31.7.09

Wrocław: Nasza Klasa naruszyła dobra osobiste!

To precedensowy wyrok. Wrocławski cywilny sąd okręgowy uznał dzisiaj, że portal Nasza Klasa naruszył dobra osobiste mieszkańca Gryfina, któremu ktoś założył profil z danymi osobowymi i rozsyłał z niego wiadomości (pisałem o tym więcej tutaj)

Oto treść wyroku (ze skrótami) wygłoszonego przez sędzię Beatę Burian:
"Nasza Klasa spółka z o.o. będąca administratorem portalu internetowego Nasza Klasa musi przeprosić Dariusza B. na swojej stronie internetowej za brak niezwłocznego usunięcia fałszywego profilu założonego przez nieznaną osobę, który to profil zawierał bezprawnie dane osobowe: imię, nazwisko, numer telefonu, zdjęcia i wiek, a także naruszył dobra osobiste rozpowszechniając informacje, które poniżyły go w opinii publicznej".
Takie samo oświadczenie musi Nasza Klasa zamieścić w tygodniku 7 dni Gryfina. Spółka musi też Dariuszowi B. zapłacić 5 tysięcy złotych i zwrócić mu 3,460 zł. kosztów procesu.
Uzasadnienie było utajnione, podobnie jak sam proces. Wyrok nie jets prawomocny.

Czy ten wyrok będzie precedensowy i spowoduje lawinę pozwów przeciwko Naszej Klasie?

Etykiety: , ,

29.7.09

Piotr Rachwalski: policja złamała Europejską Konwencję Praw Człowieka

Za naruszenie Europejskiej Konwencji Praw Człowieka i Podstawowych Wolności - uznał wczoraj Trybunał w Strasburgu działania policji, której funkcjonariusze (uzbrojeni) weszli z psami do zajmowanego przez grupę skłotersów budynku we Wrocławiu. Chodzi o Rejon69. O sprawie pisał już Łukasz. Na stronie Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka możecie przeczytać o samym wyroku.
O komentarz poprosiliśmy Piotra Rachwalskiego, który razem z Agatą Ferenc przyczynił się do tego, że skarga na działania polskiego wymiaru sprawiedliwości trafiła do Strasburga.

***

Nie powiem, jest satysfakcja, taka mała, próżna, złośliwa lekka radość z wygrania z machiną państwa. Wygrać z państwem reprezentowanym przez prezydenta Kaczyńskiego, dla mnie, urodzonego wolnościowca to zaszczyt:-)

Szkoda tylko że po aż tylu latach. Bo minęło 12 lat od wydarzeń, a 10 od złożenia skargi. W tym czasie ze 3 razy zmieniłem miasto zamieszkania, skończyłem ze 3 uczelnie, zdążyłem także się ożenić i zmajstrować dziecko...

Ale o sprawie nie zapomniałem, średnio co pół roku molestując trybunał listami w tej sprawie. Nie chciałem tego odpuścić, bo nie można, nie można takich spraw zostawiać jak to zwykle bywa - „bo z nimi się nie wygra”. By było jasne – nie była to ani jedyna ani najgorsza moja przygoda z policją (że wspomnę choćby M1 po którym wylądowałem w szpitalu). Jednakże w innych przypadkach rzecz działa się na ulicy, w czasie demonstracji, akcji, pikiet, blokad, gdzie można powiedzieć sam się prosiłem o guza.
Tym razem było inaczej - wówczas we Wrocławiu potraktowali nas w naszym domu jak śmieci, mieli nas za nic, zdeptali nasza godność, poniżyli bijąc, wyciągając w nocy z łóżek, potraktowali jak podludzi stawiając pod ścianą w samych gaciach czy koszulach… tego nie mogliśmy zostawić ot tak. Oni tak nas traktowali, bo wiedzieli że te „cudaki” nic nie zrobią, że są za ciency, za słabi by bronić swych praw. A tu qrde zdziwko! „Brudasy” się zorganizowały i dopięły swego! Teraz ten i ów policjant zastanowi się 2 razy zanim pobije czy poniży kolejnego cudaka z dredami… A pani prokurator może zajmie się tym co do niej należy czyli oskarżaniem, a nie bronieniem swych kolegów – bandytów w mundurach. Albo niech zmieni pracę lub wywiesi na biurze tabliczkę URZĄD DS. UMORZEŃ.

Co daje ten wyrok? Satysfakcję, 2 tys euro na głowę (trybunał nam dał tą kasę, choć o nią nie wnosiliśmy), ale nie tylko.

W skali ogólnopolskiej i ogólnoeuropejskiej ten wyrok jest ważny dla innych skłotów i tego typu pół legalnych budynków – Trybunał uznał, że choć mieszka się tam bez meldunku, jest to DOM – PRAWEM CHRONIONY. Do którego nie można wejść od 22 do 6, ani bez nakazu. To duże osiągnięcie. Może być przydatne wobec grożącej likwidacji skłotu ROZBRAT.

W skali lokalnej wyrok ma jeszcze większe znaczenie: za tymi wydarzeniami stoją konkretni WINNI ludzie z policji i prokuratury, którzy awansowali, rozwijali swe kariery w wrocławskich organach ścigania.
Dla przykładu: prokurator Urszula Kochan Pietrzak, wsławiona obroną policjantów, przyzwoleniem na groźby wobec nas – poszkodowanych i ostatecznym umorzeniem sprawy, obecnie awansowała do Prokuratury Okręgowej gdzie pełni funkcję Kierownika Działu Nadzoru nad Postępowaniem Przygotowawczym, czasem też Rzecznika Prasowego. Kariera piękna – Pani prokurator awansuje, zwiedza świat, ot, pozazdrościć, szkoda ze odbywa się to na naszej krzywdzie… Ilu ludzi jeszcze skrzywdziła Pani prokurator? Tego nie wiem, ale mam nadzieję, ze ten wyrok uzmysłowi jej i jej przełożonym że są tam za nasze pieniądze do OCHRONY takich jak my, pobitych i poniżonych. Z kolei ówczesny prokurator wojewódzki Andrzej Rola – obecnie wizytator w Prokuraturze Apelacyjnej we Wrocławiu, umorzył ostatecznie sprawę zamykając nam drogę prawną w Polsce.

Z atakujących policjantów jeden jest znanym i uznanym związkowcem policyjnym, a drugi trenerem w Gwardii. Komendant Komisariatu Śródmieście (gdzie przetrzymywali Dominika kłamiąc rodzinie i nam że go tu nie ma – akcja jak z katowni UB – człowiek był i znika), który z kolei wsławił się opinią, iż na skłocie REJON 69 tego dnia odbywał się – UWAGA! – koncert ku czci ADOLFA HITLERA (sic!) nadal rządzi tym komisariatem, a media donoszą o jego miłości do użytkowania nowych samochodów służbowych.

Co tu więcej gadać – jedyna szkoda, że za ich wyczyny zapłaci każdy podatnik, a nie osobiście ten czy ów sadysta w mundurze czy ich adwokaci z prokuratury, ale to już inna bajka.

Piotr PISZPUNT Rachwalski

p/s Piotrek i Agata w przyszłym tygodniu prawdopodobnie zorganizują konferencję prasową na ten temat.

Etykiety: , , , , , , , ,

28.7.09

Ważni politycy popierają reaktywację Śląska. Prezydent Wrocławia milczy!

Ponad dziesięć dni temu pisałem o staraniach kibiców koszykarskiego Śląska Wrocław o reaktywację ich drużyny. Klub rozpadł się w lipcu ubiegłego roku po tym jak władzę przejął nieudolny Waldemar Siemiński. Akcję kibiców poparło wielu znanych Dolnoślązaków. Mimo listu otwartego do Rafała Dutkiewicza prezydent Wrocławia dalej milczy...

Kibice Śląska złożyli list w kancelarii prezydenta 23 lipca. Dali czas Rafałowi Dutkiewiczowi na odpowiedź do końca miesiąca. Dzisiaj jest 28 lipca a odpowiedzi nie ma. Tymczasem coraz więcej znanych osób popiera starania fanów. Oto wypowiedzi niektórych z nich:

"Koszykówka to przepiękna dyscyplina sportu. Brak Wrocławia na koszykarskiej mapie Europy to brak niezwykle dotkliwy. Mam też wrażenie, iż właśnie ta dyscyplina jest bardzo, ale to bradzo właśnie "WROCŁAWSKA" , w najlepszym tego słowa znaczeniu. "
- Bogdan Zdrojewski były prezydent Wrocławia, minister kultury i dziedzictwa narodowego

"Istnienie koszykarskiego Śląska jest kwestią naszej wspólnej odpowiedzialność, a nade wszystko odpowiedzialności władz miasta, które powinno przyjść z pomocą w formie nie budzącej zastrzeżeń pod względem ekonomicznym. W Polsce zbyt często marnuje się to, co ma tradycję i znaczenie, i zaczyna się "wszystko od początku". Tymczasem budowa potencjału Wrocławia w dziedzinie sportu wymaga przede wszystkim ocalenia i rozwinięcia tego, co przez długie lata decydowało o sile sportu nad Odrą. Dlatego koszykarski Śląsk powinien istnieć. "
- Kazimierz Michał Ujazdowski, poseł, były minister kultury i dziedzictwa narodowego

