31.8.06

Komórka i internet - polityczne
narzędzia przyszłości?

Bardzo ciekawy raport opublikował właśnie amerykański think tank New Politics Institute. Jego autorzy, Tim Chambers i Rob Sebastian, zajęli się rolą telefonów komórkowych w życiu politycznym USA. I choć - jak sami przyznają - ich kraj w dziedzinie "komórkowej" jest daleko za Europą i Japonią, warto odnotować co najmniej jeden wniosek wynikający z raportu. Otóż wydaje się, piszą Chambers i Sebastian, że medialną platformą, która w niedalekiej przyszłości pozwoli politykom wygrywać wybory jest skuteczne połączenie internetu i telefonii komórkowej. Ich zdaniem takie połączenie to "kluczowy czynnik w docieraniu do dowolnej liczby potencjalnych wyborców i zachęcaniu ich do podejmowania określonych działań politycznych".

MMSy od prezydenta Lecha Kaczyńskiego ubiegającego się o reelekcję? Donald Tusk wideoczatujący z wyborcami? Czy tak będą wyglądały kampanie wyborcze niedalekiej przyszłości?

Cały raport (plik PDF - 1,1 MB) można znaleźć tutaj.

"Dziennik": Agora zwolni 250 osób

Cytujemy za dzisiejszym "Dziennikiem":
Agora SA - wydawca m.in. "Gazety Wyborczej" - przeprowadzi zwolnienia grupowe. Jak wynika z informacji, które spółka przekazała warszawskiemu urzędowi pracy, zatrudnienie straci około 250 pracowników. Agora podaje, że zwolnienia obejmą "wszystkie grupy zawodowe spółki", co oznacza także dziennikarzy. Mają one nastąpić od 20 września do 31 grudnia. Ostatni raz Agora przeprowadziła zwolnienia grupowe w 2004 r. Pracę straciło wtedy ok. 500 osób. Obecnie w firmie zatrudnionych jest 3,6 tys. pracowników. Spółka nie podała przyczyn najnowszych zwolnień i nazw działów, w których dojdzie do redukcji.
mat
A przy okazji - przypominamy nasz tekst "Agora - strach przed zwolnieniami" z 4 sierpnia tego roku.

List - apel od naszej Czytelniczki z Agory

Dostaliśmy dziś list od Donaty Jończyk - Rutkowskiej z Agory wraz z prośbą o opublikowanie go. Co niniejszym czynimy:
23 lutego 1989 roku Jacek Kaczmarski napisał piosenkę Kiedy. Zadedykował ją Jackowi Kuroniowi.

A kiedy się kajdanki zmienią w bransoletki
Jedyną kombatanta godną biżuterię
Gdy będą narzekali ci, co się odrzekli
Na fałszywe sojusze i nowe koterie

(...)

Gdy się narodowe odbędzie referendum
Do kogo ma należeć Pałacyk na Wodzie
Bransoletki znów pewnie będą kajdankami,
Choć w czasach co bogatsze i jakby łaskawsze .
I stare cele staną przed Romantykami,
By być po stronie słabszych, którzy będą - zawsze .

Od śmierci Jacka Kuronia minęły ponad dwa lata. Spotkajmy się przy Jego grobie na Powązkach w najbliższą niedzielę, 3 września, o godzinie 12. Zapalmy świeczkę na znak, że o Nim pamiętamy, że nigdy o Nim nie zapomnimy, że jesteśmy Mu strasznie wdzięczni za wszystko co dla nas i dla naszego kraju zrobił i że jest nam cholernie żal, że ludzi takich jak On już dzisiaj w Polsce prawie nie ma.

Wojna redaktorów naczelnych "Gazety Wyborczej" i "Dziennika"

Stało się to, czego spodziewaliśmy się od dawna - niezwykle ostra konfrontacja największych rywali na rynku opiniotwórczych gazet codziennych. Zaczęło się od wczorajszego tekstu Adama Michnika w "GW". Naczelny "Gazety", piszący ostatnio coraz rzadziej i praktycznie odsunięty od kierowania redakcją, w niewybrednych słowach zaatakował dziennikarzy "Życia Warszawy" i "Dziennika", a także historyków Instytutu Pamięci Narodowej. Poszło o ostatnie artykuły z obu gazet dotyczące rozmów Jacka Kuronia z SB i ogólnie - historii opozycji w PRL. Zdaniem Michnika dziennikarze "Życia Warszawy" to "dranie", a "Dziennik" czerpie wzory ze Springerowskiego brukowca", pisząc "z manierą 'Żołnierza Wolności' z najgorszych lat PRL". Co więcej, historycy IPN, którzy w miesięczniku "Arcana" publikują materiały dotyczące Jacka Kuronia, to "nieświęci młodziankowie podobni do aparatczyków partyjnych".
Na reakcję "Dziennika" nie trzeba było długo czekać. Robert Krasowski, naczelny gazety, napisał dziś tekst pod znamiennym tytułem "Michnik sięgnął bruku". Jego zdaniem "Adam Michnik jest ostatnią osobą, które mogą rozliczać innych dziennikarzy z kultury i grzeczności". Krasowskiego najwyraźniej dotknęło nazwanie jego gazety brukowcem. Jak pisze - jest nim właśnie "GW". Dlaczego?
"Ten brukowiec, nie zważając na prawdę ani dziennikarskie standardy, niszczył każdego, z kim było mu nie po drodze. Dziennikarze tej gazety nie przyjmowali do wiadomości, że informacja różni się od komentarza, że trzeba wysłuchać głosu obu stron, że przeciwnik ideowy to też człowiek, którego nie można dowolnie obrażać. Jako metodę przyjęto w tej gazecie styl pism brukowych - mobilizowanie złych emocji, złych emocji. [...] A kiedy wrogowie "Wyborczej" stawali się już dla jej czytelników tylko oszołomami, faszystami i antysemitami, traktowano ich na łamach jak mięso armatnie. Skrajnie fanatyczny Redaktor Naczelny sadził, że ma prawo niszczyć każdego, z kim się nie zgadza".
Ten nieco przydługi cytat (wciąż czekamy na portal dziennik.pl z prawdziwego zdarzenia!) pozwala zrozumieć, że stało się coś niezwykłego. Nigdy jeszcze w historii "Gazety Wyborczej" nie została ani ona, ani jej redaktor naczelny, zaatakowana aż tak brutalnie w poważnym, mainstreamowym medium. Naszym zdaniem oba teksty - Adama Michnika i Roberta Krasowskiego - wykopały na bardzo długo przepaść między obiema, i tak do tej pory ostro rywalizującymi, redakcjami.
Ciekawi jesteśmy co Wy sądzicie o argumentach obu naczelnych? I szerzej - o takim stylu uprawiania publicystyki?

30.8.06

Prof. Zbigniew Hołda w TOK FM: Koalicja rządząca przejmuje faszystowską retorykę

Niezwykła rozmowa w Komentarzach radia TOK FM. Gościem Ewy Wanat był dziś prof. Zbigniew Hołda z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Temat dyskusji - sprawa darmowego czasu antenowego w mediach publicznych dla radykalnych nacjonalistów z Narodowego Odrodzenia Polski.
Prof. Hołda nie przejmuje się zbytnio samym NOP-em, wszak to organizacja marginalna. Jego zdaniem gorsze jest co innego. Jak twierdzi, "partie tworzące koalicję - PiS, LPR i Samoobrona - przejmują faszystowską retorykę, zachowania, gesty, słowa Narodowego Odrodzenia Polski".
Jako ilustrację tej tezy Zbigniew Hołda podał... "brutalny język prezydenta, premiera, ministrów, posłów".

Śmiała konstrukcja myślowa. Jeśli prof. Hołda sugeruje, że bracia Kaczyńscy to w gruncie rzeczy faszyści, to pozostaje jedynie ubolewać, że takie kuriozalne poglądy głosi przedstawiciel poważanej i zasłużonej instytucji, jaką jest Helsińska Fundacja Praw Człowieka.

A może ma rację? Co o tym sądzicie?

Demokraci.pl o naszym tekście w Wirtualnej Polsce

"Nie przekazywaliśmy żadnych tekstów zaczerpniętych ze strony Piąta Władza" - poinformował nas dziś przed południem Wiktor Jędrzejewski z Biura Krajowego Partii Demokratycznej - Demokraci.pl. To odpowiedź na nasz wczorajszy list, w którym oburzaliśmy się, że Wirtualna Polska wykorzystała materiał wzięty z naszego bloga bez podania źródła. Za to z zaznaczeniem, że został przesłany przez Sekretariat Demokratów.pl.

Dziś rano odpowiedziała nam Wirtualna Polska. Spełniła naszą prośbę i zaznaczyła , że wykorzystane przez nią, a zebrane przez nas wypowiedzi przedstawicieli dwóch prokuratur o domniemanym udziale Władysława Frasyniuka w aferze korupcyjnej pochodzą z "Piątej Władzy".

Przedstawiciel Wirtualnej Polski dodał, że nieporozumienie powstało z winy Demokratów.pl. Ci twierdzą inaczej... Ale dla nas sprawa jest zamknięta. Ważne, że materiał z "Piątej Władzy" jest właściwie podpisany.

Partii Demokratycznej - Demokratom.pl dziękujemy za szybką odpowiedź.

Renata Beger: Nie chcę pisać bloga

Niestety. Polska blogosfera nie wzbogaci się o kolejną wielką osobowość. Kultowa posłanka Samoobrony Renata Beger oświadczyła w poniedziałkowym "Dzienniku", że nie chce pisać bloga.

To zaskakujące wyznanie padło w wywiadzie, jaki z posłanką Beger przeprowadziła Kamila Wronowska ("Beger została felietonistką", str. 6). Rzecz w tym, że parlamentarzystka Samoobrony zaczęła pisać felietony dla ukazującego się w Wielkopolsce "Tygodnika Nowego", którego właścicielem - jak pisze "Dziennik - jest słynny były niezależny senator Henryk Stokłosa.

Fragment o blogach wygląda tak:
Renata Beger: - Ja nie mogę porównywać moich felietonów z felietonami innych osób, bo nie jestem profesjonalistką. Piszę to z potrzeby wewnętrznej. To jest raczej moje wnętrze, a nie felieton.
"Dziennik": Może powinna pani pisać blog, a nie felietony?
- Myślałam kiedyś o tym. Ale jednak nie chcę. Bo to są takie zupełnie prywatne sprawy [sic! - 5W]. Jak ktoś chce pisać blog, to powinien trzymać go gdzieś głęboko pod poduszką [!!! - 5W].
No cóż... Tym samym Renata Beger odmówiła pójścia w ślady takich działaczy Samoobrony, jak europoseł Ryszard Czarnecki czy kandydat tej partii na burmistrza Ząbkowic Śląskich Krzysztof Kotowicz, którzy od dawna piszą blogi. I wcale nie trzymają ich głęboko pod poduszką.

