31.1.07

Pardon.pl: WSI inwigilowały Cimoszewicza?

(Kolejny tekst o WSI, który puściłem w Pardonie. No ale dzieje się, oj dzieje...).

Szykuje się kolejna polityczna awantura. Jak podała wtorkowa "Misja Specjalna" (TVP 1), Wojskowe Służby Informacyjne śledziły Włodzimierza Cimoszewicza podczas jego wizyty w Izraelu w 1997 r.

Cimoszewicz był wówczas premierem. Do Izraela pojechał w styczniu 1997 r. z oficjalną wizytą państwową.

Wykonawcą nietypowego zadania dla WSI był - zdaniem "Misji Specjalnej" - Piotr Nurowski. Wieloletni członek władz Polsatu. Niedawno wskazany przez TVP 3 jako oficer WSI, pracujący w Polsacie "pod przykryciem", pod pseudonimem "Tur". On sam zaprzecza, by pracował dla WSI. Acz przyznaje, że w drugiej połowie lat 80. był związany z wywiadem wojskowym.

"Misja Specjalna" przekonuje, że było całkiem inaczej. Jej zdaniem, Nurowski został zwerbowany przez wywiad wojskowy w 1985 r., gdy jako pracownik ministerstwa spraw zagranicznych jechał na placówkę do Maroka. Miał rozpracowywać "środowiska dyplomatów". Rzekomo współpracował także z tzw. oddziałem "Y", który pod koniec lat 80. podobno przygotowywał - z ramienia służb wojskowych - transformację ustrojową w Polsce.

Zdaniem "Misji Specjalnej", Nurowski pracował dla wojska także po 1989 r. Nie tylko miał śledzić Cimoszewicza w Izraelu, ale też miał pomagać Józefowi Oleksemu, gdy ten był oskarżony o zatajenie swoich związków z wojskowymi służbami specjalnymi. Oleksy zaprzecza, by Nurowski mu wtedy pomagał.

Ale po co właściwie WSI miałyby interesować się wizytą Cimoszewicza w Izraelu? Być może pewien trop podsuwa relacja "Gazety Wyborczej" z tamtego wydarzenia:
Najistotniejszą umową, jaką mieli podpisać przedstawiciele polskiego i izraelskiego rządu, jest olbrzymi kontrakt na dostawę rakiet przeciwpancernych i oprzyrządowania dla śmigłowca "Huzar". Kontrakt jest wart około 600 mln dolarów i dotyczy około 5 tys. rakiet dla śmigłowca i piechoty.

Podpisanie kontraktu stoi jednak pod znakiem zapytania. Próby, jakie izraelskie rakiety przeszły w obecności polskiej delegacji na poligonie w Izraelu, wypadły niepomyślnie. Według "Sztandaru" Polakom nie przedstawiono rakiet z najnowszym systemem naprowadzania, nie przeprowadzono prób do ruchomych celów, część rakiet nie trafiała w cel, odwołano próby w nocy.

MON nie chciał komentować tych doniesień. - To w połowie nieprawda - powiedział "Gazecie" jeden z uczestników wyprawy. - Ale testy nie spełniły "wszystkich oczekiwań".

("Gazeta Wyborcza", 14.01.1997., str. 6)
Zdaje się, że kontrakty zbrojeniowe są na ogół przedmiotem zainteresowania służb wojskowych.

Warto dodać, że we wtorek do współpracy z WSI przyznał się Sławomir Prząda, były szef Teleexpressu. Wniosek z tego wszystkiego jest jeden: czas opublikować raport z likwidacji WSI.

Co o tym sądzicie?

30.1.07

Były szef Teleexpressu współpracował z WSI

Pierwszy trafiony raportem z likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych?

Jak podaje Gazeta.pl, Sławomir Prząda - niegdysiejszy szef Teleexpressu - przyznał, że współpracował z WSI.

Prząda to jeden z kilku pracowników TVP i Polsatu, których w sobotę TVP 3 wskazała jako oficerów, bądź agentów wojskowych służb specjalnych.

Sylwetkę Prządy kreśli Anna Marszałek w poniedziałkowym "Dzienniku". Pisze m.in. tak:
– Jego zdjęcia u nas nie ma. Jakby w ogóle tu nie pracował – usłyszeliśmy w TVP, kiedy zwróciliśmy się z prośbą o informacje na temat Sławomira Prządy, byłego szefa „Teleexpressu”.
– Pamiętam, że w końcówce lat 80. był w „Dzienniku Telewizyjnym”, a praktykę miał w redakcji wojskowej – mówi „Dziennikowi” jeden z byłych pracowników TVP.
Nie udało nam się ustalić, kiedy dokładnie Prząda odszedł z telewizji, ale za to szybko odnalazł się w biznesie. Pracował m.in. w BRE Banku, gdzie odpowiadał za marketing. Potem jednak wrócił do telewizji.
– Naszym szefem został chyba w 1995 r., za rządów Józefa Oleksego, po wyborach wygranych przez SLD – opowiada były pracownik „Teleexpressu”. Zapraszał kolejno na rozmowy do swojego gabinetu wszystkich dziennikarzy, by ich poznać.
– Chciał, żebyśmy mu dali telefony do rzeczników prasowych MSW, UOP i policji. Potem Piotr Szczypiński, rzecznik prasowy szefa MSW Andrzeja Milczanowskiego, powiedział nam, że pytał go, czy są zadowoleni ze współpracy z nami, czy też ma nas odsunąć – opowiada Krzysztof Spiechowicz, były reporter „Teleexpressu”. Wraz z Mariuszem Łapińskim zajmowali się tematyką kryminalną.
Z MSW Prząda załatwił także, że redakcja dostawała robiony przez resortowe służby codzienny przegląd prasy. – Tłumaczył nam, że robi to dla dobra „Teleexpressu”, żebyśmy mieli lepsze tematy. Po rozmowach z rzecznikami zapowiedział, że możemy dalej zajmować się swoją działką, tylko powinniśmy robić tyle samo materiałów o wojsku, co o policji – dodaje Krzysztof Spiechowicz.
Dziennikarze wspominają też, że kiedyś wynajął willę od MSW, w której chciał urządzić jakąś swoją prywatną imprezę. Jednemu z dziennikarzy kazał z kolei wymyślić i zrobić dziesięć tematów związanych z Longinem Pastusiakiem. – Co tydzień miał iść jeden — opowiada były reporter.
Tymczasem opóźnia się termin publikacji raportu z likwidacji WSI. Lustracyjny thriller z wojskiem w tle ciągnie się w nieskończoność.

Co o tym sądzicie?

27.1.07

Pardon.pl: WSI sterowały TVP i Polsatem?

(Ten tekst zamieściłem w Pardonie. Przedrukowuję go w całości, bo sprawa jest mocna).

Agent "Burski" w TVP oraz Piotr Nurowski (jako OPP "Tur") w Polsacie mieli być kluczowymi agentami Wojskowych Służb Informacyjnych w polskich stacjach telewizyjnych w latach 90. Ujawniła to TVP 3.

Ludźmi WSI mieli być również m.in.:
  • Grzegorz Woźniak, ps. Cezar, znany w latach 80. dziennikarz telewizyjny;
  • Sławomir Prząda, ps. Tekla, były szef Teleexpressu;
  • Milan Subotić, który już wcześniej został publicznie oskarżony o współpracę z wojskowymi służbami specjalnymi.
Łącznie Wojskowe Służby Informacyjne miały mieć 115 agentów w mediach. Do tego "znacznie większą ilość nieformalnych współpracowników". Pod koniec lat 90. WSI podobno miały już swoich ludzi we wszystkich dużych telewizjach. Wojskową agenturę w mediach miał osobiście prowadzić gen. Konstanty Malejczyk, w połowie lat 90. szef WSI.

To efekt ustaleń dziennikarzy programu "30 Minut" z TVP 3. Swoje sensacyjne informacje ogłosili w sobotę wieczorem. Te wszystkie rewelacje pochodzą z raportu z likwidacji WSI, który ma zostać opublikowany w najbliższy czwartek, 1 lutego.

Jak usłyszeliśmy w programie "30 Minut", na początku lat 90. WSI opracowały plan przejęcia kontroli nad polskimi mediami. Zwłaszcza nad dużymi telewizjami.

W uzyskaniu kontroli nad Telewizją Polską kluczową rolę miał odegrać agent o pseudonimie "Burski", ulokowany na jednym ze stanowisk dyrektorskich w TVP. W 1994 r. miał zadbać o wprowadzenie nowatorskiego systemu informatycznego w telewizji, dzięki któremu WSI mogły w pełni kontrolować przepływ informacji w TVP.

Kim był "Burski"? Tego się nie dowiedzieliśmy. Jego papiery podobno zniknęły z działu kadr TVP.

WSI zainteresowały się też Polsatem. Tam ich człowiekiem miał być wieloletni członek władz tej stacji Piotr Nurowski, dziś prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Miał działać pod pseudonimem "Tur". Zdaniem autorów "30 Minut", Nurowski nie był agentem - a kadrowym oficerem służb wojskowych, pracującym pod przykryciem. Nie wypowiedział się dla programu. Jego adwokat poinformował, że Nurowski jest ciężko poszkodowany po wypadku, zaś mówienie sprawia mu trudności.

Zdaniem autorów raportu z likwidacji WSI, służby wojskowe inspirowały też materiały dziennikarskie. Jak? "Poprzez podsyłanie dziennikarzom informacji".

Tu parę pytań na gorąco. Po pierwsze - po co wojsku kontrola nad mediami? Po drugie - czy także dzisiaj wojskowe służby w ten czy inny sposób interesują się mediami?

Kolejna delikatna sprawa. Czy TVP nie jest aby traktowana przez wojsko jako instytucja strategiczna na wypadek wojny? Bo jeśli tak, to - jak rozumiem - jest ona "zabezpieczana" przez wojskowy kontrwywiad. W takim wypadku obecność ludzi wojska w tej instytucji byłaby - do pewnych granic - jak najbardziej uzasadniona.

Tak czy inaczej, jeśli sobotnie wydanie "30 Minut" było tylko zajawką raportu z likwidacji WSI, to sam raport może okazać się prawdziwą bombą atomową.