"Z całego serca popieram reaktywację wrocławskiej koszykówki, kojarzonej w Polsce i Europie głównie ze Śląskiem. Gratuluję inicjatywy i "trzymam kciuki"."
- Janusz Krasoń poseł, były Prezes Sekcji Siatkówki KS Gwardia Wrocław

"Popieram akcję reaktywacji drużyny koszykówki Śląska Wrocław. Inicjatywa ta winna doprowadzić do połączenia działań społecznych, zwłaszcza kibiców, polityków oraz władz Miasta. Potrzebujemy wybitnej drużyny koszykarskiej, która będzie miała solidne i systemowe, a nie doraźne,obliczone na jeden sezon podstawy organizacyjno-prawne. "
- Leon Kieres senator, były Prezes IPN

"Reaktywacja Śląska musi być wspólnym zadaniem władz miasta, stowarzyszenia WKS Śląsk i kibiców. Wierzę, że taka wspólnota powstanie i Śląsk znów będzie wielki. "
- Jerzy Szmajdziński wicemarszałek Sejmu RP

"Popieram inicjatywę reaktywacji koszykarskiego Śląska. Wrocław na to zasługuje. "
- prof. Marek Bojarski rektor Uniwersytetu Wrocławskiego

"Brak koszykarskiego Śląska w rozgrywkach to niesamowicie dotkliwa strata dla polskiego sportu i dla Wrocławia. Tu tysiące ludzi przez lata żyło i wciąż chce żyć koszykówką i sukcesami swojego ukochanego klubu. Wrocław bez Śląska nie jest i nie będzie już tym samym miejscem. Śląsk Wrocław zawsze walczył do końca. Pokażmy, że jako kibice będziemy trwać przy swoim klubie w tych trudnych momentach i że do ostatniej sekundy będziemy walczyć o powrót Mistrza do gry!"
- Dawid Jackiewicz poseł, były wiceminister Skarbu Państwa, były wiceprezydent Wrocławia


„ Koszykarski Śląsk dostarczał mi przez lata wiele niezapomnianych wrażeń związanych zarówno z sukcesami w lidze, jak i nadzwyczajnymi meczami z europejskimi rywalami. To były piękne widowiska i wielkie emocje. Szkoda, żeby kolejne pokolenia Wrocławian nie mogły doświadczać podobnych przeżyć. Dlatego Śląsk musi wrócić do PLK bo bez niego uboższa jest polska i europejska koszykówka. Uboższy jest Wrocław.”
Jacek Protasiewicz poseł Parlamentu Europejskiego

Pozostałe głosy poparcia możecie znaleźć tutaj.
Listy poparcia podpisało ponad siedem tysięcy osób. Wielu polityków osobiście postanowiło napisać jak dla nich ważna jest reaktywacja Śląska. Kto tylko nie jest łaskawy zabrać głosu?
Czy Rafał Dutkiewicz zabierze głos w tej sprawie? Czy poprze starania kibiców? A może tylko interesuje go piłka nożna? Naprawdę miasta nie stać na jednorazowe wsparcie Śląska? Ustami swoich przedstawicieli poparcie zapewniają: SLD, PiS, PO i Polska XXI.

Etykiety: , , , , , , , , ,

27.7.09

Prezydent.pl odpowiada

Dziś nowy serwis internetowy Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego będzie już "otwarty" dla wszystkich internautów. Kto nie skorzystał z odwiedzin wersji z loginem, ten będzie mógł zrobić to teraz.

Blog prowadzony przez Kancelarię Prezydenta informuje na bieżąco o relacjach i opiniach blogerów. Jak zauważyliśmy, nasz pomysł z interaktywnymi patronatami dla inicjatyw obywatelskich spodobał się twórcom serwisu prezydent.pl - co zostało odnotowane w dzisiejszym wpisie.

Pozostaje poczekać - w jaki sposób - uwagi i sugestie blogerów znajdą zastosowanie w rozwiązaniach serwisu Prezydent.pl

Etykiety: , ,

25.7.09

Testowałam (beta) Prezydent.pl

"Jesteśmy zespołem, który przez ostatnie kilka miesięcy pracował nad nowym serwisem prezydent.pl. Uznaliśmy, że jako pierwsi możliwość poznania i oceny nowego serwisu powinni mieć autorzy branżowych blogów. Nadszedł czas, żeby zapytać Was o pierwsze wrażenia" - to początek maila, którego otrzymali polscy blogerzy ubiegłej nocy.

Zaproszenie do zapoznania się z serwisem, jego ocena oraz podzielenie się uwagami - taki jest cel akcji przeprowadzonej przez team, który przygotował nowy serwis internetowy dla Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. No to przetestowaliśmy.

1. szata graficzna - dość statyczna i nawiązująca do już klasycznych trendów współczesnego netu. Dominacja niebieskiego i granatu. Nigdzie nie ma symboli narodowych. Jakość zdjęć pozostaje wiele do życzenia - jak na aspiracje serwisu. Na stronie otwarcia, Lech Kaczyński spogląda na dokument, który podpisuje, a nie na internautę odwiedzającego jego serwis.

2. za mało Web 2.0 - nie ma miejsca na społeczność - dołącz do Prezydenta - choćby. Brak osobistych, bezpośrednich materiałów. Zespół Prezydenta - przedstawiany statycznie, przez teksty "biurowe" nic od siebie. Brakuje odrobiny prywatności, indywidualności. Dwa materiały dołączone w zakładce "prezydencka para" - to za mało.

3. linki? Czy nie "przyjaźnimy się" z innymi prezydentami?

4. napisz do Prezydenta - o ciekawe, oczywiście napisaliśmy. Zapytaliśmy po pierwsze o to, dlaczego tak mało środowiska polityczne poświęcają uwagi edukacji poprzez internet oraz propagowaniu łatwego dostępu do sieci i inicjowania społecznych relacji. Po drugie - czy Maria Kaczyńska będzie gościnnie prowadzić bloga. Po trzecie - dlaczego tak późno powstał ten serwis?

...i ciekawe byłoby podejmowanie przez ten serwis interaktywnych patronatów dla inicjatyw obywatelskich. Na przykład - uzyskanie takiego patronatu w ciągu 24 godzin.

Zresztą oceńcie sami: Prezydent.pl

Etykiety: ,

24.7.09

Zamieszki w Warszawie - jak obrażano policjantów

Wiele się pisało o zamieszkach związanych z wejściem komornika do KDT w Warszawie (sam pisałem o tym tutaj). Niektórzy krytykowali policję za to, że dopuściła do zamieszek i użyła przemocy wobec protestujących.

Teraz na youtub trafił film, na którym widać jak zebrani pod halą ludzie obrażają policjantów, atakują ich i prowokują. Wyzywający ludzie i milczący policjanci. Robi to niesamowite wrażenie.
Oczywiście film jest zmontowany jednostronnie i nie pokazuje jak policjanci atakowali ludzi.
Obejrzyjcie ten film i sami zadecydujcie kto tu jest wart potępienia...

Etykiety: , , ,

23.7.09

Koncert Conflictu odwołany!

Kilkanaście dni temu pisałem, że do Polski przyjedzie na Przystanek Woodstock w Kostrzynie brytyjski Conflict. Niestety w programie imprezy tej legendarnej kapeli już nie ma. Okazało się, że muzycy nie doszli do porozumienia z organizatorami festiwalu... Szkoda...

Etykiety: ,

Prokuratura cenzuruje ABW, CBA i policję

Policja, CBA czy ABW nie będą mogły już udzielać informacji na temat prowadzonych przez siebie działań bez zgody prokuratury. To, co obserwujemy od kilkunastu miesięcy, a dokładniej od przejęcia władzy przez PO, teraz nabiera cech formalnych. Ministerstwo Sprawiedliwości coraz bardziej ogranicza mediom dostęp do informacji.

Najpierw Prokuratura Krajowa zakazała pokazywania dziennikarzom aktów oskarżenia, co było absurdalnym zakazem, bo z ich treścią mogli się zapoznać w sądach (oczywiście za zgodą sędziego). Zresztą, nawet jeśli sąd nie zgodził się, to i tak poznawaliśmy kontent w czasie procesów :-) Dlatego, taki zakaz jest absurdalny i ogranicza wolność mediów.

Teraz, prokurator krajowy Edward Zalewski (pisałem o jego awansie tutaj) - dotąd chętnie występujący w mediach, zwłaszcza w kontekście tematu korupcji w polskim futbolu kiedy był szefem wydziału do zwalczania przestępczości zorganizowanej Prokuratury Krajowej we Wrocławiu - wysyła do służb pismo, w którym przypomina, że zgodnie z prawem to prokurator - jako "gospodarz śledztwa" - wyraża zgodę na rozpowszechnianie informacji ze śledztwa przez policję, CBA czy ABW (jako pierwszy napisał o tym Dziennik). I teraz uwaga: służby te mają zwracać się pisemnie o taką zgodę. Rzecznik prokuratora powiedział Polskiej Agencji Prasowej: "To nie jest żadne nałożenie kagańca; chodzi o przypomnienie zasad prawa i zapewnienie mediom dostępu do informacji ze śledztwa zgodnie z prawem".

