30.4.07

Kto i dlaczego ucieka z serwisu Salon24

Sytuacja w polskiej blogosferze politycznej zmienia się jak w kalejdoskopie. Przykład? Nader zmienne i dziwaczne koleje losu serwisu Salon24 prowadzonego przez Bognę i Igora Janke.

W ciągu pół roku swego istnienia Salon24 stał się platformą skupiającą znakomitą część polskich blogów politycznych. Szli tam niemal wszyscy - zawodowcy i amatorzy, "nazwiskowcy" i "anonimowcy". Można było odnieść wrażenie, że kogo nie ma w Salonie24, tego w ogóle nie ma w politycznej blogosferze. Pod koniec marca pisałem, że Salon24 jest trendy i zastanawiałem się, co wyniknie z tej popularności.

Nie minął miesiąc, a Salon24 związał się z Interią. Duża rzecz. Taki alians daje szansę na gwałtowny skok do przodu. Tymczasem obserwujemy proces odwrotny: niektórzy blogerzy odchodzą z Salonu24.

Dlaczego? Pierwsza przyczyna jest prozaiczna. Sojusz Salonu24 z Interią spowodował, że ze względów zawodowych nie każdy może blogować u Bogny i Igora Janke. To casus mojej Pardonowej koleżanki Marty Wawrzyn, która po krótkim pobycie w Salonie24 pożegnała się z tym serwisem i przeniosła się do własnego, prywatnego bloga.

Ale ciekawszy jest odpływ prawicowych blogerów. Pisze o nim w blogu CKwadrat:
Z S24 odeszło właśnie kilkoro aktywnych bloggerów, m.in. Freeman i Venissa. Dla niezorientowanych – w skrócie chodzi o nieproporcjonalnie dużą promocję na stronie głównej S24 lewicowych wpisów, nawet zupełnie niemerytorycznych, a ociekających tylko jadem wobec prawicy. I to nie tylko takich „tuzów” jak Azrael czy RRK, ale także wszelkiej maści salonowego, lewicowego planktonu. Okazało się również, że administrująca platformą Bogna Janke bezpodstawnie cenzurowała komentarze prawicowych bloggerów, nie unikając przy tym niewybrednych uwag pod adresem niektórych z nich.

Jednym słowem, gdy już nie trzeba było zachowywać pozorów neutralności, administratorka portalu wyraźnie opowiedziała się po lewej stronie.
Warto prześledzić dyskusję pod tym wpisem CKwadrata, bo pokazuje ona, kto i dlaczego rozczarował się Salonem24.

Swoje "nigdy więcej Salonowi24" mówi u siebie w blogu wspomniana przez CKwadrata Venissa, jedna z bardziej aktywnych dyskutantek Salonowych forów. Z Salonem24 ostro pożegnał się bloger Freeman, który następnie zainaugurował działalność swojego prywatnego bloga obszernym cytatem z Janusza Szpotańskiego, chyba troszkę naigrywającym się z Bogny Janke.

Notabene, pod owym inauguracyjnym wpisem Freemana wywiązała się ciekawa dyskusja. Można w niej poczytać m.in. o zasadach działania projektowanej prawicowej platformy blogerskiej. Bardzo interesująco rozmawiają na ten temat CKwadrat i Kuki. Od siebie spytam: kiedy możemy spodziewać się tej platformy?

Odejścia z Salonu24 śledzi również Unicorn.

Jak dla mnie, secesja z Salonu24 to dość charakterystyczny (od)ruch pro-wolnościowy w blogosferze. Każe pamiętać, że internet jest siłą, której nie da się ujarzmić. Wydawało mi się, że prędzej czy później blogosfera "sama się ujarzmi", poprzez naturalne procesy fuzji i przejęć, komercjalizację i profesjonalizację. Ale nie. Bo oto jakikolwiek śmiały krok w tę stronę wywołuje ostrą reakcję fanów "starego dobrego netu" - wolnego, anonimowego, darmowego. Par excellence anarchistycznego. I może o to właśnie chodzi w tej zabawie?

Co o tym sądzicie?

Czy Zbigniew Wassermann powinien podać się do dymisji?

Funkcjonariusze ABW popełnili błędy podczas przeszukania domu Barbary Blidy. Takie "sensacyjne" ustalenia ogłosił minister Zbigniew Wassermann.

Tak pisałem kilka dni temu. Dziś wiadomo już, że są dymisje i dyscyplinarki. Od początku było oczywiste, że w tej sprawie trzeba będzie kogoś poświęcić. Wydawało się oczywiste, że konsekwencje poniosą szeregowi funkcjonariusze ABW. Zresztą ma to sens. Bo zapewne zawinili.

Ale minister Wasserman chyba nie rozumie, co to jest odpowiedzialność za podległe mu służby. To on powinien podać się do dymisji. Jeżeli tego nie rozumie, to może nie nadaje się, by być ministrem?

Co o tym sądzicie?

Podejrzany w aferze korupcyjnej piłkarz nie został zawieszony. Nadal gra sobie w II lidze

Grzegorz P. – były zawodnik Wisły Kraków, a obecnie Podbeskidzia Bielsko Biała, mimo zarzutów korupcji zagrał dzisiaj w meczu drugoligowym ze Śląskiem Wrocław. Wydział Dyscypliny PZPN nie zawiesił go w prawach piłkarza, bo nie dostał oficjalnej informacji o postawieniu zarzutów Grzegorzowi P.

Wrocławscy prokuratorzy w rozmowie z Polskim Radiem Wrocław są zaskoczeni, że Grzegorz P. nie został zawieszony przez PZPN. Wyjaśniają, że nikt z piłkarskiego związku nie zwracał się do nich o informacje o postawionych zawodnikowi zarzutach. Piłkarz został zatrzymany w połowie kwietnia wraz z drugim trenerem Podbeskidzia po spotkaniu tej drużyny w Opolu z miejscową Odrą. Wrocławska prokuratura postawiła mu zarzut pośredniczenia w przekazywaniu łapówki i po przesłuchaniu zwolniła. Nie wiadomo więc czy P. miał być zamieszany w aferę korupcyjną w związku ze swoją grą w Podbeskidziu, czy wcześniejszą w Górniku Polkowice. To niegdyś znany zawodnik. Grając w Wiśle Kraków strzelił dwie bramki słynnej Barcelonie.

Grzegorz P. to kolejny podejrzany o korupcję piłkarz, który gra w polskiej lidze. Najgłośniej było o Mariuszu U. z GKS-u Bełchatów, który nawet został powołany na zgrupowanie polskiej reprezentacji. Poza nimi zarzuty korupcji postawiono pięciu innym polskim piłkarzom, oraz prawie osiemdziesięciu innym osobom – działaczom, trenerom, sędziom i obserwatorom PZPN.

Jak uważacie? Czy podejrzani w aferze korupcyjnej powinni być dożywotnio dyskwalifikowani? Czy też mogą kontynuować swoje kariery?

Onet o Piątej Władzy

Poniedziałkowa, poranna czołówka Onetu. Proszę spojrzeć w lewo:


I jeszcze zbliżenie:


Tak oto utrwala się termin "piąta władza" na określenie blogosfery. Zajawka na głównej stronie Onetu odsyła do tekstu z "Przekroju", o którym pisałem w zeszłym tygodniu.

(Dziękuję Kamilowi za info o tej zajawce!).

29.4.07

Prof. Zygmunt Bauman budzi emocje jako agent stalinowskiej informacji wojskowej

Współpracował z Informacją Wojskową w latach 1945-48 jako oficer polityczny Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Miał pseudonim "Semjon". Kto taki? Prof. Zygmunt Bauman. Jeden z najsłynniejszych powojennych polskich humanistów. Spec od ponowoczesności i totalitaryzmów, badacz Holocaustu.

O Baumanie znów jest głośno w mediach, bo profesor opowiedział właśnie o swojej mrocznej przeszłości brytyjskiemu "Guardianowi" (acz nie w formie wywiadu, jak podają nasze portale).

Tak naprawdę sprawa nie jest nowa. Już w zeszłym roku o agenturalnym epizodzie w biografii prof. Baumana pisał tygodnik "Ozon". Badał ją Piotr Gontarczyk z Instytutu Pamięci Narodowej. O jego ustaleniach pisze Onet. Informacje o przeszłości Baumana gromadzi Wikipedia.

I tu kilka refleksji. Tak się składa, że swego czasu intensywnie interesowałem się życiem i twórczością Zygmunta Baumana, ze szczególnym uwzględnieniem lat 40., 50. i 60. Ten wybitny humanista był - i nigdy tego nie krył! - funkcjonariuszem reżimu stalinowskiego. Zarówno jako oficer KBW (pamiętajmy, że była to formacja powołana do zwalczania tzw. zbrojnego podziemia), jak i jako filozof-propagandzista. Bauman przestał być stalinowcem w 1953 r., ale nie dlatego, że sam chciał, ale dlatego, że stalinowcy go nie chcieli, bo jego ojciec-syjonista nieopatrznie odwiedził ambasadę Izraela. Po tym zdarzeniu Bauman przez rok nie odzywał się do ojca.

Innymi słowy, jako stalinowiec Bauman zachowywał się jak jakiś sekciarz. Świadczy o tym także taki oto fragment z tekstu w Onecie:
[W dokumentach KBW] podkreślano też, że "wbrew woli ojca i z własnej inicjatywy wystąpił o przekazanie partii sumy powstałej z praw rodziców do spadku rodzinnego w postaci części domu". - Potępia sjonistyczne (tak w oryginale) poglądy ojca i odwiódł go od zamiaru emigracji - pisał w dokumencie dowódca KBW gen. Juliusz Huebner.
Od połowy lat 50. Zygmunt Bauman stopniowo przechodził na pozycje "rewizjonistyczne", co go coraz bardziej oddalało od systemu. "Poległ" na fali antysemickich czystek lat 1967-68.

Jego życiorys jest znany. I nie sądzę, by informacja o trzyletniej współpracy z Informacją Wojskową cokolwiek zmieniała. Bauman był stalinowcem - i kropka. Potępienie stalinizmu jest równoznaczne z potępieniem jego funkcjonariuszy. Ale tylko JAKO stalinowskich funkcjonariuszy. Ogromny dorobek Baumana z ostatnich 50 lat nie ma już nic wspólnego ze stalinowskim totalitaryzmem. Mało tego - często bywa świadomym i interesującym narzędziem analizy i potępienia totalitaryzmów. Nie jest przypadkiem, że prof. Zygmunt Bauman jest autorem cenionym m.in. przez wielu anarchistów.

A co Wy o tym sądzicie?