26.1.07

"Nasz Dziennik" kontra wrocławska prokuratura

Niezwykła historia dzieje się we Wrocławiu. Oto "Nasz Dziennik" przez wiele miesięcy walczył z wrocławską prokuraturą o zwolnienie z aresztu dwóch szefów poznańskiej firmy komputerowej Bestcom. Dzisiaj gazeta triumfuje. Biznesmeni wychodzą na wolność, a jeden z najważniejszych dolnośląskich prokuratorów - Waldemar Kawalec, zastępca szefa Prokuratury Apelacyjnej we Wrocławiu - traci stanowisko w związku z tą sprawą.

O dymisji Kawalca poinformowało w piątek przed południem Polskie Radio Wrocław. Wcześniej zapowiedziały ją już "Nasz Dziennik" i "Dziennik".

Jak pisał "Nasz Dziennik", wrocławska prokuratura wyjątkowo nieudolnie prowadziła śledztwo w sprawie Bestcomu, w dodatku bezprawnie wsadziła do aresztu szefów tej firmy. Zainteresowała się tym Prokuratura Krajowa. Nad głowami wrocławskich prokuratorów zebrały się ciemne chmury. Wówczas - jak twierdzi "Nasz Dziennik", który wszak rozkręcił całą awanturę - postanowili oni uderzyć w tę katolicką gazetę za pośrednictwem "Gazety Wyborczej".

W jaki sposób? Oto, co pisze na ten temat Wojciech Wybranowski w "Naszym Dzienniku":
Być może wewnętrzne postępowanie prokuratury wyjaśni również, dlaczego zaangażowani w śledztwo wydali policji wrocławskiej polecenie zebrania "kwitów" świadczących o rzekomych powiązaniach "Naszego Dziennika" i Radia Maryja z firmą Bestcom. Kiedy okazało się, że takich dokumentów i związków nie ma, próbowano znaleźć lub spreparować materiały kompromitujące dziennikarza, który ujawnił całą sprawę. Jak ustaliliśmy, "gotowiec" miał trafić do dziennikarza wrocławskiego dodatku "Gazety Wyborczej", znanego z doskonałych kontaktów z tamtejszym wymiarem sprawiedliwości, i posłużyć zdyskredytowaniu naszych publikacji oraz kontrolerów z Prokuratury Krajowej.
Teoria spisku? Co zrobiłaby "Wyborcza", gdyby faktycznie dostała takie "kwity"?

25.1.07

Ideowy wróg prof. Marii Janion nowym redaktorem naczelnym tygodnika "Wprost"?

Ze stanowiskiem redaktora naczelnego "Wprost" rozstaje się Piotr Gabryel. Kto zajmie jego miejsce? Zarówno plotki, jak i "Rzeczpospolita" wskazują, że Stanisław Janecki. Dotąd wicenaczelny.

O Janeckim zrobiło się głośno na początku stycznia, gdy ostro zaatakował prof. Marię Janion w programie kulturalnym "Regał" (TVP 1). Odsądził ją od czci i wiary, robiąc z niej kogoś w rodzaju intelektualnej hochsztaplerki, która dziwnym trafem dorobiła się pozycji guru w środowiskach akademickiej lewicy (to akurat moje określenie).

Ów program z pasją streszcza w blogu Krzysztof Halama. Zwolennik prof. Janion. Jego tekst krąży w internecie.

Za atak na prof. Janion, Janeckiego wykpił Piotr Bratkowski w "Newsweeku".

Faktem jest, że prof. Maria Janion ma status kultowy nie tylko wśród polskich feministek, ale także np. w kręgu ludzi związanych z "Gazetą Wyborczą". Gdy w grudniu 2006 r. prof. Janion kończyła 80 lat, specjalny jubileusz dla niej zorganizowała właśnie "Wyborcza". Relację z tego wydarzenia napisał Wojciech Orliński, który już w pierwszym zdaniu nazwał prof. Janion "mistrzynią".

Domyślam się, że w tej sytuacji nominacja Stanisława Janeckiego na naczelnego "Wprost" wzbudzi spore emocje.

Ale dlaczego z funkcją szefa tygodnika pożegnał się Piotr Gabryel? "Rzeczpospolita" pisze o tym tak:
Jak się dowiedzieliśmy, wydawca, czyli Marek Król, na początku stycznia zaczął wpływać na redagowanie gazety. Zdaniem pracowników tygodnika to właśnie jest najpoważniejszą przyczyną rozejścia się dotychczasowego naczelnego z pismem. Wcześniej, zgodnie z obietnicą daną Gabryelowi, przez pół roku Marek Król nie ingerował w pracę redakcji. Według naszych rozmówców właścicielowi nie przypadły do gustu artykuły dotyczące lustracji. Tygodnik miał wpadkę z tekstem opisującym nieudokumentowaną współpracę Zbigniewa Herberta z SB. W styczniu redakcja opublikowała artykuły o kontaktach z PRL-owskimi służbami bp. Jerzego Dąbrowskigo i Marka Borowskiego. (...)

Jak poinformował nas jeden z pracowników wydającej tygodnik firmy AWR Wprost, na tę dymisję zanosiło się już przed świętami Bożego Narodzenia.

Powodem niesnasek w wydawnictwie mogła być także pogarszająca się sprzedaż "Wprost", który według najświeższych danych Związku Kontroli Dystrybucji Prasy za październik, z drugiego miejsca w rankingu tygodników społeczno-politycznych, spadł na trzecie (za "Polityką" i "Newsweekiem").
Co o sądzicie o zmianach we "Wprost"?

Pardon.pl - serwis polityczny nr 1 ;)

Niedawno kadziłem "Gazecie Wyborczej". Dziś pokadzę sobie i swoim kolegom. Oto Pardon.pl, z którym współpracuję, okazał się najpopularniejszym internetowym serwisem społeczno-politycznym w Polsce.

Sam Pardon informuje o tym tak:
Do grona serwisów zajmujących się publicystyką polityczno-społeczną w listopadzie 2006 roku dołączył Pardon.pl. Właśnie opublikowane listopadowe wyniki Megapanelu pokazują, że "Pardon" w pierwszym miesiącu istnienia został liderem tego segmentu rynku, wyprzedzając internetową witrynę tygodnika "Wprost".

- Wyniki oglądalności pokazują, że dynamiczny dziennik polityczno-społeczny był potrzebny w polskim internecie – mówi Michał Brański, członek zarządu o2.pl. - Widzimy to po żywej dyskusji użytkowników pod tekstami zamieszczanymi w "Pardonie". Zauważamy też aktywność na naszej platformie blogerskiej. Tym projektem wykraczamy poza "core target" o2.pl, które do tej pory skupiało się na usługach, wiadomościach, rozrywce, tematyce kobiecej, popkulturze. "Pardon" oraz nadchodzący serwis finansowy mają to zmienić.

Tabelka (Badanie Megapanel PBI/Gemius - listopad 2006):
Nazwa serwisu / Użytkownicy (real users) / Odsłony
  • Pardon.pl 340 268 / 1 606 930
  • Wprost.pl 324 730 / 1 157 637
  • Polityka.pl* 91 357 / 830 859 (* dane za IDMnet)
  • Przekroj.pl 80 004 / 537 251
  • Newsweek.pl 74 391 / 457 158
"Pardon" to witryna jak na Polskę unikatowa. Korzystając z gorących newsów wyraziście komentuje rzeczywistość. Jako jedyny dziś serwis prezentuje codzienny przegląd nie tylko prasy, ale również blogów politycznych.

Jak zapewnia Kamil Lodziński, redaktor naczelny "Pardonu", serwis dynamicznie się rozwija: - Odpowiadając na potrzeby internautów w styczniu wprowadziliśmy do "Pardonu" cotygodniowy, obszerny wywiad z politykiem. Dołączył nowy rysownik, bardzo ciepło przyjęty przez czytelników. W lutym serwis wzbogacimy o własne materiały wideo – dodaje.

Jak wynika z badań prowadzonych przez Gemius SA "Pardon" trafia do wyrobionych odbiorców. 60 proc. czytelników serwisu to ludzie mający 25 i więcej lat. 40 proc. użytkowników "Pardonu" ma wykształcenie wyższe.
Z tego, co wiem, oglądalność Pardonu wciąż rośnie. Jest mi więc bardzo miło :)

Sąsiadka w maglu mówiła mi, że w badaniach oglądalności za kolejne miesiące świetnie może wypaść blogersko-publicystyczny Salon24.pl.

O mocnej pozycji Pardonu piszą też Wirtualnemedia.pl.

24.1.07

Krystyna Feldman nie żyje

Wczoraj poraziła nas wiadomość o śmierci Ryszarda Kapuścińskiego. Niespełna 24 godziny później dowiedzieliśmy się, że zmarła Krystyna Feldman. Wielcy odchodzą. Jak mówi moja przyjaciółka - nie chcą już tutaj żyć. Ewakuują się na drugą stronę rzeki...

Piotr Gabryel odchodzi z "Wprost"

Zaskakująca informacja ze środy wieczór. Piotr Gabryel przestaje być redaktorem naczelnym "Wprost" i wiceprezesem spółki, która wydaje ten tygodnik. Z treści wydanego przez gazetę komunikatu wynika, że całkiem rozstaje się z wydawnictwem.

Obowiązki naczelnego Gabryel ma pełnić do 31 stycznia. "Wprost" nie podaje przyczyn rozstania. Nie wiadomo też, kto będzie nowym naczelnym.

Czy jeśli podoba mi się "Piła 3", to jestem chory?

Szanowna redakcjo, pomóż! Może to nietypowe dla wegetarianina, ale lubię krew. Od razu zaznaczę: wyłącznie tę na ekranie. Ale uwielbiam, kiedy ekran spływa krwią, gdy ochlapuje ona widzów z pierwszych rzędów, powoduje wymioty słabszych i okrzyki przerażenia silniejszych. Niech ludzie mdleją i opuszczają sale kinowe na noszach! Niech pierwsze strony gazet wypełnią doniesienia z kin! Hmmm… Co robić, jak się leczyć?