I teraz prokuratorzy będą decydować o tym co przekazywać mediom, a podlegają prokuratorowi krajowemu z nadania politycznego, nominowanego przez ministra sprawiedliwości, przedstawiciela rządzącej partii.

A może chodzi o to aby o przedstawicielach swojej partii, występujących w jakiś śledztwach nie mówić, a nagłaśniać zatrzymania działaczy opozycji? (ostatnio pojawiły się np. materiały dotyczące Pawła Piskorskiego) Przez lata nic, a nagle kiedy ożywia się w sferze polityki, do tego odchodzi z PO Andrzej Olechowski, potencjalny kandydat na prezydenta i rywal Donalda Tuska, pojawiają się przecieki. Nawet takie sprzed kilku lat (czytaj tutaj).

Nie odnosi się to tylko do obecnego rządu. Bo każda władza może mieć takie pokusy.

Dodatkowo, rzecznik prokuratora generalnego Katarzyna Szeska w rozmowie z PAP przypomina dziennikarzom, że zgodnie z obowiązującym prawem prasowym, na ujawnienie w mediach wizerunku lub danych osobowych osoby podejrzanej musi się zgodzić ona sama.

A czy pani prokurator słyszała o zgodach sądu na ujawnianie wizerunków i danych personalnych oskarżonych? Czy w takich przypadkach też muszą się zgodzić sami oskarżeni? Skąd taka nagła dbałość o przestępców?

Etykiety: , , , , , , , , ,

21.7.09

Ian Pelczar: Dziewięć powodów, dla których dziewiąta edycja Nowych Horyzontów będzie wydarzeniem.

W tym roku nie ma aż wielu premierowych tytułów, na które czekam z niecierpliwością. Przed rokiem było ich zdecydowanie więcej. Mimo to festiwal może być jeszcze bardziej udany. Nie tylko za sprawą niespodzianek, ale całych cykli, nowych konkursów, przeglądów i niezwykłych gości, którzy przyjadą do Wrocławia. Oto dziewięć punktów programu, które sprawią, że dziewiąta edycja festiwalu Era Nowe Horyzonty przejdzie do historii.

1.GUY MADDIN
Kanadyjski reżyser jest znany w Polsce właściwie tylko bywalcom festiwalu Era Nowe Horyzonty. Premiery kolejnych arcydzieł sprawiły, że zyskał miano twórcy kultowego. Rok temu wiadomość o retrospektywie Maddina na dziewiątym festiwalu była witana owacyjnie. Na konkursowy pokaz najnowszego dzieła „Moje Winnipeg” ustawiały się kolejki, podobnie jak rok wcześniej na „Piętno na umyśle”. Oba filmy są niezwykłą czarno-białą wyprawą w świat przeszłości, stylizowanym na kino nieme kolażem kinowym, projekcją sennych marzeń i osobistych wyznań. Maddin rzadko wyjeżdża z rodzinnej Kanady, ale we Wrocławiu będzie. Nie może opuścić wernisażu w galerii Design BWA, gdzie Jakub Szczęsny zrealizował marzenie szefowej galerii Katarzyny Roj, która szukała sposobu na nietypową prezentację jednego z ulubionych ‘maddinów’. „Tchórze przyklękają”, czyli „Cowards Bend the Knee” znajdą tu nie tylko niezwykłe miejsce (seanse poszczególnych części filmów w specjalnych, voyeurystycznych budkach), ale również efektowniejszy tytuł – „Na kolana, tchórze”. Wernisaż w sobotę, 25 lipca. Dzień wcześniej niezwykły pokaz „Piętna na umyśle” w Operze Wrocławskiej. Film zostanie wyświetlony bez ścieżki dźwiękowej, nie tylko z muzyką na żywo, ale również z tworzonymi na żywo efektami dźwiękowymi i narracją polskiej aktorki, która grała u kanadyjskiego reżysera – Gosi Dobrowolskiej.
Retrospektywa Guya Maddina to na festiwalu tylko jedna z części prezentacji kina kanadyjskiego.

2.AGNES VARDA
To wstyd, że jedna z weteranek francuskiej Nowej Fali jest w Polsce właściwie nie znana. Zaległości zostały nadrobione za pomocą retrospektywy prac artystki, które prezentowano przed trzema laty. Varda to nie tylko reżyserka, ale również autorka prac wizualnych. „Plaże Agnes”, jej najnowszy film to jedna z najciekawszych pozycji nowego cyklu Nowych Horyzontów – konkursu filmów o sztuce. Varda nakręciła autobiograficzny esej, który rozpoczyna słowami: „kiedy otworzy się człowieka, to we wnętrzu znajdziesz pejzaż. Kiedy otworzysz mnie, ujrzysz plażę”. 80 letnia Francuzka przyjedzie do Wrocławia. Spotka się z widzami po seansach. Będzie można porozmawiać, spytać nie tylko o „Plaże”, ale również o dawne, nowofalowe projekty, o lata kiedy była enfant-terrible francuskiego kina, hipisowski feminizm, małżeństwo z Jacquesem Demy (Parasolki z Cherbourga), filmowe eksperymenty, twórczość awangardową i powrót do klasycznych sposobów narracji. Varda to jedna z najbardziej fascynujących postaci europejskiego kina, która przyjedzie do Wrocławia.

3.TSAI MING-LIANG
Kwintesencja Nowych Horyzontów. Często niełatwy w odbiorze, w wielu miejscach szokujący. Unikający fabuły i opowieści na rzecz formy i estetycznych wstrząsów. Azjata, który produkuje swoje niezwykłe poszukiwania w Europie, a publiczność ostatniego Cannes wzruszył osobistym filmem „Twarz”. We Wrocławiu zaprezentowany zostanie dorobek jednego z najbardziej hołubionych – przez widzów i organizatorów – nowo-horyzontowych twórców. Po modzie na Tsai Ming-Lianga dotarły do konkursu całe naręcza filmów z Azji, które miały hipnotyzować minimalizmem. Zamiast tego usypiały widzów, a do szefostwa festiwalu zaczęły trafiać narzekania na „gutkowe snuje”. Okazało się, że nie każda wyciszona, wystylizowana wizja może być artystycznym sukcesem. Do niektórych pomysłów trzeba wyczucia i zmysłu Tsai Ming-Lianga.

4.JENNIFER REEVES
Obecność nowojorskiej artystki na mojej liście jest świadectwem jej pełnego obiektywizmu. Sam nie oczekuję specjalnie na jej przyjazd, bo nie jestem fanem. Nie można jednak pominąć tych wszystkich, którzy gustują w jej artystycznych działaniach. Do największych fanów należy szef festiwalu Roman Gutek, który poznał Amerykankę w Berlinie. Siadł obok niej na projekcji filmu, nie zdając sobie sprawy, że zajmuje miejsce koło autorki. Po filmie, który go zachwycił obserwował jak Reeves odbiera nagrodę, a potem zaprosił ją na festiwal. Jeszcze do Cieszyna. Wówczas Reeves nie przyjechała, ale jej film „The Time We Killed” zdobył drugą nagrodę w głosowaniu publiczności. Teraz zobaczymy pełną retrospektywę, a artystka, z całą ekipą didżejów będzie prezentować muzykę na żywo do swoich. Seanse, pierwotnie zaplanowane w nagle zamkniętym klubie XO, przeniesiono do Teatru Polskiego, na Scenę Kameralną przy Świdnickiej. Warto się tam wybrać, by zobaczyć niezwykłe seans na dwa projektory. Reeves nagrywa swoje filmy na taśmie szesnastomilimetrowej, a drugą rolkę maluje, później obrazy są na siebie nakładane. Powstaje poetycka, subiektywna improwizacja. O Maddinie wiemy, że będzie popularny. Kolejki przed jego filmami nie będą zaskoczeniem, jak przed seansami Hala Hartleya i Terrence’a Daviesa na poprzednich edycjach. Teraz odkryciem Nowych Horyzontów zostanie Jennifer Reeves – to w kolejkach na jej seanse publiczność spędzi najwięcej czasu.

5.PIOTR DUMAŁA
Przez lata żył w niszy, we Wrocławiu będzie królem i celebrytą. Jeden z tych wybitnych polskich artystów, którzy są bardziej cenieni w świecie niż we własnym kraju odsłoni przed widzami wiele tajemnic. Organizatorzy dotarli nie tylko do filmów, które znamy, powstających latami w piwnicy, animowanymi na płytach gipsowych. Wyświetlą również niemal nikomu w Polsce nieznane teledyski, realizowane na przykład dla MTV. Dumała, który wypracował własny, oryginalny styl i stał się klasykiem światowej animacji będzie na wrocławskim festiwalu kimś więcej niż ‘tylko’ bohaterem retrospektywy. Plakat dziewiątej edycji Nowych Horyzontów jest jego dziełem. W przejściu między Heliosem a Mleczarnią, wyświetlona zostanie (na wielkiej ścianie) niezwykła instalacja jego autorstwa, „Walka, Miłość i Praca”, inspirowana ‘Lullaby Dream’ rumuńskiego kompozytora Alexandra Balanescu. Punktem kulminacyjnym będzie jednak premiera „Lasu” – pełnometrażowej, fabularnej produkcji. Dumała debiutuje w fabule minimalistycznym, art-house’owym dziełem, ze zdjęciami Adama Sikory i główną rolą Mariusza Bonaszewskiego. Film wyświetlony zostanie w konkursie filmów polskich, a jego premiera będzie najważniejszym wydarzeniem cyklu, mimo że wśród startujących nie brakuje takich hitów jak „Wojna polsko-ruska”, „Afonia i pszczoły”, „33 sceny z życia”, „Rysa” i nagrodzonych w Koszalinie „Galerianek”.

