiewicza zostało zakończone. Wrocławska prokuratura na razie nie podejmuje decyzji o ewentualnym umorzeniu lub postawieniu zarzutów politykowi. Z dokumentami muszą się bowiem zapoznać poszkodowani oraz ich adwokat.

Sprawa dotyczy wydarzeń z grudnia ubiegłego roku, kiedy to zmarł mężczyzna popchnięty przez Dawida Jackiewicza. Poseł twierdził, że działał w obronie żony i dziecka, których napastował pijany mężczyzna. Prokuratura przez kilka miesięcy przeprowadzała badania, zlecała ekspertyzy biegłych i przesłuchiwała świadków. Zebrany materiał przekazała rodzinie zmarłego i jej adwokatowi. „Teraz ci zdecydują czy chcą złożyć kolejne wnioski” – mówi Polskiemu Radiu Wrocław prokurator Leszek Karpina. Jeżeli owe wnioski nie zostaną złożone, decyzję podejmie prokuratura. Według nieoficjalnych informacji Polskiego Radia Wrocław, będzie to umorzenie.

Natomiast w przypadku gdy rodzina i jej adwokat będą chcieli uzupełnić materiał dowodowy, śledztwo przedłuży się.

Sprawa budzi kontrowersje. Jedni chcieli natychmiastowego umorzenia śledztwa i uznania, że poseł działał w obronie koniecznej. Inni twierdzili, że nie wolno zabijać nawet w obronie swoich bliskich. Jeszcze inni twierdzili, że ze względu na partyjną przynależność śledztwo zostanie umorzone.

Co Wy sądzicie na ten temat?

6.5.07

Nicolas Sarkozy prezydentem Francji


(Fot. za YouTube).

Nicolas Paul Stéphane Sarközy de Nagy-Bocsa - tak brzmi pełne nazwisko nowego prezydenta Francji. Ten węgierski arystokrata (choć we francuskiej Wikipedii czytam, że "drobny szlachcic"), kandydat prawicy, wygrał właśnie drugą turę wyborów prezydenckich. Dostał 53,5 proc. głosów. Jego rywalka - socjalistka Segolene Royal - 46,5 proc. głosów.

Frekwencja oszałamia: ok. 85 proc.! (Wyniki podaję za portalem gazety "Le Monde").

Co przyniesie zwycięstwo Sarkozy'ego? Czy będzie zbliżenie francusko-amerykańskie? Jak wpłynie Sarkozy na prace nad Traktatem Konstytucyjnym Unii Europejskiej?

A z drugiej strony - czy nienawidzący Sarkozy'ego młodzi potomkowie imigrantów z przedmieść wielkich francuskich miast wywołają lumpenproletariacką, hiphopową rewolucję?

Francja. Segolene Royal krzyczy na Nicolasa Sarkozy'ego. W 1993 roku!


Dziś we Francji gorący dzień. Druga tura wyborów prezydenckich. Naprzeciwko siebie stają:Sondaże dają przewagę Sarkozy'emu.

Można rzec, że oboje znają się jak łyse konie. Zobaczcie jak ogniście debatowali przed wyborami parlamentarnymi w 1993 r. Sarkozy tak wkurza Royal, że socjalistce puszczają nerwy i zaczyna pokrzykiwać. Materiał wisi sobie w YouTube:

5.5.07

Azrael - bloger, który pojawia się i znika

Łaska blogerska na pstrym koniu jeździ. Azrael jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych polskich blogerów politycznych. Ale szczerze powiem, że kompletnie nie rozumiem jego wolt z ostatnich dni.

2 maja Azrael z pompą ogłosił w Pardonie, że odchodzi z Salonu24. I co? 5 maja wieczorem wrócił do Salonu24. (Errata: już po napisaniu tego tekstu zauważyłem, że Azrael wrócił nieco wcześniej, 5 maja rano; ale to szczegół nie mający wpływu na mój wywód).