Czy żal Wam, że Renata Beger nie chce być bloggerką? Jak sądzicie - o czym pisałaby w blogu?

Wirtualna Polska pozytywnie odpowiada na nasz wczorajszy list i wprowadza poprawki

Wirtualna Polska błyskawicznie zareagowała na nasz wczorajszy list, w którym oburzaliśmy się, że korzystała z materiałów "Piątej Władzy" nie podając źródła ich pochodzenia.

Dziś rano sporny fragment (czyli zebrane przez nas wypowiedzi szefa Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu Janusza Jarocha i rzecznika Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie Zbigniewa Jaskólskiego na temat domniemanego udziału Władysława Frasyniuka w aferze korupcyjnej) został opatrzony dwoma dopiskami wskazującymi, że pochodzi z "Piątej Władzy". W tym i linkiem do nas.

Poinformował nas o tym Krzysztof Cibor z Redakcji Wiadomości Wirtualnej Polski. Dodał przy tym, że cały ambaras powstał z winy Demokratów.pl, z których sekretariatu Wirtualna Polska dostała owe wypowiedzi Jarocha i Jaskólskiego. To właśnie Demokraci.pl - jak pisze nam Krzysztof Cibor - nie poinformowali, że materiał pochodzi z "Piątej Władzy".

Dziękujemy Wirtualnej Polsce za szybką, pozytywną reakcję.

29.8.06

Wirtualna Polska cytuje nas nie podając źródła [Dzień później sprawa została załatwiona]

Dziś byliśmy zmuszeni napisać taki oto list do portalu Wirtualna Polska i sekretariatu Demokratów.pl...:
Wrocław, 29 sierpnia 2006 r.

Do:
Jacka Murawskiego, Prezesa Zarządu „Wirtualnej Polski”
Redakcji Wiadomości „Wirtualnej Polski”
Sekretariatu Demokratów.pl

Szanowni Państwo,

Ze zdumieniem stwierdzamy, że portal „Wirtualna Polska” przedrukował fragment jednego z materiałów zamieszczonych przez nas na naszym blogu „Piąta Władza”, nie podając przy tym źródła pochodzenia tekstu.
Chodzi o komentarze szefa Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu Janusza Jarocha i rzecznika Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie Zbigniewa Jaskólskiego na temat rewelacji „Naszego Dziennika” o rzekomym udziale Władysława Frasyniuka w aferze korupcyjnej. Janusz Jaroch i Zbigniew Jaskólski wypowiedzieli się w tej sprawie specjalnie dla „Piątej Władzy”.

Obie wypowiedzi były częścią tekstu pt. „Władysław Frasyniuk odpiera atak Naszego Dziennika”, zamieszczonego na „Piątej Władzy” 28 lipca 2006 r.

„Wirtualna Polska” zrobiła z nich tzw. ramkę przy własnym streszczeniu tekstu „Naszego Dziennika”. Ów materiał, zatytułowany „Władysław Frasyniuk zamieszany w aferę korupcyjną?”, ukazał się w „Wirtualnej Polsce” tego samego dnia, 28 lipca 2006 r.

Owszem, pod ramką widnieje adnotacja, że wypowiedzi zostały „zebrane przez Łukasza Medeksza i Artura Chodzińskiego”. Jednakże ramka zatytułowana jest zadziwiająco: „Informacja od sekretariatu demokraci.pl”.

Cieszymy się, że nasz materiał zyskał uznanie w oczach zarówno Demokratów.pl, jak i „Wirtualnej Polski”. Jest nam jednak przykro, że żaden z obu podmiotów nie uznał za stosowne powiadomić Czytelników tekstu w „Wirtualnej Polsce”, iż cytowane wypowiedzi Janusza Jarocha i Zbigniewa Jaskólskiego pochodzą z bloga „Piąta Władza”.

Chcemy przy okazji zaznaczyć, że nie jesteśmy w żaden sposób formalnie związani z Demokratami.pl ani z ich „sekretariatem”.

Niniejszy list piszemy pod koniec sierpnia, bo dopiero teraz odnaleźliśmy opisywany materiał w zasobach „Wirtualnej Polski”.

Domagamy się wprowadzenia takich zmian w omawianym materiale w „Wirtualnej Polsce”, by:
a) było wiadomo, że Janusz Jaroch i Zbigniew Jaskólski wypowiedzieli się dla bloga „Piąta Władza”;
b) nie powstawało wrażenie, iż owe wypowiedzi zostały w jakikolwiek sposób zamówione przez sekretariat Demokratów.pl.

Z poważaniem,
Artur Chodziński, Łukasz Medeksza – blog „Piąta Władza”

Post Scriptum.
Na Wirtualnej Polsce można znaleźć m.in. taką oto deklarację: "Wirtualna Polska szanuje cudzą pracę i cudzą własność intelektualną".
Trzymamy za słowo.

P.S. z 30 sierpnia:
Wirtualna Polska pozytywnie zareagowała na nasz list i wprowadziła w swoim materiale poprawki, o które prosliliśmy.
P.S. 2 z 30 sierpnia:
Również Demokraci.pl odpowiedzieli na nasz list.

Waldemar Pawlak założył bloga!

Kolejny były premier dołączył do blogosfery. Po Kazimierzu Marcinkiewiczu bloga założył Waldemar Pawlak, dziś prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego, w latach 1992 oraz 1993-1995 premier.

Podobnie jak Marcinkiewicz, Pawlak prowadzi swojego bloga na Onecie. Pierwszy wpis jest z dzisiaj (29 sierpnia), ostrzega przed PiS-owskim pomysłem wydłużenia okresu obowiązkowego przechowywania danych z rozmów telefonicznych, sms-ów i e-maili do pięciu lat. Zdaniem Pawlaka, jest to zagrożenie dla obywateli, którzy "mogliby stać się ofiarami szantażystów".

Blog Pawlaka to kolejny element walki PSL o utrzymanie się w pierwszej lidze polskiej polityki. W sierpniowych sondażach PSL oscyluje wokół progu 5 proc. poparcia (OBOP: 6 proc.; CBOS: 3 proc.; Pentor: 1,5 proc.). W walce o wiejski elektorat ludowcy przegrywają z Samoobroną, ale i z PiS (w dużej mierze za sprawą głośnego ostatnio PiS-owskiego szefa sejmowej komisji rolnictwa Wojciecha Mojzesowicza). Co więcej, PiS zawarł właśnie porozumienie wyborcze z rozłamowym PSL-Piast Janusza Wojciechowskiego, eksprezesa PSL. W tej sytuacji ludowcy Pawlaka muszą twardo rozpychać się łokciami.

Możliwe, że w ramach tzw. blokowania list w jesiennych wyborach samorządowych, PSL zawrze porozumienie wyborcze z Platformą Obywatelską (nie byłoby to niezwykłe - obie partie od paru lat współpracują ze sobą w Parlamencie Europejskim, w ramach frakcji Europejskiej Partii Ludowej).

Wpis Pawlaka o prawie telekomunikacyjnym ma wydźwięk liberalny. Zaś pisanie bloga to ukłon w stronę ludzi młodych, korzystających na co dzień z nowych technologii, mieszkających raczej w dużych miastach. A przecież nie jest to tradycyjny elektorat PSL. Notabene, na oficjalnej stronie internetowej ludowców odnajdziemy m.in. i takie oto hasło: "PSL - Skuteczni dla młodych". Czyżby kompleksowy lifting wizerunku tej partii?

Komu mało Waldemara Pawlaka, może zajrzeć na jego stronę internetową.

Ciekawi jesteśmy, jak oceniacie kondycję PSL. Czy słabnąca pozycja ludowców to przejściowy kryzys czy może początek końca tej formacji?

Wojciech Wybranowski z "Naszego Dziennika"
też ma bloga

Do grona blogujących dziennikarzy dołączył właśnie Wojciech Wybranowski z "Naszego Dziennika". Jak sam nam powiedział, zainteresował się blogosferą dzięki lekturze "Piątej Władzy". Jego Blog Niepoprawny Politycznie znalazł się w serwisie Onetu i - jak na razie - składa się z kilku "przedruków" z "Naszego Dziennika" oraz kilku samodzielnych notek.

Autor, z którym rozmawialiśmy już kiedyś na "Piątej Władzy", prezentuje w blogu jasno określone stanowisko: radykalnie prawicowe i antykomunistyczne. Nic dziwnego, wszak jest byłym szefem Radykalnej Akcji Antykomunistycznej (RAAK). Wojciech Wybranowski dołączył też do internetowej akcji "Stop histerii". Jej uczestnicy kolekcjonują i publikują wypowiedzi polityków, publicystów, naukowców i ludzi kultury, których - jak sami piszą - "cechuje (...) silne nasycenie nienawiści, pogardy i szyderstwa wobec legalnych władz" wybranych w wyborach jesienią 2005 r.

28.8.06

Internetowe Forum Policyjne: forumowicze ujawnili aferę korupcyjną

Niedawne zatrzymania pracowników Komendy Głównej wstrząsnęły polską policją. Nic dziwnego - w aferę korupcyjną związaną z zakupem terenowych samochodów marki ARO zamieszani są wysocy rangą stróże prawa. A sam komendant główny, Marek Bieńkowski, nie wyklucza, że tworzyli oni... zorganizowaną grupę przestępczą.

Nas zainteresował początek całej afery. Początek niezwykły. Otóż - naszym zdaniem - wszystko zaczęło się od Internetowego Forum Policyjnego. To na tej stronie, tłumnie odwiedzanej przez polskich stróżów prawa (i dziennikarzy), pojawił się w lipcu ubiegłego roku sensacyjny post. Jego autor, ukrywający się pod pseudonimem "Radosław Wolf", opisał nieprawidłowe, według niego, postępowanie przetargowe, zwrócił też uwagę na fatalną jakość zakupionych przez Komendę Główną samochodów. Jego wpis rozpoczął burzliwą dyskusję, która trwa do dziś. Policjanci z całego kraju przedstawiali na forum kolejne, bulwersujące fakty związane z przetargiem, a tropem wpisów z internetu podążyli dziennikarze kilku redakcji.

Niedawne zatrzymania pokazują, że nie tylko oni czytują z uwagą Internetowe Forum Policyjne...

27.8.06

Money.pl o granicach wolności słowa w internecie

Cenzurować dyskusje na internetowych forach czy nie? Kto odpowiada za anonimowe oszczerstwa pojawiające się na takich forach? Jak to wszystko się ma do wolności słowa? - takie pytania stawia Bartłomiej Ciszewski w portalu Money.pl, w bardzo ciekawym raporcie "Granice wolności w internecie".