Byłem w kinie. Zdecydowałem się na wieczór z filmem "Piła 3". Brytyjskiej premierze asystowali lekarze, bo bano się reakcji ludzi. I rzeczywiście: film zaczyna się ostro. Jakiś biedny facet dowiedział się, że jeśli w półtorej minuty nie wyrwie sobie z ciała kilkunastu łańcuchów - umrze, bo zabije go wybuch bomby. Kiedy kończył wyrywać, ładunek eksplodował. Pomyślałem: "yes, yes, yes”. Będzie grubo – jak mawia moja serdeczna przyjaciółka. Dwie godziny i całe kino wypełni się krwią, a ludzie wyjdą obryzgani. Potem było jeszcze lepiej: rozcinanie czaszki, wsadzenie ręki do kwasu, rozrywanie klatki piersiowej i wiele innych akcji, miłych sercu każdego zwolennika kina gore.

Po seansie pomyślałem sobie jednak: „jestem chory”. Bardziej chorzy są tylko reżyser i scenarzysta "Piły 3". Chciałem nawet zadzwonić do znajomego prokuratora, by spytać czy można im postawić jakieś zarzuty. Ale skoro można, to może także i mnie?. Ostatecznie jednak sam na siebie piszę doniesienie w blogu.

Nurt zwany gore jest chyba dobrze znany fanom horrorów. Wszystkie nowe wersje "Teksańskiej maskary piłą (sic!) mechaniczną", obrazy takie jak "Wzgórza mają oczy" czy „Droga bez powrotu” są tak sugestywne, iż miłośnicy filmów grozy myślą o klasyce gatunku (np. o "Martwicy mózgu" Petera Jacksona - tak, tak, tego od "Władcy Pierścieni"), że to bajki dla dzieci. Dla szczególnie chorych umysłów powstał horror kanibalistyczny. Zaś film Cannibal ferox został zakazany w kilkudziesięciu krajach. Nie należy zapominać o nurcie slasher, gdzie scenarzyści i reżyserzy prześcigają się w jak najszybszym i najliczniejszym wyeliminowaniu bohaterów filmu. Zainteresowanym polecam Halloween, Piątek 13, Koszmar z ulicy Wiązów, Krzyk 1,2,3 i wiele innych.

Klasykami kina gore są też niewątpliwie filmy wykraczające poza gatunek horroru. Świetnym przykładem jest tu "Pasja" Mela Gibsona, przy której sceny tortur z "Braveheart" (mojego ulubionego filmu) są naprawdę małym piwkiem. Kiedy byłem w kinie na "Pasji" i obserwowałem cisnący się przy wejściu do sali tłum ludzi z popcornem, pomyślałem: "świat oszalał". Popkultura zaszła tak daleko, że na film o śmierci Jezusa idzie się z colą i prażoną kukurydzą (swoją drogą, ciekawe kto wpadł na pomysł, żeby ziarna kukurydzy podgrzewać aż do ich eksplozji…). Jak się jednak okazało, niewielu widzów "Pasji" w spokoju dojadło ów popcorn i dopiło napój podczas oglądania filmu.

Na koniec nasuwa mi się nieuniknione pytanie: kto robi tak krwiste filmy, po co i dla kogo? Czy my wszyscy - ich twórcy i fani - powinniśmy się leczyć? I gdzie przebiega granica, po przekroczeniu której w widzu pozostaje jedynie niesmak? Ciekaw jestem, co sądzicie na ten temat.

23.1.07

Odszedł Ryszard Kapuściński

Ryszard Kapuściński nie żyje. Zmarł na oddziale chirurgii szpitala im. Banacha w Warszawie.

Był mistrzem reportażu. Trudnej sztuki, której śmierć wieszczą kolejne zastępy speców od mediów, a która ciągle - jakby na przekór - ma się dobrze.

Kapuściński pozostanie najbardziej znanym i najczęściej tłumaczonym na obce języki polskim autorem. Dlatego określenie "był" nie jest adekwatne do Jego twórczości i pamięci o Nim. "Cesarz", "Imperium", "Szachinszach" - to książki, które wywarły wpływ na setki, może tysiące dziennikarzy i zwykłych czytelników. Wystarczy przeczytać "Modlitwę o deszcz" Wojciecha Jagielskiego, aby przekonać się, że odmalowane przez niego niesamowite krajobrazy Afganistanu i trafne charakterystyki mudżahedinów być może nie miałyby takiej soczystości, gdyby nie fascynacja Kapuścińskim.

Większość swych najbardziej znanych reportaży Ryszard Kapuściński pisał w czasach, gdy kluczem do tekstu była metafora. Polityczny czy społeczny przekaz krył się za kotarami cesarstwa Etiopii ("Cesarz"), albo rozgrywał w ruinach twierdzy w Samarkandzie ("Bilard w meczecie Buchary"). Jednym z wielu zaskakujących zbiorów są reportaże z Ameryki Południowej ("Chrystus z karabinem na ramieniu"). Natomiast najbardziej osobistą podróż reporterską Kapuściński uwiecznił w "Imperium".

Na fotografię Ryszarda Kapuścińskiego patrzyłam się zawsze w Laboratorium Reportażu, gdzie wisi ona na honorowym miejscu, ozdobiona własnoręcznym autografem reportera. Każdy, kto choć raz zachwycił się reportażem wie, że bez Kapuścińskiego podróżowanie byłoby jakaś bezbarwne i pozbawione ważnego motywu przewodniego. Kapuściński na "podróżowaniu z kluczem" znał się jak mało kto.

Pisał:
Podróż zaczynałem od Gruzji i to był błąd.
Gruzja powinna być zakończeniem, a nie początkiem. Wszystko tu stwarza wrażenie przybicia do przystani, dotarcia pod dach. Wszystko - klimat, krajobraz i obyczaje - namawia, żeby przysiąść w cieniu, łyknąć wina, odetchnąć i pomyśleć: fajnie tu.

(Ryszard Kapuściński "Kirgiz schodzi z konia")
23 stycznia 2007 r. Ryszard Kapuściński dotarł do swojej Gruzji.

Śmierć prasy regionalnej w Polsce? Nowa gazeta Polskapresse ma wchłonąć dzienniki regionalne

Krąży coraz więcej plotek o nowym ogólnopolskim dzienniku szykowanym przez Polskapresse, filię niemieckiego koncernu Verlagsgruppe Passau. Znanego wydawcę gazet regionalnych.

Przypomnę: prace nad projektem ruszyły z kopyta jesienią 2006 r. W tym celu Polskapresse ściągnęła do siebie dotychczasowe kierownictwo tygodnika "Newsweek". Od tamtej pory ludzie mediów próbowali ustalić, co Polskapresse zrobi ze swoimi dziennikami regionalnymi - czy będą "nośnikiem" nowej krajowej gazety (która byłaby do nich dołączana) czy też staną się wkładkami do niej? Kolejny problem: Polskapresse ma gazety tylko w mniej więcej połowie kraju. Druga połowa to dawne terytorium norweskiej Orkli, którą w 2006 r. przejął brytyjski fundusz inwestycyjny Mecom. Co zrobi Polskapresse, by skojarzyć swój nowy projekt z dziennikami dawnej Orkli?

Na początku stycznia powtórzyłem plotkę, że Polskapresse zamierza kupić dawne dzienniki orklowskie. O tej pogłosce wspomniała też "Gazeta Prawna". Jeśli tak się stanie, na mapie Polski pozostanie luka w postaci Mazowsza (ukazuje się tam "Życie Warszawy", które nie jest związane ani z Polskapresse, ani z dawną Orklą). Niejasny jest dla mnie status Warmii i Mazur ("Gazeta Olsztyńska" - bodaj luźno związana z Verlagsgruppe Passau).

W ostatnich dniach pojawiły się nowe plotki i informacje. Jak podaje Press.pl, Polskapresse chce wypuścić swój nowy dziennik w kwietniu albo w październiku. Jak będzie nazywała się gazeta? Według Press.pl, jej robocza nazwa to "Wiadomości". Ja słyszałem plotkę, że "24 Godziny".

Ciekawe, że obie nazwy nawiązują do uruchomionego przez Polskapresse latem 2006 r. portalu Wiadomosci24.pl, opartego o tzw. dziennikarstwo obywatelskie. Czyżby zapowiedź konwergencji tych przedsięwzięć? Warto odnotować, że Wiadomosci24 właśnie opublikowały wideo-wywiad z Pawłem Fąfarą, redaktorem naczelnym projektowanej gazety Polskapresse. O czym mówi? O dziennikarstwie obywatelskim i o blogach.

Jednak najważniejsza informacja dotyczy przyszłości regionalnych dzienników Polskapresse (myślę, że wkrótce będzie można jednak zaliczyć do nich także dzienniki dawnej Orkli). Press.pl pisze o tym tak:
Zespół nowego tytułu miałby liczyć ponad 100 osób. Byłby to grzbiet główny, częściowo mutowany, do którego wchodziłyby dzienniki regionalne. Informacje krajowe miałyby być przygotowywane przez zespół redakcyjny w Warszawie, co oznaczałoby rezygnację z działów krajowych w poszczególnych redakcjach dzienników należących do Polskapresse. Dziennikarze i redaktorzy tych tytułów mieliby otrzymać propozycję przeniesienia do Warszawy, a każdy z oddziałów Polskapresse musiałby zlikwidować kilka etatów.
Tę samą pogłoskę przytacza Marek Knitter w Money.pl:
Przy budowie nowego dziennika Polskapresse będzie w dużej mierze bazować na zespołach i doświadczeniu redakcji z 8 regionalnych dzienników, których jest wydawcą. Według pogłosek - gazety lokalne będę miały charakter "wkładek" do nowej gazety. A to może oznaczać masowe zwolnienia pracowników Polskapresse w regionach. Jak ustaliliśmy, za kilka tygodni zarząd Polskapresse zamierza zorganizować spotkanie prasowe, na którym odpowie na pojawiające się spekulacje dotyczące ewentualnych zwolnień w regionach.