Wtedy też, w komentarzu pod własnym wpisem w Salonie24, napisał z kolei o Pardonie:
Zacząłem na pardon.pl publikować. I drugiego dnia skasowano mi post, bez uprzedzenia i komentarza. Nie odpowiadają na moje maile. Czekam do poniedziałku.
Skarga pochodzi z 5 maja, z godz. 20.03. Otwieram Pardon 5 maja po godz. 22.00 - i co widzę? Wpis Azraela. Jak wół. Na głównej stronie. Datowany na 5 maja, na 19.27... Oto on - widnieje po prawej, u dołu:


I jeszcze zbliżenie:

Azraelu, o co chodzi? Po co te demonstracje - raz przeciw Salonowi24, innym razem przeciw Pardonowi?

Żeby było jasne - nie mam o to pretensji. Zaś z całej tej historii wyciągam naukę, że bloger polityczny to byt całkowicie nieprzewidywalny, nie do opanowania. I że żadna platforma blogerska nie może być pewna lojalności swoich blogerów. Wbrew pozorom, ta prosta konstatacja mówi nam naprawdę wiele o politycznej blogosferze.

(Zaznaczam, że niniejszy wpis jest dygresją, na marginesie dyskusji o Salonie24).

Kataryna wygłasza ideologię anonimowości w Sieci. A ja myślę sobie o Katarynie :)

Kataryna postanowiła zabrać głos w sprawie awantury o Salon24. W swoim blogu tłumaczy, dlaczego odeszła z tego serwisu. Jej długi wpis jest tak naprawdę pochwałą internetowej anonimowości. Wybieram najciekawszy fragment:
Internet to internet, tu są inne prawa, liczy się wyłącznie treść, tak było i tak chciałabym, żeby pozostało a ataki na anonimowość uważam za ataki na to co w internecie najcenniejsze. Na to, że myśl i słowo jest tu uwolniona od zbędnego bagażu, jest warta tyle ile sama waży. I na myśli tu się toczy walka.
Na pierwszy rzut oka - racja. Niech rywalizują myśli, a nie biografie czy nazwiska. Brzmi wzniośle. Ambitnie.

Ale ja tego nie kupuję. Bo ta ideologia ma sens tylko wtedy, gdy wszyscy uczestnicy dyskusji są anonimowi. Także ci, którzy na co dzień zarabiają jako publicyści czy - powiedzmy - wykładowcy wyższych uczelni. Jeśli zaś część uczestników dyskusji występuje pod nazwiskiem, a druga część całkowicie anonimowo - to niech ci ostatni łaskawie zrzekną się prawa do atakowania kogokolwiek po nazwisku.

I nie ma znaczenia, kto ma jakie nazwisko i czy jest zawodowcem, czy nie. Po prostu starajmy się odpowiadać za swoje słowa "do samego końca".

Oczywiście, Kataryna to już blogerska instytucja. Dla niej jednej być może gotów byłbym uczynić wyjątek :) Niemniej, nie będę ukrywał, że korci mnie, by poznać jej tożsamość. I wcale nie dziwię się, iż cytowany już swego czasu przeze mnie tekst "Przekroju" o polskich blogach politycznych zaczynał się od takich oto dywagacji:
Sieć trzęsie się od plotek na temat tożsamości Kataryny. „Za nią muszą stać służby specjalne”. „To pracownik średniego szczebla działu nowych produktów Agory (wydawcy »Gazety Wyborczej«)”. „To dziennikarz »Gazety Polskiej«”. Niektórzy twierdzą nawet, że za Kataryną musi kryć się jakieś znane dziennikarskie nazwisko – wymieniają Rafała Ziemkiewicza, Mikołaja Lizuta, a także Katarzynę Kolendę-Zaleską.
Sam zastanawiam się czy Kataryna:
  • Jest kobietą czy mężczyzną;
  • Jest pojedynczą osobą czy grupą osób;
  • Pracuje w mediach, a może para się polityką;
  • Jest wytworem służb specjalnych.
Czy jej nick świadomie nawiązuje do książki "Pieprzony los kataryniarza" autorstwa Rafała Ziemkiewicza?

Kiedy zaczęła się kariera Kataryny? Ona sama wspomina swoje internetowe początki tak:
Przed wybuchem afery Rywina byłam typowym przedstawicielem "ludzi rozumnych". Nie interesowałam się specjalnie polityką więc wystarczało mi to co o niej wiedziałam z codziennej lektury Gazety Wyborczej. (...)