Streszczać tego tekstu nie warto, jest ciekawy w całości. Odsyłamy więc do Money.pl.

Dwie pierwsze refleksje, jakie nasuwają się po jego lekturze są takie...:
a) Nikt nie ma cudownego patentu na połączenie ognia z wodą, czyli swobody wypowiedzi w internecie ze świadomym wycinaniem forumowych trolli.
b) Z punktu widzenia prawa, internet to wciąż terra incognita. Dziki Zachód. Czarna dziura. Szara strefa. Tak naprawdę każdy tu orze jak może. I to do samych szefów portali, tudzież do indywidualnych bloggerów należy decyzja o tym, czy moderować swoje fora (i jak to robić), czy nie.

Swoją drogą, to ciekawe, że na wielu dużych forach walka ze spamem jest twarda i konsekwentna. Wycinane bywają nawet takie posty, które spamem nie są, ale na spam wyglądają. A jednocześnie admini masowo "puszczają" wpisy zawierające oszczerstwa i kłamliwe plotki.

A co Wy sądzicie o aktualnej kondycji forów internetowych w Polsce? Cenzurować je czy nie?

Wpadka "Dziennika": Sobotnie wydanie gazety bez zapowiadanego nowego magazynu

W sobotę 19 sierpnia żywot zakończyło "Życie Jest Piękne" - cotygodniowy, bardzo elegancki, kobiecy dodatek do "Dziennika". Gazeta zapowiadała wówczas, że od następnej soboty pojawi się nowy dodatek.

Jaki?
Serwis Press.pl pisał o nim tak:
Od 26 sierpnia w soboty do "Dziennika" będzie dołączany nowy magazyn weekendowy, drukowany na gazetowym papierze. Ma zawierać reportaże, pogłębione analizy i długie wywiady. Dodatkowo na sobotę (ze środy) zostanie przełożona cotygodniowa "Europa". W ten sposób "Dziennik" chce konkurować w soboty z publicystyczną "Gazetą Świąteczną" i z "Plus Minus" w "Rzeczpospolitej".
Tymczasem w ostatni piątek (25 sierpnia), na pierwszej stronie "Dziennika" ukazał się taki oto lakoniczny komunikat:
"Jutro nie ukaże się (...) zapowiadany wcześniej sobotni magazyn. Przeszkodziły nam kłopoty techniczne. Bardzo za to naszych Czytelników przepraszamy".
I tak też się stało. Sobotni "Dziennik" wyszedł bez nowego z magazynu. Dołączona była do niego jedynie przesunięta ze środy "Europa".

Trochę szkoda. Oczekiwania były duże. Pozostaje czekać do kolejnej soboty. Z nadzieją, że tym razem technika nie nawali.
Inna rzecz, że na tak wysokim pułapie działania tego typu falstart to duża wpadka. Na szczęście dla "Dziennika" - trwa sezon urlopowy, lato w pełni, tzw. inteligencja raczej się byczy. Można sobie chyba pozwolić na opóźnienie premiery nowego magazynu dla polskich inteligentów.

A może nie można? Co o tym sądzicie?

Kolejny blogger w "Gazecie Wyborczej" - tym razem w jej lokalnym oddziale

To chyba pierwszy lokalny dziennikarz "Gazety Wyborczej", który ma bloga. Piotr Machajski ze stołecznego oddziału "GW" dzieli się swoimi przemyśleniami w internecie od 10 sierpnia. A że na co dzień zajmuje się policją, przeto właśnie o niej pisze. Swojemu blogowi dał zresztą nazwę "Pieskie życie niebieskich".

Jak nas poinformował Marcin Kochanowski, redaktor internetu w "Wyborczej", Machajski jest pierwszym dziennikarzem ze stołecznego oddziału tej gazety, który prowadzi bloga. Nam się jednak zdaje, że to pierwszy w ogóle dziennikarz-blogger z lokalnych oddziałów "GW". Chyba że jest ktoś, o kim nie wiemy...?

Grono lokalnych dziennikarzy "Wyborczej" już raz prowadziło blogi. Było to na przełomie maja i czerwca, w ramach akcji "GW" i TVN 24 "Przystanek Europa". Sześcioro dziennikarzy wyjechało wówczas w poszukiwaniu pracy do różnych krajów Europy Zachodniej i spisywało swoje wrażenia na gorąco w internecie. Pisaliśmy o tym 7 czerwca. I choć uczestnicy akcji już nie blogują, ich zapiski wciąż można znaleźć na internetowej stronie "Przystanku Europa".

Przypomnijmy, że blogi prowadzi już kilkoro znanych autorów z krajowej "Wyborczej". Wśród nich m.in. Ewa Milewicz i Bartosz Węglarczyk.

24.8.06

Hit dnia: Blog dawnego kapitana SB

Tego jeszcze nie było! Jak napisał dziś Wojciech Wybranowski w "Naszym Dzienniku" - a za nim portale internetowe - w polskiej blogosferze działa blog prowadzony przez byłego oficera Służby Bezpieczeństwa.

Wybranowski nie podaje adresu bloga. Ale my go bez trudu znaleźliśmy. Ma tytuł "Tak - byłem eSBekiem". Działa już długo, bo od 1 lipca 2005 r. Autor jest anonimowy. Pisze tylko o sobie, że ma 54 lata, jest żonaty, ma dwójkę dorosłych dzieci, wyższe wykształcenie, "trzy kierunki studiów podyplomowych" i został negatywnie zweryfikowany po 1989 r. "Nadal optymista", "życzliwy ludziom" [sic!] - tak sam siebie charakteryzuje.
Tymczasem Wojciech Wybranowski twierdzi w "Naszym Dzienniku", że owym tajemniczym bloggerem jest kpt. Aleksander Mleczko, naczelnik Wydziału V SB w Krakowie, absolwent dwumiesięcznego kursu dla agentów KGB. W SB "nadzorował m.in. śledztwa dotyczące sfer gospodarczych".
Wybranowski pisze też o nim tak:
"Choć negatywnie zweryfikowany, kpt. Mleczko nadal funkcjonuje na styku biznesu, służb specjalnych i polityki. W lutym 2004 r. sekretarz stanu w Ministerstwie Finansów w rządzie SLD Wiesław Ciesielski powołał go na stanowisko wicedyrektora Biura Międzynarodowych Relacji Skarbowych, zajmującego się współpracą z zagranicznymi służbami skarbowymi. Dzięki wstawiennictwu działaczy SLD otrzymał wydany przez ABW certyfikat dostępu do informacji niejawnych do poziomu "ściśle tajne", miał też dostęp do informacji podatkowych osób i firm z całego kraju. Po skończeniu kadencji SLD Mleczko wrócił do biznesu. Według naszych informacji, prowadzi jedną z agencji ochroniarskich".
W blogu jest pełno obszernych wspomnień autora z lat młodzieńczych. W najnowszym wpisie (z 20 sierpnia) esbek opowiada, jak trafił do bezpieki. Trzeba przyznać, że czyta się te tajniackie wspominki ciekawie.
Ale są też na tym blogu przemyślenia o sytuacji w kraju. Zwłaszcza o lustracji. Wśród nich wpis, na który zwrócił uwagę Wybranowski: o możliwościach prawnego podważenia nowych przepisów lustracyjnych. To długa analiza. Ale jej główny punkt da się streścić tak: nowe przepisy lustracyjne są sprzeczne z prawem Unii Europejskiej. W dodatku godzą w prawa człowieka [sic!]. Autor strony broni esbeków i ich agentów stosując tę samą argumentację, która jest używana w obronie tzw. uciskanych mniejszości (etnicznych, rasowych czy seksualnych). W ten sposób i ze swojej własnej "grupy zawodowej" czyni taką właśnie uciskaną mniejszość.

Paradoks. Oficer formacji, która wszelkimi dostępnymi metodami dławiła walkę o wolność, dziś we własnej obronie korzysta z jednego z najlepszych narzędzi tejże wolności - z możliwości swobodnego, darmowego, niczym nieograniczonego wypowiadania się w internecie.

A jak Wam podoba się blogujący kapitan SB? Co sądzicie o jego blogu?

Akta Zyty Gilowskiej podrzucone w Olsztynie. Sygnał? Ale czyj? I do kogo?

Niedawno pisaliśmy o cudownym odnalezieniu esbeckich teczek Teresy Boguckiej, niegdyś działaczki antykomunistycznego podziemia, dziś publicystki "Gazety Wyborczej". I oto kolejne podobne zdarzenie: w tajemniczy sposób do Olsztyna trafiły dokumenty ze sprawy lustracyjnej Zyty Gilowskiej.

Dostał je Tobiasz Niemiro, biznesmen, szef Warmińsko-Mazurskiego Stowarzyszenia na Rzecz Bezpieczeństwa. Co ciekawe, to takie papiery, do których dostęp mają tylko uczestnicy procesu. Skąd Niemiro je ma? "Zostały mu podrzucone" - pisze tajemniczo "Gazeta Wyborcza" za Polską Agencją Prasową.

Kto je podrzucił? Po co? Dlaczego akurat teraz? Czy ma to związek z trwającymi w parlamencie pracami nad nową ustawą lustracyjną?
No i czy ma to związek z odnalezieniem teczek Boguckiej?

Ponuro, kwaśno i zagadkowo robi się wokół lustracji. W dziwny sposób wyciekają i odnajdują się tajne akta. A "Rzeczpospolita" i "Życie Warszawy" opisują działalność prominentnych agentów SB, nie ujawniając jednak ich nazwisk (trochę na zasadzie "wiemy, ale nie powiemy").
A przecież jeszcze kilka miesięcy temu było całkiem inaczej. Gdy w maju ujawniona została agenturalna przeszłość ks. Michała Czajkowskiego - to stało się to od razu, z grubej rury, po nazwisku, bez niedomówień.
Teraz miejsce twardych informacji zajęły miękkie, tajemne sygnały. Co się dzieje?

22.8.06

"Gazeta Wyborcza" pisze o TVP 3. Ale nie pyta o sprawy fundamentalne.

Kuriozalny artykuł w "Gazecie Wyborczej Wrocław" - zamieszczony także jako jeden z najważniejszych dzisiejszych niusów na portalu Gazeta.pl.