27.4.07

Ludwik Dorn (PiS) marszałkiem Sejmu

Ludwik Dorn (PiS) - 235 głosów.
Bronisław Komorowski (PO) - 189 głosów.

Marszałkiem Sejmu jest od dziś Ludwik Dorn. Jak Wam się podoba ten nowy marszałek? Jak Wam się podoba porozumienie PO-SLD, które wsparło Bronisława Komorowskiego?

26.4.07

W "Gazecie Wyborczej" odjechany komentarz Heleny Łuczywo o śmierci Barbary Blidy

Lubię psychodeliczne akcenty w polityce. Dlatego z satysfakcją przeczytałem, z czym wicenaczelna "Gazety Wyborczej" Helena Łuczywo skojarzyła sobie śmierć Barbary Blidy.

Łuczywo pisze m.in.:
Śmierć Barbary Blidy to dramatyczny sygnał ostrzegawczy. Wszyscy zobaczyliśmy, czym może się kończyć używanie organów ścigania do celów propagandowych. (...)

Taka śmierć zdarzyła się w Polsce po raz pierwszy od samobójstwa Henryka Hollanda, który 46 lat temu wyskoczył przez okno podczas rewizji dokonywanej przez peerelowską bezpiekę.
Dwa krótkie akapity i dwa mocne skojarzenia. Pierwsze - że akcja ABW w domu Blidy miała charakter propagandowy (skoro tak, to nie ma znaczenia jakieś tam śledztwo w sprawie korupcji w polskim węglu). Drugie - że Blida umiera jak Henryk Holland. Czyli że mamy państwo policyjne, a wszechobecna, szalejąca bezpieka doprowadza ludzi do samobójstw. Przypomnę, że tajemnicza śmierć Hollanda w 1961 r. była symbolicznym potwierdzeniem, iż reżim Władysława Gomułki ostatecznie skończył z polityką Odwilży, a bezpieka znów staje się groźna. Śmierć Hollanda była też zapowiedzią antysemickich czystek w polskim establishmencie.

Trzeba dużej fantazji, by tak sobie pokojarzyć śmierć Barbary Blidy. A co Wy o tym sądzicie?

25.4.07

"Przekrój" o Piątej Władzy :)

W najnowszym "Przekroju" obszerny tekst o politycznej blogosferze. Ma fajny tytuł - "Między blogiem a prawdą". Napisała go Sylwia Czubkowska.

Lead cieszy moje serce:
Choć większość z ponad 70 milionów blogów na świecie to śmieci, te najambitniejsze, prowadzone przez najlepiej poinformowanych już dziś nazywa się piątą władzą.
W tekście można poczytać o wielu politycznych blogach, i to nie tylko tych polskich. Jest też - o czym donoszę z dumą - pół akapitu o "Piątej Władzy". A do tego zdjęcie, na którym można podziwiać Patrycję i mnie. Niestety, Pinio nie mógł dojechać na sesję.

Barbara Blida nie żyje

Była posłanka SLD Barbara Blida zastrzeliła się dzisiaj rano podczas rewizji przeprowadzanej w jej domu przez ABW. Informacja od rana jest głównym tematem mediów.

Generalnie wszyscy krytykują ABW, że nie przygotowała się do akcji, ale szczytem jest postawa niektórych polityków SLD. Jerzy Szmajdziński w TVN 24 powiedział, że jest oburzony, iż funkcjonariusze przyszli do Barbary Blidy o godz. 6.00. I że są inne cywilizowane godziny o której mogli się zjawić. Ciekawe, że wczesna pora nie przeszkadzała jego formacji , kiedy była ona u władzy. No cóż, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

24.4.07

Prof. Bronisław Geremek przestał być europosłem, bo się nie zlustrował! Zrobił to celowo?

Pisze o tym Dziennik.pl:
Prof. Bronisław Geremek, były szef dyplomacji, były lider opozycji demokratycznej, nie złożył w terminie oświadczenia lustracyjnego (...). I - zgodnie z polskim prawem - od 19 kwietnia nie jest już posłem do Parlamentu Europejskiego.
Dlaczego prof. Geremek nie chciał się zlustrować? Tego nie wiadomo. On sam był dla "Dziennika" nieuchwytny. Europoseł Bogusław Sonik (PO) stawia mocną hipotezę, że Geremek zrobił to celowo, by wywołać ogólnoeuropejską awanturę i skompromitować braci Kaczyńskich.

Nie chce mi się wierzyć w tę hipotezę. Ktoś tak szacowny jak prof. Geremek nie postąpiłby tak idiotycznie jak przypuszcza poseł Sonik.

Co o tym sądzicie?

Reporterka Hanna Krall oczami Jacka Antczaka

"Reporterka. Rozmowy z Hanną Krall" to esencja warsztatu reportera oraz dobrze naszkicowany portret pisarki. Książka Jacka Antczaka, wrocławskiego dziennikarza po raz kolejny dowodzi, że reportaż nie umarł, a pogłoski o jego słabnącym zdrowiu były kiepskiej jakości plotkami.

Antczak nad wyborem rozmów z Hanną Krall pracował kilka lat. Książka ukazała się w marcu tego roku nakładem wydawnictwa Rosner&Wspólnicy. We wtorek 24 kwietnia, autor opowie na żywo o swoich zmaganiach z tematem i osobowością bohaterki we wrocławskim klubie "Literatka". Krall pojawi się też "osobiście" - we fragmentach wywiadów, których udzieliła dla radia i w rozmowach, jakie na temat jej twórczości prowadzili polscy krytycy.

"Reporterka" zasługuje na uwagę, bo to jedno z pierwszych tak szerokich opracowań na temat Hanny Krall. Warto też zaznaczyć, że autor (Jacek Antczak) jest wyjątkowo emocjonalnie związany ze swoją bohaterką. I to od lat, bo była ona niegdyś "przedmiotem" jego pracy magisterskiej na wrocławskiej polonistyce.

Hanna Krall to w krainie polskiego reportażu prawdziwa specjalistka od tematyki Holocaustu i losów żydowskich. Wystarczy wspomnieć o takich tekstach jak "Reportaż dla Hollywoodu" czy "Zdążyć przed Panem Bogiem". Jako jedna z pierwszych dziennikarek w Polsce tak mozolnie, dogłębnie i ocierając się o prywatność eksplorowała tę nie zawsze wygodną tematykę.

Sama zadając bardzo trudne pytania nie przepada za udzielaniem wywiadów i nie należy do łatwych rozmówców - co tym bardziej czyni książkę Antczaka intrygującą. Jak czytamy w tym znakomitym dziele, Hanna Krall potrafiła poradzić sobie z najbardziej trudnymi rozmówcami:
Hanna Krall: Nie lubiłam na początku Axela von dem Bussche, którego historię opisałam w "Fantomie bólu". Zainteresowałam się nim, kiedy dowiedziałam się, że podczas wojny strzelał do portretu Hitlera. Kiedy do niego dotarłam, okazało się, że był oficerem sztabowym w Dubnie i widział egzekucje Żydów. Patrzył jak nagie kobiety, niektóre z niemowlętami na ręku, mężczyźni, starcy, stoją w półkilometrowej kolejce, czekając na śmierć. Schodzili do wielkiego dołu-grobu, układali się jeden koło drugiego i czekali na strzał esesmana. Zapytałam Axela, z jakiej odległości widział tych ludzi...

Jak pani do niego dotarła?

To był pierwszy Niemiec z pokolenia wojennego, z którym rozmawiałam. Najpierw było tak... gładko. Baron. Pan baron. Rozmowa w zamku, lunch w pobliskim Heilbronnie. Najpierw opowiadał dokładnie tyle ile chciał: Dubno, Hitler, zamach Stauffenberga. Nie przerywałam mu. I trzeciego dnia, kiedy już wszystko gładko powiedział zapytałam "Panie baronie, a z jakiej odległości patrzył pan na tych nagich ludzi?", bo chciałam wiedzieć, czy mógł dostrzec twarze stojących, czy zapamiętał je... Moje pytanie zniweczyło miły nastrój. "Dlaczego pani o to pyta? Nie, to nie jest pytanie reportera, to jest pytanie śledczego". "Panie baronie, chcę wiedzieć, czy widział pan ich twarze". "O nie, nie dlatego pani pyta. Ale ma pani prawo do pytań. Pani ma prawo do śledztwa, bo pani jest ofiarą, a ja mordercą!". "Ależ panie baronie, nie jest pan...". "Niech pani przestanie z tym baronem, pani kpi ze mnie! Pani jest produktem marksistowskiej teorii walki klas! nauczyli panią tego!". "Więc jak mam się zwracać?". "Normalnie - Axel". "Ależ, Axelu, nie jest pan mordercą..."

A on?

On powiedział: "Tak jestem mordercą. Wszyscy byliśmy mordercami".
(Jacek Antczak, "Reporterka...")

Jacek Antczak autor "Reporterki" pokazał wiele twarzy Hanny Krall. Każda z nich zasługuje na uwagę. Na co dzień Antczak jest wrocławskim dziennikarzem (pracuje w "Słowie Polskim Gazecie Wrocławskiej") i sam pisze (również nagradzane) reportaże.

20 maja Hanna Krall będzie obchodzić 70. urodziny.

PS.: Będę miała przyjemność współprowadzić wieczór autorski Jacka Antczaka we wrocławskim klubie "Literatka".

23.4.07

Deal miesiąca: Salon24 związał się z Interią.

Miesiąc temu zastanawiałem się, co też może wyniknąć z ogromnej popularności serwisu Salon24 prowadzonego przez Bognę i Igora Janke.

No i doczekałem się. W poniedziałek Salon24 ogłosił, że rozpoczyna współpracę z portalem Interia.pl. Tak o niej piszą Bogna i Igor Janke:
Niektóre teksty z Salonu będą ukazywać się na stronach Interii. W zamian za to Salon24 będzie promowany przez naszych partnerów.

Jakie z tego będą nas pożytki? Wymiana jest czysto barterowa. W zamian za treść nie otrzymujemy żadnych pieniędzy, ale reklamę naszej strony na Interii. Dzięki temu spodziewamy się spopularyzowania naszej strony, pojawienia się nowych blogerów i komentatorów.
Celem jest więc zwiększenie oglądalności Salonu24. I w efekcie - jak sądzę - przyciągnięcie reklamodawców.

Być może nie jest jedyny powód tego aliansu. Jeden z moich internetowych przyjaciół tłumaczył mi niedawno w prywatnej rozmowie, że Salon24 może nie udźwignąć swojej rosnącej popularności pod względem technologicznym. I będzie musiał zainwestować np. w nowe serwery. Może więc Interia jest tu po to, by wspomóc Salon24 technologicznie?