6.KRZYSZTOF ZANUSSI
Retrospektywa świętującego 70 rocznicę urodzin reżysera miała przynieść odpowiedź na pytanie: czy Zanussi może być jeszcze modny? Jego najnowsze produkcje zbierają cięgi od krytyków, nie stają się punktem wyjścia do ważnych dyskusji, jak filmy z czasów „Barw ochronnych”. Sam Zanussi ochrony żadnej nie ma. Poczytni recenzenci nie żałują reżyserowi docinków w stylu „Zanudzi”. Przed laty mówiło się, że polskim kinem rządzi trasa „W-Z”Wajda-Zanussi, o wpływach Zanussiego miały świadczyć debiuty, nad którymi sprawował opiekę artystyczną i fakt, że im lepsze były pierwsze filmy takich debiutantów, tym gorsze były ich dalsze losy. Najnowszym potwierdzeniem tej prawidłowości ma być twórczość Magdaleny Piekorz („Pręgi”-„Senność”). Na festiwalu miała być szansa, by w spokoju przyjrzeć się Zanussiemu i bez uprzedzeń przypomnieć sobie jego największe filmy, wreszcie posłuchać jak z reżyserem i filmami takimi jak „Iluminacja” dyskutuje młode pokolenie widzów. Lipiec dopisał retrospektywie jeszcze jednego, bardzo ważnego bohatera. Niestety już nieobecnego. Dzień przed rozpoczęciem festiwalu na Powązkach zostanie pochowany Zbigniew Zapasiewicz. Wybitny aktor był twarzą najlepszych filmów Zanussiego. We Wrocławiu nie zabraknie pamięci i rozmów o nim, a retrospektywa dzieł jego kinowego mistrza będzie okazją do złożenia hołdu genialnemu aktorowi.

7.POLSKIE PREMIERY FESTIWALOWYCH HITÓW
„Białej wstążki” Michaela Haneke, „Przerwanych objęć” Pedro Almodovara i „Serafiny” Martina Provosta. Każda z premier będzie wielkim wydarzeniem. „Wstążka” to zdobywca tegorocznej Złotej Palmy, film za który geniusz-Haneke odebrał też gratulacje od najważniejszych europejskich krytyków, czarno-białe studium autorytarnego wychowania zmienia się pod wpływem interpretacji i skojarzeń widzów w rozmyślanie nad narodzinami totalitaryzmu i nazizmu. „Przerwane objęcia” to dojrzała gra Almodovara z kinem noir i własną stylistyką. Penelope Cruz na dobre stała się już muzą hiszpańskiego reżysera. Niestety ani aktorka ani reżyser nie przyjadą do Wrocławia. Będzie za to Wim Wenders, który pokaże swoje „Spotkanie w Palermo”, film mocno krytykowany po zeszłorocznym festiwalu w Cannes. Być może Wenders odpowie we Wrocławiu na pytanie – czy dojdzie do skutku projekt tanecznego filmu w 3-D, który planował z Piną Bausch, zmarłą w czerwcu szefową Tanztheater z Wuppertalu. Spektakl wybitnej choreograf był jednym z ważniejszych wydarzeń Roku Grotowskiego, przed jego ostatnim wystawieniem do Wrocławia dotarła wiadomość o śmierci Piny Bausch
Na zakończenie festiwalu Era Nowe Horyzonty zobaczymy nagrodzoną siedmioma Cezarami „Serafinę”. Film Martina Provosta spodoba się każdemu, kto chciałby w życiu zrobić coś kreatywnego, poświęcić się twórczości. Będzie znakomitym natchnieniem na okres po festiwalu. O ile Nowe Horyzonty zaczną się przygnębiającą prawdą „Białej wstążki”, to skończą się uskrzydlającym zastrzykiem energii „Serafiny”.

8.MIKE FIGGIS
Najbardziej znany reżyser wśród gości tegorocznego festiwalu. Twórca „Zostawić Las Vegas”, „Hotelu” i „Burzliwego poniedziałku” weźmie udział w najnowszej propozycji Nowych HoryzontówNowych Horyzontach Języka Filmowego. To seria seansów i wykładów, które co roku będą poświęcone innej dziedzinie współczesnego filmu. Na początek wybrano montaż – zobaczymy nie tylko klasykę spod znaku Eisensteina i nowoczesne kino akcji – „Ultimatum Bourne’a”. Będzie również „Timecode” , czteroekranowy eksperyment Figgisa z muzyką i dźwiękiem, miksowanym na żywo. W filmie grają między innymi Salma Hayek, Kyle MacLachlan i Holly Hunter. „Timecode” pokazuje cztery wersje tych samych wydarzeń widzianych oczami różnych bohaterów- wyświetlane są w tym samym czasie na podzielonym na cztery części ekranie. Po filmie Mike Figgis porozmawia z widzami.

9.PETER GREENAWAY
Innym z wykładowców na tegorocznym festiwalu będzie Peter Greenaway. Najpierw pokaże w konkursie filmów o sztuce swój dokument „Rembrandt: oskarżam”, nawiązujący do „Nocnej straży" , a później wygłosi wykład o związkach kina z malarstwem, w którym kontynuuje swe głośne tezy o śmierci kina i wizualnym analfabetyzmie współczesnych ludzi. Kiedy Greenaway kręcił we Wrocławiu „Nightwatching” przeprowadzałem razem z Kasią Roj wywiad z reżyserem. Greenaway, swoim zwyczajem, rozpoczął rozmowę od własnych pytań. Pytał między innymi o ciekawe wydarzenia filmowe we Wrocławiu. Opowiedzieliśmy oczywiście o świeżym jeszcze wówczas wrocławskim nabytku – Nowych Horyzontach. Brytyjczyk był bardzo zainteresowany, zadawał konkretne pytania – o filmy, liczbę nowości, widzów i wszelkie festiwalowe szczegóły. Teraz będzie mógł Nowym Horyzontom przyjrzeć się z bliska.

Zostawcie sobie MIEJSCE NA ODKRYCIE
Z pewnością znajdziecie w programie festiwalu obraz, który zapamiętacie na długo. To może być found-footage z konkursu filmów o sztuce, taki o strachu i Hitchcocku albo jeden z filmów mistrza z Węgier Miklosa Jancso. Nie można pominąć węgierskiej nowej fali i prezentacji nowego kina szwedzkiego. Będzie okazja by poznać ‘drugiego po Bergmanie’, czyli klasyczne filmy Jana Troella. Ostatni, telewizyjny film Bergmana „Sarabanda” zostanie pokazany na specjalnym seansie. Pozwólcie zaskoczyć się tej części festiwalowych propozycji, po których nie spodziewacie się niczego nadzwyczajnego. Magię kina możecie poznać także podczas seansów na wrocławskim Rynku, a festiwalowej atmosfery nie zabraknie każdego wieczoru w Arsenale, gdzie stanie koncertowa scena.

Ian Pelczar
dziennikarz Radia Wrocław

Etykiety: , , , , , , , , , , ,

Wojna w centrum Warszawy

To była prawdziwa bitwa. Kupcy z likwidowanych KDT zabarykadowali się w swojej hali i przez kilka godzin odpierali ataki ochroniarzy. W ruch poszły: gaz łzawiący, woda, kamienie, a także płyty chodnikowe.

Do hali chciał dzisiaj wejść komornik. Miał sądowy wyrok w ręce. Towarzyszyło mu kilkudziesięciu pracowników ochrony. Przez kilka godzin jednak nie mogli wejść do budynku, w którym zabarykadowało się kilkaset osób. Gazu używali i protestujący i ochroniarze. W starcia włączyli się zawodowi zadymiarze, prawdopodobnie związani z pseudokibicami Legii Warszawa. Dochodziło do bulwersujących zajść w samym centrum stolicy. Skuteczna okazała się dopiero interwencja policji i armatek wodnych, które wyjechały na ulicę Marszałkowską. Rannych zostało 35 osób, w tym 12 policjantów (szczegółowy opis zajść możecie znaleźć tutaj).
Na miejscu zajść cały czas są ludzie, dochodzi do utarczek z policją.

Etykiety: , ,

19.7.09

Po "Liście Havla i Wałęsy". Czy Europa Środkowa naprawdę potrzebuje Baracka Obamy?

Mój kolega szedł niedawno na wieczorną herbatę z Christopherem Hitchensem. Po drodze, telefonicznie, zagadnął mnie, co sądzę o głośnym Liście 22 do Baracka Obamy.