Afera Rywina była ważna bo wprowadziła politykę do internetu (tak mi się przynajmniej wydaje, choć pewności nie mam bo wcześniej nie zaglądałam), to ona zapoczątkowała tworzenie się w internecie czegoś w rodzaju drugiego obiegu, uzupełniającego mainstreamowe media.
Faktycznie, gdy do wyszukiwarki forum "Gazety Wyborczej" wpiszemy hasło "kataryna.kataryna" (to forumowy nick Kataryny) i poszukamy najstarszych wpisów sygnowanych w ten sposób, trafimy do dyskusji z marca 2003 r. o aferze Rywina. (Z kontekstu tego konkretnego wątku wynika jednak, że nie jest on pierwszym, w którym wzięła udział Kataryna). Z kolei blog Kataryny ruszył - o ile dobrze widzę - pod koniec września 2004 r.

Jestem ciekaw Waszych opinii. Co sądzicie o Katarynie? Samą zainteresowaną proszę o wyrozumiałość ;)

3.5.07

Kataryna odchodzi z Salonu24. Bogna i Igor Janke przyznają: Salon24 przechodzi kryzys

"Doświadczenie nas uczy, że co jakiś czas przychodzi kryzys" - piszą Bogna i Igor Janke, gospodarze serwisu Salon24, w specjalnym oświadczeniu opublikowanym 3 maja rano. - "Tak już musi być. Na szczęście to nie pierwszy kryzys tutaj, nie pierwsze spięcie między blogerami i zapewne nie ostatnie. Na szczęście umiemy z tych kryzysów wychodzić".

Ale po kolei. Kilka dni temu pisałem, że z Salonu24 - największej politycznej platformy blogerskiej w Polsce - odchodzą blogerzy. Główny powód: ci prawicowi uznali, że Salon24 skręca w lewo, a ich wpisy i komentarze są cenzurowane przez gospodarzy serwisu. Odeszła m.in. Venissa, która była bardzo aktywna jako blogerka i forumowiczka.

Mój tekst wywołał żywą dyskusję, głównie wśród osób, które z różnych powodów rozstały się z Salonem24. Miała ona dość nieoczekiwany efekt: secesjoniści z Salonu24 zostali zaproszeni do Pardonu. Czyli do serwisu politycznego rozwijanego przez portal o2.pl (konkurencyjny wobec Interii, z którą niedawno związał się Salon24).

I wtedy nastąpiło zdarzenie symboliczne. Z Salonem24 rozstało się dwoje prominentnych blogerów: Azrael i Kataryna. Warto mieć na uwadze, że Azrael uchodzi za najbardziej znanego blogera lewicowego, a Kataryna to - obok Galby - jedno z głównych piór prawicowej części polskiej blogosfery.

Azrael ogłosił swoją decyzję m.in. w Pardonie. Oświadczył, że "początkowa opiniotwórczość portalu [Salon24] zaczęła maleć", a Salon24 stał się "ściekiem internetowym". Otwartym tekstem napisał też, że w Salonie24 przeszkadzają mu Galba i Kataryna. "Twarze na sezon - a nie na tworzenie forum opinii" - napisał o nich Azrael.