Money.pl udało się ustalić, że Polskapresse nie chce zwalniać dziennikarzy, natomiast najlepszych zamierza przenosić do Warszawy, do pracy w nowej gazecie. Podobną politykę kadrową zastosowały już wcześniej "Dziennik" Axela Springera i "Nowy Dzień" - nieistniejąca już gazeta Agory.
Jaki z tego wniosek? Będą zwolnienia w Polskapresse. I to duże. Bo ile osób z regionów może wchłonąć warszawska redakcja nowej gazety? Zapewne niewiele. Poza tym nie każdy, kto dotąd pracował w regionie przyjmie propozycję przeprowadzki do stolicy. No i redakcja krajowa nie będzie budowana tylko w oparciu o ludzi z terenu - wszak z jakiegoś powodu ściągani są do niej redaktorzy spoza Polskapresse.

Po Wrocławiu krąży pogłoska, że tutejszy dziennik Polskapresse - "Słowo Polskie Gazeta Wrocławska" - zmieni siedzibę po redukcjach związanych z wprowadzaniem na rynek nowego tytułu krajowego. Rzekomo ma przeprowadzić się z biurowca na peryferiach do jakiejś nowej siedziby (znacznie mniejszej?) w samym centrum.

Te wszystkie zapowiedzi i pogłoski układają się w jeden prosty komunikat: zdycha polska prasa regionalna. Ciekaw jestem, co się stanie, gdy obecne dzienniki regionalne zostaną wpierw włączone jako wkładki do nowej gazety krajowej, ta jednak nie poradzi sobie na rynku i padnie...? A co z lokalnymi mutacjami dzienników regionalnych, które miewają formę tygodników łączonych z główną gazetą? Znikną? Będą wkładkami do wkładek?

Nawiasem mówiąc, ów nowy krajowy dziennik to kolejny projekt, który Polskapresse realizuje trochę obok swoich dotychczasowych gazet. Tak powstało "Echo Miasta" - sieć bezpłatnych gazet lokalnych ukazujących się w siedmiu największych miastach Polski. Tak też powstały wspomniane Wiadomosci24.

Pracownikom Polskapresse przypomnę, że ich firma nie ma sentymentów. Gdy na Dolnym Śląsku Polskapresse łączyła trzy dzienniki - "Gazetę Wrocławską", "Słowo Polskie" i "Wieczór Wrocławia" - w jedno "Słowo Polskie - Gazetę Wrocławską", najmocniejszym z tych tytułów była dawna "Gazeta Wrocławska". Wydawana dotąd przez samą Polskapresse (pozostałe dwa tytuły wydawała przedtem Orkla). A jednak po jakimś czasie koncern bez żalu rozstał się z ludźmi z kierownictwa redakcji dawnej "Wrocławskiej". A przecież mógł uznać ich za współautorów wchłonięcia tytułów orklowskich i na dłużej zachować u sterów nowej, połączonej redakcji.

Gdybym był pracownikiem którejś z regionalnych gazet Polskapresse, zacząłbym intensywnie myśleć o jakimś nowym zajęciu.

Może wiecie coś więcej o planach Polskapresse?

22.1.07

Rozszyfruj rosyjskiego dostawcę ropy dla Orlenu i wygraj whisky od blogerów

Trwa konkurs, który ogłosili w swoim blogu Maciej Gorzeliński i Rafał Kasprów. W latach 90. czołowi polscy dziennikarze śledczy, dziś właściciele agencji PR-owskiej MDI, znanej z obsługi kontrowersyjnej firmy J&S, która handluje ropą.

Tematem konkursu jest kontrakt na dostawy ropy dla Orlenu, podpisany przez Igora Chalupca na dzień przed odwołaniem go ze stanowiska prezesa tego państwowego koncernu paliwowego. Ropa ma pochodzić ze złóż rosyjskiego Rosnieftu. A sprowadzać ma ją firma Petraco Oil Ltd. I właśnie o nią pytają swoich czytelników Gorzeliński z Kasprowem:
Nie mamy czasu szukać informacji o Petraco ale jeśli ktoś nam dostarczy strukturę własnościową, nazwiska, dane dotyczące obrotu, sprzedaży itd w ciągu 7 dni to stawiamy flaszkę najlepszej łyski.
W niedzielę ogłosili, że konkurs wciąż trwa - ale do jego zakończenia pozostało już tylko kilka dni. Przy okazji zmieszali z błotem dwóch znanych dziennikarzy zajmujących się rynkiem paliw: Andrzeja Kublika z "Gazety Wyborczej" i Jana Pińskiego z "Wprost".

O tym niezwykłym konkursie pisze też Rafał Madajczak w Pardonie.

Co sądzicie o dociekaniach Gorzelińskiego i Kasprowa? Czy kontrakt zawarty przez Chalupca z Petraco ma jakieś drugie dno? Czy był prawdziwym powodem odwołania Chalupca z funkcji prezesa Orlenu?

21.1.07

Skoki narciarskie: Zwycięstwo za wszelką cenę?

Czeski skoczek Jan Mazoch walczy w szpitalu o życie. Tymczasem Adam Małysz żałuje, że druga seria skoków w Zakopanem nie została dokończona, bo miałby szansę wygrać. Ambicja sportowca czy dążenie do zwycięstwa za wszelką cenę? Nawet za cenę cudzego zdrowia i życia?

Tak dramatycznych wydarzeń na skoczni narciarskiej nie oglądałem od wielu lat, a śledzę tę dyscyplinę od lat kilkunastu. Ostatni raz serce w takiej sytuacji zamarło mi kilka lat temu, gdy Andreas Goldberger "stanął" nagle w powietrzu zatrzymany podmuchem wiatru i jak kamień runął na dół. Każda sekunda trwały wtedy tyle, ile godzina. Popularny "Goldi" wyszedł z tego niemal bez szwanku, bo jako doświadczony skoczek wiedział jak upaść, gdyż wiele razy się tego uczył.

W sobotę w Zakopanem happy endu nie było. Uderzony przez wiatr Jan Mazoch spadł na głowę. Widząc jak bezwładne ciało odbija się od ziemi, można było spodziewać się najgorszego. I rzeczywiście. Skoczek w stanie krytycznym trafił do szpitala - wpierw w Zakopanem, potem w Krakowie.

Pozostaje pytanie: kto za to odpowiada? Organizatorzy, którzy mimo silnego wiatru za wszelką cenę chcieli doprowadzić do zakończenia konkursu? Stacje telewizyjne, które transmitowały zawody? Sponsorzy, którzy wykupili reklamy? Wszystkim w Polsce zależało na tym, żeby zawody wygrał Adam Małysz. To może (choć nie musi) tłumaczyć decyzję organizatorów. Czy naprawdę zaryzykowali zdrowie zawodników? Wolę myśleć, że nie. Pozostaje niesmak. Duży niesmak spowodowany wypowiedziami Adama Małysza. Kiedy czeski zawodnik walczył o życie w szpitalu, nasz zawodnik, legenda polskiego i światowego skakania mówił: "Byłem optymistycznie nastawiony do drugiego skoku, chciałem walczyć o podium. Ale nie było mi to dane".

Co o tym sądzicie?

20.1.07

Czy Ryszard Czarnecki powinien ubiegać się o stanowisko prezesa PZPN?

Polityk prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej? Tak może być, jeśli europoseł Ryszard Czarnecki (Samoobrona) wygra wybory na to stanowisko. Swój start oficjalnie ogłosił w blogu, w nocy z piątku na sobotę:
W nadchodzących wyborach (prawdopodobnie na początku marca) będę na zjeździe PZPN kandydował na prezesa Związku. Minister Lipiec powiedział dziś, że potrzeba PZPN-owi nowych ludzi. Jestem właśnie jednym z nich - choć przecież nie jedynym. Będę więc kandydował, choć z góry deklaruję współpracę z każdym, kto zostałby prezesem - a nie nazywa sie Ryszard Czarnecki - i chce realnych zmian w polskiej piłce.

Najważniejsze zadania, które stoją przed PZPN: 1) konkretna walka z korupcją - degradacje i odjęcie punktów dla drużyn 1 i 2 ligi (na razie tych dwóch lig), kary dla konkretnych osób: działaczy, piłkarzy, sędziów, obserwatorów, 2) wprowadzenie nowych mechanizmów finansowych korzystnych dla rozwoju polskiego futbolu: a) zachęt podatkowych dla prywatnego biznesu, by inwestował w piłkę (jak np. w Turcji), b) nowych regulacji prawnych umożliwiających (jak we Francji) finansowanie klubów profesjonalnych przez samorządy lokalne na poziomie miasta i regionu, wreszcie 3) nowy program szkoleniowy dla młodzieży - ale realny, a nie kosmiczny - przez np. utworzenie 49 (we wszystkich starych i nowych miastach wojewódzkich) Szkół Mistrzostwa Sportowego o specjalizacji piłkarskiej, aby nie marnować futbolowych talentów.

To tylko niektóre z propozycji programowych. Mam nadzieję, że moi konkurenci też takowe przedstawią...
To bezpośredni efekt rozgonienia władz PZPN przez ministra sportu Tomasza Lipca. Teraz związkiem rządzi wprowadzony tam przez Lipca kurator - Andrzej Rusko. Notabene, wieloletni współpracownik Czarneckiego z żużlowego klubu WTS Atlas Wrocław.

O zapowiadanym starcie Czarneckiego pisałem też w Pardonie.

Jak podaje Onet, Czarnecki jest w tym momencie jednym z dwóch kandydatów na szefa PZPN. Swój start zapowiedział też Kazimierz Greń, szef Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej.

Czy to dobrze, by aktywny polityk ubiegał się o stanowisko szefa narodowej federacji piłkarskiej? Wszak Czarnecki to niegdysiejszy szef ZChN - z ramienia tej partii był krótko szefem Komitetu Integracji Europejskiej w rządzie Jerzego Buzka - dziś jest eurodeputowanym Samoobrony. Uchodzi za jednego z twórców porozumienia tej partii z PiS.

Czarnecki to najsłynniejszy polski bloger polityczny. W maju 2006 r. zrobiliśmy z nim dla "Piątej Władzy" wywiad o blogowaniu.

Co sądzicie o Ryszardzie Czarneckim?

19.1.07

Andrzej Rusko kuratorem w PZPN. Kim jest?