Pytanie ciekawe. Niestety, o liście wiedziałem tylko tyle, że istnieje. Bawiłem właśnie nad Bałtykiem. W mieście, które pod koniec lat 30. było ponoć najpopularniejszym uzdrowiskiem Niemiec, a już kilka lat później - w 1945 r. - de facto przestało istnieć. Od tej pory wymyśla się ono na nowo, oscylując pomiędzy byciem bazą wojskową a borowinowym spa (notabene, w międzyczasie obudowując swoją gotycką konkatedrę blokowiskiem z wielkiej płyty, co było ewenementem chyba nawet w realiach wojującego komunizmu).

No więc o Liście 22 nie wiedziałem zbyt wiele. Ale zapytany - przeczytałem. I wydłubując sobie ości wędzonego karmazyna spomiędzy zębów z wielkim smutkiem pomyślałem o Europie Środkowej.

To piękna, bogata kulturowo i chyba trochę marzycielska część świata. Politycznie wygenerowała z siebie parę sporych mocarstw (I Rzeczpospolita, Austro-Węgry). Ale przeważnie bywa poszatkowana, skłócona wewnętrznie, często też - zbyt często - poddana woli niezbyt przyjaźnie nastawionych potęg.

Teraz znów chwieje się w posadach, o czym dramatycznie świadczy ów List 22 do Baracka Obamy.

Ten niecodzienny dokument odczytuję jako wołanie grupy rozżalonych faworytów Imperatora, którzy nagle uświadomili sobie, że "coś pękło, coś się skończyło". Bo Imperator ma nowe priorytety. I w związku z tym środkowoeuropejscy faworyci przestali mu być potrzebni. Nie tylko ci, którzy podpisali list. Także wszyscy inni potencjalni faworyci z tej części świata.

Ale nie to stanowi o dramatyzmie Listu 22 - wszak zmiany elit i imperialnych priorytetów to stały element polityki. Mnie w owym piśmie do amerykańskiej administracji uderzył bezradny klientyzm jego autorów, ich przywiązanie do postawy bycia biernym. Bycia li tylko echem, refleksem.

Oto dowiadujemy się - między wierszami - że elity Europy Środkowej: a) nie wykreowały żadnego celu rozwoju tej części świata; b) nie mają pomysłu, jak mogłaby ona funkcjonować w sytuacji, gdy główną areną globalnej polityki jest Azja; c) przez 20 lat nie wypracowały własnej polityki względem Rosji (nad Listem 22 unosi się cień starych, znanych antymoskiewskich stereotypów - np. okazuje się, że gdy mowa o Rosji, Kaczyńscy, Kwaśniewski i Wałęsa mówią jednym głosem).

Co gorsza, dokument został ogłoszony w czasie, gdy potężny kryzys gospodarczy ukazuje słabość Europy Środkowej, wręcz poddając w wątpliwość sens samodzielnego istnienia niektórych państw tego regionu. Ale może stąd właśnie bierze się przerażenie środkowoeuropejskich elit, które zaczynają nerwowo szarpać Imperatora za nogawkę krzycząc: - Nie opuszczaj nas! Toniemy!

Jedyne, co mu przy tym proponują, to przywrócenie politycznego status quo z lat 90. (silne NATO szachujące Rosję), strasząc przy tym - hmmm... - wymianą elit. Na jakie? Na rzekomo niezbyt entuzjastycznie proamerykańskie, może wręcz antysemickie.

Co z tym fantem zrobi Imperator? Oto zagadka. Ale trzeba pesymistycznie założyć, że jednak odwróci się od Europy Środkowej. Co wtedy? Czy mamy jakieś pomysły? Zwłaszcza, jeśli z różnych względów - nie zawsze sprowadzalnych do kwestii Traktatu Lizbońskiego - Unia Europejska nie wyjdzie ze słabości, które dręczą ją od kilku lat?

Uważam, że Europa Środkowa musi wymyślić się na nowo. Porzucić prosty klientyzm. Porzucić bierność. Postawić sobie jasne, ambitne cele rozwojowe, które da się realizować w różnych otoczeniach politycznych (USA, UE, Rosja...). Pogodzić się z tym, że jest "ziemią środka", która nie może obrażać się na nikogo, a powinna umieć współpracować z każdym. Tak jak Czarnogóra, która jest turystycznym kurortem Rosji, wybrzeżem morskim Serbii - na złość której ogłosiła niepodległość - a zarazem jednostronnie wprowadziła u siebie euro, jest otwarta na turystów i inwestorów z zewsząd i chce wstąpić do UE i NATO.

Albo tak jak Niemcy, które mają i amerykańskie bazy wojskowe, i świetne kontakty gospodarcze z Rosją.

Ducha Europy Środkowej porywająco zdefiniował kiedyś, w mrocznych czasach komunizmu, Milan Kundera. W jego wizji, ta część świata jest (była?) czymś w rodzaju bijącego serca kultury Zachodu. Serca podwójnie złamanego, bo zapomnianego przez sam Zachód, a zarazem uciemiężonego przez złowrogi Wschód.

To utopijne marzenie Kundery jest antytezą Listu 22 do Baracka Obamy. Czy mogłoby stać się inspiracją dla jakiejś nowej, konstruktywnej postawy środkowoeuropejskich elit, która wyparłaby ich topornie polityczny (bo "polityko-centryczny") klientyzm?

Bo może ta gloryfikowana przez Kunderę równo ćwierć wieku temu (tak!) artystyczna kreatywność Europy Środkowej, w połączeniu z tradycjami obywatelskich ruchów oddolnych naszego regionu jest atutem w czasach ekspansji społecznościowego internetu i eksperymentów z tzw. Gov 2.0? Czy da się coś na tym zbudować?

A już bliżej aktualnych realiów... Nasza część świata ma świeże i mocne doświadczenia z tzw. transformacją ustrojową. Także te negatywne - ale to dobrze, bo znamy pułapki. Czy Amerykanie nie są zainteresowani modelami takich transformacji? Czy w bliskiej przyszłości nie zechcą patronować podobnym przemianom na Kubie i w niektórych krajach świata islamu? A jeśli tak, to czy Czesi, Węgrzy i Polacy nie są potencjalnie czołowymi ekspertami w dziedzinie pokojowego przekształcania autorytaryzmów w demokracje?

P.S.: Tak sobie przy okazji czytam wiosenny numer "Arcanów" (nr 86-87). A w nim tekst Henryka Głębockiego "Jak znaleźć numer telefonu na Kreml?" - o tym jak polscy opozycjoniści na własną rękę szukali kontaktów z Moskwą w drugiej połowie lat 80.

Jest tam fragment (oparty na wcześniejszych ustaleniach Antoniego Dudka), z którego możemy dowiedzieć się, iż na początku 1989 r. Sowieci dali do zrozumienia swoim dotychczasowym towarzyszom z PZPR, że zostawiają ich samym sobie i zaczynają porozumiewać się bezpośrednio z "Solidarnością". W imię wyższych racji. W imię dealu z USA. (Por. "Arcana", nr 86-87, str. 57).

Jeśli tak faktycznie było, to motyw "porzucenia przez Imperatora" może być dość świeżym doświadczeniem środkowoeuropejskich elit (nie w sensie egzystencjalnym, dla konkretnych osób, a w sensie strukturalnego wpisania w system).

Opowiadania Pat docenione!

Tradycyjnie :-) chwalimy się swoimi sukcesami.
Nie wiem czy wiecie, ale Pat jest obiecującą autorką opowiadań grozy. Do tej pory publikowała opowiadania tylko na moim blogu Horrorowisko - "Zmora", "Mroczny świt" , "We mgle" i "Absyntowe przyjęcie" i zdecydowanie najlepsze "Sekcja Z". Teraz jest szansa na kolejne publikacje. Pat zakwalifikowała się do ścisłego finału konkursu "Horyzonty wyobraźni" zorganizowanego przez Kwartalnik fantastyczno-kryminalny QFANT! Wyróżnione zostało opowiadanie "Zabić wampira". Oczywiście nie możecie go jeszcze przeczytać. Jednym z warunków konkursu jest brak wcześniejszej publikacji nadesłanego na konkurs tekstu.

Teraz jury do 30 sierpnia ma wybrać trzy najlepsze opowiadania. Gala zwycięzców 15 września w Warszawie! Mamy nadzieję, że nie zabraknie na niej Pat!

Etykiety: , , , , , , , , ,

17.7.09

Kibice walczą o reaktywację Śląska Wrocław

Tego jeszcze nie było. Kibice zmobilizowali się i sami walczą o reaktywację Śląska Wrocław. Zbierają podpisy w realu i w internecie, szukają poparcia znanych osób i w sobotę zamierzają demonstrować we wrocławskim rynku.