Punktem wyjścia tekstu jest bardzo ciekawy problem, o którym także i my pisaliśmy na "Piątej Władzy" (27 lipca i 3 sierpnia): czy przekształcenie TVP 3 w TVP Info zagraża istnieniu ośrodków regionalnych TVP?
Autorka artykułu Magda Nogaj spytała o to szefa ośrodka wrocławskiego Roberta Banasiaka. Co usłyszała?
a) - Nie wyobrażam sobie, by oddział telewizji z prawie 45-letnią historią ograniczył się teraz jedynie do produkcji newsów - powiedział Banasiak.
b) TVP Wrocław nadal będzie nadawać 4,5 godziny własnego programu dziennie. W paśmie regionalnym pozostaną popularne audycje produkowane przez ten ośrodek.
c) Informacje będą nadawane nie co pół godziny, a co 15 minut. Ale to dla dziennikarzy z ośrodka radość, bo więcej zarobią.
d) Dziennikarze z TVP Wrocław mają obowiązek chodzenia do logopedy i specjalisty od emisji głosu. Poza tym "uczą się angielskiego i pobierają porady u wizażystów". Po co? Banasiak tłumaczy to tak: - Chcemy być konkurencyjni wobec innych oddziałów TVP.

Co autorka usłyszała, to napisała.
A przecież:
- Informacja "a)" nie jest żadną informacją. Co najwyżej sentymentalnym westchnieniem.
- Informacje "b)" i "c)" wydają się sprzeczne. Jeśli co 15 minut będą nadawane serwisy informacyjne, to gdzie zmieszczą się popularne audycje produkowane przez ośrodek? No chyba że będą trwały po kilka minut. Ale o to trzeba by dopytać.
- Informacja "c)" jest dramatycznie niepełna. Co z tego, że dziennikarze będą mieli szansę zarobić więcej, skoro mogą nie wyrobić się z robotą? Może trzeba będzie znacząco powiększyć zespół dziennikarzy informacyjnych w ośrodku? Jak bardzo?
- Informacja "d)" trąci absurdem. W jakiej dziedzinie ośrodek wrocławski chce konkurować z innymi ośrodkami TVP po przekształceniu TVP 3 w TVP Info? W czym okaże się tu pomocna znajomość angielskiego i lepszy image dziennikarzy? Ale może to ma sens. Tyle że znów trzeba by o to dopytać.

Ale to tylko niektóre pytania, które należałoby zadać. Podpowiadamy parę kolejnych, chyba fundamentalnych...:
1. Co z głównymi wydaniami regionalnych programów informacyjnych? Czy utrzymają się? Czy będą nadawne o tej samej porze, co teraz? Czy będą trwały tak samo długo? Czy będą potrzebowały własnych dziennikarzy, nie obciążonych pracą dla nadawanych co kwadrans serwisów TVP Info?
2. Co ze strukturą ośrodków regionalnych po przekształceniu TVP 3 w TVP Info? Jak bardzo się zmieni?
3. No i last but not least: Czy wrocławski ośrodek TVP czekają zmiany personalne w związku z niedawnym powołaniem nowego kierownictwa TVP 3? Oczywiście, adresatem tego pytania nie jest dyrektor Robert Banasiak. Ale może można było je zadać komuś innemu.

My nieustająco pytamy: Jak bardzo przekształcenie TVP 3 w TVP Info wpłynie na działalność regionalnych ośrodków Telewizji Polskiej?

22 sierpnia: Szyicki Armageddon? Czy Iran uderzy w Izrael? Co czeka Jerozolimę?

Niepokój w Izraelu, niepokój na Zachodzie. Dziś wypada dzień, w którym wielu muzułmanów upamiętnia cudowną nocną podróż Mahometa do nieba i z powrotem. Co w tym niepokojącego? Ano to, że - jak przestrzega prof. Bernard Lewis z Uniwersytetu w Princeton - radykalni szyici mogą uznać, że oto nadszedł moment powrotu Ukrytego Imama i ostatecznej walki dobra ze złem. Czyli - mówiąc krótko - Armageddonu.

Nie byłoby w tym może nic groźnego, gdyby nie fakt, że radykalne władze szyickiego Iranu właśnie dziś mają określić się w sprawie przyszłości irańskiego programu nuklearnego.
Ten zbieg okoliczności niepokoi obserwatorów sytuacji na Bliskim Wschodzie. Jako bodaj pierwszy na alarm zaczął bić wspomniany prof. Lewis, w tekście opublikowanym 8 sierpnia w "The Wall Street Journal".
Prof. Lewis podpowiada dwa możliwe scenariusze. Pierwszy: Iran niszczy Izrael atakiem nuklearnym. Drugi: Iran atakuje, Izrael z całą furią kontratakuje.
U nas o tych przestrogach wspomniał niezmordowany Hubert Kozieł, na swoim proizraelskim blogu.

Atmosferę podgrzewają świeże doniesienia izraelskiego portalu Debka. Jego zdaniem, możliwy jest dziś jakiś ogromny, krwawy zamach terrorystyczny w Jerozolimie, który miałby sprowokować Izrael i USA do uderzenia na Iran. Jak się okazuje, Irańczycy faktycznie szykują się do obrony swojego terytorium. Właśnie prowadzą zakrojone na szeroką skalę manewry wojskowe.
Znów pisze o tym Hubert Kozieł.

Zdaniem Debki, możliwy jest i łagodniejszy scenariusz: Iran ogłosi dzisiaj, że jest o krok od skonstruowania własnej bomby atomowej.
Zresztą już wczoraj Iran wysłał parę twardych sygnałów, że nie zamierza wstrzymać prac nad swoim programem nuklearnym.

Macierewicz sugeruje, naród zgaduje: Który z szefów MSZ był sowieckim agentem?

Antoni Macierewicz, od niedawna wiceminister obrony narodowej i likwidator WSI, postanowił wpisać się w tegoroczną, wakacyjną modę na lustracyjne quizy. Oto w TV "Trwam" oświadczył był co następuje: większość byłych ministrów spraw zagranicznych III RP "była w przeszłości agentami sowieckich służb specjalnych".

Jeden z owych eksministrów Stefan Meller słusznie zauważył wczoraj w TVN, że skoro grono byłych szefów MSZ liczy sobie osiem osób, przeto należy przypuszczać, iż zdaniem Macierewicza sowieckimi agentami było pięciu z nich. Dodajmy: przynajmniej pięciu z nich.

Jak pisze "Gazeta Wyborcza", wczoraj eksministrowie zastanawiali się, czy podać Macierewicza do sądu.

My dla ułatwienia zgadywanki podajemy pełną listę ministrów spraw zagranicznych po 1989 r., wraz z datami ich urzędowania (ich biogramy można znaleźć na oficjalnej stronie MSZ):

Krzysztof Skubiszewski (wrzesień 1989 - październik 1993)
Andrzej Olechowski (październik 1993 - marzec 1995)
Władysław Bartoszewski (marzec 1995 - grudzień 1995)
Dariusz Rosati (grudzień 1995 - październik 1997)
Bronisław Geremek (październik 1997 - czerwiec 2000)
Władysław Bartoszewski (ponownie; czerwiec 2000 - październik 2001)
Włodzimierz Cimoszewicz (październik 2001 - styczeń 2005)
Adam Daniel Rotfeld (styczeń - październik 2005)
Stefan Meller (październik 2005 - maj 2006)

Kogo z nich ma na myśli Antoni Macierewicz?

Przypomnijmy, że dotąd naród głowił się nad ogłoszonym na początku sierpnia w "Rzeczpospolitej" quizem polegającym na rozszyfrowaniu tożsamości agenta SB o pseudonimie "Delegat". Bez echa przeszedł za to ogłoszony kilka dni później przez "Życie Warszawy" quiz poświęcony agentowi o pseudonimie "Marcin" - rzekomo znanemu dziś publicyście. Oba quizy są do dziś nierozstrzygnięte.

Tak czy owak, lustracyjna quizomania trwa. Jesteśmy ciekawi, co sądzicie o zabawie w typowanie sowieckich agentów zaproponowanej przez Macierewicza?
Jak powinien zareagować na nią rząd?

20.8.06

Jaromir Netzel z PZU nie potrzebuje gazet, by bronić się przed nimi

Prezes PZU Jaromir Netzel chce skompromitować dziennikarza "Rzeczpospolitej" Bertolda Kittela płatnymi ogłoszeniami prasowymi z rzekomymi rewelacjami na jego temat.
"Gazeta Wyborcza" protestuje. Nie chce drukować tych ogłoszeń. Taką samą decyzję podjęły "Rzeczpospolita" i "Życie Warszawy".

Protest tych gazet ma jednak charakter czysto symboliczny. Od strony praktycznej jest jałowy.
Przecież Netzel może zamieścić swoje rewelacje w internecie. Choćby na stronie PZU. Albo w blogu, który sam sobie założy w 15 min. na Bloggerze czy innym tego typu serwisie. I to za darmo.
Po co więc straszy Kittela ogłoszeniami w prasie? Może dlatego, że nie zna możliwości internetu. A może po to, by wywołać medialny hałas. I wzbudzić zainteresowanie swoim stanowiskiem w sporze.

Oczywiście, jeśli Netzel skłamie na temat Kittela - ten poda go do sądu. I niemal na pewno wygra proces.

Cały ten spór wziął się stąd, że Kittel od dłuższego czasu pisze źle o Netzelu. Prezes PZU tak się wściekł na artykuły dziennikarza "Rzeczpospolitej", że publicznie nazwał go oficerem WSI. I to opłacanym za pośrednictwem jakiegoś konta na Kajmanach.
Słusznie Paweł Ławiński w "Wyborczej" nazywa te Netzelowe rewelacje o Kittelu "najgorszym oszczerstwem, jakie może spotkać dziennikarza".
Ale czy fakt, iż Kittel "od dwóch miesięcy opisuje niejasną rolę prezesa PZU Jaromira Netzela w bankructwie pewnej firmy" [słowa Ławińskiego - 5W] nie niszczy tegoż Netzela jako prezesa PZU?
Może w tej sytuacji także i prezes Netzel ma prawo się twardo bronić?

Zresztą od tygodnia sprostowanie do jednego z tekstów Kittela wisi na stronie PZU. Warto tu dodać, że zamieszczanie sprostowań w internecie to od paru lat norma w polskich urzędach i dużych firmach. I słusznie. Media nie mogą mieć przecież monopolu na orzekanie, kto jest dobry, a kto zły. Negatywni bohaterowie ich relacji mają pełne prawo odpierać ataki na siebie za pomocą własnych kanałów medialnych. Internet jest tu idealnym narzędziem.

A co Wy sądzicie o konflikcie Jaromira Netzela z Bertoldem Kittelem? Czy zgadzacie się, że obywatele (także urzędnicy państwowi) mają prawo bronić się przed atakami mediów poprzez zamieszczanie oświadczeń w internecie lub w formie płatnych ogłoszeń w prasie?
A może jednak funkcja kontrolna mediów jest tak ważna dla demokracji, że dziennikarzom po prostu wolno więcej?