Stało się. Minister sportu Tomasz Lipiec odwołał ze skutkiem natychmiastowym władze Polskiego Związku Piłki Nożnej. Wprowadził tam kuratora, którym został Andrzej Rusko. Wrocławianin. Od 2005 r. prezes spółki Ekstraklasa S.A. Wcześniej przez wiele lat związany z żużlem, głównie jako osoba nr 1 w klubie WTS Atlas Wrocław.

O Rusce sporo pisze Gazeta.pl. Ciekawe są początki kariery nowego kuratora polskiej piłki:
Rusko skończył studia na Wydziale Turystyki i Rekreacji na wrocławskiej AWF, działał wówczas w ZSP. Na przełomie lat 70. i 80. pracował w Biurze Podróży i Turystyki "Almatur", będąc dyrektorem hotelu studenckiego.

Później angażował się w interesy przedsiębiorstwa zagranicznego Elvis, w końcu został pełnomocnikiem przedsiębiorstwa Solpol. Importował maszyny do szycia, rumuńskie dacie i telewizory. Uważany jest za człowieka Zygmunta Solorza, z którym zakładał Polsat, pierwszą prywatną telewizję. Jest współwłaścicielem wrocławskich domów handlowych Solpol.
Z biogramu Ruski w Gazecie.pl wynika też, że miewał on dobre kontakty z politykami. Weźmy takie oto dwa fragmenty:
1. Od listopada 2005 roku jest nowym szefem piłkarskiej Ekstraklasy SA (podpisał dwuletni kontrakt). Wcześniej jedyne związki Ruski z futbolem to dwumilionowa pożyczka, jakiej udzielił sześć lat temu prezesowi Śląska Wrocław, a także próba przejęcia udziałów w klubie wraz z politykami Grzegorzem Schetyną z PO i Janem Chaładajem z SLD.

2. Pragmatyk Rusko w kwestii pieniędzy zawsze pozostawał jednak tajemniczy i nieufny, miał też opinię bezwzględnego biznesmena. Nie chciał zdradzić, jak duży wpływ na kosmiczny budżet [Atlasu Wrocław] w sezonie 2001 (nieoficjalnie mówiło się nawet o 7 mln zł) miały polityczne koneksje Ryszarda Czarneckiego, któremu na dwa lata oddał fotel prezesa. To wówczas w klubie pojawiły się pieniądze ze spółek skarbu państwa, m.in. z KGHM. Kolejnych tytułów nie udało się wówczas zdobyć, dopiero jesienią 2006 roku Atlas znów wywalczył złote medale (prezesem jest przyjaciel Ruski - Andrzej Kuchar, były trener reprezentacji polskich koszykarzy).
Co sądzicie o nominacji Ruski na kuratora PZPN? Czy to dobra decyzja?

"Wprost": Dzień przed odwołaniem Igor Chalupec zawarł kontrakt na ropę z Rosji dla Orlenu

Dziwny zbieg okoliczności. Jak piszą Jarosław Jakimczyk i Grzegorz Indulski na internetowej stronie tygodnika "Wprost", dzień przed czwartkowym odwołaniem z funkcji prezesa PKN Orlen, Igor Chalupec "podpisał umowę uzależniającą płocki koncern na 5 lat od ropy z firmy, której radą dyrektorów kieruje wiceszef administracji Kremla i były oficer KGB, Igor Sieczin".

Chodzi o firmę Rosneft. Jakimczyk i Indulski opisują ją tak:
Rosneft, od którego pochodzić będzie ropa zakontraktowana przez Igora Chalupca, nie jest zwyczajnym koncernem naftowym, pomimo że swoje akcje sprzedał w lipcu 2006 r. na giełdzie w Londynie za 10,6 mld USD. Firma jest "zbrojnym ramieniem" w ekspansji gospodarczej Rosji, której patronuje prezydent Władimir Putin. To właśnie Rosneft pod koniec 2004 r. kupił firmę-krzak Baikalfinansgroup, która w kuriozalnych okolicznościach przejęła największe złoża Jukosu, odebrane wcześniej siłą koncernowi Michaiła Chodorowskiego przez państwo rosyjskie.
Czy to zwykła, niewinna transakcja biznesowa? Czy też trop przybliżający nas do rozwiązania zagadki pt. "Dlaczego tak naprawdę Igor Chalupec przestał być prezesem Orlenu"?

Jak na tę informację zareagują PiS-owskie władze państwa?

18.1.07

Kurator w PZPN? Co dalej z polskim futbolem? Czy FIFA zawiesi nas w rozgrywkach?

Wrocławska prokuratura postawiła zarzuty zatrzymanemu w czwartek członkowi zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej Witowi Ż. - Czuję się niewinny. Niczego się nie obawiam - powiedział Wit Ż. w czwartek wieczorem Polskiemu Radiu Wrocław.

Czy teraz do PZPN wejdzie kurator? Po zatrzymaniu Wita Ż. wszystko wydaje się jasne. Minister sportu Tomasz Lipiec już zapowiedział, że jego czwartkowe spotkanie z Michałem Listkiewiczem jest ostatnim, na które ten drugi przychodzi jako prezes PZPN

Poza tym Tomasz Lipiec już od wielu miesięcy ostrzegał, że wprowadzi kuratora do PZPN po zatrzymaniu któregoś z członków władz związku. Wszyscy zdawali sobie sprawę z wagi tej decyzji - w jej efekcie FIFA zapewne zawiesi nas w rozgrywkach międzynarodowych. A więc adios EURO 2012! Żegnajcie eliminacje do najbliższych Mistrzostw Europy! I tak dalej...

Już od pewnego czasu wrocławscy dziennikarze zastanawiali się, kto znajdzie "coś" na władze PZPN. Czy Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego w śledztwie dotyczącym nieprawidłowości przy sprzedaży biletów na Mistrzostwa Świata w Niemczech? Czy prokuratura w Warszawie badająca sprawę statutu PZPN? Czy może wrocławska prokuratura i policja, które zajmują się korupcją w polskiej piłce nożnej (ale też nieprawidłowościami przy sprzedaży praw do transmisji meczów)? Wyjaśniło się to w czwartek, gdy wrocławscy i opolscy policjanci zatrzymali Wita Ż.

Kim jest Wit Ż.? Ten wieloletni arbiter oceniał pracę ligowych sędziów piłkarskich, jest wiceszefem kolegium sędziowskiego PZPN. To także gwiazda Canal+. Gdy dziennikarze we Wrocławiu czekali w czwartek aż zostanie przywieziony na tamtejszą komendę policji, minister Lipiec rozpoczynał konferencję prasową w Warszawie. Zażądał dymisji zarządu PZPN. Wieczorem spotkał się z Michałem Listkiewiczem. W tym czasie we Wrocławiu prokuratorzy szykowali się do przesłuchania Wita Ż. Po godz. 20.00 postawili mu zarzuty. Jakie? To teraz jedna z większych tajemnic wrocławskich śledczych.

Co teraz? Czy warto zaryzykować zawieszenie Polski w rozgrywkach międzynarodowych i wprowadzić kuratora do PZPN? Moim zdaniem, na pewno tak. Dość już bezkarności skorumpowanych do cna działaczy piłkarskich, sędziów i piłkarzy. Czasami myślę nawet, że warto zastosować opcję zerową - zaorać, zasiać i zaczekać aż wyrośnie nowe piłkarskie pokolenie, nie skażone degrengoladą. Czekam też na nowe pokolenie działaczy piłkarskich, nie skażonych podejrzanymi kontaktami, układami i zależnościami od pseudokibiców. Czekam na kary PZPN wobec zamieszanych w korupcję klubów piłkarskich, których jest już chyba kilkanaście.

A Wy co o tym sądzicie?

Podpadłeś? Zamkną ci bloga. Tak jak TVP Bogusławowi Wołoszańskiemu

Znak czasów? Telewizja Polska w oryginalny sposób ukarała Bogusława Wołoszańskiego za jego agenturalną przeszłość. Zamknęła mu bloga, którego prowadził na stronie TVP. Tę informację podały czwartkowe "Wiadomości" o 19.30.

I faktycznie - blog Wołoszańskiego przestał istnieć.

Teraz TVP ma problem, co zrobić z produkowanym wciąż przez Wołoszańskiego serialem "Tajemnica twierdzy szyfrów", który telewizja już od niego kupiła.

17.1.07

Bogusław Wołoszański: Agent z ciekawości

Dotąd wiedzieliśmy, że agentem służb specjalnych totalitarnego państwa można było zostać w wyniku szantażu, albo dla pieniędzy. Byli i tacy, którzy donosili ze swoistej nadgorliwości (był taki casus w środowiskach akademickich we Wrocławiu, opisany zresztą przez historyków - ale to całkiem inna opowieść).

Tymczasem Bogusław Wołoszański przebił wszystkich. Jak odkryła "Rzeczpospolita", został agentem PRL-owskiego wywiadu z ciekawości (!). Tak zdobytą wiedzę - jak sam przyznaje - bardzo często wykorzystywał w swoim słynnym telewizyjnym cyklu "Sensacje XX Wieku".

Ciekawość to pierwszy stopień do piekła?

Fundacja "Help", czyli charytatywne bagno

Przy okazji kolejnych finałów Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy wybuchają dyskusje o zasadności i uczciwości akcji charytatywnych. Temat okazuje się być na fali. Bo ledwo przebrzmiały spory o tegoroczną Orkiestrę, a już wróciła głośna od kilku lat sprawa Fundacji "Help". Jak poinformowało we wtorek Polskie Radio Wrocław, w tej sprawie będzie nowy proces.

O co chodzi? Na konta "Help" wpływały nawiązki sądowe zasądzane sprawcom wypadków drogowych. Przez trzy lata uzbierało się tego łącznie prawie 4 mln zł. Ale założyciele fundacji, Zbigniew M. i Dariusz M., zamiast pomagać dzieciom - ofiarom wypadków drogowych - mieli wyprowadzać te pieniądze. W ten sposób mieli wyłudzić prawie 3,5 mln zł. Co ciekawe, na pomysł założenia "Help" wpadli siedząc w areszcie i słuchając sejmowych debat o rekwirowaniu samochodów kierowcom, którzy spowodowali wypadki po pijanemu.