O upadku koszykarskiego Śląska Wrocław, jednego z najbardziej utytułowanych klubów w kraju, 17 krotnego mistrza Polski pisałem już nie raz (czytaj tutaj i tutaj). Śląsk wycofany został z rozgrywek przez niejakiego Waldemara Siemińskiego, szefa firmy ochroniarskiej ASCO. Kibice liczyli, że w tym roku uda się zgłosić Śląsk do rozgrywek, ale figę z makiem pokazało miasto (czytaj tutaj). Magistrat najpierw obiecywał 2 miliony złotych wsparcia, ale kiedy pojawił się inwestor, który chciał dać milion, urzędnicy stwierdzili, że z powodu kryzysu nie dadzą nic. Tak to wierzyć w urzędnicze słowo...
Zresztą jak się robi interesy z władzami Wrocławia przekonał się już w ubiegłym roku Zbigniew Drzymała, który chciał przejąć piłkarski Śląsk. Wtedy Rafał Dutkiewicz w ostatniej chwili (teraz mogę powiedzieć na szczęście) wycofał się z transakcji (pisałem o tym tutaj).

Tym razem wymóc reaktywację postanowili sami kibice, związani przede wszystkim z forum Vulcan, skupiającym najwierniejszych fanów Śląska. Założyli stronę Śląsk - reaktywacja i zbierają podpisy. Podpisy są także zbierane w realu. Kibiców poparł Marcin Gortat, który w środę był we Wrocławiu (posłuchać i poczytać możecie o tym tutaj) byli koszykarze Śląska, oraz znani Wrocławianie, m.in. pisarz sf Eugeniusz Dębski, wokalistka Tercetu Egzotycznego - Izabella Skrybant-Dziewiątkowska, a także wicepremier Grzegorz Schetyna (twórca odrodzenia potęgi Śląska, ale i osoba, która doprowadziła klub do upadku, sprzedając spółkę Waldemarowi Siemińskiemu).
Stworzono prawdziwy ruch obywatelski, gdzie wszyscy działają bezinteresownie. Każdy daje i robi co może, ktoś załatwi druk plakatów, ktoś je rozwiesi, jeszcze ktoś inny załatwi podest na demonstrację). To wszystko ma przekonać władze miasta i potencjalnych sponsorów, że we Wrocławiu jest zapotrzebowanie na koszykówkę!
Na pewno prawdziwą swoją siłę kibice Śląska mogą pokazać w sobotę na demonstracji w rynku. Jeżeli przyjdzie ich wielu okażą się realną siłą, z którą trzeba się liczyć. Marna frekwencja może pokazać, że był to tylko słomiany zapał...

p/s było niesamowicie. Mimo oberwania chmury przyszło około 500 osób. Wielkie uznanie dla organizatorów za profesjonalizm, dla kibiców i koszykarzy za przyjście (Radek Hyży przyjechał aż z Tarnowa!!). Z poparciem dla akcji dołączył glina 01 czyli Andrzej Matejuk, a podpisów pod petycją (tych w sieci i realu jest już ponad 7 tys.) Możecie też obejrzeć filmik z tej demonstracji:

Etykiety: , , , , , , , , ,

Adam Szynol: jest decyzja, nie ma ustawy

Zgodnie z obietnicą, złożoną przedstawicielom środowisk twórczych, prezydent Lech Kaczyński nie podpisał ustawy medialnej. Nie skierował jej do Trybunału Konstytucyjnego, jak spodziewało się wielu obserwatorów sceny politycznej, ale zawetował.

W uzasadnieniu tej decyzji, ustami swego ministra, Piotra Kownackiego, Lech Kaczyński stwierdził, że wraz z rezygnacją z abonamentu odebrałaby ona mediom publicznym niezależność finansową. Ponadto końcowa wersja ustawy została skrytykowana przez znanych reżyserów i aktorów, Rzecznika Praw Obywatelskich, Helsińską Fundację Praw Człowieka i OBWE - argumentował Kownacki. Trudno się dziwić decyzji prezydenta, skoro nawet w gronie koalicji podniosły się głosy przeciwników ustawy w zaproponowanym kształcie.

Warto jednak pamiętać, że w momencie zakończenia prac nad projektem, którym przewodniczył prof. Tadeusz Kowalski, wiele zapisów wyglądało zupełnie inaczej i w opinii medioznawców tamta ustawa rozwiązywała część istotnych problemów funkcjonowania mediów publicznych w Polsce. Przypomnę tylko, że w projekcie proponowano sztywne związanie finansowania mediów publicznych z podatkiem VAT od reklam w nich emitowanych. Nie wiedzieć czemu, w toku dalszych prac - bardziej politycznych niż merytorycznych - ten zapis wypadł. To dało znakomity powód do ostrej krytyki ustawy i jej zawetowania. Dyskusyjne były pomysły utworzenia Funduszu Zadań (Misji) Publicznych, Licencji Programowych oraz zmienionej struktury organizacyjnej regionalnych oddziałów radia i telewizji. Nad tym jednak już większych debat nie było, a szkoda. Mamy więc sytuację, w której widać potrzebę zmian w regulacjach prawnych dotyczących mediów publicznych, ale widoków na wdrożenie przygotowanej ustawy nie ma. Chyba że lewica da się skusić stanowiskami w nowych radach nadzorczych i nowej KRRiTV. Ale czy po jednej wolcie Platformy w sprawie finansowania mediów publicznych SLD uwierzy jeszcze raz?

Wakacje dla niektórych polityków będą, jak widać, gorące.

Mamy więc bezład i w perspektywie dalsze walki o to, kto ma być szefem TVP i poszczególnych anten. Zamiast dyskutować o cyfryzacji radia i telewizji, o podnoszeniu standardów dziennikarskich i zapewnieniu realizacji misji, jakkolwiek by jej nie rozumieć, w kanałach ogólnopolskich i w regionach, będziemy mieli nieustający festiwal występów medialnych. To jednak mediom publicznym nie pomoże. Nie chciałbym być w skórze prezesa regionalnej rozgłośni, który już dziś ledwo wiąże koniec z końcem, a w perspektywie ma widmo zwolnień grupowych. Jak planować działalność firmy, jeśli abonamentu już prawie nie ma, a środków niezapisanych w ustawie (sic!) jeszcze nie ma. Po tym wszystkim trudno będzie komukolwiek uwierzyć w ideały, jakie przyświecały rządzącej koalicji na początku prac nad ustawą medialną. Pozostanie raczej przekonanie, że to z jednej strony bitwa o stanowiska oraz gra na czas. Czas, którego media publiczne za wiele już nie mają.

doktor Adam Szynol
Uniwersytet Wrocławski

O ustawach medialnych na 5 Władzy pisali także m.in. : Łukasz Medeksza, Paweł Majcher,

Etykiety: , , , , , , , , , , , , ,

16.7.09

Niemiec w opałach

Dietmar Loildolt jest emerytowanym niemieckim nauczycielem historii. Ma 70 lat. Od wielu lat przyjeżdża do Polski. Od dwóch lat mniej chętnie. Musi bowiem uczestniczyć w swoim procesie.

Kłopoty Niemca związane są z wydarzeniami z maja 2007 roku. Dietmar Loildolt przeprowadzał się wówczas z Lubeki do Wiednia. Ponieważ miał bardzo duży księgozbiór książki woził na raty. W jego samochodzie mieściło się zwykle 450 tomów. Tak też było 21 maja 2007 roku gdy z Lubeki wyruszył do Wiednia przez Polskę, gdzie zamierzał odwiedzić znajomych. Oprócz książek wziął obraz, który kupił za 1100 euro. Niemiecki nauczyciel najpierw pojechał do znajomej do wsi Kaczory koło Piły. Później udał się w odwiedziny do znajomych na wrocławskim Biskupinie. Z Wrocławia 23 maja postanowił jechać do Wiednia, gdzie jego 60 letni brat obchodził urodziny. Kłopoty zaczęły się na polsko - czeskim przejściu granicznym w Boboszowie. Strażnik graniczny uznał, że Dietmar Loildolt przewozi zabytkowe przedmioty bez pozwolenia. Jak opisuje sam Niemiec, strażnik, za pośrednictwem tłumaczki, powiedział, że po wpłaceniu tysiąca złotych będzie mógł pojechać dalej. "Nie miał żadnego formularza. Zamarłem. Byłbym nawet gotów dać 100 euro, ale nie tysiąc złotych. Nie wiedziałem, że potrzebuję jakiegokolwiek pozwolenia" - opowiadał emerytowany nauczyciel. Dodawał, że pierwszy raz w życiu przytrafiła mu sie taka kontrola graniczna. Niemiec trafił na 48 godzin do izby zatrzymań. Szybko usłyszał zarzuty przewożenia zabytków bez pozwolenia. Wartość 450 książek oszacowano na 750 złotych (sic!), a obrazu na 18 tysięcy. Pierwszy proces w tej sprawie został umorzony, po uchyleniu wyroku, w czwartek drugi rozpoczął się na nowo.

Sytuacja jest kompletnie absurdalna. Nie trudno odnieść wrażenie, że Niemiec był przetrzymywany za kratkami przez 48 godzin bo po prostu odmówił wręczenia łapówki. On sam powiedział, że potraktował to jako propozycję korupcyjną. Jego adwokat Alexander Ilgman tłumaczył mi, że Niemiec nie złożył zawiadomienia o przestępstwie bo nie było w tej sprawie 100 procentowych dowodów. Inaczej jednak uważa prokuratura. Już zapowiedziała, że spróbuję tę sprawę wyjaśnić. Z kolei znajomi Dietmara Loildolta są zdumieni tak otwartą propozycją korupcyjną ze strony urzędnika państwowego. Czy utwierdzi ich to w przekonaniu, że Polska to kraj korupcji?