19.8.06

Polski punk z lat 80. na YouTube

Siekiera, Dezerter, 1984, Defekt Muzgó, Zielone Żabki... Starym punkom łezka się w oku kręci. Podpowiadamy: kto kocha polski punk rock z lat 80. powinien czym prędzej zajrzeć na popularny serwis YouTube. Od niedawna można na nim obejrzeć kilka fundamentalnych punkowych nagrań z lat 80.

Przede wszystkim - słynny teledysk "Misiowie Puszyści" Siekiery z 1985 r. To ten, w którym Siekiera skanduje: "Szewc zabija szewca, bumtarara bumtarara". Jest to jedyna filmowa pozostałość po tym zespole. I choć została nagrana przez jego drugą, nowofalową mutację, już bez pierwszego wokalisty Tomasza Budzyńskiego (dziś lider Armii), to ma niesamowitą siłę.
A komu brakuje Siekiery z Budzyńskim, tuż obok znajdzie unikatowe nagranie z Jarocina '84, dokumentujące fragment występu owej "starej", punkowej mutacji zespołu. Ta krótka relacja została wyemitowana jakieś kilkanaście lat temu przez Jerzego Owsiaka w TVP. Nagrany jest tylko obraz. Dźwięk też prawdopodobnie pochodzi z tamtego koncertu (słyszymy kawałek "Między nami dobrze jest"), ale kompletnie "nie pokrywa się" z obrazem. Został wtórnie i nieco sztucznie doklejony.

O Siekierze można sobie poczytać na świetnej stronie internetowej, którą pod koniec lat 90. stworzył Darek Anacki z Warszawy, chyba najwierniejszy fan tego zespołu w Polsce.

Na YouTube znajdziemy również nieco zapomniany punkowy protest song "Syneczku" zespołu Zbombardowana Laleczka (nagranie z Jarocina '85). Do tego unikatowy "Burdel", wczesny szlagier Dezertera, zarejestrowany w Jarocinie '82 ("Jestem inny mamo tato / Czy dostanę w mordę za to? / Mózg mam jakiś opuchnięty / Chyba jestem p...ęty // Je! Je! Jestem wredny leń!").
A tuż obok m.in. Defekt Muzgó, Zielone Żabki, Włochaty, 1984, Closterkeller (część z tych nagrań pochodzi już z lat 90.), pierwszy teledysk Kultu "Piosenka młodych wioślarzy" (1985), a nawet metalowy Kat... Jest w czym wybierać.

Zaś na deser - kronika filmowa o Jarocinie '84. Ujmująca :)

Nagrania były wrzucane na YouTube przeważnie w ostatnim czasie (lipiec, sierpień 2006). Co ciekawe, znajdziemy je też w niezwykłej, rozległej kolekcji teledysków niejakiego Dzentelmana, który - jak sam o sobie pisze - ma na imię Krzysztof, ma 27 lat i skończył studia w Gdańsku. Od początku czerwca jego strona robi furorę na forum "Gazety Wyborczej".
Notabene, to właśnie z forum "Wyborczej" trafiliśmy na punkowe nagrania na YouTube. A to dzięki internautce o nicku joolanta.

Czy taka forma obrotu tymi nagraniami jest legalna? Nie wiemy. Ważne, że ogląda się je z rozrzewnieniem. I są powszechnie dostępne. Sama radość.

Blogi o Tokio Hotel: Polskie nastolatki kochają androgynicznych bliźniaków

Umalowani bliźniacy, manga na żywo, trochę ostrego rocka, podszyte erotyzmem westchnienia młodych dziewcząt, a przede wszystkim blogi, blogi, blogi - oto główne składniki mody na Tokio Hotel. Niemiecki zespół młodzieżowy, który robi furorę także i w Polsce.

Na Tokio Hotel trafia każdy, kto interesuje się blogosferą. Wystarczy sprawdzić listę najpopularniejszych blogów na agorowskim Blox.pl. Na pierwszym miejscu jest blog "Tokio Hotel" prowadzony przez klaudynę12340. Dystansuje m.in. blogi Ewy Milewicz i Bartosza Węglarczyka z "Gazety Wyborczej", tudzież kultowe, prawicowe blogi polityczne Galby i Kataryny.
W pierwszej setce tego rankingu znajdziemy jeszcze cztery inne blogi o Tokio Hotel.

Dwa kolejne blogi o tym zespole weszły do pierwszej dwudziestki rankingu najpopularniejszych "teen-blogów" na portalu Onet.pl.

Co jest w tych blogach?
Z jednej strony (co oczywiste) wszystko o samym zespole. Ploteczki, opinie, zdjęcia, przydatne adresy, tłumaczenia artykułów z niemieckich pism młodzieżowych.
Ale z drugiej strony, są w tych blogach osobliwe przejawy głębszej fascynacji chłopcami z Tokio Hotel. Oto fanki zespołu piszą na jego temat opowiadania, snują dość swobodne, nieraz frywolne fantazje. Opisują wymyślone, własne romanse z chłopcami z Tokio Hotel. Zwłaszcza z Billem Kaulitzem, ciemnowłosym liderem zespołu.

Przykład pierwszy, uczuciowy. Pisze Natalka na blogu "Ja i Tokio Hotel" (zachowaliśmy pisownię oryginalną):
- Mówiłaś coś?- zapytałam nieprzytomnie.
- Tak, że kochasz Billa.- odpowiedziała przyjaciółka.
- Nie kocham.- zaprzeczyłam automatycznie, a Ash tylko się drwiąco uśmiechnęła i dodała:
- Kochasz.
- Nie.
- Przyznaj się, że on ci się podoba...
- Nie!- wkurzyłam się i wyszłam na korytarz, ale ten świr pobiegł za mną.
- No, Mandy...- gadała.- Kochasz go!
- Wcale nie!- zawołałam zdenerwowana.
- Oj, chyba jednak tak.
- Nie!
- Mandy, nie udawaj!- zawołała Ash, gdy schodziłam po schodach.- Przede mną nie musisz udawać! Powiedz mi. Obiecuję, że mu nie wygadam!
- Spadówa.- odpowiedziałam tylko.
- I tak go kochasz!
Nie wiem czemu, ale już się tak wkurzyłam, że odwróciłam się i wściekła wrzasnęłam:
- TAK! KOCHAM GO! ZAKOCHAŁAM SIĘ W BILLU! KOCHAM BILLA KAULITZA! ZADOWOLONA?!
- Mandy...- zaczęła Ash przestraszonym tonem i zaczęła jakoś dziwnie ruszać oczami, ale ja już rozkręciłam się na maxa.
- STRASZNIE MI SIĘ PODOBA!- wołałam.- PODOBA MI SIĘ JEGO STYL I WOGÓLE CAŁY BILL! KOCHAM GO! CHCIAŁABYM Z NIM CHODZIĆ, ALE ON MA JAKĄŚ BEZNADZIEJNĄ PANIENKĘ O KTÓRĄ JESTEM ZAZDROSNA! I BOLI MNIE TO, ŻE GO JUŻ 3 DNI NIE WIDZIAŁAM! KOCHAM GO, ALE ON MNIE NIE LUBI I TO JEST NAJGORSZE! CHCESZ COŚ JESZCZE WIEDZIEĆ?!
- Odwróć się...- wykrztusiła tylko Ash, a ja niepewnie odwróciłam się i zobaczyłam z tyłu Billa stojącego niedaleko mnie i Toma [Tom Kaulitz, gitarzysta Tokio Hotel, brat bliźniak Billa - 5W] w przejściu.
O Boże...- pomyślałam tylko. Jaka kompromitacja! On mnie teraz wyśmieje!
Bill nic nie mówił, tylko stał ze zszokowaną miną, dosłownie jakby zaniemówił...ciągle patrzył na mnie...
Wpis jest z 16 sierpnia. Trzy dni później było pod nim już niemal 200 komentarzy!

Kolejny przykład. Krótszy, ale mocniejszy. Wzięty z bloga "Rette Mich":
"Potem się wyszykowaliśmy i poszłyśmy do Billa, a u Billa siedział już Georg [basista zespołu - 5W] i czekali na nas. Krycha z Georgiem zaczęli się przytulać i lekko całować. Ja z Billem gadałam o wyjeździe na Kretę i też trochę się lizaliśmy......za 2h oni nas odprowadzili do domu mojego, a my z moją „siostrą” zaczęłyśmy się pakować na jutrzejszy wyjazd".
Ale czym właściwie wabi swoje fanki Tokio Hotel?
W zespole gra czterech młodych chłopaków. To znani już nam bliźniacy Bill i Tom Kaulitzowie (wokalista i gitarzysta, mają po 17 lat) oraz Gustav Schafer (perkusista, lat 18) i Georg Listing (basista, lat 19).
Grają od dzieciństwa. Ale ich kariera ruszyła w 2005 r., gdy jako Tokio Hotel nagrali singla „Schrei” (stał się mega przebojem w Niemczech i za granicą) i zyskali obrotnego menadżera (zespół nagrywa dla koncernu Universal).
Czym uwiedli nastoletnią publiczność? Muzycznie: mieszanką popu, rocka i cięższych brzmień, kojarzących się trochę z Die Toten Hosen, trochę z Green Day, czasem może nawet z Rage Against The Machine. Ale podanych "na miękko", raczej popowo, niż rockowo.

Nastoletnie fanki przyciąga też niesamowity image zespołu. Pełen kiczu, seksualnej dwuznaczności i popkulturowych cytatów. To krzyżówka japońskiej mangi, androgynicznych postaci w stylu wczesnego Davida Bowiego, punkowej zadziorności (spodnie -bojówki, dready itp.) i miękkiego heavy metalu lat 80. (vide Motley Crue).
Pierwszoplanowi są, oczywiście, bliźniacy. Bill i Tom.
Bill jest smukły. Ma długie, ciemne, wystylizowane włosy. Wąską, trójkątną twarzyczkę. A do tego nienaganny, acz obfity makijaż. Jest bardzo kobiecy. Nie tylko z wyglądu, ale i z zachowania. Często podczas wywiadów w charakterystyczny dla dziewcząt sposób odrzuca kosmyki włosów, albo zwilża umalowane usta. Prawdziwy heros ery metroseksualnych młodzieńców. Nie przeszkadza mu to występować np. w koszulce zespołu Venom, uznawanego za prekursorów black metalu (!). Czyżby Marilyn Manson dla nastolatek?
Notabene, takich "oczek" w stronę mrocznych nurtów popkultury jest więcej. Logo Tokio Hotel do złudzenia przypomina logo legendarnego, offowego Psychic TV, eksperymentującego w latach 80. m.in. z alternatywną religijnością. Poza tym zespół braci Kaulitzów pierwotnie nazywał się Devilish - "Diabelski".