Co ciekawe, raptem kilka dni temu sam Igor Janke odezwał się w komentarzach pod moim marcowym wpisem o Salonie24. "Pojawią się pewne zmiany wkrótce" - zapowiedział enigmatycznie. No i dotrzymał słowa :)

Deal Salonu24 z Interią to kolejny przejaw ewolucji polskiej blogosfery politycznej. Oto serwis rozwinięty zupełnie od zera, przez dwoje zapaleńców, osiąga dużą popularność i staje się partnerem jednego z największych polskich portali.

Dla mnie oznacza to, że działający przy portalu o2.pl serwis Pardon, z którym współpracuję, staje się bezpośrednim rywalem Salonu24. Wszak o2.pl to główny konkurent Interii.

Co o tym wszystkim sądzicie?

Borys Jelcyn nie żyje. Jak go ocenimy?

Zdemontował ZSRR. Reaktywował Rosję. Obwieścił ostateczny koniec komunizmu w swoim kraju. Wycofał Armię Czerwoną z Polski.

Borys Jelcyn. Zmarł w poniedziałek.

Pamiętam tę sylwestrową noc, gdy obwieszczał: "Ja uchażu w adstawku" - i przekazywał władzę Władimirowi Putinowi. Było w tym jakieś dalekie echo bizantyńsko-carskiego patosu.

Pamiętam też jego skłonność do alkoholu. Jego chore serce, którego operacjami emocjonował się świat. I oligarchizację państwa, za którą obwiniany jest właśnie on, Borys Jelcyn.

Sądzę, że był to typowy władca przejściowy. Zdemontował stary porządek, ale nie zdążył wybudować nowego. Nie chcę urazić jego pamięci, ale to chyba on pozostanie symbolem postkomunizmu.

Jak go ocenimy? Co sądzicie o Borysie Jelcynie?

Polskie Radio Wrocław zawiesza współpracę z Grzegorzem Braunem

Polskie Radio Wrocław wydało oświadczenie w sprawie profesora Jana Miodka. Całość można przeczytać na stronie www.prw.pl

Polskie Radio Wrocław jako jedyna stacja radiowa na Dolnym Śląsku jest platformą dyskusyjną o regionie i o mieście. Dyskutujemy i dyskutować będziemy o wszystkich, nawet tych najbardziej drażliwych sprawach. Zapraszamy i zapraszać będziemy osoby o różnych poglądach, nawet jeśli nie zgadza się z nimi część opinii publicznej.

W związku z tym, że Grzegorz Braun nie chce ujawnić na jakiej podstawie oskarżył prof. Jana Miodka, do czasu wyjaśnienia sprawy zawieszamy obecność publicysty na antenie Polskiego Radia Wrocław.

22.4.07

Francuscy blogerzy wymiękli w dniu wyborów prezydenckich. I może dobrze.

Jak pisałem w niedzielę, niektórzy francuscy blogerzy odgrażali się, że podadzą przedwstępne wyniki pierwszej tury wyborów prezydenckich na parę godzin przed zamknięciem lokali. Nie zrobili tego. Wymiękli. Pisze o tym Krzysztof Urbanowicz. "Ryzyko było zbyt wysokie - za złamanie prawa grozi kara pieniężna do 75.000 euro" - tłumaczy.

Myślę sobie, że może i dobrze. Jak pisałem, przedwstępne wyniki wyborów można by bez problemu podawać wcześniej także w Polsce. Ale po co? To jednak naruszałoby - by tak rzec - czystość wyborczej gry.

Acz faktem jest (i ten argument przytaczali francuscy blogerzy), że w dobie mediów elektronicznych można bez problemu łamać zakaz podawania przedwstępnych wyników ogłaszając je z terenu innego kraju. W przypadku wyborów we Francji - pisze Urbanowicz - tak właśnie zadziałały francuskojęzyczne media w Belgii i Szwajcarii.

Co o tym sądzicie?

Polityczna blogosfera zmienia oblicze Francji. Czas zrobić to samo w Polsce?

To się nazywa stabilność władzy! Przez ponad 30 ostatnich lat Francja miała tylko trzech prezydentów. Ze swoją funkcją żegna się właśnie trzeci z nich - Jacques Chirac. Kto zajmie jego miejsce? O tym decydują dzisiaj Francuzi.

Pierwsza czwórka kandydatów startujących w dzisiejszej pierwszej turze wyborów prezydenckich to:Kto przejdzie do drugiej tury? Zapewne Sarkozy i Royal. Oto przedwyborcze sondaże w pigułce (przeklejam z portalu Gazeta.pl):


Kampanię wyborczą podsumowuje Marta Wawrzyn w Pardonie.

Ale najciekawsze jest to, że do akcji postanowili wkroczyć francuscy blogerzy. I to z przytupem. Niektórzy z nich zapowiedzieli, że opublikują wstępne wyniki wyborczych sondaży już po godz. 18.00, a więc przed zamknięciem lokali wyborczych (godz. 20.00). Podobnie jak u nas, jest to nielegalne. O tych buńczucznych blogerskich zapowiedziach piszą m.in. Wirtualnemedia.pl, Gazeta.pl oraz Krzysztof Urbanowicz.

Takie podawanie wyników przed zamknięciem lokali wyborczych to prawdziwa polityczna "siekiera". W ten sposób można realnie wpłynąć na wynik wyborów, mobilizując na ostatnią chwilę zwolenników tych kandydatów, którzy - wbrew oczekiwaniom - wypadają gorzej.

Wstępne wyniki miał opublikować po godz. 18.00 m.in. znany dziennikarz telewizyjny Jean-Marc Morandini w swoim blogu. Jednak - jeśli dobrze rozumiem - nie zdecydował się na to jako "odpowiedzialny obywatel i dziennikarz".

Czy polscy blogerzy w podobny sposób zechcą wpłynąć na wyniki wyborów w Polsce? Jest to możliwe. W 2005 r. znałem kolejne, wstępne, sondażowe wyniki wyborów (zarówno parlamentarnych, jak i prezydenckich) na bieżąco w trakcie głosowania, mniej więcej od popołudnia. Bodajże ok. godz. 18.00 (a może to była 19.00?) de facto już wiedziałem, kto wygra. Zaś przed godz. 20.00 mogłem z pełną odpowiedzialnością powiedzieć przygodnie napotkanemu kandydatowi do Sejmu "gratuluję, paniem pośle", on zaś z pełną odpowiedzialnością mógł mi podziękować. Te przedwstępne wyniki znane były na bieżąco całym legionom dziennikarzy i polityków. Technicznie nie było więc żadnego problemu, by podać je w jakimś blogu np. o godz. 18.30.

Ale po co? Czy to się godzi? Co o tym sądzicie?

20.4.07

Profesor Miodek współpracował z policją polityczną PRL ?

Znany wrocławski językoznawca profesor Jan Miodek przyznał w rozmowie z Polskim Radiem Wrocław, że przed wyjazdem na zagraniczne stypendium był wzywany przez milicję, a po powrocie złożył sprawozdanie z dwuletniego pobytu i podpisał je. Dzisiaj rano dziennikarz Grzegorz Braun w Polskim Radiu Wrocław ujawnił, że nazwisko profesora Miodka jest wśród tajnych wspólpracowników policji politycznej w Polsce Ludowej.

Profesor Jan Miodek powiedział Polskiemu Radiu Wrocław, że spodziewał się takiego ataku, bo jest przeciwnikiem lustracji. Zapewnił, że ma czyste sumienie "Zaczyna się moje piekło" - dodał profresor Miodek.

19.4.07

Wrocławscy policjanci a "Tanie państwo"

Wrocławscy policjanci nie lubią chodzić. Gdy trzeba podejrzanego doprowadzić kilkadziesiąt metrów z Komendy Wojewódzkiej do Prokuratury Okręgowej wolą podjechać samochodem. Tak wygląda w ich wykonaniu tanie państwo.

Zastanawiałem się nad tym czy o tym napisać. Ale dlaczego nie. Dzisiaj jak to zwykle po zatrzymaniu podejrzanych o korupcję w futbolu przed komendą przy placu Muzealnym czy przed wydziałem VI prokuratury zbiera się tłumek dziennikarzy, fotoreporterów czy kamerzystów. Czekają godzinami by spróbowac uzyskać komentarz zatzrymanego. W 90 procentach się nie udaje, bo milczą oni jak grób. Dzisiaj czekaliśmy na doprowadzenie Grzegorza P. niegdyś zawodnika Wisły Kraków (strzelił dwie bramki Barcelonie), później Górnika Polkowice, a teraz Podbeskidzia Bielsko Biała. Kiedy przyszedł po niego oficer operacyjny z Opola wszyscy byli zadowoleni, że koniec czekania. Ale okazało się, że panom policjantom z wydziału antykorupcyjnego nie było z nim po drodze. Zdecydowali,że nie będą iść, jak mają samochód. Więc zamiast jednego z policjantów z Opola pana Grzegorza P. trzech dzielnych śledczych z Wrocławia wsadziło w samochód i przejechało z Placu Muzealnego przez Plac Legionów na ulicę Sądową. Trochę nadłożyli drogę bo jazda przez Pl. Legionów nie była potrzebna ale co im tam. Później dzielni dochodzeniowcy otoczyli własnymi ciałami podejrzanego (może bali sie, że ci go zaatakują w odwecie za rzekome nieprawidłowości w polskim futbolu) i wprowadziło do prokuratury.

A może nie tyle im się nie chciało iść. Może to kolejny etap wojenki funkcjonariuszy z dziennikarzami i kolejna próba utrudnienia im pracy? Dlaczego ? Może dlatego, że ich kolega po tym jak był zbyt brutalny wobec dziennikarzy musiał się tłumaczyć przełożonemu....

Euforia po Euro 2012. Czas na wcześniejsze wybory?

Teraz albo nigdy. Myślę, że PiS ma niepowtarzalną szansę rozpisać wcześniejsze wybory - i uzyskać w nich bardzo dobry wynik. Może nawet wygrać.

Z jednej strony - widmo wyborów znów zawisło nad naszą polityką po tym, jak Marek Jurek złożył dymisję ze stanowiska marszałka Sejmu i odszedł z PiS.

Z drugiej strony - mamy Euro 2012. Kraj jest w euforii. Czołowi politycy PiS i ministrowie rządu Jarosława Kaczyńskiego od środy lansują się w TVP jako ojcowie i gwaranci tego sukcesu. Spory polityczne bledną, przestają mieć znaczenie. Naczelnym celem kraju staje się wykorzystanie olbrzymiej szansy, jaką dają nam mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Idealny moment na śmiałe ruchy polityczne.