Mecenas Alexander Ilgman tłumaczył też, że powodem problemów Niemca jest niedoskonała ustawa o ochronie zabytków. W czwartek tymczasem Sejm zajął się jej nowelizacją. Przypadek Dietmara Loildolta nie jest bowiem jedynym, we Wrocławiu od czterech lat wyjaśniana jest sprawa Niemca, który przewoził swoją kolekcję znaczków. Także i on usłyszał prokuratorskie zarzuty...

Etykiety: , , , , , , , , , , ,

Nazistowskie pamiątki w polskim sklepie internetowym

Niemcy założyli sobie sklepik z nazistowskimi pamiątkami na polskim portalu. O portalu catalogue.lap.pl napisał jakiś czas temu jako pierwszy Marcin Rybak z Polski Gazety Wrocławskiej.
Od tego czasu czekałem na rozwój wydarzeń. Czy ktoś będzie interweniował i sklepik zniknie z sieci. Można w nim kupić na przykład sztandary ze swastykami, złoty posążek Adolfa Hitlera (na zdjęciu), a także medale, odznaczenia, mundury, noże itd. Wiadomo, że klientami sklepiku są Niemcy bo w ich kraju sprzedaż nazipamiątek (ale i ich posiadanie) jest zabronione. A w Polsce nie. Niedawno prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie produkcji tego typu pamiątek we Wrocławiu (czytaj tutaj). Ale podczas śledztwa ABW wpadła na trop sklepiku. To właśnie od wrocławskiego producenta pochodziła część wystawianych tam towarów. Sprawą natychmiast zainteresowały się niemieckie organa ścigania. Ale efektów ich pracy jeszcze nie widać.

Tymczasem Sejm pracuje nad wprowadzaniem zakazu produkcji i sprzedaży w Polsce tego typu materiałów. Projekt przygotowała była wiceminister sprawiedliwości Beata Kempa. Ciekawe jak na to zareagują miłośnicy militarów, zbieracze pamiątek i historycy.

Etykiety: , , , , , , ,

14.7.09

Hurt na celowniku złodziei!

Niezbyt szczęśliwie rozpoczął się lipiec dla wrocławskiego zespołu Hurt. Złodzieje włamali się do biura kapeli i ukradli busa, którym band jeździł na koncerty.

W sobotę okradziono biuro Hurtu przy ulicy Odkrywców we Wrocławiu. Ich łupem padły m.in. kluczyki do zaparkowanego w pobliżu busa i sam samochód. Tak opisują go właściciele:
"Jest to biały Renault Master, trzy panelowy- długi, DW 458ER, 9 osobowy z zaciemnionymi szybami bocznymi (dwa pierwsze panele) i blaszaną przestrzenią ładunkową, z charakterystycznym wgnieceniem nad prawym nadkolem oraz na lewych, tylnych drzwiach".

Muzycy dodają, że "w busie znajdowało się trochę wartościowych gadżetów, ale przede wszystkim sporo sentymentalnych pamiątek po zagranych koncertach i niepowtarzalna atmosfera jaką wytworzył tam zespół przez ostatnie dwa lata".

Samochód możecie zobaczyć także na youtubie. Ewentualne informacje na temat samochodu możecie zgłaszać na numer telefonu 601 47 00 10

Etykiety: ,

12.7.09

Bloguje i zbiera na walkę z rakiem!

To naprawdę poruszająca inicjatywa. Paulina Pruska walczy z rakiem i zbiera pieniądze na operację w Bostonie. O swoich przejściach 23 letnia studentka architektury opowiada na blogu. Do tej pory zebrała prawie 130 tysięcy dolarów czyli ponad 400 tysięcy złotych. Potrzebuje niemal 250 tysięcy dolarów!

Paulina pisze:
Założyłam tego blogga aby na bieżąco informować Was o przebiegu mojej choroby i leczenia.W swoich postach będę pisać o niuansach medycznej i alternatywnej walki z nowotworem.

Wielu z Was zapewne wie,że największą szansę na powrót do zdrowia daje mi bostońska klinika w Mass General Hospital. Wstępnie udało się nawiązać współpracę z tamtejszymi lekarzami,którzy widzą duże szanse na pozbycie się śmieciucha.
W klinice tej mieli już bowiem do czynienia z kilkudziesięcioma takimi typami nowotworu(Alveolar Soft Part Sarcoma).W Polsce przypadki te można policzyć na palcach jednej ręki...
No ale żeby w bajce tej nie było za pięknie,na drodze stoi pewien problem-kwestia sfinansowania leczenia. Wielu członków rodziny,przyjaciół i znajomych zaraz po postawionej diagnozie deklarowało pomoc.Teraz wiem ja bardzo to wsparcie będzie mi potrzebne.Jeśli i Ty możesz pomóc mi wyzdrowieć-proszę uczyń to.Nawet nie wiesz jak bardzo będę Ci wdzięczna! Ogłaszam więc wszem i wobec
akcję SPRZĄTNIJ ŚMIECIUCHA za otwartą!!!!!!!!


O blogu Pauliny dowiedziałem się z maila od Zbyszka Hołdysa. Postanowił i on założyć bloga i namawiać ludzi by pomagali młodej kobiecie.

"Jeśli w ogóle startuję tego bloga, to z powodu i na cześć pewnej niezwykłej dziewczyny: Pauli Pruskiej. Paula ma swojego bloga, tam też ją znalazłem, naczytany wcześniej na jej temat w felietonach Tymona Tymańskiego i opowieściach Kasi Nosowskiej, którzy pewnego dnia specjalnie dla Pauli zagrali koncert. Wszedłem na jej blożeczka i zamarłem. Młoda, 23-letnia piękna laska, wysoka, tanecznie chodząca i uśmiechnięta wypowiada wojnę śmiertelnemu rakowi, który na nią napadł i chce ją zabić. A Paula mu mówi "Hola, hola, śmieciuchu, wdarłeś sie we mnie nieproszony, to ja ci w takim razie urządzę kęsim!" I od wielu miesięcy Paula walczy z rakiem-zasrakiem niezłomnie, uparcie, z podniesionym czołem, niekiedy komicznie, wymachuje mu szabelką, a lekarze ją czasem nadgryzają skalpelami i ona wtedy zapowiada, że jak go jej wytną w całości chirurdzy z Bostonu, to go podsuszy i zagra nim w zośkę".

Muzyk proponuje czytelnikom swojego bloga deal:
"Ja tu będę stukał różne dyrdymały (czego dotychczas nigdy w życiu nie robiłem, bo nie miałem blożka) o showbiznesie, życiu, politysiach biednych i cwanych, o kłamstwach i ciemnych interesach świata zwanego lekką ręką artystycznym, ale i o szlachetnych do bólu zachowaniach i postaciach pięknych, których jest niemało - a wy co łaska wrzućcie coś do worka Pauli na jej stronie, jakieś 5 złotych, jakieś 8 złotych, albo 13 złotych albo 100 złotych - cokolwiek. Każdy grosz to jakaś jej uzdrowiona komórka. To jakaś sekunda jej życia. To jakieś kolejne poranne przebudzenie".

Zbyszek Hołdys zapowiada też, że ujawni ile waży jeżeli ludzie będą wpłacać pieniądze na konto Pauliny. Naiwne to. Ale każdy sposób przecież się liczy. Oczywiście zaraz włączą się malkontenci którzy powiedzą, że wiele osób potrzebuje pomocy. Pewnie tak. Ale czy Ci malkontenci komuś z tych osób pomogli? Czy tylko skupiają się na narzekaniu? Historia Pauliny pokazuje, że nie trzeba się ze swoim dramatem zamykać w domu, że trzeba walczyć. I da to zapewne więcej niż dziesiątek tysięcy drukowanych ulotek profilaktycznych, które trafiają do śmietnika i niemal nikt ich nie czyta.

Tu numer konta, na które można wpłacać pieniądze:
96 2130 0004 2001 0299 9993 0007
nr konta Fundacji Świętego Mikołaja
ul. Przesmyckiego 40
05-500 Piaseczno

Należy dodać dopisek
"Na leczenie i rehabilitację Pauliny Pruskiej"


p/s Jak Paulina opowiada o swojej walce z rakiem możecie zobaczyć w materiale TVN.

Ps. Ej dziewczyny i chłopaki - okażcie odrobinę gestu finansowego i wpłaćcie - 5W - wpłaciła, więc ruszcie wirtualne portfele i wpiszcie się. Dziękujemy!

Etykiety:

10.7.09

Zatrzymany b. informator Andrzeja Leppera!

Wraca temat Bogdana G. - byłego informatora Andrzeja Leppera. Mężczyzna został zatrzymany w rejonie Wrocławia przez dolnośląskich policjantów. Podawał się za dziennikarza telewizji TVN.

Meldował się w hotelach, nie płacił za usługi, kradł głównie sprzęt RTV. Opróżniał też pokojowe barki. Następnie znikał nie płacąc rachunków. Podawał się za dziennikarza Faktów TVN Jacka Gasińskiego (tu możecie zobaczyć materiał TVN24 na ten temat). Jak pewnie pamiętacie - Bogdan G. miał przekazywać Andrzejowi Lepperowi informacje o korupcji znanych polityków i lądowaniu Talibów w Klewkach (więcej czytaj tutaj). Już raz był zatrzymywany we Wrocławiu (czytaj tutaj).