Tom to przeciwieństwo Billa. Też pięknotek, ale ze zdecydowanie mniejszą ilością „tapety” na twarzy. Do tego długie blond dready, nieodłączna czapka-bejzbolówka i szerokie spodnie-bojówki.
Sekcja rytmiczna jest raczej tłem dla bliźniaków. Ale i w jej wypadku wizażyści nie zasypiali gruszek w popiele.

W Polsce podobnym stylistycznie tworem jest dziewczęcy duet o jakże charakterystycznej nazwie Blog 27. Zresztą występował w Niemczech jako support Tokio Hotel.

A jak Wam podoba się moda na Tokio Hotel?

(Tekst napisała dla nas Patrycja Gowieńczyk).

18.8.06

"Rzeczpospolita": Polityk blogiem silny

Poważne media coraz częściej zauważają ostatnio blogosferę. Dziś "Rzeczpospolita" drukuje ciekawy artykuł Judyty Sierakowskiej "Polityk blogiem silny". A my - co nas cieszy - wystąpiliśmy w nim w roli komentatorów naszego polskiego internetowego pamiętnikarstwa politycznego.

Jak myślicie - czy to chwilowa moda? A może poważne blogi społeczno-polityczne powoli stają się trwałym elementem publicznego dyskursu w naszym kraju?

Wielowieyska: Lesław Maleszka dostaje od "Gazety Wyborczej" zapomogę

Ciekawy wpis na blogu Dominiki Wielowieyskiej, znanej publicystki "Gazety Wyborczej":
Co do Lesława Maleszki - jego działalność została opisana wielokrotnie, i wielokrotnie została potępiona. Dziś Maleszka jest osobą wyrzuconą poza nawias życia publicznego, więc czego jeszcze się można domagać? "Gazeta" nie zwolniła go, bo kierowała się zwykłym chrześcijańskim miłosierdziem. Maleszka dostaje coś w rodzaju zapomogi, bo przecież nie jest już pełnoprawnym publicystą, pobierającym pensję za swą pracę. Takie prawo Gazety jako firmy prywatnej i w związku z tym wciąż zbiera cięgi.
Sprawy nie komentujemy. Przypominamy jedynie artykuł Piotra Gontarczyka, historyka IPN, przybliżający agenturalną przeszłość Lesława Maleszki. I - jak zwykle - czekamy na Wasze opinie.

Zbigniewa Herberta życie po śmierci

Dziwne są pośmiertne losy Zbigniewa Herberta. Wczorajsze kuriozalne przeprosiny tygodnika "Wprost" to tylko kolejny odcinek tej ponurej epopei. Przypomnijmy zatem, jak - już po śmierci - poeta stawał się mimowolnym bohaterem kolejnych skandali.

Zaczęło się chyba od słynnego wywiadu, jakiego Katarzyna Herbert, wdowa po poecie, udzieliła Jackowi Żakowskiemu dla "Gazety Wyborczej" w końcu 2000 r. Tekst sugerował, że Zbigniew Herbert był chory psychicznie. To miałoby tłumaczyć jego wyraźnie artykułowaną pod koniec życia niechęć do "salonu", czyli środowiska "Gazety Wyborczej" oraz sympatię dla prawicy.
Wywiad wywołał burzę. Na Katarzynę Herbert sypały się gromy - z jednej - i wyrazy uznania - z drugiej strony. Całą historię podsumował w "Rzeczpospolitej" niezwykle ostrym tekstem Bronisław Wildstein, ówczesny czołowy publicysta gazety.

Ale to nie koniec pośmiertnych kłopotów Zbigniewa Herberta. Emisję biograficznego filmu "Obywatel poeta" Jerzego Zalewskiego Telewizja Polska wstrzymywała przez ponad pół roku. Powód? "Epitety pod adresem znanych pisarzy i intelektualistów, a także fragmenty, które urażają uczucia bliskich poety" - głosił oficjalny protokół kolaudacyjny.
O co poszło? Choćby o takie - wypowiadane przez Zbigniewa Herberta w filmie - zdania:
"[Adam] Michnik jest manipulatorem. To jest człowiek złej woli, kłamca. Oszust intelektualny. Ideologia tych panów, to jest to, żeby w Polsce zapanował "socjalizm z ludzką twarzą". To jest widmo dla mnie zupełnie nie do zniesienia. Jak jest potwór, to powinien mieć twarz potwora. Ja nie wytrzymuję [...], ja uciekam przez okno z krzykiem".
Kłótnię o film o Herbercie zgrabnie podsumował w "Życiu" Dariusz Kubacki.

Najnowszy akt tej tragifarsy to tekst w tygodniku "Wprost" oskarżający Herberta o współpracę z SB. Zaprotestowali znani opozycjoniści, a sama Katarzyna Herbert nazwała tekst "ubecką manipulacją". W końcu redakcja przeprosiła.

W obronie Herberta stanęła na łamach "Gazety Wyborczej" Joanna Szczęsna. W swoim komentarzu "Pan Cogito w maglu" wykorzystała poetę do ataku na lustrację. Wygląda więc na to, że Zbigniew Herbert na długo pozostanie narzędziem w rękach publicystów rozgrywających swoje wojny.

Zamiast puenty - fragment Herbertowego "Przesłania Pana Cogito":
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys

Dominika Wielowieyska też ma bloga

Tym razem w blogosferze witamy Dominikę Wielowieyską, znaną dziennikarkę "Gazety Wyborczej". Jej blog ma optymistyczną nazwę "Polska to fantastyczny kraj".
Na razie są w nim dwa wpisy. Jeden o braciach Kaczyńskich i Okrągłym Stole, drugi o Zbigniewie Herbercie i lustracji.
Pierwszy z wpisów Wielowieyska zamieściła w czwartek, 17 sierpnia. Oba prezentują hard core'ową linię "Gazety Wyborczej" - za III RP, za Okrągłym Stołem, przeciw lustracji.

Dominika Wielowieyska powiększa ciągle rosnące grono dziennikarzy "Wyborczej", którzy prowadzą własne blogi. Przypomnijmy, że robią to już Ewa Milewicz, Wojciech Orliński, Jan Turnau i Bartosz Węglarczyk.

Kto będzie następny?

Dolny Śląsk: W walce o władzę Platforma Obywatelska krytykuje sama siebie

Intrygujący casus polityczny na Dolnym Śląsku.
Jak pisze "Gazeta Wyborcza Wrocław", radny wojewódzki PO Andrzej Łoś publicznie skrytykował projekt jednego z regionalnych dokumentów, które mają być podstawą podziału środków z Unii Europejskiej dla Dolnego Śląska w latach 2007-2013.

Sęk w tym, że:
a) Ów projekt został przyjęty w czerwcu przez zarząd województwa - ten zaś jest w rękach koalicji PiS-LPR, wspieranej m.in. przez PO.
b) Jak mówi "Wyborczej" marszałek województwa Paweł Wróblewski (PiS), projekt zatwierdziła sejmikowa komisja rozwoju regionalnego - i to bez poprawek. Tak się składa, że Andrzej Łoś jest szefem tej komisji.
c) Skrytykowane przez Łosia wskaźniki, na których opiera się dokument opracował Marek Obrębalski. Ekonomista, działacz PO z Jeleniej Góry.

Urocze.

Warto dodać, że po jesiennych wyborach samorządowych Platforma Obywatelska chce przejąć władzę na Dolnym Śląsku. Jeśli to jej się uda, wówczas marszałkiem województwa prawdopodobnie zostanie właśnie Andrzej Łoś.
Jeśli jednak górą będzie PiS - marszałkiem zapewne nadal będzie Paweł Wróblewski.

Tak oto Platforma znalazła się na Dolnym Śląsku w sytuacji podwójnego paradoksu.
Po pierwsze - bo pozostając w układzie z PiS, chce zarazem śmiało PiS krytykować.
Po drugie - bo w ramach owej krytyki przeciwstawia się własnym decyzjom i dokonaniom.

Skomplikowane? Cóż, my też z tego niewiele rozumiemy.

15.8.06

Prezydent Iranu pisze bloga

Do szybko powiększającego się grona bloggerów dołączył kolejny prominentny polityk: kontrowersyjny prezydent Iranu Mahmud Ahmadineżad. Jego blog można czytać m.in. po angielsku. Pierwszy wpis pojawił się 11 sierpnia.

Jako bodaj pierwszy w Polsce poinformował o tym na swoim blogu Piotr Gaber. Za nim podał tę informację portal Onet.pl. Piotrowi gratulujemy. A prezydentowi Ahmadineżadowi życzymy, by jego bloggerska działalność wyleczyła go z głębokiej niechęci wobec świata Zachodu.

Mamy też nadzieję, że od tej pory zwykli Irańczycy nie będą już trafiali do więzienia za pisanie blogów.

Obywatelski portal Wiadomosci24.pl będzie nagradzał najlepsze teksty

Z Pawłem Nowackim, redaktorem naczelnym portalu obywatelskiego Wiadomosci24.pl, poznaliśmy się w dość nietypowych okolicznościach.
11 sierpnia napisaliśmy , że kierowany przez niego portal znalazł się na liście stron internetowych wspierających Akcję Obywatelską - inicjatywę wymierzoną w obecną koalicję rządzącą. Uznaliśmy to zdarzenie za niecodzienne, bo Wiadomosci24.pl należą do firmy Polskapresse, polskiej odnogi koncernu Verlagsgruppe Passau, znanej z trzymania dystansu wobec krajowej polityki.
Nowacki zareagował szybko i ostro. W swoim komentarzu pod tekstem uznał, że nasz artykuł to "political fiction".
I choć Wiadomosci24.pl nadal są na liście stron wspierających Akcję Obywatelską, darujemy sobie dalsze darcie kotów z Nowackim o ten polityczny drobiazg. Zamiast tego, zrobiliśmy z nim wywiad o tym, jak rozwijają się Wiadomosci24.pl. Wszak bardzo interesujący, pionierski portal obywatelski.


Mijają właśnie dwa miesiące od uruchomienia Wiadomosci24.pl. Jak pan ocenia to przedsięwzięcie?

Paweł Nowacki: - Jestem przede wszystkim mile zaskoczony poziomem tekstów nadsyłanych przez autorów, którzy - przypomnę - nie są przecież zawodowymi dziennikarzami. Jest on naprawdę dość wysoki, choć - co oczywiste - nierówny.

Macie już jakieś gwiazdy?