I jeszcze jeden czynnik. Europoseł Ryszard Czarnecki z Samoobrony podpowiada w blogu, że wcześniejsze wybory to śmiertelne zagrożenie dla Donalda Tuska, który wszak wciąż jest największym rywalem PiS. Piszę o tym szerzej w Pardonie. Czarnecki tłumaczy swój koncept tak:
W wypadku ewentualnej wygranej PO Tusk będzie musiał zostać premierem, a wtedy przez 3 długie lata do wyborów prezydenckich "zużyje" się na tym stanowisku kompletnie... torując drogę do 2 kadencji Lecha Kaczyńskiego. A jeśliby - z tych właśnie powodów-nie chciał zostać premierem to czeka go los przewodniczącego Krzaklewskiego, który kierował rządowym samochodem z tylniego siedzenia prosto... w polityczny niebyt. I tak źle dla Tuska i tak niedobrze.
Sytuacja jest więc unikatowa, układ planet rzadki. Jarosław Kaczyński ma w ręku bardzo ciekawe karty.

No więc jak - będą wcześniejsze wybory czy nie? Co o tym sądzicie?

18.4.07

Euro 2012 dla Wrocławia!!!!

Na tę wiadomość czekaliśmy wiele miesięcy. Dzisiaj o 11.37 Michel Platini ogłosił - Polska i Ukraina ! Mamy Euro 2012 !!!!!!!!

Od razu zaznaczę, że jestem absolutnym zwolennikiem organizacji przez Wrocław meczów Mistrzostw Europy w piłce nożnej w 2012 roku. Oczywiście malkontentów nie brakuje. Sam Łukasz napisał sobie w opisie na gg, że wyjeżdża na czas mistrzostw z miasta. To inwestycja, która popchnie nas o co najmniej 10 lat w rozwoju. Już nie będzie wydumanych tłumaczeń czemu nie mamy autostrady, porządnego stadionu, europejskiego lotniska czy sieci hoteli średniej klasy. To wszystko na pewno powstanie. Cieszy mnie to też z innego względu. To wszystko dobrze wpłynie dobrze na rozwój piłki nożnej we Wrocławiu. Będziemy mieli porządny stadion dla mojego ukochanego Śląska. Dodatkowo miasto jutro przejmie ten klub. Oby tak się stało - bo czułem się upokorzony oglądając dzisiejszy mecz Śląska Wrocław z Unią Janikowo, szczęśliwie wygrany 1-0 po bramce strzelonej przez Małeckiego w 92 min.
Viva Euro 2012 !

Swoją drogą decyzja o przyznaniu nam Euro 2012 oznacza prawdopodobnie, że nie dostaniemy już EXPO 2012. Chociaz Gazeta Wyborcza jest innego zdania.

A co Wy sądzicie o Euro 2012 we Wrocławiu?

17.4.07

Niewiarygodne tłumaczenia generała Matejuka, odwołanego szefa dolnośląskiej policji

Po poniedziałkowej dymisji dzisiaj wyjaśnienia:

"To była moja suwerenna decyzja, nikt na mnie nie naciskał" – tak tłumaczy generał Andrzej Matejuk swój wczorajszy raport o odejściu na emeryturę. Komendant dolnośląskiej policji wyjaśnił Polskiemu Radiu Wrocław, że nie miał wpływu na to ostatnie wpadki podległych mu funkcjonariuszy – podczas rasistowskiego wiecu w centrum miasta czy ucieczki wychowanków spalonego poprawczaka ze szpitala. „Zrobiłem krótkie podsumowanie ostatnich lat. Wyszło mi, że sukcesów jest więcej” – zaznacza generał Matejuk. Dodaje, że nikt na niego nie naciskał i nie otrzymał propozycji nie do odrzucenia. Andrzej Matejuk był szefem dolnośląskich policjantów przez prawie siedem lat. Kto go zastąpi po 15 maja, kiedy formalnie odejdzie na emeryturę - jeszcze nie wiadomo.

Tyle generał. Ja dalej uważam, że do dymisji został zmuszony. Zachowuje jednak klasę i bierze wszystko na siebie. A Wy jak uważacie?

A może kopnąć wrogów lustracji w d...?

Najnowszym idolem przeciwników lustracji jest niejaki prof. Jan Turulski z Instytutu Chemii Uniwersytetu w Białymstoku. Dlaczego? Bo na swoim oświadczeniu lustracyjnym napisał odręcznie: "Pocałujcie mnie w dupę, pajace!".

Informuje o tym zachwycona "Gazeta Wyborcza". Czytam tam, że prof. Turulski napisał też list do rektora swojej uczelni. Gazeta uznała ów liścik białostockiego chemika za z początku "zabawny", potem zaś "poważny". Oto jego fragmenty (cytuję za "GW"):
"Magnificencjo, jestem zdumiony i rozczarowany, że za odmowę wykonania tego "obowiązku" twórca ustawy przewiduje tak [mało] dotkliwą karę [utrata funkcji albo posady - red.]. Za tak obrzydliwe przestępstwo, jakim jest odmowa wypełnienia formularza samolustracyjnego, w IV RP winna być jedna kara: kara śmierci.(...). W zaistniałej sytuacji nieuzasadnionego humanitaryzmu ustawy, (...) na przymus złożenia oświadczenia odpowiadam twórcom tego aktu prawnego: "Pocałujcie mnie w dupę, pajace!".

"Swoją reakcją przeciwstawiam się złu, jakie zaczęło się panoszyć w Polsce wraz z rządami PiS-u - pisze prof. Turulski. I wylicza jego przejawy: "Ustawa jest następstwem zapędów totalitarnych ugrupowania rządzącego, które zwasalizowało sobie sądy, wojsko, policję, służby specjalne i media publiczne. (...) Ich karlejąca polityka zagraniczna może być inspiracją dla polish jokes, a nie dla forowania polskich interesów. (...) W realizacji swoich celów korzystają z prymitywnych metod, takich jak dzielenie społeczeństwa na grupy lepszych i gorszych, szczucie jednych na drugich, poniżanie (...). Lustrację pod postacią samolustracji, w sytuacji gdy zasoby archiwalne należą do nich, tylko upośledzony umysłowo może traktować jako uczciwą metodę oczyszczenia grup zawodowych ze szpicli".
W sumie można by uznać ten incydent za błazenadę. Niestety, dziennikarka "GW" Monika Żmijewska opatruje go takim oto, arcypoważnym komentarzem:
Jeden list i od razu człowiek ma lepszy humor. W rzeczywistości, w jakiej przyszło nam żyć: pełnej powagi, nadętej, przejętej misją, podejrzliwej - dowcipny (choć podyktowany poważną refleksją) czyn prof. Turulskiego to niczym światełko w tunelu. I jak puenta dobrego kawału o przysłowiowym bacy, który swój rozum ma i nie daje się wodzić za nos. Profesor zrobił coś, na co, daję głowę, ochotę ma wielu, tylko jakoś na ochocie poprzestaje. I można by jego hasło potraktować jak żart, ale to żart tylko pozorny. To walka o godność i niezgoda na podejrzliwość wobec wszystkich. Gdy śmiać się już przestaniemy, przykra rzeczywistość nadal będzie skrzeczeć. Niestety.
Ręce opadają. Ale rozumiem, że skoro rozmawiamy na takim poziomie, to jako zwolennik lustracji mogę zapytać: "A może najwyższy czas kopnąć wrogów lustracji w d...?".

Drugie miejsce w kategorii antylustracyjnych idiotyzmów ma u mnie tytuł z poniedziałkowej czołówki "Gazety Wyborczej Wrocław": "Niezłomny kiedyś, niezłomny dziś". Bohaterem tekstu jest prof. Aleksander Labuda, skądinąd postać bardzo zacna, kiedyś jeden z najbardziej znanych działaczy opozycji antykomunistycznej we Wrocławiu, pracownik naukowy Uniwersytetu Wrocławskiego. Odmówił złożenia oświadczenia lustracyjnego. Jak wynika z tytułu tekstu w "Wyborczej", ów gest jest, jej zdaniem, porównywalny z - powiedzmy - podpisaniem deklaracji założycielskiej jakiejś organizacji podziemnej w czasach PRL. Paranoja.

Co o tym sądzicie?

16.4.07

Dymisja szefa dolnośląskiej policji

Do dymisji podał się szef dolnośląskiej policji Andrzej Matejuk. Czy powodem były błędy popełnione przez policję podczas zabezpieczania manifestacji rasistów w centrum Wrocławia oraz ucieczka wychowanków poprawczaka ze szpitala? To nieoficjalne informacje, których na razie nikt nie potwierdza.

Wiadomo jedynie, że generał chce odejść na emeryturę. Informacja o jego dymisji pojawiła się, gdy specjalna komisja badająca interwencję policji podczas kontrowersyjnego wiecu Narodowego Odrodzenia Polski w centrum Wrocławia stwierdziła, że funkcjonariusze powinni byli legitymować uczestników manifestacji zaraz po tym, jak ci zaczęli wykrzykiwać rasistowskie hasła. Przypomnijmy, że policja nie wylegitymowała żadnego z rasistów. Do tej pory zarzuty udało się postawić tylko organizatorom wiecu.

Jak sądzicie - co było powodem dymisji generała Matejuka? Czy faktycznie parę niedawnych błędów dolnośląskiej policji? A może coś, o czym jeszcze nie wiemy?

Adam Glapiński prezesem KGHM?

Puszczam plotę. "Mówi się", że w najbliższym czasie dojdzie do znaczących zmian w jednej z największych polskich firm - KGHM. Pierwszy ruch już został wykonany. W zeszłym tygodniu do rady nadzorczej KGHM wszedł prof. Adam Glapiński, bliski współpracownik braci Kaczyńskich, na początku lat 90. jeden z liderów Porozumienia Centrum, potem m.in. minister budownictwa w rządzie Jana Krzysztofa Bieleckiego oraz minister współpracy gospodarczej z zagranicą w rządzie Jana Olszewskiego.

Jak wieść gminna niesie, następnym ważnym ruchem może być zmiana na stanowisku prezesa KGHM. Obecnie jest nim Krzysztof Skóra, notabene działacz PiS. Tyle że ma on ponoć ostatnio słabe notowania w swojej partii, gdyż - jak słyszę - na temat funkcjonowania KGHM ma nieco inny pogląd niż rząd Jarosława Kaczyńskiego.

Możliwe, że wprowadzenie Glapińskiego do rady nadzorczej jest tylko wstępem do mianowania go prezesem KGHM (Skóra też był wpierw krótko w radzie).