Tyle że Kataryna też rozstała się z Salonem24. Zostało po niej puste miejsce. Bezpośrednim powodem był atak, jaki przypuścił na nią prof. Wojciech Sadurski, również bloger Salonu24. Wściekł się, że Kataryna wypomniała stalinowski epizod w biografii Wisławy Szymborskiej. I oświadczył (2 maja):
Wezwanie szczegółowe, do „kataryny”. Jeśli przyjęłaś postawę Moralnego Sędziego i zabierasz się za roztrząsanie win Żywych i Umarłych, to jednak wypada, bys odsłoniła swą tożsamość i nie ukrywała się tchórzliwie pod pseudonimem. W blogach jest oczywiście miejsce dla anonimowych wypowiedzi – w samej rzeczy, pewno 95 procent przestrzeni blogowej zaludnione jest przez anonimy. Ale jeśli stawia się moralne zarzuty konkretnym osobom, to maska ukrywająca twarz dyskwalifikuje Sędziego. Nie tylko dlatego, że w naszej cywilizacji Sędzia – państwowy lub moralny – nie może być anonimem. Także dlatego, że nie mam pewności, szanowna kataryno, czy Twoje prawdziwe nazwisko nie brzmi przypadkiem Bohdan Poręba, Stefan Olszowski albo np. Ryszard Gontarz. I w związku z tym, że Twoja legitymacja do moralizatorstwa wobec Wisławy Szymborskiej jest lichsza, niż legitymacja Wisławy Szymborskiej do podpisywania dziś takich apeli, jakie chce.
Minęło bodaj pół doby - i Kataryny nie było już w Salonie24. 3 maja rano Katarynę wziął w obronę Igor Janke i napisał taki oto komentarz pod wpisem prof. Sadurskiego:
Mocno Pan przesadził. Nie w stawianiu pytania, czy takie teksty jak ten Kataryny są uzasadnione. Może Pan mieć inne zdanie. Ale Kataryna ma prawo pytać, o co ma ochotę. I ma prawo pozostać anonimowa. A porównania do Olszowskiego i innych drani są niegodne.
Komentuję dopiero dziś, boi przez kilka dni byłem poza Polską i nie zaglądałem do sieci.
P.S. Z drugiej strony oczywiście tak emocjonalna reakcja Kataryny też wydaje mi się przesadzona. Komuś coś na ostro zarzucamy, to inni nam na ostro odpowiadają. Taka uroda blogów.
Tuż przed godz. 17.00 (3 maja) prof. Sadurski przeprosił Katarynę:
Jest mi autentycznie przykro, ze kataryna odeszla. Z nia Salon24 byl bardziej pluralistyczny i ciekawy. Gdyby byla kobieta i bym znal jej adres - wyslalbym jej kwiaty - nie dlatego, ze czuje sie winny, ale dlatego, ze w wyniku lektury mojego wpisu poczula sie tu niedobrze. Jesli to czyta - wzywam ja do powrotu, a za sugestie, ze moglaby byc jedna z 3 osob, ktore wymienilem w ostatnim akapicie mojego blogu (i tylko za to) - przepraszam. Przyjmuje, ze ma uczciwe i honorowe powody utrzymywania swej anonimowosci. WS
Dyskusja o Salonie24 trwa także pod wpisem w podstawowym blogu Kataryny.

Salon24 wpadł więc w regularny kryzys. Widząc to, Bogna i Igor Janke wystosowali 3 maja rano wspomniany już przeze mnie list otwarty "do Niebieskich" (to blogerzy-amatorzy Salonu24, stanowią większość; mniejszościową elitą serwisu są "Czerwoni"). Deklarują w nim, iż "Salon24 nie jest ani lewicowy, ani prawicowy". I piszą m.in.:
Przykro nam, że kilku blogerów odeszło, postaramy się ich namówić do powrotu. Czy się uda – zobaczymy. Oprócz nich piszą tu dziesiątki innych świetnych autorów i Salon24 będzie trwał niezależnie od wszystkiego.

Chcemy, aby dyskusja stała na jak najwyższym poziomie i staramy się, żeby tak było. Doświadczenie nas uczy, że co jakiś czas przychodzi kryzys. Tak już musi być. Na szczęście to nie pierwszy kryzys tutaj, nie pierwsze spięcie między blogerami i zapewne nie ostatnie. Na szczęście umiemy z tych kryzysów wychodzić.

Codziennie nowe osoby zakładają swoje blogi, wkrótce pojawi się też kilku nowych „czerwonych”. Salon24 jest miejscem i dla zawodowych dziennikarzy i dla osób, które piszą dla przyjemności, podpisując się własnym nazwiskiem i dla tych, którzy chcą pozostać do końca anonimowi.

Jest nas blogujących ponad tysiąc. Trzy tysiące osób komentuje, dziennie mamy średnio sto tysięcy odsłon, co daje mniej więcej trzy miliony odsłon miesięcznie. Tendencja jest stała – oglądalność cały czas nam rośnie.
Nie ma drugiego miejsca w polskim internecie, powiem więcej – w polskich mediach, w których jest tylu dyskutujących i gdzie dyskusja o Polsce, o sprawach społeczno-politycznych, jest tak intensywna. Oby było tak dalej.
No i jak Wam się podoba rozwój wypadków w Salonie24? Co stanie się dalej?