Teraz ta przygnębiająca historia trafi na ekrany. Filip Bajon nakręcił na jej podstawie film. Wystąpili w nim m.in. Kinga Preis, Jan Nowicki i Maciej Stuhr.

Oczywiście, trudno porównywać sprawę Fundacji "Help" do Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. To tylko przykład na to, jak słuszna idea może się wykrzywić i zamienić w paskudne bagno.

Dominik "Pinio" Panek, Polskie Radio Wrocław

16.1.07

Głosujcie na "Piątą Władzę" :)

Ponieważ zaszczytów nigdy dość, postanowiliśmy zgłosić "Piątą Władzę" do konkursu Wiadomosci24.pl na Bloggera Roku.

Od dziś można głosować na zgłoszone blogi. Także na nas.

Cóż tu jeszcze dodać... Jeśli uznacie, że warto - zagłosujcie ;) Będzie nam bardzo miło!

15.1.07

Rzecznik dziennikarzem: Paweł Biedziak redaktorem śledczym „Super Expressu"

Odwieczny dylemat ludzi mediów: czy można przejść na "drugą stronę barykady”? Czy dziennikarz może podjąć pracę w środowisku, które wcześniej codziennie opisywał? Życie pokazuje, że to się zdarza.

Ale transfery w odwrotnym kierunku zdarzają się znacznie rzadziej.

Paweł Biedziak, od wielu lat kreujący politykę informacyjną polskiej policji, przechodzi do pracy w mediach. Taka plotka gruchnęła już kilka dni temu w dziennikarskim środowisku. Wkrótce podchwyciły ją gazety. 10 stycznia „Rzeczpospolita” podała, że Biedziak może przejść do TVN. Jednak już dwa dni później serwis Wirtualnemedia.pl podał, że eksrzecznik policji trafi do "Super Expressu". Ma tam zająć się tworzeniem nowego działu śledczego.

Tu pojawia się pytanie: czy człowiek, który zna wiele tajemnic polskiej policji powinien zajmować się ujawnianiem ich (i nie tylko ich) w mediach? I to pracując jako szef działu śledczego w tabloidzie? Kilka dni temu „Rzeczpospolita” pisała , że to właśnie Biedziak postrzegany jest jako autor przecieku starachowickiego. Cóż, sytuacja jest bez wątpienia dwuznaczna.

Myślę, że nie da się porównać przejścia Biedziaka „na drugą stronę barykady” do innych takich transferów. Owszem, były rzecznik dolnośląskiej policji Ryszard Zaremba udzielał się w magazynie "Dylematy Policyjne", ale to jednak pismo branżowe.

Nie jest zwyczajna także sytuacja, gdy dziennikarz zostaje rzecznikiem. Takie transfery znamy na Dolnym Śląsku.
Agnieszka Majcher z TVP 3 została rzeczniczką wojewody. Z kolei rzeczniczką marszałka była do niedawna Izabella Zalewska - notabene, wcześniej też rzeczniczka wojewody, a wiele lat temu dziennikarka Polskiego Radia Wrocław.
Katarzyna Matysiak po wielu latach pracy w Telewizji Dolnośląskiej została rzeczniczką Izby Skarbowej, a Dominik Flunt z „Gazety Wyborczej Wrocław” przeniósł się do biura prasowego Sądu Okręgowego we Wrocławiu.

Takie przypadki znane są też z mediów krajowych. Przykłady? Robert Sołtyk, wieloletni korespondent „Gazety Wyborczej” w Brukseli został rzecznikiem unijnej komisarz ds. budżetu Dalii Grybauskaite, a jego redakcyjna koleżanka Anna Rubinowicz-Grundler, korespondentka w Berlinie, przeszła na stanowisko rzeczniczki Bundestagu. Znany z TVP Jacek Balcer trafił do banku BPH. A Ryszard Hińcza z Informacyjnej Agencji Radiowej na stanowisko rzecznika Zbigniewa Siemiątkowskiego (jako SLD-owskiego koordynatora służb specjalnych). Najbardziej spektakularne było chyba przejście Grażyny Bukowskiej z TVP do Getin Banku, w którym ta znana prezenterka przez jakiś czas pracowała jako doradca ds. PR.

Ale to nie to samo, co policjant, który zostaje szefem działu śledczego w tabloidzie. Ciekaw jestem, co sądzicie na ten temat.

Dominik "Pinio" Panek, Polskie Radio Wrocław

Wanda Dybalska nie żyje

Zmarła jedna z najlepszych wrocławskich reporterek prasowych - Wanda Dybalska. Przez wiele lat związana z wrocławskim oddziałem "Gazety Wyborczej". Współautorka świetnych "Akt W", cyklu reportaży o nietypowych zdarzeniach w powojennej historii Wrocławia. Teksty wpierw ukazywały się w "Wyborczej", potem na ich podstawie powstał cykl telewizyjnych dokumentów, aż wreszcie zostały wydane w formie książki. Wanda znana była też z reportaży o wrocławskich naukowcach.

Dziś wspomina ją Aneta Augustyn, jej redakcyjna koleżanka, również współautorka "Akt W".

Wielka, wielka szkoda...

14.1.07

Orkiestra Owsiaka gra już po raz piętnasty. I jak zwykle budzi emocje

XV Finał najbardziej medialnej akcji charytatywnej w Polsce, czyli Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w natarciu. Akcja, której pomysłodawcą jest Jerzy Owsiak przez lata dorobiła się całej rzeszy zwolenników. Ma również swoich zatwardziałych przeciwników.

W tę niedzielę, jak co roku, już od rana serwisy podają szczegółowe informacje z frontu WOŚP. Tysiące dziennikarzy na bieżąco dostarczają wiadomości, komentują, robią wejścia na żywo. Najważniejszym punktem programu są te chwile, gdy podawane są kolejne dane o wysokości datków. Do tej pory największym sukcesem Orkiestry był pod tym względem VII finał, kiedy udało się zebrać ponad 33 mln dolarów.

Orkiestrze towarzyszy zawsze licytacja okolicznościowych serduszek oraz rzeczy przekazanych specjalnie na tę okazję. W tym roku takim licytacyjnym hitem jest diamentowa płyta Piotra Rubika.

Rok w rok cały ten zgiełk wokół akcji Owsiaka wywołuje dyskusje. Interesujący tekst napisał Rafał Madajczak w Pardonie. Przytacza argumenty przeciwników i zwolenników WOŚP. Za anty-Owsiakową opozycję robi tu m.in bloger Galba, który w twórcy WOŚP widzi przde wszystkim sprytnego manipulatora, a w Orkiestrze maszynkę do zarabiania pieniędzy. Jednak największym oponentem Orkiestry i Owsiaka są o. Tadeusz Rydzyk i jego Radio Maryja. Dzisiaj z całą pewnością finał WOŚP nie będzie transmitowany w tym medium, chyba że w negatywnym kontekście. Zresztą Rydzykowa Telewizja Trwam ma na swoim koncie emisję dokumentu, w którym sugerowała, że na innej owsiakowej imprezie - Przystanku Woodstock (na jego organizację idzie część pieniędzy z finału WOŚP) praktykuje się sekciarstwo, satanizm i narkomanię oraz rozpija się i narkotyzuje nieletnich. Sprawa trafiła do sądu. Owsiak uznał, że to pomówienia i sprawę wygrał (we wrześniu 2006 r. przed Sądem Apelacyjnym we Wrocławiu).

Jest też spora rzesza ludzi, których po prostu drażni festyniarski styl Orkiestry, jej wymuszony luz (nigdy nie zapomnę jednego finału WOŚP, podczas którego sztucznie usmiechnięty ówczesny prezes TVP Robert Kwiatkowski paradował jak freak w rozpiętej koszuli bez krawata i próbował przemawiać para-slangiem młodzieżowym do zebranego w studiu tłumu orkiestrowiczów), a także komercjalizacja idei pomocy potrzebującym i przepuszczanie ogromnych sum pieniędzy na organizację imprezy. Ale warto spojrzeć trzeźwo na Orkiestrę: przecież nikt nikogo nie zmusza do udziału w WOŚP. Choć z drugiej strony, można czasem odczuć na sobie coś w rodzaju presji społecznej na taki udział, a zwłaszcza nalepienie sobie czerwonego serduszka na ubraniu.

Ale - poza wszystkim - każdy sprzęt medyczny ufundowany przez Orkiestrę służy sprawie wyższej, jaką jest ratowanie ludzkiego życia. Zaś decyzję o uczestnictwie w finale skwituję punkowym powiedzeniem "Twoje ciało, Twój wybór".

Co sądzicie o Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy? Czy we współczesnym "medialnym" świecie pomoc charytatywna wymaga oprawy w formie wielkiego show?

13.1.07

We wrocławskim sądzie płoną akta

Kto i po co podrzuca mediom informacje o tzw. postępowaniach aresztowych? (W ich trakcie sądy decydują czy aresztować osoby zatrzymane). Jak obecność mediów wpływa na decyzje sądów? A co jeśli media nie dostaną przecieku?

Znamienna historia wydarzyła się ostatnio we Wrocławiu.

W piątek wrocławski wymiar sprawiedliwości przeżył wstrząs. Skrywana od kilku dni informacja o zatrzymaniu kobiet podejrzanych o podpalenie akt w Sądzie Grodzkim przy ul. Kazimierza Wielkiego wyszła na jaw rano za sprawą Polskiego Radia Wrocław. Owymi kobietami okazały się dwie pracownice wydziału windykacji, które miały wsadzić dwie zapalone świeczki do szafy z aktami. Spłonęło około tysiąca dokumentów.

Od kilku dni, odkąd znam kulisy tej sprawy, zastanawiam się jak mogły to zrobić kobiety, które ok. 30 lat pracowały w sądzie? Gdyby głupota latała jak ptak, to wyleciałaby wysoko w powietrze jak swego czasu pies Łajka wysłany w kosmos przez ZSRR. Ale może to nie była głupota a celowe działanie?