Jaki byłby merytoryczny cel tej zmiany? Prawdopodobnie Glapiński byłby gwarantem przeprowadzenia dwóch dużych transakcji, które marzą się rządowi. Pierwsza - to kontrowersyjne "odzyskanie" przez państwo Zespołu Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin. Druga, bardziej ambitna - to "odzyskanie" kontroli nad LOT-em. Obie transakcje pomyślane są podobnie. Znaczące pakiety udziałów w tych dwóch dużych przedsiębiorstwach miałby kupić właśnie KGHM. Dlaczego akurat ta spółka? Zapewne dlatego, że jest niezwykle zyskowna - w 2006 r. zarobiła na czysto 3,4 mld zł! Wszystko dzięki wysokim cenom miedzi.

KGHM to nasz prawdziwy as surowcowy. Od wielu lat budzi polityczne emocje (jest po prostu "kolonizowany" przez kolejne ekipy rządzące). I chyba jeszcze żadna duża polska partia nie ogłosiła publicznie, że opowiada się za prywatyzacją KGHM. PiS zamierza zresztą wpisać miedziowego giganta na listę strategicznych spółek państwowych.

Nawiasem mówiąc, na początku marca "Gazeta Wyborcza" spekulowała, że Adam Glapiński może zostać prezesem LOT. Jak widać, coś wisi w powietrzu.

Te wszystkie podchody PiS pod KGHM fajnie skomentował w "Wyborczej" Ryszard Zbrzyzny, poseł SLD, szef największego miedziowego związku zawodowego: "Wygląda na to, że z KGHM uczyniono firmę, która ma być jak rumianek - pomóc na wszystkie choroby spółek z udziałem skarbu państwa". Coś w tym jest.

Ciekawe, co przyniesie ta PiS-owska kuracja miedziowym rumiankiem. Jakie jest Wasze zdanie na ten temat?

14.4.07

Odejście Marka Jurka z PiS to ważny manifest polityczny prawicowych ultrasów

Maski opadają. Ultrasi i monarchiści wychodzą z cienia i w imię zasad zrywają z PiS. Politycznie nic nie osiągną - po prostu wrócą do swojej ultrasowskiej niszy. Po drodze pokrzyczą jeszcze: "Król jest nagi, PiS to łżeprawica!". Czy w tej sytuacji PiS przestanie udawać prawicę?

Takie właśnie jest - moim zdaniem - tło odejścia Marka Jurka z PiS.

Pierwszą moją reakcją na decyzję Jurka było totalne zdziwienie. W głowie mi się nie mieści, by ktoś mógł oddać władzę w imię walki z aborcją. Zwłaszcza że chodzi przecież nie tylko o swój własny, indywidualny kawałek władzy (w tym przypadku marszałkostwo Sejmu), ale być może o całą władzę w państwie, jaką sprawuje teraz PiS. Wszak odejście Marka Jurka może uruchomić serię zdarzeń, które doprowadzą do przejęcia steru rządów przez Platformę Obywatelską. A może wręcz przez koalicję PO z lewicą.

Takiego gestu nie wykonałby chyba nawet ajatollah Chomeini.

Przez chwilę myślałem sobie jeszcze, że może Jurek wzmocnił w ten sposób swój ideowy wizerunek w oczach radykalnego elektoratu. No ale co to mu da? Założy nową formację - i powalczy o 5 proc. głosów? Zwiąże się z LPR - i natychmiast popadnie w konflikt z Romanem Giertychem i jego otoczeniem? Wystartuje jako kandydat niezależny do Senatu - i zostanie sobie samotnym senatorem? Bez sensu.

Dlatego uważam, że gest Jurka miał podłoże czysto ideowe, a nie polityczne. Żeby je zrozumieć, trzeba pamiętać, że Marek Jurek jest członkiem honorowym fundamentalistycznie prawicowego Klubu Zachowawczo-Monarchistycznego. Współpracuje z konserwatywnym, katolickim czasopismem "Christianitas". To ideowiec. Kto czyta publicystykę polskich monarchistów, ten wie, jak wielką wagę przykładają oni do tropienia myśli i czynów swoich ideowych antenatów w czasach, gdy monarchia była już tylko wspomnieniem. Bezkompromisowy ideowiec, który woli umrzeć w samotności niż bratać się ze zgniłym systemem demoliberalnym - to typ postaci wysoko ceniony przez monarchistów. Myślę, że Jurek postanowił być kimś takim.

Zwróćmy też uwagę, jacy posłowie PiS poparli Jurka. Jest wśród nich Artur Zawisza - członek zwyczajny Klubu Zachowawczo-Monarchistycznego. Także Małgorzata Bartyzel, prywatnie żona prof. Jacka Bartyzela, głównego ideologa polskich monarchistów, przewodniczącego Straży Klubu Zachowawczo-Monarchistycznego.

Przypomnę, że o monarchistach w Sejmie zrobiło się głośno w grudniu 2006 r., gdy zaproponowali intronizację Jezusa Chrystusa na Króla Polski. To się nie udało. Ale za to Marek Jurek wywalczył u papieża zacną patronkę dla Sejmu - ma nią być Matka Boża Trybunalska.

Kto śledzi uważnie media, ten mógł od niedawna spodziewać się, że PiS-owscy ultrasi wywiną jakiś numer. Pod koniec marca prof. Jacek Bartyzel - powtórzę, że to ideowy guru ultrasów - zamieścił w "Rzeczpospolitej" artykuł pod znamiennym tytułem "Na gruzach rewolucji moralnej" (na ten tekst zwrócił moją uwagę w swoim blogu Olgierd Rudak). Artykuł wisi sobie na stronie Konserwatyzm.pl. Mówiąc krótko, Bartyzel obnaża w nim PiS jako partię de facto lewicową, jakobińską. Co prawda, ten żarliwy publicysta dopuszcza taktyczne sojusze ultrasów z partiami typu PiS w imię realizacji wspólnych celów. Ale dodaje przy tym ze smutkiem, że "bilans rządów PiS jest przygnębiający".

A oto konkluzja tego tekstu prof. Bartyzela. Znamienna:
Przysłowiową kroplą rozlewającą czarę goryczy jest jawne złamanie i przez szefa rządu, i większość parlamentarzystów PiS, moralnego konsensu w kwestii najbardziej elementarnej, czyli ochrony życia poczętego. Zarówno podany do wiadomości publicznej warunek, jaki premier postawił Marszałkowi Sejmu – samodzielne zebranie większości potrzebnej do zmiany konstytucji, wraz z ostrzeżeniem, że bierze na siebie odpowiedzialność za ewentualną porażkę – jak wypowiedzi niektórych posłów (myślę tu zwłaszcza o Jacku Kurskim), życzących marszałkowi powodzenia, lecz wyrażających troskę czy mu się uda, trudno nazwać inaczej, jak hipokryzją. Jest przecież oczywiste, że tylko wystąpienie klubu parlamentarnego PiS, i z pełnym poparciem lidera tego obozu, jako zwartego monolitu w obronie życia, mogłoby wpłynąć zachęcająco na tych posłów z klubów opozycyjnych, którzy jeszcze się wahają, lecz idei konstytucyjnego umocowania prawa do życia nie są obcy. (...)

Marszałek Marek Jurek, z elegancką powściągliwością, opisał powstałą w PiS sytuację jako „impas moralny” i wyznał, że stanowi ona powód do głębokiego przemyślenia. Trudno się z tym nie zgodzić. Konserwatyści w PiS mają dziś bardzo dużo do myślenia.
Przypomnę. Te słowa ukazały się drukiem pod koniec marca. Ponad dwa tygodnie temu.

Zerwanie z PiS - w połączeniu z tekstem prof. Bartyzela - to prawdziwy manifest polityczny polskich ultrasów. Ich zdaniem, PiS to łże-prawica. Czy PiS się tym przejmie? Wątpię. Acz ewolucja tej partii w stronę odnowionego Porozumienia Centrum przesuwa formację braci Kaczyńskich bliżej środka sceny politycznej. Nie wiadomo tylko, czy ten kierunek wzmocni czy - przeciwnie - osłabi PiS.

Na koniec przypomnę jeszcze tytuł książki Marka Jurka. "Reakcja jest objawem życia". Jakże ultrasowski. Jakże na czasie.

Tak czy owak, tego typu ideowe wystąpienia to prawdziwa rzadkość w polskiej polityce. Co o tym sądzicie?

Marek Jurek chce odejść z PiS. Co dalej?

Dzieje się, dzieje. W piątek Marek Jurek zrezygnował ze stanowiska marszałka Sejmu, zaś PiS wyszedł wyraźnie osłabiony z sejmowej awantury o zaostrzenie prawa antyaborcyjnego. Nie minęła nawet doba - a Marek Jurek zrezygnował z członkostwa w PiS.

Poinformował o tym Jarosław Kaczyński. Nie chce jednak przyjmować rezygnacji Jurka.

Reszta to zagadki. Czy to początek poważnego rozłamu w PiS? A jeśli tak - to czy za Markiem Jurkiem odejdą kolejni posłowie tej partii? Jak wpłynie to na pozycję rządu Jarosława Kaczyńskiego?

Na razie solidarność z Jurkiem wyrazili m.in. posłowie Artur Zawisza, Małgorzata Bartyzel i Dariusz Kłeczek.

A może gest Jurka nie będzie miał żadnego przełożenia na układ sił politycznych w kraju? Tak czy inaczej, wbrew piątkowym zapowiedziom Marka Kuchcińskiego (szefa parlamentarnego klubu PiS), Jurek już chyba raczej nie da się przekonać, by cofnąć dymisję i pozostać marszałkiem Sejmu. To otwiera nowe pole politycznych gier i układów. Pytanie dnia brzmi: kto zostanie nowym marszałkiem Sejmu?

Jaki będzie PiS bez Jurka? Na pewno mniej ideowo katolicki. Bo chyba nikt już nie ma wątpliwości, że realną władzę w tej partii sprawuje dawne Porozumienie Centrum. Czyli najwierniejsi druhowie braci Kaczyńskich, tacy jak Adam Lipiński, Przemysław Gosiewski czy Ludwik Dorn. Kto nie był w PC, miewa problemy. Tak jak Kazimierz Marcinkiewicz czy właśnie Marek Jurek. Ciekawe jak w tej sytuacji wygląda pozycja jeszcze jednego PiS-owskiego prominenta, który nie miał nigdy nic wspólnego z PC - ministra kultury Kazimierza M. Ujazdowskiego...?

Sądzę, że PiS jako neo-PC to partia pragmatyczna. Zapewne też bardziej skłonna do szukania sobie sojuszników w centrum. Acz nie wydaje mi się, by efektem odejścia Jurka miała być kolejna próba zmontowania porozumienia PO-PiS.

Co o tym sądzicie?