Z pewnością znaleźliśmy kilka osób, których teksty są naprawdę dobre. Myślę tu na przykład o Oliwii Piotrowskiej, jednej z naszych pierwszych zarejestrowanych autorek albo o ostatnim "nabytku" Andrzeju Zaranku. Mamy też prawdziwe sukcesy dziennikarskie na koncie. Jeden z naszych autorów z Opola napisał tekst o źle skonstruowanych huśtawkach na miejskich skwerach. Ich wadliwe działanie mogło doprowadzić do tragedii. Po naszej interwencji miasto zarządziło kontrolę placów zabaw. To pokazuje siłę obywatelskiego dziennikarstwa.

Jak wygląda sprawa wynagrodzeń za teksty?

Prędzej czy później - ale raczej dość szybko - wprowadzimy nagrody dla najlepszych. Co ważne, chcemy, żeby tych najlepszych autorów wybierała spośród siebie sama społeczność gazety internetowej, dlatego już testujemy różne systemy głosowania. Naszą rolę ograniczymy do minimum. Może tylko co jakiś czas pojawi się na przykład nagroda redaktora naczelnego.

Ilu stałych autorów pisze dla Wiadomosci24.pl?

Co najmniej jeden tekst napisało 160 osób. Tych naprawdę aktywnych, piszących regularnie, jest ok. 40-50.

Jest pan zadowolony ze statystyk odwiedzin Waszej strony?

W tej chwili notujemy przeciętnie 15 tys. odsłon i 3-4 tys. tzw. unikalnych użytkowników dziennie. Trend jest wzrostowy. Czy to mało, czy dużo? Pamiętajmy, że to przedsięwzięcie obliczone na dłużej. W Polsce nie ma tradycji takiego dziennikarstwa. Dlatego jestem zadowolony, choć na tym nie poprzestaniemy.

Wspominał pan publicznie o przypadkach kradzieży waszych tekstów.

To - niestety - zjawisko w polskim internecie nagminne. Moim zdaniem od 90 do 95 proc. newsów pojawiających się na największych portalach pochodzi z agencji prasowych oraz gazet. Wielu mniejszych graczy kopiuje ich content, zwykle powołując się na źródło. Teraz pojawiliśmy się my. Mamy unikalną treść, oryginalną, często dokładniejszą od innych. Niektórzy kopiują nasze teksty, nawet nie podając ich źródła. Mieliśmy problem z pewnym małym regionalnym portalem, który zaczerpnął wiele informacji z Wiadomosci24.pl nas o tym nie informując oraz nie linkując do naszej strony. Do takich sytuacji nie wolno dopuszczać. Prawo autorskie obowiązuje również w internecie. Niestety, w naszym kraju normą jest jego lekceważenie. Po prostu przechodzi się do porządku dziennego nad łamaniem podstawowych zasad. Co więcej, wydaje mi się, że problem będzie narastał. Trwa przecież wojna o content, wojna o unikalne newsy.

Jesteście przygotowani na pojawienie się konkurencji?

Sądzę, że - prędzej lub później - któryś z wielkich graczy może uruchomić portal podobny do naszego. My byliśmy pierwsi, wyprzedziliśmy ich, ale taka sytuacja nie musi trwać wiecznie. W końcu inni zauważą, że dziennikarstwo obywatelskie, otwieranie się na czytelników, to przyszłość mediów, nie tylko elektronicznych.

A nie boi się pan, że Wiadomosci24.pl będą czymś w rodzaju dostarczyciela newsów dla tradycyjnych, papierowych mediów grupy Polskapresse?

Nie o to chodzi, my nie jesteśmy poligonem doświadczalnym dla nikogo. Chcemy być takim samym podmiotem na rynku jak gazety tradycyjne. Oczywiście jakieś elementy synergii muszą nastąpić, tak dzieje się na całym świecie. Redakcja "New York Timesa" połączyła newsroomy i teraz w jednym miejscu pracują dziennikarze "papierowi" i internetowi. Taka jest przyszłość i przed nią nie da się uciec.

Na portalu Wirtualnemedia.pl ludzie mediów piszą blogi o mediach

Ciekawa inicjatywa portalu Wirtualnemedia.pl: od kilku dni działa na nim ponad 20 blogów, których autorami są ludzie mediów, reklamy i PR-owcy.

Wśród nich m.in. Konrad Ciesiołkiewicz (doradca ekspremiera Kazimierza Marcinkiewicza), redaktor naczelny Polsatu Bogusław Chrabota i prowadzący główne wydanie "Wiadomości" TVP 1 Krzysztof Ziemiec. O czym piszą? Oczywiście, głównie o mediach.
Dla odmiany, o reklamie pisze Waldemar Izdebski z firmy Mediatak. Ploteczki znajdziemy u Sylwii Gołeckiej.

Nieco prowokacyjny i sensacyjny w tonie jest blog dziennikarza portalu Wirtualnemedia.pl Roberta Patolety. Notabene, ów blog można odnaleźć także na prywatnej stronie autora.
Przy okazji odnotowujemy niezwykłą tendencję Roberta Patolety do lansowania samego siebie - jego własne zdjęcia przytłaczają zawartość tekstową strony :) Ale że Robert Patoleta ma sympatyczne oblicze, to specjalnie nas to nie razi.

A jak Wam się podoba ta bloggerska platforma portalu Wirtualnemedia.pl?

13.8.06

Sprawa Andrzeja Micewskiego: gdzie kończy się polityczny realizm a zaczyna kolaboracja?

Znany w czasach PRL katolicki publicysta i historyk Andrzej Micewski współpracował z SB - piszą Piotr Adamowicz i Andrzej Kaczyński w sobotniej "Rzeczpospolitej".

Miał pseudonimy "Michalski" i "Historyk". Jego współpraca obejmuje drugą połowę lat 70. i pierwszą poł. lat 80.
Gazeta obszernie opisuje m.in. coś w rodzaju negocjacji, jakie Micewski podjął z SB w 1980 r., gdy szykował się do objęcia funkcji redaktora naczelnego "Tygodnika Solidarność" (nie objął jej). "Rz" przypomina też, że w 1984 r. prymas Józef Glemp mianował Micewskiego swoim doradcą społecznym.
Publicysta zmarł w 2004 r. Znany jest jako autor biografii prymasa Stefana Wyszyńskiego i książek o II Rzeczpospolitej. Jeden z nas (Łukasz) z dużą sympatią wspomina lekturę wydanej w 1969 r. książki Micewskiego "W cieniu marszałka Piłsudskiego", opisującej różne nurty myśli politycznej przedwojennych zwolenników Józefa Piłsudskiego.
Micewski od lat 40. do 1957 r. działał w stowarzyszeniu PAX Bolesława Piaseckiego. W latach 60. pisał w miesięczniku "Więź", w latach 70. w "Tygodniku Powszechnym". W 1993 r. dostał się do Sejmu z listy PSL.

Nawiasem mówiąc, sensacje "Rzeczpospolitej" na temat Micewskiego trącą myszką, bo o jego współpracy z SB wiadomo od roku. Wtedy pisał o tym Andrzej Friszke w lipcowo-sierpniowym numerze "Biuletynu Instytutu Pamięci Narodowej" (por. str. 25-29). "Rz" po prostu uzupełnia i nagłaśnia informacje Friszkego.

Z tekstu w "Rz" nie wynika, by Micewski był klasycznym agentem. Wygląda na to, że po prostu utrzymywał kontakt z SB, udzielał bezpiece różnych informacji, negocjował z nią.
Ale co nim kierowało?
Oddajmy głos autorom artykułu w "Rzeczpospolitej"...:
"Oto nasza hipoteza: [Micewski] miał ambicje odgrywania ważnej roli politycznej, ale nie umiał pozyskiwać zwolenników. Próbował więc czerpać siłę polityczną od tych, na których może się powołać. W Sekretariacie Episkopatu będzie powtarzać rzeczy zasłyszane na salonach władzy, a w MSW albo KC - plotki od biskupów. Nielojalność była wpisana w ten plan polityczny".
Podobną opinię wyrazili historycy Andrzej Friszke i Antoni Dudek.

I chyba coś w tym jest. Od lat 40. Micewski działał w nurcie katolickiego realizmu politycznego. I to początkowo w jego najbardziej konsekwentnym, kontrowersyjnym odłamie - postendeckim stowarzyszeniu PAX. Założonym przez przedwojennego faszystę Bolesława Piaseckiego, który w 1945 r., w do dziś niejasnych okolicznościach, zawarł pakt z Sowietami i w oparciu o dawnych endeckich radykałów stworzył legalną siłę polityczną, która istniała aż do końca PRL.

Gdy w 1994 r. Jarosław Kurski pisał w "Gazecie Wyborczej" o Piaseckim cytował m.in. Andrzeja Micewskiego, który tak mówił o dwuznacznych kontaktach twórcy PAX ze stalinowską bezpieką:
- Niewątpliwie w tych kontaktach był jakiś element agenturalności, natomiast Piasecki był takim "agentem", który zawsze stawiał sobie własne cele, "agentem", który próbował oszukać swego pana.
Czyżby Micewski wypowiedział wówczas zasadę swojego własnego działania? Wszak tymi samymi słowami można by zapewne skomentować podany przez Andrzeja Friszkego i "Rzeczpospolitą" opis negocjacji Micewskiego z SB z 1980 r.

Mało tego. Lech Wałęsa sugeruje, że Micewski mógł kontaktować się z SB na polecenie prymasa Wyszyńskiego.

Kim więc właściwie był Andrzej Micewski w tej grze? Agentem SB w środowiskach katolickich i opozycyjnych? A może - przeciwnie - agentem Kościoła na odcinku kontaktów z SB?
A może jeszcze inaczej: politycznym freelancerem, realizującym własny, wzorowany na PAX-owskim model realpolitik, balansującym pomiędzy Kościołem, opozycją a komunistycznymi władzami PRL?

W bardzo ciekawym tekście o katolickim realizmie politycznym czasów PRL Rafał Matyja definiuje samo pojęcie realizmu właśnie słowami Andrzeja Micewskiego:
"[Realizm] to postawa liczenia się z rzeczywistością, szacunku dla faktów, dostosowywania własnych celów i dążeń do możliwości, metoda zachowania się w warunkach niesprzyjających, wobec przeciwieństw losu spotykających narody i grupy społeczne".
Notabene, warto przeczytać ten artykuł Matyi. Nie tylko analizuje postawy katolickich realistów, ale także m.in. pokazuje ciemne strony ugodowości środowisk "Tygodnika Powszechnego" i "Znaku". Wszak na ogół przedstawianych w polskim mainstreamie publicystycznym jako to lepsze oblicze katolickiej polityki epoki PRL - w kontraście do jej "złego oblicza", jakim miał być PAX. Swoją drogą, w zeszłym roku w obronie Bolesława Piaseckiego stanął na łamach "Myśli Polskiej" Jan Engelgard, redaktor naczelny tego tygodnika, obecny wicemarszałek woj. mazowieckiego, w latach 80. działacz PAX.