W piątek rano Sąd Rejonowy Wrocław Śródmieście zebrał się, żeby rozpatrzyć wniosek prokuratury o aresztowanie obu kobiet. Wiem z wlasnego doświadzenia, że w przypadku posiedzeń aresztowych różne strony (sąd, policja, prokuratura) zastanawiają się czy ujawniać termin posiedzenia czy nie. Jeszcze niedawno, za poprzedniego szefa Prokuratury Rejonowej Wrocław Psie Pole, popularne było puszczanie cynków o "aresztówkach" pewnej gazecie, której nie jest wszystko jedno. Miała to być forma nacisku na sąd, by - zdopingowany zainteresowaniem mediów - stosował areszty.

W przypadku kobiet podejrzanych o podpalenie akt zachowano maksymalną dyskrecję. Gdy zaczynało się piątkowe posiedzenie sądu, na miejscu były tylko dziennikarki Polskiego Radia Wrocław i "Faktu" - Sylwia Jurgiel i Katarzyna Tokarska. Jaką decyzję podjął sąd? Żadnego aresztu, żadnych sankcji. Czy podejrzane kobiety trafiłyby za kratki, gdyby na sędziego czekały trzy kamery, siedmiu fotoreporterów i dziesięciu dziennikarzy? Nie wiem, może nie było podstaw do zastosowania tej sankcji. Wiem natomiast jedno: wbrew pozorom, większość sędziów była oburzona decyzją o odmowie aresztu. Przecież teraz powiedzenie "ręka rękę myje" staje się tak wyraziste, że razi w oczy jak owa startująca rakieta z psem Łajka na pokładzie.

Dominik "Pinio" Panek, Polskie Radio Wrocław

"Piąta Władza" rozrasta się! Na pokładzie witamy Dominika Panka z Polskiego Radia Wrocław

Z radością informuję, że do ekipy tworzącej w bólach "Piątą Władzę" dołączył Dominik Panek. Od szesnastu lat dziennikarz Polskiego Radia Wrocław, spec od tematyki kryminalnej, sądowej, prokuratorskiej itp. Prywatnie miłośnik punk rocka, ideowy wegetarianin, kibic Śląska Wrocław, no i - o czym z dumą donoszę - mój wieloletni kolega :)

Dominik wprost uwielbia, gdy mówi się do niego per "Pinio". Tak też będzie już niebawem sygnował swoje wpisy.

Polecam go Waszej uwadze.

Marcin Palade prezesem Polskiego Radia z ramienia LPR? Na razie interesuje się nim prokuratura

Marcin Palade to współtwórca Polskiej Grupy Badawczej. A od lipca 2006 r. prezes publicznego Radia Opole. Objął to stanowisko jako nominat Ligi Polskich Rodzin.

Sobotni "Dziennik" pisze, że teraz LPR chce, by Palade został prezesem Polskiego Radia. Byłby to kolejny etap ofensywy LPR i Samoobrony na media publiczne. W tym scenariuszu, obecny prezes Polskiego Radia Krzysztof Czabański objąłby stanowisko prezesa Telewizji Polskiej, które dziś zajmuje Bronisław Wildstein.

Ale Palade może nie mieć łatwo. Na początku stycznia do Prokuratury Okręgowej w Opolu wpłynęły dwa zawiadomienia o nieprawidłowościach w zarządzaniu tamtejszym radiem. Jedno z nich złożył dyrektor programowy rozgłośni Tomasz Drabot, który podejrzewa Paladego o ustawienie przetargu na badania marketingowe dla rozgłośni. Tak o tym pisała niedawno "Nowa Trybuna Opolska":
Z dokumentów złożonych do prokuratury wynikać ma, że przetarg (...) wygrać (...) miała firma należąca do kolegi prezesa Radia Opole. Tyle tylko, że chciała za przeprowadzenie badań aż 193 tysiące złotych.

Gdy do walki o zlecenie stanęła inna znana firma, zajmująca się takimi badaniami i zaproponowała, że zrobi je za około 90 tys. zł, przetarg unieważniono.

- W swoim zawiadomieniu nie wskazuję winnych i nikogo nie oskarżam - zapewnia Drabot. - Dzielę się tylko wątpliwościami, co do prawidłowości zorganizowania tego przetargu. Uważam, że miałem taki obowiązek, bo przecież wydajemy publiczne pieniądze pochodzące z abonamentu słuchaczy.

Prezes Radia Opole Marcin Palade nie chciał wczoraj skomentować całej sytuacji. Tłumaczył, że nie zna treści dokumentów złożonych w prokuraturze.
Palade chce teraz pozbyć się Drabota z radia. Tymczasem w najbliższy poniedziałek zbiera się rada nadzorcza rozgłośni. Ma zbadać sprawę przetargu na badania. Jej szef Jerzy Roszkowiak, pytany o to przez "Nową Trybunę Opolską" nie wykluczył, że prezes Palade może zostać zawieszony.

Konflikty wewnętrzne w opolskim radiu szczegółowo opisuje "Gazeta Wyborcza Opole".

Trudno sobie wyobrazić, by w obecnej sytuacji Palade płynnie wskoczył na stanowisko prezesa Polskiego Radia.

Co o tym sądzicie?

11.1.07

Polskie Radio dla Ligi Polskich Rodzin?

Trwa ekspansja Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin w mediach publicznych. W poprzednim wpisie tłumaczyłem, w jaki sposób te dwie partie mogą przejąć kontrolę nad Telewizją Polską w zamian za poparcie Sławomira Skrzypka (kandydata PiS) jako kandydata na prezesa Narodowego Banku Polskiego.

Ten scenariusz powoli się spełnia. W środę wieczorem Samoobrona i LPR poparły Skrzypka. Został prezesem NBP. Cena? Wzmocnienie pozycji Samoobrony i LPR w radzie nadzorczej TVP.

Nastał czwartek. Zgodnie z planem, Skrzypek zwolnił stanowisko szefa rady nadzorczej TVP. Jeśli jego miejsce w radzie zająłby kolejny nominat Samoobrony i LPR, oznaczałoby to przejęcie kontroli nad telewizją przez te partie.

Ale trudno sobie wyobrazić, by PiS wypuścił telewizję z rąk. Może dlatego pojawiła się nowa, zmodyfikowana wersja tego scenariusza: PiS utrzyma wpływy w TVP, ale zwolni jej obecnego prezesa Bronisława Wildsteina, którego ostro krytykują Samoobrona i LPR. Jego miejsce mógłby zająć Krzysztof Czabański, obecny prezes Polskiego Radia. Wówczas nowym prezesem radia zostałby ktoś wskazany przez LPR.

"Gazeta Wyborcza" też wieszczy upadek Wildsteina. Ale spekuluje, że nowym szefem TVP mógłby zostać jej obecny wiceprezes Sławomir Siwek.

Co sądzicie o takich zmianach?

10.1.07

Samoobrona i LPR przejmą TVP?

Gdy Sławomir Skrzypek zostanie prezesem Narodowego Banku Polskiego, Samoobrona i Liga Polskich Rodzin staną przed niepowtarzalną szansą przejęcia kontroli nad Telewizją Polską, największym medium w naszym kraju.

Sekwencja mogłaby być taka: wpierw Samoobrona i LPR zdobędą większość w radzie nadzorczej TVP. Następnie - w wariancie maksimum - doprowadzą do odwołania obecnego prezesa telewizji Bronisława Wildsteina. Albo przynajmniej - w wariancie minimum - zdobędą dla siebie jakieś mocne przyczółki w TVP. Już niemal rok temu pisałem, że Samoobronie marzy się TVP 3.

W jaki sposób Samoobrona i LPR przeprowadzą tę operację?

Tak się składa, że Sławomir Skrzypek jest dziś szefem rady nadzorczej TVP. Przechodząc do NBP, zwolni to stanowisko. Mało tego. W radzie wciąż są dwa wakaty po dwóch członkach tego gremium, którzy przeszli do Trybunału Konstytucyjnego. Całą tę układankę szczegółowo opisuje Jarosław Murawski w środowej "Rzeczpospolitej":
Upór LPR, która wespół z Samoobroną przez kilka tygodni blokowała uzupełnienie składu rady nadzorczej TVP przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji, przyniósł rezultaty. PiS potrzebuje dziś głosów posłów Ligi, by przeforsować kandydaturę Sławomira Skrzypka na prezesa NBP. (...)

Zgodnie z ustaleniami koalicjantów w miejsce dwóch przedstawicieli PiS, którzy z rady nadzorczej TVP poszli do Trybunału Konstytucyjnego, KRRiT wybierze jedną osobę rekomendowaną przez PiS i jedną przez LPR. - Sekwencja jest następująca: najpierw wybór rady nadzorczej TVP, potem Skrzypka - wyjaśnia polityk PiS.

Nowym członkiem rady nadzorczej z nominacji PiS zostanie ktoś z dwójki kandydatów: prof. Małgorzata Korzycka-Iwanow, prawnik z Uniwersytetu Warszawskiego, specjalistka od prawa rolnego lub Tomasz Siemiątkowski, adwokat, członek rady nadzorczej PKO BP.

Reprezentantem LPR w radzie TVP ma zostać telewizyjny dziennikarz, były poseł AWS i LPR-owski przewodniczący Rady Warszawy Jan Maria Jackowski. (...)

Takie uzupełnienie składu rady nadzorczej będzie oznaczać zmianę układu sił - w dziewięcioosobowym gremium PiS straci większość. Będzie mieć czterech reprezentantów, a koalicjanci pięciu, w tym trzech LPR i dwóch Samoobrona. Do odwołania prezesa Bronisława Wildsteina koalicjantom będzie brakować tylko jednego głosu. W dodatku, według nieoficjalnych informacji, LPR domaga się także stanowiska przewodniczącego rady. Dziś zajmuje je Sławomir Skrzypek. Jeśli zostanie szefem NBP, minister skarbu, który go nominował, będzie musiał wskazać nowego przedstawiciela. Ma to być ta osoba z dwójki Korzycka-Iwanow - Siemiątkowski, której wcześniej nie wybierze Krajowa Rada.