13.4.07

Policjanci w dolnośląskich szpitalach

Większość policjantów z wrocławskiego wydziału antykorupcyjnego została dziś skierowana do dolnośląskich szpitali. Zabezpieczyli pokoje z dokumentacją dotyczącą przetargów i zakupów. Materiały zostały zaplombowane, by w poniedziałek zajęła się nimi jeszcze większa liczba funkcjonariuszy - poinformowało wieczorem Polskie Radio Wrocław.

O aferze poinformował w ubiegłym tygodniu "Wprost".

Czy to kolejna pokazówka czy może największa afera korupcyjna w polskiej służbie zdrowia?
Co o tym sądzicie?

12.4.07

Kary za korupcję dla klubów piłkarskich

Po ponad dwóch latach od rozpoczęcia śledztwa w sprawie korupcji w polskim futbolu są pierwsze kary dyscyplinarne dla klubów zamieszanych w kupowanie meczów. Wydział dyscypliny PZPN ukarał dzisiaj pięć klubów, odstąpił od wymierzania kary drugoligowej Zawiszy Bydgoszcz, która wycofała się z rozgrywek.

Najsurowsza kara spotkała Górnik Łęczna. Spadł on z pierwszej ligi do trzeciej, ma zapłacić 270 tysięcy złotych kary. Rozgrywki rozpocznie z 10 punktami ujemnymi. Klub ten został potraktowany najsurowiej, bo nie przyznał się do kupowania meczów. Drugi pierwszoligowiec - Arka Gdynia spadnie do drugiej ligi, zapłaci 200 tysięcy złotych kary i rozpocznie rozgrywki z 5 punktami na minusie. Drugoligowców - KSZO Ostrowiec i Górnika Polkowice zdegradowano do trzeciej ligi, zapłacą po 50 tysięcy złotych kary. Pierwszy będzie miał 6 punktów ujemnych, drugi aż 10. Podbeskidzie Bielsko Biała uniknęło degradacji, ale zapłaci 50 tysięcy złotych kary i będzie miało 6 punktów ujemnych. Kary będą obowiązywać od przyszłego sezonu.

Prokuratorzy prowadzący śledztwo w sprawie korupcji w polskim futbolu są zadowoleni z kar. „Cieszymy się, że wydział dyscypliny PZPN wreszcie działa stanowczo i efektywnie” – powiedział Polskiemu Radiu Wrocław Krzysztof Grzeszczak. Nie chce komentować wymiaru kary. „Liczy się słuszny kierunek” – zaznacza śledczy. - "Te kary mają mieć charakter prewencyjny i działać ostrzegawczo na przyszłość” – dodaje prokurator Grzeszczak. Jego zdaniem, dzięki tym karom będzie możliwe nowe otwarcie w polskim futbolu ligowym. Według informacji Polskiego Radia Wrocław – prokuratura zarzuciła działaczom Arki Gdynia kupienie ponad 25 meczów, Górnika Polkowice i KSZO Ostrowiec ponad 20-tu, a Górnika Łęczna kilkunastu. Zarzuty postawiono kilkunastu działaczom tych klubów. Łącznie afera dotyczy już prawie 80 osób i ponad 30-tu klubów.

Dzisiaj zatrzymano dwóch byłych sędziów ze Szczecina. Jutro zostaną im postawione zarzuty.

Ciekawy jestem co Wy sądzicie, czy te kary za korupcję są surowe ?

Kurt Vonnegut nie żyje ...

Czwartek rano przywitał nas smutną informacją:

Jak podała DPA w Nowym Jorku zmarł amerykański pisarz Kurt Vonnegut. Autor "Rzeźni numer 5" i "Kociej Kołyski" miał 84 lata. Według wydawcy Morgana Entrekina, przyczyną jego śmierci był poważny uraz głowy. Kilka tygodni temu pisarz przewrócił się.

11.4.07

Policyjne kompromitacje we Wrocławiu

Wrocławska policja po raz kolejny skompromitowała się. Ale jej służby prasowe idą w zaparte nie zważając na zdrowy rozsądek i racjonalne argumenty.

Wczoraj wieczorem Polskie Radio Wrocław podało, że z wrocławskiego szpitala uciekło dwóch wychowanków zakładu poprawczego ze Stanowic. Uciekli, choć byli pilnowani przez policjantów. Jak w komedii: wyrwali kratę z okien, złączyli prześcieradła i spuścili się na nich z drugiego piętra.

Myślałem, że dzisiaj rano policjanci zapewnią, iż wyjaśnią, dlaczego sześciu policjantów nie upilnowało siedmiu młodych mężczyzn z poprawczaka. Jednak zaczęło się show. "Policjanci nie pilnowali, a dozorowali; uciekinierzy nie uciekli, a oddalili się; policjanci nie mogli wejść na salę szpitalną" - tlumaczył ku zdumieniu dziennikarzy komisarz Krzysztof Zaporowski z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu. Zero zrozumienia, że coś może być nie tak. Wreszcie udało mi się na innym pracowniku tegoż biura - Pawle Petrykowskim - wymóc oświadczenie, że zachowanie policyjnych nieudaczników ze szpitala zostanie zbadane.

To kolejna - po manifestacji rasistów na wrocławskim Rynku - kompromitacja wrocławskiej policji. 21 marca policjanci nie poradzili sobie z grupą demonstrantów, którzy - choć maszerowali wokół Rynku legalnie - złamali prawo wznosząc rasistowskie hasła. Wtedy policja tłumaczyła, że nic nie mogła zrobić, ale rejestrowała uczestników wiecu. Do tej pory na podstawie owych rejestracji udało się postawić zarzuty zaledwie dwóm organizatorom manifestacji. Pracy nie zakończyła też specjalna komisja, która badała czy to normalne, że rasiści demonstrują sobie w centrum "Miasta Spotkań" (tak mówią o Wrocławiu jego władze), a policjanci na to nie reagują. Choć - przepraszam - zatrzymano wtedy dwie osoby. Antyrasistów. W tym jednego poruszającego się o kulach. Mieli rzekomo dopuścić się "czynnej napaści na funkcjonariuszy".

Dziwię się, że komendant miejski policji we Wrocławiu nadkomisarz Marek Szmigiel jeszcze pełni swoją funkcję. No ale może warto przypomnieć, że gdy szefował policji w Dzierżoniowie, dwie kobiety - mulatki - napadnięte przez skinów, po wezwaniu policji na pomoc, same zostały zatrzymane i trafiły do aresztu. Oczywiście skinom nic się nie stało. Ciekawe, ciekawe...

Co o tym sądzicie?

Z teczki Solorza: Jak hartował się polski biznes

Czytam sobie teczkę Zygmunta Solorza i muszę przyznać, że jest to lektura wciągająca. Jak widzę, w pierwszej połowie lat 80. obecny właściciel Polsatu utrzymywał dość regularne kontakty z SB, zaś z samymi esbekami rozmawiał otwarcie i chętnie. Mam jednak wrażenie, że traktował te kontakty instrumentalnie - jako sposób na wzmocnienie swoich biznesów. Z kolei esbecy podchodzili do Solorza (a właściwie Kroka vel Podgórskiego) nieufnie.

I tu mała dygresja. Pamiętam, że gdy chyba jeszcze w latach 90. media zaczęły przyglądać się początkom kariery Solorza, zwracały uwagę na to, jak często zmieniał on nazwiska i paszporty na przełomie lat 70. i 80. Ta informacja podszyta była sugestią, że może to być dowód na jego związki ze służbami specjalnymi. I oto z teczki Solorza wynika, że ten sam fakt wzbudził podejrzenia esbeków! Wszak kontaktowali się oni z Krokiem/Podgórskim/Solorzem w latach 1983-85, gdy właśnie zmieniał on nazwisko po raz drugi i miał już kilka dokumentów tożsamości. Innymi słowy, te dziwne "przebieranki" młodego Solorza to fakt wcześniejszy niż jego kontakty z SB.

Ja jednak chciałbym zwrócić uwagę na - że tak powiem - obyczajowy aspekt biografii właściciela Polsatu. Wklejam fragment relacji z jednej z rozmów Kroka/Podgórskiego/Solorza z SB. Data: 2 maja 1983 r. Miejsce: Radom. Z późniejszym właścicielem Polsatu gaworzy sobie St. Inspektor KWMO w Radomiu, por. Eugeniusz Gurba. Dzieje się to zanim jeszcze SB wciągnie Kroka/Podgórskiego/Solorza na listę swoich agentów. Relację z rozmowy sporządził por. Gurba, dokument miał klauzulę "tajne spec. znaczenia". Poczytajmy. Oto jak wykuwał się polski biznes:
Już od początku rozmowy Krok starał się przekonać mnie, że chce rozmawiać ze mną szczerze i przedstawić nawet najbardziej trudne dla niego problemy, z którymi spotkał się za granicą. Stwierdził, że zdaje sobie sprawę z tego, że jego wyjazd do Austrii był niezgodny z przepisami paszportowymi. Paszport blankietowy, jaki w 1977 r. wydano mu w Bukareszcie, był wprawdzie opatrzony klauzulą "na wszystkie kraje świata", ale otrzymał go po to, aby powrócić do kraju. Do Polski jednak nie przyjechał. Razem z towarzyszem podróży Januszem Dudkiem z Radomia udali się do Austrii. Zamierzali zwiedzić ten kraj i pracując zarobić trochę pieniędzy. Zamiar ten nie powiódł się. Samochód "Syrena", którym się posługiwali uległ awarii i został ze względu na stan techniczny zakwestionowany przez policję austriacką. Po 14 dniach skończyła się ważność paszportu blankietowego i przygotowywał się do powrotu do Polski. W międzyczasie został oskarżony o kradzież w domu towarowym. Został zatrzymany na okres trzech miesięcy w areszcie. Podał następujące okoliczności aresztowania. Spotkał grupę Polaków, z którymi udał się do domu towarowego w Wiedniu. Przyznał, że wiedział, że jeden z nich ma zamiar kraść. Nazwiska tego Polaka nie znał, gdyż używali w rozmowach tylko imion. Na drugi dzień po wejściu do tego samego domu towarowego został rozpoznany przez detektywa sklepowego jako członek grupy, która dzień wcześniej dokonała kradzieży. Przez trzy miesiące przebywał w areszcie, ale sprawa nie zakończyła się procesem, gdyż nic mu nie udowodniono. Po wyjściu nie mając praktycznie żadnych ważnych dokumentów zgłosił się do obozu dla uchodźców w Traizkirchen k/Wiednia. Przebywał tam przez okres 14-tu dni. Była to tzw. "kwarantanna". W tym czasie nie wolno mu było opuszczać obozu. Został zamknięty w 12-to osobowym pokoju. W ósmym dniu pobytu został zabrany na przesłuchanie. (...)