Pytanie o ocenę działalności Andrzeja Micewskiego jest zarazem pytaniem o ocenę całego nurtu katolickiej realpolitik - od PAX-u po "Tygodnik Powszechny".
Czy postawa realistów katolickich była słuszna? Czy może była jednak zwykłą kolaboracją?
W tym kontekście ciekawy jest casus Aleksandra Bocheńskiego, konserwatysty, arcyrealisty, który w 1947 r. wydał słynne, antypowstańcze, antyromantyczne "Dzieje głupoty w Polsce", a niedługo potem został posłem na stalinowski Sejm. Nie przeszkodziło mu to stać się autorytetem dla dużej części polskiej prawicy.

No więc jak to jest z tym Micewskim: zdradził czy nie? Co sądzicie na ten temat?
I jak oceniacie katolicki realizm lat PRL? Zwłaszcza PAX, "Tygodnik Powszechny" i środowisko "Znaku"?

Agora uruchomiła darmowy portal ogłoszeniowy

Nowość w polskim internecie. Spółka Agora uruchomiła (na razie w wersji testowej) portal ogłoszeniowy Dwukropek.pl. Jego rychłe pojawienie się zapowiedział niedawno w wywiadzie dla Piątej Władzy Tomasz Bienias, zastępca dyrektora wydawniczego Agorowskiego portalu Gazeta.pl.

Już na pierwszy rzut oka widać, że Dwukropek.pl wzorowany jest na słynnym amerykańskim Craig's List - "internetowym słupie ogłoszeniowym", notującym miesięcznie ponad 4 miliardy (!) odsłon.

Dwukropek składa się na razie z dziewięciu działów: Praca, Dziecko, Nieruchomości, Turystyka, Edukacja, Auto-moto, Towarzyskie, Kupię/Sprzedam i Inne. W każdym z nich znajdziemy przede wszystkim oferty, jakie do tej pory umieszczane były na internetowych forach portalu Gazeta.pl.

Jak myślicie - czy Dwukropek.pl powtórzy sukces swojego amerykańskiego odpowiednika? Co sądzicie o nowym pomyśle Agory?

12.8.06

Dlaczego "Życie Jest Piękne" przegrało walkę o czytelnika z "Wysokimi Obcasami"?

"Dziennik" rezygnuje ze snobizmu, stawia na przekaz dla inteligencji. Wizerunkowo zbliża się do "Gazety Wyborczej". Tak można podsumować ogłoszoną w piątek, nieoczekiwaną decyzję o zamknięciu najpiękniejszej, najbardziej wysmakowanej wkładki do "Dziennika", czyli sobotniego dodatku kobiecego "Życie Jest Piękne". Jego ostatni numer ma wyjść za tydzień, 19 sierpnia.

Serwis Press.pl pisał o tym w piątek tak:
- Wysublimowany poligraficzne magazyn "Życie jest piękne" miał budować prestiż "Dziennika", ale okazało się, że czytelnicy potraktowali go jako czytadło dla kobiet, w którym nie było co czytać – mówi redaktor naczelny ”Dziennika” Robert Krasowski. Zapewnia, że o rezygnacji z wydawania dodatku nie zdecydowały wysokie koszty jego produkcji ani fakt, że nie przyciągał reklamodawców. – Okazuje się, że w Polsce czytelnicy oczekują w soboty przede wszystkim magazynu o wysokiej jakości dziennikarskiej i nie mają dużych wymagań co do jego jakości poligraficznej – mówi Krasowski.
Co zajmie miejsce "Życie Jest Piękne"? Znów oddajmy głos Press.pl:
Od 26 sierpnia w soboty do "Dziennika" będzie dołączany nowy magazyn weekendowy, drukowany na gazetowym papierze. Ma zawierać reportaże, pogłębione analizy i długie wywiady. Dodatkowo na sobotę (ze środy) zostanie przełożona cotygodniowa "Europa". W ten sposób "Dziennik" chce konkurować w soboty z publicystyczną "Gazetą Świąteczną" i z "Plus Minus" w "Rzeczpospolitej".
Dodajmy, że w czerwcu sprzedaż sobotnich wydań "Dziennika" była - jak podaje Press.pl za ZKDP - niższa od średniej dziennej (173,5 tys. egzemplarzy w soboty przy średniej 214,8 tys.).

To oznacza, że cosobotnią rywalizację "Dziennika" z "Gazetą Wyborczą" o target kobiecy wygrały "Wysokie Obcasy", czyli dodatek "GW".

Dlaczego?

Podobnie jak w przypadku głównych grzbietów swoich gazet-matek, "Życie Jest Piękne" i "Wysokie Obcasy" konkurują nie tylko pod względem ilości sprzedanych egzemplarzy, czy zasięgu czytelnictwa, ale też poprzez lansowanie przeciwstawnych wizerunków kobiety.
Oba magazyny różnią się właściwie wszystkim: formatem, kompozycją, doborem tematów i profilem czytelniczym.

"Wysokie Obcasy" starają się budować kobiecą tożsamość. Opisują życie kobiet w najróżniejszych kontekstach: kariery zawodowej, macierzyństwa, patologii rodzinnych. Włączają się w inicjatywy społeczne. Największym ich sukcesem jest akcja "Rodzić po ludzku".
Natomiast "Życie Jest Piękne" to
life-style'owy magazyn z mnóstwem świetnych kolorowych fotografii i snobistycznymi poradami w co, jak i gdzie się ubrać, żeby nadążyć za najświeższą modą. Stąd w każdym numerze rubryka "Leksykon marki". Magazyn ma większy format, niż "Wysokie Obcasy" i znacznie lepszy, piękniejszy papier. Wygląda bardziej ekskluzywnie.

"Wysokie Obcasy" nie zamieszczają cotygodniowej rubryki z horoskopami. "Życie Jest Piękne" - owszem, tak :)

"Wysokie Obcasy" lubią zaskakiwać okładkami. Tydzień temu miały na okładce Stanisławę Ryster, legendarną prowadzącą teleturnieju "Wielka Gra". Innym razem komiksową bohaterkę Emily Strange (Dziwną Emilkę).
Tymczasem na okładki magazynu "Życie Jest Piękne" trafiają tylko znane aktorki lub modelki o nieskazitelnej urodzie.

Felietony w "Wysokich Obcasach" pisują Kinga Dunin (feministka, socjolożka kultury, krytyk literacki) i aktorka Joanna Szczepkowska.
W "Życie Jest Piękne" - Beata Tyszkiewicz (nie tylko aktorka, ale i arystokratka; pisuje o dobrych manierach), ostatnio też Agata Passent (notabene, świeżo upieczona bloggerka, córka Agnieszki Osieckiej i Daniela Passenta).

"Wysokie Obcasy" słyną z tekstów o znanych kobietach. Najczęściej w formie reportaży lub wywiadów. Dotąd mogliśmy przeczytać m.in. o takich sławach jak Oriana Fallaci, Alessandra Mussolini, Bianca Jagger, Maria Janion, czy choćby wielka tłumaczka literatury iberoamerykańskiej Zofia Chądzyńska.
"Życie Jest Piękne" nie miewa tak jednoznacznie sprecyzowanych tekstów wiodących. Czasem bywa to tekst o znanej kobiecie - jak w numerze z 5. sierpnia, gdy bohaterką okładki i tekstu była aktorka Uma Thurman. A czasem relacja z ekskluzywnych kurortów na Malediwach, lub z szaleństw na Riwierze Francuskiej.
Ale za to każdy numer "Życie Jest Piękne" ma swój motyw przewodni. Może nim być np. "wszystko, co kojarzy się z kolorem czerwonym". Albo Nowy Jork.

Tu dygresja. Na okładkę owego "nowojorskiego" numeru trafiła Sarah Jessica Parker, aktorka, która stała się wizytówką stylu Nowego Jorku po tym, jak zagrała główną rolę w serialu "Seks w wielkim mieście". Zdaje się, że postać, którą Parker tam zagrała - a więc modna, niezależna, snobistyczna Carrie Bradshaw - to wymarzony przez "Dziennik" typ czytelniczki dodatku "Życie Jest Piękne". Mogłaby na to wskazywać częstotliwość, z jaką w tym magazynie pojawiają się nazwisko i produkty Manolo Blahnika - ulubionego projektanta butów bohaterki "Seksu w wielkim mieście".

I "Wysokie Obcasy", i "Życie Jest Piękne" mają rubryki o modzie, kulinariach, felietony i porady. Jednak każdy z tych magazynów rozumie je całkiem inaczej.
"Wysokie Obcasy" śledzą społeczne i psychologiczne meandry życia swoich bohaterek i czytelniczek. Często poruszają takie tematy jak przemoc w rodzinie, pedofilia, zdrada, bezrobocie. "Obcasy" uchodzą też za oazę różnego rodzaju feminizmów. Części czytelniczek bardzo to odpowiada. Płoszy jednak mężczyzn :)
"Życie Jest Piękne" to całkiem inna sfera życia. Tu zaznamy prawdziwego Dolce Vita. Sporo tu lukru i przyjemności. No i plotek, których rozpowszechnianiu służy specjalna rubryka foto-plotkarska. "Życie Jest Piękne" nie szuka na siłę głębi, nie rozgląda się za zjawiskami awangardowymi (grafiki w tym dodatku przypominają koktajlowe rysuneczki z okładek składanek z serii Smooth Jazz Cafe), a zdjęcia ma na zdecydowanie wyższym poziomie, niż teksty, co jest dość bolesnym kontrastem. Bo w sobotnim magazynie "Dziennika" od samego początku brakuje reporterskich indywidualności. A teksty przypominają mieszankę ogólnie dostępnych informacji i cieplutkich relacji o nieco infantylnym zabarwieniu.

"Życie jest piękne" nie nurza się w psychologii, terapiach, dylematach finansowych. Tu wszystko jest jasne: nasza czytelniczka chadza w butach za tysiąc złotych i jedynym źródłem jej depresji jest to, czy wypada jej pójść samotnie na ślub przyjaciółki.
A jednocześnie, przy całym swym blichtrze wydawniczym, dodatek "Dziennika" jest wtórny. Bo tak naprawdę to skrócona wersja ekskluzywnych magazynów kobiecych - takich jak "Elle", "Viva", czy "Gala".

Ten właśnie brak własnego, niepowtarzalnego stylu to największa słabość magazynu "Życie Jest Piękne".
Zaskakujące. Wszak sobotni dodatek "Dziennika" miał lansować wielki styl.

A co Wy sądzicie o niepowodzeniu projektu "Życie Jest Piękne"?

(Tekst napisała dla nas gościnnie Patrycja Gowieńczyk. Dziękujemy!)