Samo uzyskanie większości w radzie nadzorczej będzie dla LPR i Samoobrony dużym sukcesem, bo rada ma spore kompetencje: zatwierdza kandydatów na dyrektorów ośrodków regionalnych, roczne plany finansowe, zmiany regulaminu zarządu (czyli podział kompetencji między prezesem a wiceprezesami). Niechętna prezesowi rada będzie mogła dotkliwie utrudniać mu zarządzanie TVP.

Czy Wildstein przetrwa kolejną polityczną zawieruchę? Lech Haydukiewicz, LPR-owski członek KRRiT, nie widzi zależności między poparciem Skrzypka a ewentualnym odwołaniem Wildsteina. - O losie prezesa zdecyduje odnowiona rada nadzorcza - stwierdza. PiS ma argumenty, by powstrzymać zapędy Ligi. - W razie wyborów to nie my mamy nóż na gardle - mówi polityk PiS. Samoobrona zapewnia, że wymiana prezesa jej nie interesuje. - Premier Lepper mówił wiele razy, że nam Wildstein nie przeszkadza - zapewnia poseł Krzysztof Filipek.
Mam wrażenie, że gdy Samoobrona mówi "Wildstein nam nie przeszkadza", to w rzeczywistości puszcza taki oto sygnał: "Wildsteina zostawimy. Ale dajcie nam TVP 3", lub coś w tym rodzaju. A LPR? Kto wie, może mierzy wyżej. Ale co się może marzyć tej partii? Prezesura TVP po Wildsteinie? To chyba przesada. A może wpływ na jakieś istotne elementy telewizji? Jakie?

Na razie Wildstein zyskał mocny argument na swoją rzecz. We wtorek TNS OBOP opublikował wyniki preferencji telewidzów za 2006 r. TVP wypada w nich znakomicie. Inna rzecz, że tym bardziej jest kuszącym kąskiem dla Samoobrony i LPR. Wszak takie np. "Wiadomości" w TVP 1 ogląda ok. 4,6 mln widzów, a "Teleexpress" - 3,7 mln. Wspaniałe narzędzia politycznej propagandy. Jakże ważnej dla takiej choćby LPR, która ma słabą pozycję w sondażach i wcale nie może być pewna, że w razie przedterminowych wyborów utrzyma się w parlamencie.

9.1.07

Michał Karnowski zamyka bloga. Zamiera platforma blogerska "Newsweeka". Dlaczego?

6 stycznia Michał Karnowski - dziś publicysta "Dziennika", wcześniej w "Newsweeku" - pożegnał się z czytelnikami swojego bloga:
Kochani Czytelnicy!

Po półtora roku przygody, zamykam ten blog. Po pierwsze - bo nie jestem już dziennikarzem Newsweeka, a jedynie od czasu do czasu współpracownikiem. Po drugie - bo w Dzienniku mam otwarte łamy także na małe, bieżące komentarze, których w Newsweeku mi brakowało. Po trzecie - bo można je czytać także na www.dziennik.pl.
O blogu jeszcze pomyślę, ale na razie zapraszam do czytania w gazecie i na jej witrynie. No i do czytania pozostałych blogów autorów Newsweeka - są naprawdę ciekawe.
Pozdrawiam wszystkich, dziękuję za wszystkie komentarze
Michał Karnowski
Takiej decyzji można było się spodziewać. Od początku grudnia blog Karnowskiego był de facto martwy.

A szkoda. Bo blog Michała Karnowskiego był jednym z ciekawszych politycznych blogów w Polsce. Karnowski autentycznie czuł blogowanie. Pisał żywo, "od siebie". Chętnie dyskutował z internautami. Ba, nawet organizował im konkursy.

Zniknięcie jego bloga to ewidentny symptom kryzysu publicystycznej platformy blogerskiej "Newsweeka". Ruszyła w czerwcu 2005 r., jako bodaj pierwsze takie przedsięwzięcie w obrębie polskiej blogosfery. Była więc czymś autentycznie unikatowym i pionierskim. Cóż z tego, skoro jej blogerzy - autorzy związani z "Newsweekiem" - nie zawsze, by tak rzec, przykładali się do blogowania. Efekt? "Newsweekowe" blogi wyglądają dziś mizernie:Z czego wynika ten kryzys blogów w "Newsweeku"? Sądzę, że można go wiązać z niedawną wymianą kierownictwa gazety. Pod koniec września odszedł jej wieloletni redaktor naczelny Tomasz Wróblewski, jego miejsce zajął Michał Kobosko, dotąd naczelny polskiej edycji miesięcznika "Forbes". W ciągu kolejnych paru miesięcy z "Newsweekiem" rozstało się całe grono jego redaktorów i dziennikarzy. Czy należy rozumieć, że nowe kierownictwo gazety nie ma zamiaru rozwijać jej platformy blogerskiej? A może chce - ale wedle jakiejś nowej formuły?

Przyszła mi też do głowy myśl, że być może zamieranie pierwszej platformy w polskiej blogosferze to początek końca kolejnego etapu jej rozwoju. Bo może to dowód na to, że nie da się zmusić publicysty prasowego, by pisał interesującego bloga. Wszak pożegnalny wpis Michała Karnowskiego ma jednoznaczną wymowę: czytajcie mnie w gazetach, a nie w blogu.

Ale chyba nie jest aż tak źle z blogosferą. Platforma "Polityki" ma się całkiem nieźle. Podobnie platforma Money.pl. Imponująco rozwija się Salon24.

Jak myślicie - dlaczego zamiera platforma blogerska "Newsweeka"?

7.1.07

"Wprost" lustruje bp Jerzego Dąbrowskiego, współpracownika prymasa Wyszyńskiego

Już wiadomo, jaki kolejny polski hierarcha zostanie wskazany jako domniemany agent dawnych, PRL-owskich służb specjalnych.

To nie żyjący bp Jerzy Dąbrowski. O jego rzekomej agenturalnej przeszłości napisze w poniedziałek Tadeusz Witkowski we "Wprost". W niedzielę wieczorem tygodnik ogłosił to na swojej stronie internetowej.

Bp Dąbrowski miał być agentem od lat 60. Miał działać jako TW "Ignacy". Zginął w wypadku samochodowym w 1991 r.

Oto, co pisze o nim "Wprost" na swojej stronie:
Materiały dokumentujące działalność [TW] Ignacego w Rzymie w latach 1963-1970, [Tadeusz] Witkowski odnalazł w teczce ks. Michała Czajkowskiego, którego agenturalną działalność ujawnił kilka miesięcy temu w "Życiu Warszawy". Biskup Dąbrowski dostarczał wywiadowi m.in. materiały z posiedzeń polskiego episkopatu podczas II Soboru Watykańskiego. Zachowała się także fotokopia odręcznie sporządzonego i podpisanego jego imieniem i nazwiskiem pokwitowania odbioru pieniędzy (z datą 9 listopada 1965 r.). "Byliśmy mile zaskoczeni, gdy podczas pobytu na soborze polskich biskupów Ignacy z własnej woli przyniósł i zadeklarował dostarczać kolejno następne protokóły z posiedzeń episkopatu polskiego, odbywanych w Rzymie. Dostarczył materiały prawie ze wszystkich posiedzeń. Były to dokumenty o dużej wartości operacyjnej. W tym okresie Ignacy dostarczył też szereg informacji o tematyce watykańskiej" - napisał o późniejszym biskupie w jednym z raportów oficer wywiadu Wilski.

Jerzy Dąbrowski kontynuował współpracę po powrocie do kraju. Większość materiałów z tego okresu została jednak zniszczona. Dąbrowski był najpierw referentem w Sekretariacie Episkopatu Polski (od roku 1977) i w Sekretariacie Prymasa Polski (od roku 1979). Mianowany sufraganem gnieźnieńskim i tytularnym biskupem Tomascani (1982), awansował na stanowisko zastępcy sekretarza Konferencji Episkopatu Polski. To on interweniował u generała Kiszczaka (w lipcu 1985 r.) w sprawie zwolnienia z aresztu Adama Michnika i 31 sierpnia 1988 r. wraz ze Stanisławem Cioskiem uczestniczył w spotkaniu ówczesnego szefa MSW z Lechem Wałęsą. Pod jego opieką od połowy lat 80. działał nieformalnie w siedzibie Instytutu Prymasowskiego Ślubów Narodu Klub Myśli Politycznej Dziekania, założony przez Stanisława Stommę. W ciągu kilku lat przez klub przewinęli się członkowie wielu środowisk ówczesnej opozycji, z której wyłoniły się późniejsze elity polityczne. Bp Dąbrowski zginął w wypadku samochodowym w 1991 r.
Jeśli te informacje potwierdzą się, będzie to oznaczało, że agentem SB był hierarcha, który w latach 80. służył za jeden z głównych kanałów komunikacji pomiędzy ówczesną władzą i opozycją. Szok.

Lustracja w Kościele: Kto następny do odstrzału?

Po przyjęciu rezygnacji abp Stanisława Wielgusa z funkcji metropolity warszawskiego, przemówił Watykan. A konkretnie, ojciec Federico Lombardi, rzecznik kościelnej stolicy. Wypowiedział m.in. takie oto zagadkowe słowa:
Przy tej okazji dobrze też jest zauważyć, że sprawa abp. Wielgusa nie jest pierwszym i prawdopodobnie nie będzie ostatnim przypadkiem ataku na ludzi Kościoła, opartego na dokumentach Służby Bezpieczeństwa dawnego reżimu.
Jednocześnie krąży informacja, że "jeden z tygodników" lada dzień opublikuje materiały obciążające kolejnego polskiego hierarchę kościelnego (gdzieś obiło mi się o uszy, że tym tygodnikiem jest "Wprost", ale mogę się mylić).

O jakiego hierarchę tym razem chodzi? I jak zareaguje Watykan? Wszak Benedykt XVI jest ponoć "skrajnie zdenerwowany sprawą abp Wielgusa".

Tymczasem Olgierd Rudak idzie na całość. I stawia w swoim blogu takie oto pytanie: "Czy Karol Wojtyła był agentem SB?". Warto przeczytać ten wpis Olgierda, bo jego pytanie nie jest "z czapy wzięte". Choć mnie akurat jego wywód nie przekonuje do wyciągania aż tak daleko idących wniosków.

Kto zatem będzie kolejną prominentną ofiarą lustracji w polskim Kościele?