Po wyjściu z obozu został zaopatrzony w dokument, który umożliwił mu pobyt w Austrii oraz podjęcie pracy. Pracy na terenie Austrii jednak nie podjął. Postanowił wyjechać do RFN. Zdając sobie sprawę z tego, że na nazwisko Krok nie otrzyma zgody na legalny wyjazd do RFN (karany na terenie Austrii) zdecydował się zmienić nazwisko. Będąc w Salzburgu zgłosił w tamtejszym komisariacie policji, że zgubił swoje dokumenty. Wydano mu zaświadczenie na nazwisko Podgórski. Przez "zieloną granicę" (pieszo) przedostał się do RFN. Stwierdził, że nie stanowiło to praktycznie problemu, gdyż granica ta nie jest strzeżona.
I tak dalej, i tak dalej. W RFN Krok/Podgórski podjął pracę, potem założył swój pierwszy interes, ożenił się, zmienił nazwisko na Solorz, zainteresowały się nim polskie służby specjalne... Dziś to jeden z czterech najbogatszych ludzi w Polsce.

Moim zdaniem, historia smakowita. I jakże polska w niektórych aspektach. W sam raz na scenariusz filmowy.

"Gazeta Polska" publikuje teczkę Zygmunta Solorza, właściciela Polsatu

Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny "Gazety Polskiej", zapowiedział we wtorek (10.04.) wieczorem w blogu:
11.04 opublikujemy materiały IPN dotyczące Zygmunta Solorza. Wybór dokumentów ukaże się w wydaniu papierowym Gazety Polskiej, a pełna teczka w wydaniu internetowym.
Sakiewicz dodaje, że "nie ma wątpliwości co do wniosków płynących z lektury tych dokumentów". Teczka Solorza zostanie opublikowana w środę w samo południe, na stronie "Gazety Polskiej".

O agenturalnej przeszłości Zygmunta Solorza pisała m.in. "Rzeczpospolita" w listopadzie. O sporze o domniemanych agentów we władzach Polsatu pisałem w lutym w Pardonie.

10.4.07

Rafał Dutkiewicz na prezydenta Polski w 2010 r. Plotka czy prawda?

Są jeszcze nieliczne chwile, gdy opuszczam Second Life, tudzież polityczną blogosferę - i udaję się na miasto. Realne miasto. Tam zaś słyszę różne rzeczy.

Dziś na mieście mówią: Rafał Dutkiewicz, prezydent Wrocławia, wystartuje w wyborach na prezydenta Polski w 2010 r.

Raptem tydzień temu pisałem o tym w Pardonie. Wtedy jednak opatrzyłem tę informację znakiem zapytania. Uznałem ją za "mało prawdopodobną".

Dziś słyszę, że to informacja prawdziwa.

Oczywiście, cały czas poruszamy się w kręgu plotek i spekulacji. Wątpię, by sam zainteresowany to potwierdził - nawet, jeśli to prawda. Po prostu jest na to za wcześnie.

Przypomnę, że Rafał Dutkiewicz jest jednym z najpopularniejszych polskich samorządowców. W jesiennych wyborach na prezydenta Wrocławia zdobył niemal 85 proc. głosów. Bezpartyjny, rządzi miastem przy wsparciu PO i PiS - ale potrafi dogadać się właściwie z każdym, także z lewicą. Pod koniec zeszłego roku wydał bardzo interesującą książkę "Nowe horyzonty", którą można odczytać jako szkic ambitnego programu dla Polski.

Zastanówmy się. Z jakim zapleczem politycznym mógłby wystartować Dutkiewicz? Jako kandydat PO? PiS? PO-PiS? Nowej centroprawicy? Niezależny? Czy ewentualne wejście Dutkiewicza do wielkiej polityki krajowej to początek końca ery braci Kaczyńskich i Donalda Tuska? A może nic z tego nie będzie?

Co Wy na to?

Jestem sobie w Second Life

Na początku stycznia pisałem, że 2007 r. będzie rokiem Second Life. Wówczas w tym wirtualnym świecie było 2,3 mln użytkowników. Dziś jest ich 5,4 mln!

Postanowiłem osobiście sprawdzić jak to jest w Second Life. No więc sprawdzam :) Nazywam się tam Mircea Masala, jestem szczupłym, brodatym, czarnowłosym okularnikiem. W dłoni dzierżę pochodnię. Poniżej moje dwie foty z wirtualu. Niestety, nie widać mojej twarzy.

(Fot. 1. Orientation Island. Kłaniam się uroczej awatarce o imieniu Neena Nishi. W tle mapa Second Life).


(Fot. 2. Szukałem polityki, trafiłem do komunistów. Przede mną m.in. portrety Freuda, Marksa i Engelsa).

Interesuje mnie polityka w Second Life. Znalazłem tam już Polskę - wyjątkowo mało atrakcyjna. Może podpowiecie mi jakieś ciekawe atrakcje? (Zwłaszcza te związane z tzw. życiem społeczno-politycznym).

8.4.07

Punk rock: Archiwalny Post Regiment na CD

Coś dla fanów dobrego polskiego punk rocka. Wyszła płyta z nieco już zapomnianymi, archiwalnymi nagraniami kultowej w kręgach czaderskich, warszawskiej kapeli Post Regiment.

Był to jeden z najpopularniejszych polskich zespołów punkowych lat 90. Śpiewała tam charyzmatyczna Dominika Domczyk, czyli Nika (dziś uczy angielskiego w jednej z warszawskich szkół). Post Regiment można sobie przypomnieć dzięki takiemu oto szybkiemu streszczeniu ich dokonań, jakie wisi w YouTube:


Zespół ma też profil w MySpace.

Pamiętam, z jaką niecierpliwością czekałem na ich każde nowe nagranie. Pierwsza i druga płyta były rewelacyjne, natomiast rozczarowała mnie trzecia, na którą trafiły przeróbki piosenek kapeli Tragiedia (ten krążek nie był już tak melodyjny jak dwa pierwsze). Zawsze, podczas spotkań z Niką czy Smokiem (gitarzysta Post Regimentu; jako producent nagrywał m.in. dwie płyty FATE), namawialiśmy ich ze znajomymi na wydanie starych nagrań. I to co nie udało się ponad 10 lat temu, udało się teraz firmie Pasażer. (Brawo Bezkoc!).

Ta staro-nowa płyta nazywa się "Death Before Metal". Trzeba jednak przyznać, że to czym człowiek zachwycał się kilkanaście lat temu nie brzmi już tak rewelacyjnie. Niemniej, krążek będzie zapewne jednym z częściej przeze mnie odtwarzanych.

Jak sądzicie - czy warto wydawać stare nagrania w oryginalnych wersjach? A może lepiej nagrywać je na nowo, jak zrobiła to ostatnio Pidżama Porno z płytą "Złodzieje zapalniczek"?

7.4.07

"Pasja" Mela Gibsona. Jeśli pornografia epatuje seksem, to jak nazwać epatowanie bólem?

Z okazji świąt wielkanocnych TVP 1 nadała słynną "Pasję" Mela Gibsona. Nigdy nie widziałem tego filmu. I nie zamierzam. Gdy w sobotę leciał w telewizji, parę razy włączyłem go na kilka chwil. Wymiękłem. Wyłączyłem. Dość.

Prosta refleksja. Jeśli jest coś takiego jak pornografia, której nazwa oznacza "rysowanie prostytutek", to jakim określeniem nazwać film, który epatuje bólem?

Znalazłem w internecie dywagacje na temat nazwy dla nauki o bólu. Okazuje się, że już jest taka nazwa - algologia (od greckiego algos - "ból"). Tyle że budzi ona kontrowersje, gdyż tak samo nazywa się nauka o algach. Pada więc propozycja, by naukę o bólu nazwać nieco inaczej - algezjologia (od innej formy słowa "ból" - algesis).

Może więc odpowiednikiem pornografii mogłaby być "algografia", względnie "algezjografia"?

Mając już taką nazwę można by poszukać dzieł, które mogłaby określać. "Pasja" nadaje się znakomicie. Kilka innych kandydatur zgłosił Pinio, już w styczniu (natchnieniem była dla niego "Piła 3").

Następnym krokiem mogłaby być dyskusja o zasadach rozpowszechniania takich chorych dzieł. Byłbym jej gorącym zwolennikiem. Zresztą nieporozumieniem jest, że takimi "algograficznymi" aberracjami raczy nas telewizja publiczna. I to w święta.

Co o tym sądzicie? Może znacie jakieś dzieła, które epatują bólem i cierpieniem w taki sposób, w jaki pornografia epatuje seksem?

6.4.07

Znani wrocławscy adwokaci w areszcie

Mimo poręczenia wrocławskiej Rady Adwokackiej lubelski sąd aresztował dziś trzech znanych prawników. Wojciech K. - były dziekan Rady oraz Tomasz W. i Zbysław S. zostali zatrzymani w środę pod zarzutem płatnej protekcji.

Posiedzenie lubelskiego sądu trwało kilka godzin. Jak się dowiedziało nieoficjalnie Polskie Radio Wrocław - po godz. 17.00 sąd wezwał dwóch z trzech zatrzymanych adwokatów i poinformował ich, że ponieważ minęły przepisowe 24 godziny od czasu wpłynięcia wniosków o ich tymczasowe aresztowanie - zostają zwolnieni. Posiedzenie jednak nadal trwało. Kilkanaście minut później prawnicy zostali aresztowani. Rzecznik Okręgowej Rady Adwokackiej we Wrocławiu, która złożyła poręczenie społeczne za zatrzymanych prawników, jest zbulwersowany tymi doniesieniami. Zaznaczył jednak, że nie są to potwierdzone informacje i będzie je komentował dopiero po ich zweryfikowaniu.

Z kolei rzecznik lubelskiej prokuratury Ewa Piotrowska powiedziała, że sąd uzasadniał areszt wysoką karą grożącą podejrzanym oraz obawą matactwa. Obrońcy adwokatów zapowiadają odwołania od decyzji o aresztowaniu ich klientów.

Lubelska prokuratura postawiła mecenasom kilkanaście zarzutów płatnej protekcji. Mieli - powołując się na wpływy w prokuraturach i sądach - obiecywać przestępcom korzystne załatwienie ich spraw. Brali za to po kilkadziesiąt tysięcy złotych.

5.4.07

Reakcje na zatrzymanie wrocławskich adwokatów podejrzanych o korupcję

Siedemnaście zarzutów postawi dzisiaj lubelska prokuratura trzem znanym wrocławskim adwokatom. O ich zatrzymaniu pisaliśmy w czwartek. Ta sprawa stała się głównym tematem rozmów na korytarzach sądów, prokuratur i Okręgowej Rady Adwokackiej we Wrocławiu.

Śledztwo trwa już od ponad roku. W grudniu prokuratura wystąpiła o uchylenie immunitetów Markowi S. i Zbigniewowi S. - dwóm śledczym z wydziału do zwalczania przestępczości zorganizowanej Prokuratury Apelacyjnej we Wrocławiu, którzy mieli przyjmować
łapówki. 23 kwietnia tymi wnioskami zajmie się sąd dyscyplinarny.

W środę zostali zatrzymani adwokaci, którzy mieli obiecywać przestępcom załatwienie ich spraw karnych w sądzie i prokuraturze. Wojciechowi K. - byłemu dziekanowi Okręgowej Rady Adwokackiej we Wrocławiu oraz byłemu sędziemu Tomaszowi W. i Zbysławowi S. lubelska prokuratura ma postawić zarzuty płatnej protekcji.

Łapówki miały wynosić kilkadziesiąt tysięcy złotych. Jak powiedziała Polskiemu Radiu Wrocław prokurator Ewa Piotrowska - mecenasi byli zaskoczeni zatrzymaniem i zapewniali, że nie mają nic wspólnego ze sprawą. Ewentualne decyzje co do wniosków o tymczasowe aresztowanie adwokatów zapadną dzisiaj po południu.

Na mnie zrobiły wczoraj wrażenie dwa zdarzenia.

Pierwsze to zachowanie syna Wojciecha K., który najpierw zmusił fotoreportera "Gazety Wyborczej" do przerwania zdjęć, a później bardzo wulgarnym słowem kazał mu szybko odejść. Dziwne zachowanie jak na prawnika, syna bardzo znanego adwokata, członka Naczelnej Rady Adwokackiej. Takie reakcje nie zaskakują w przypadku rodzin zwykłych rzezimieszków czy groźnych gangsterów. Ale syn adwokata? Żenujące. Dziwne też, że o incydencie nie napisała dzisiaj sama "Gazeta Wyborcza". Widocznie granice pomiatania jej własnym pracownikiem nie zostały - jej zdaniem - przekroczone.

Druga sprawa to zachowanie wrocławskich prawników. Jedni mówili, że od dawna spodziewali się takich zatrzymań. Inni (adwokaci, ale i jeden ze znanych prokuratorów) pomstowali, że bandyci pomawiają prawników, a policja im wierzy. No cóż, szanowna palestro. Nie zdarza się jednak, by łapówki wręczały powszechnie znane osoby, a szanowani ludzie byli świadkami...

No właśnie. Czy przestępcy są wiarygodnym źródłem informacji?

4.4.07

Znani adwokaci zatrzymani pod zarzutem korupcji

Ta informacja zapewne dzisiaj zdominuje dolnośląskie media.

Trzech wrocławskich adwokatów zostało dzisiaj rano zatrzymanych przez wrocławskich policjantów z sekcji antykorupcyjnej – dowiedziało się Polskie Radio Wrocław. Prokuratura Apelacyjna w Lublinie ma im postawić zarzuty w śledztwie prowadzonym przeciwko jednemu z wrocławskich prokuratorów. Wśród zatrzymanych jest Wojciech K. – były dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej we Wrocławiu oraz Tomasz W. i Zbysław S.

3.4.07

Po co komu immunitety?

W ostatnich dniach wielkie emocje budzi kwestia immunitetów, które chronią polityków, prokuratorów i sędziów. Wszystko przez skandaliczną decyzję Sejmu, który nie pozwolił na postawienie zarzutów posłance SLD Małgorzacie Ostrowskiej. Tym samym nie dał jej okazji udowodnić, że jest naprawdę niewinna.

Immunitetu nie stracił także prezes Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu Marian Gruszczyński. Sąd Apelacyjny w Warszawie (pełniący rolę sądu dyscyplinarnego) uznał, że dowody obciążające tego sędziego - notabene, zarazem szefa Okręgowej Komisji Wyborczej we Wrocławiu - nie są wystarczające. Podważył m.in. zeznania świadka Dariusza S. Tymczasem ten sam świadek był wiarygodny dla prokuratur w Poznaniu, Opolu i Wrocławiu.

Nie wiem czy prezes jest winny, czy nie. Wiem natomiast, że gdy rok temu rozmawialiśmy z nim (wraz z Marcinem Rybakiem z "Gazety Wyborczej Wrocław") o sprawie kupna przezeń samochodu, który miał być łapówką, sędzia Gruszczyński najzwyczajniej w świecie rozminął się z prawdą, co wyszło później w trakcie rozmowy.

Od wielu miesięcy czekamy także aż sądy dyscyplinarne zajmą się sprawą pięciu wrocławskich prokuratorów, którym korupcję zarzuciły prokuratury z Katowic, Opola i Białegostoku. Kuriozalna jest zwłaszcza sprawa byłego śledczego wydziału do zwalczania przestępczości zorganizowanej Tadeusza M. Od ponad trzech lat katowickiej prokuraturze nie udało się doprowadzić do uchylenia mu immunitetu i postawienia zarzutów.

Bohaterem kolejnej sprawy jest senator Tadeusz Maćkała, były poseł PO, eksprezydent Lubina. W tym wypadku śledztwo trwa już ponad 3 lata. Zmieniają się prokuratury, osoby prowadzący postępowanie, pomysły na zakończenie śledztwa (postawienie zarzutów lub umorzenie) - a końca nie widać.

Ciekawe też czy wrocławska prokuratura wystąpi o uchylenie immunitetu posłowi PiS, szefowi dolnośląskich struktur tej partii Dawidowi Jackiewiczowi. Pisze o tym dzisiaj "Gazeta Wyborcza Wrocław".

A jak Wy sądzicie? Czy osoby podejrzane w sprawach karnych powinny być chronione immunitetem przed postawieniem zarzutów?

2.4.07

Azjatyccy inwestorzy kontra polscy związkowcy

Globalizacja trafiła pod nasze strzechy. Tania siła robocza z polskiej prowincji zderza się z koreańską, japońską i chińską kulturą pracy.

Jak podaje poniedziałkowa "Gazeta Wyborcza Wrocław", Toyota w Jelczu-Laskowicach zwolniła dyscyplinarnie ponad 20 osób, bo nie chciały zostać w pracy po godzinach. Większość ze zwolnionych należy do "Solidarności". Związek protestuje.

W zeszłym tygodniu koreańscy inwestorzy działający w podwrocławskich Kobierzycach zapowiedzieli, że jeśli nie znajdą polskich pracowników, sprowadzą siłę roboczą z Chin. Zaprotestował wojewoda dolnośląski. A dlaczego Polacy nie chcą pracować dla Koreańczyków? Bo ponoć pensje są za małe.

Gdy w zeszłym roku "Solidarność" zakładała swoją komórkę w Toyocie w Wałbrzychu, zrobiła to w konspiracji. Tak o tym pisała "Gazeta Wyborcza Wrocław":
- Nie chcemy, żeby dyrekcja wiedziała, kto jest w związku, bo boimy się zwolnień. Gdy będzie nas już dużo, wystąpimy z takimi samymi postulatami, jak nasi koledzy w Jelczu [podwyżka o 350 zł dla każdego - 5W]. Będziemy się też domagać, by lepiej traktowano pracowników produkcyjnych. Firma ma wielkie zyski, a my tylko pochwały od prezesa z Japonii odczytywane na apelach - mówi przewodniczący "S" w wałbrzyskiej Toyocie. Ze względów konspiracyjnych nie chce ujawnić nazwiska.
Dolny Śląsk i Wrocław od paru lat szczycą się licznymi inwestycjami azjatyckich koncernów. Politycy, samorządowcy i media uwielbiają powtarzać tę mantrę: "koncern X zainwestuje u nas tyle i tyle milionów dolarów, dzięki czemu powstanie kilkaset nowych miejsc pracy". W telewizji oglądamy jak wójt/burmistrz/prezydent, marszałek, wojewoda - a nawet premier - ściskają się ze skośnookim prezesem koncernu, wspólnie wmurowują kamień węgielny pod nową fabrykę, czasem biorą udział w jakimś egzotycznym japońskim obrzędzie.

Wszyscy są zadowoleni. Politycy i samorządowcy - bo mogą ogłosić sukces w walce z bezrobociem. Prezes koncernu - bo rozwija swój interes.

I tylko półgębkiem podawana jest informacja o wysokości ulg, którymi nasze władze przyciągnęły azjatyckiego inwestora. Oraz o publicznych inwestycjach, które go dodatkowo skusiły (doprowadzenie drogi, prądu itp.).

Jak widać po tych trzech przykładach, jakie przytoczyłem na początku, być może będziemy musieli zweryfikować swój entuzjazm wobec azjatyckich inwestorów (oni zaś zapewne zweryfikują swój entuzjazm wobec nas). Sytuacja w Polsce zmienia się. Przestajemy być rezerwuarem taniej siły roboczej. Polacy wiedzą, że w każdej chwili można wyjechać do Irlandii albo Wielkiej Brytanii - i tam znaleźć sobie jakieś dobrze płatne zajęcie. Jednocześnie szykuje się boom inwestycyjny związany z napływem miliardów euro na rozwój regionalny z budżetu Unii Europejskiej. Nie ma siły - bezrobocie musi spaść, płace muszą wzrosnąć.

W rezultacie, pracownicy najemni w korporacjach poczują się pewniej. Będą walczyć o swoje. Co na to zagraniczni inwestorzy? Zapewne łaskawszym okiem spojrzą na te kraje, w których jest tańsza siła robocza niż w Polsce (a które zarazem zaoferują porównywalny z polskim pakiet ulg i inwestycji publicznych).

Pytanie: co się bardziej opłaci na dłuższą metę? Na to pytanie ciekawie odpowiada choćby Rafał Dutkiewicz, prezydent Wrocławia. Jego zdaniem, szansą na przyszłość jest "gospodarka oparta na wiedzy". A więc wykształcenie sobie drogiej, ale świetnie wykwalifikowanej siły roboczej, która byłaby atrakcyjna dla kapitału inwestującego w badania i rozwój. Pomysł świetny i ambitny. Ma jednak pewną słabość. Bo jeśli uda się już wykształcić takich specjalistów, wcale nie jest powiedziane, że zostaną oni w Polsce.

Nie wiem, co będzie dalej. Mam jednak wrażenie, że batalia polskich związkowców z azjatyckimi inwestorami na dolnośląskiej prowincji ma nie mniejsze znaczenie dla przyszłości kraju niż - powiedzmy - batalia PiS z PO w parlamencie.

Nawiasem mówiąc, interesująca dyskusja ne ten temat trwa na portalu Gazeta.pl.

Co o tym sądzicie?