Etykiety: , , ,

Być jak przyjazne państwo/miasto


Prawie każdego dnia (jak jest w miarę pogoda i nie leje;-) przejeżdżam trasę Kozanów-Rynek (dla nie-Wrocławian wyjaśniam, że Kozanów to takie osiedle w moim mieście, które podczas powodzi w 97. zamieniło się w Wenecję). Najbardziej lubię trasę, która prowadzi przez park, wał przeciwpowodziowy i dalej pod słynnym Mostem Milenijnym (pierwszy zbudowany we Wrocławiu (2004 rok) most od zakończenia II wojny światowej; nie liczę Mostu Pokoju, ponieważ jego konstrukcja została położona na punktach niemieckiej przeprawy). Podobnie - czyli "prawie" codziennie zaglądam na strony komisji Przyjazne Państwo. Ideę państwa i jego stosunku do obywatela najlepiej obserwować w skali mikro. Na przykład podczas załatwiania spraw w ZUS, w rejestracji przychodni służby zdrowia albo... wiele zresztą można wymieniać:-)
Wróćmy do mostu i kwestii przyjazności - państwa, samorządu itp. Nowoczesny "Milenijny" wyposażono w trasę dla pieszych i rowerzystów, windy umożliwiające wjazd osobom niepełnosprawnych oraz schody, które pełnią funkcję "skrótu" kiedy piesi albo cykliści chcą szybko dostać się na znajdujące się na moście przystanki autobusowe (w pobliżu jest hala sportowa Orbita, basen i Cmentarz Osobowicki. Wszystko pięknie, most naprawdę zrewolucjonizował w tym miejscu komunikację, dzięki czemu na plac Kromera mogę dojechać (rowerem) w niecałe 30 minut:-)
Tyle, że windy na moście nie działają (blokująca krata jest już tak zaśniedziała i mam wątpliwość czy kiedykolwiek w ostatnim czasie były używane), a schody nie posiadają odpowiednich podjazdów dla wózków i rowerów. Stąd każdego dnia obserwuję jak kolejni użytkownicy mostu taszczą w jakiś karkołomny sposób spacerówki z dzieciakami, rowery, wypakowane torby (w pobliżu jest mnóstwo ogrodów działkowych). Kto nie ma siły albo boi się, że spadnie z dość stromych schodów musi przeprawiać się przez most trasą o wiele dłuższą, która prowadzi aż do zjazdu na chodnik dla pieszych. Ha, a podobno czas to pieniądz:-) Jednym słowem: coś tu nie gra i pewnie takich "kejsów" to w każdym mieście znajdzie się z kilkadziesiąt (oby).
Na stronie komisji Przyjazne Państwo wita odwiedzających cytat z Alexisa de Tocqueville: największym zagrożeniem dla społeczeństw demokratycznych nie jest tyrania władzy, lecz jej nadopiekuńczość. Pewnie sam Janusz Palikot wybierał :-) Rzeczywiście nadopiekuńczości to u nas niewiele:-). Ciekawe, czy wnioski rozpatrywane przez komisję i proponowana naprawa przepisów prawnych będzie modernizatorskim osiągnięciem czy też może historia potoczy się jak na Moście Milenijnym.

9.7.09

Marek Zoellner: Masfel - placek po węgiersku z truskawkami


Na nową odsłonę festiwalu Era Nowe Horyzonty czekałem od roku. I opłaciło się. Tym razem poza długą listą filmów dostałem wyśmienity deser. We Wrocławiu zagra węgierski Masfel.

Kapelę poznałem z dziesięć lat temu, kiedy do Wrocławia zaczęli przyjeżdżać ich krajanie z Trottela. Napożyczałem od znajomych kaset (magnetofonowych) i słuchając, otwierałem oczy ze zdumienia. Język węgierski nie jest językiem łatwym, ale kiedy się do trochę pozna, trudno przestać słuchać. Po węgiersku zaśpiewał kiedyś Kazik, śpiewał też Proletaryat. Podobnie jest z muzyką Madziarów. Tyle, że oni nie śpiewają wcale. Zarówno Trottel czy Leukemia jak i sam Masfel w swoich zakręconych (głównie instrumentalnych) podróżach niosą słuchacza przez surrealistyczne krainy dźwięku. A kiedy dźwięk uzupełnimy obrazem, kombinacja staje się jeszcze bardziej zaskakująca:



Jeszcze jedno. Z filmów, które w tym roku zaserwuje festiwal wybrałem już
jeden. To będzie "Wino truskawkowe", nakręcone na podstawie Opowieści galicyjskich Andrzeja Stasiuka. Wiem, polsko-słowackie z truskawek wino w połączeniu z plackiem po węgiersku na ostro to mieszanka wybuchowa. Ale właśnie o to chodzi. I myślę, że takie danie będzie smakować wyśmienicie.

Masfel zagra we Wrocławiu w piątek 27 lipca o godz. 22.00


Marek Zoellner

Etykiety: , ,

Marek Zoellner: Tanie latanie "na stojaka"

Człowiek na poziomie powinien się trzymać w pionie. Moim zdaniem czasami jednak lepiej jest usiąść.

Jeden z tanich przewoźników lotniczych zastanawia się nad wprowadzeniem miejsc stojących. Ma być jeszcze taniej. Koszt przelotu (chodzi o Wielką Brytanię) miałby spaść o jakieś 20 proc. Dzięki temu do samolotów, w których już i tak jest ciasno, miałoby wejść o 30 proc. pasażerów więcej niż dotąd. Biorąc pod uwagę czas podróży na Wyspy autobusem (jeśli się nie mylę ok. 20-25 godzin), pomysł bardzo kuszący. Z drugiej strony, kiedy przypomnę sobie ciasnotę w samolociku do Londynu (ale jednak o wiele szybciej niż do Szklarskiej Poręby samochodem), jakoś nie potrafię sobie wyobrazić dodatkowych "stojaków" w przejściu między fotelami czy przy toalecie. Pomysł zakłada, że pasażer, który kupiłby taki bilet, musiałby się przepiąć pasem w talii.

Ale czy tylko na czas startu i lądowania? Przecież spacery po pokładzie nie są mile widziane a lecieć 1,5 godziny będąc przyklejonym do ściany... no masakra.

Ale biznes is biznes. Poczekajmy a wkrótce okaże się, że są też bilety na dodatkowe miejsca siedzące w autobusach. O pardon - na autobusach...

Marek Zoellner

Etykiety: , , ,

8.7.09

Czy Donald Tusk zaproponuje wysokie stanowisko Jolancie Kwaśniewskiej?

W dzisiejszym wydaniu Gazety Wyborczej ukazał się zaskakujący sondaż. Donald Tusk wygrywa w pierwszej turze wyborów prezydenckich z Jolantą Kwaśniewską o zaledwie dwa procent. Jutro mają zostać opublikowane prognozy drugiej tury. I tu szok - wygrywa żona byłego prezydenta!

Do tej pory rywale Donalda Tuska wykruszali się albo spotykały ich różne nieszczęścia lub dostawali obietnice "awansu" na wysokie stanowiska. Do Lecha Kaczyńskiego od dawna próbuje zniechęcić wyborców Janusz Palikot, który od miesięcy pyta czy prezydent ma problemy z alkoholem. Zbigniew Ziobro, nieźle wypadający w sondażach (osiągnął świetny wynik w wyborach do PE) ma problemy z prokuraturą. Głównie jeździ po kraju na przesłuchania.
Sporo mówiło się, że dobrym kandydatem na prezydenta byłby Jerzy Buzek. Platforma Obywatelska zaproponowała Buzka na stanowisko szefa PE. Więc chyba w krajowych wyborach startować nie będzie:-)
Nieźle radzi sobie w sondażach Włodzimierz Cimoszewicz. Ale tu też niespodzianka! PO zaproponowała Cimoszewiczowi poparcie w staraniach o stanowisko sekretarza generalnego Rady Europy. Artur Balazs w wywiadzie dla sobotniej Rzeczpospolitej mówi wprost, że PO eliminuje rywali Tuska. Wskazuje na przykład Rafała Dutkiewicza, prezydenta Wrocławia, który wystawił do wiatru Polskę XXI rezygnując z liderowania tej partii: "Znów powtarza się stary scenariusz. Tusk wyeliminowuje z rozgrywki swego potencjalnego konkurenta. Teraz będą się mocno wysilać, żeby Cimoszewicza wysłać do Rady Europy. Z Dutkiewiczem to się powiodło. Dostał kilka sztychów, dostał sygnał, że PO wystawi innego kandydata na prezydenta Wrocławia, jeżeli się nie uspokoi, i nic dziwnego, że Dutkiewicz mówi pas".

Ciekawe czy Jolanta Kwaśniewska dostanie teraz jakąś intratną propozycję. Jaką? To już mało ważne. Coś tam się znajdzie w Zjednoczonej Europie 8-)

Etykiety: , , , , , , , , , ,

Twitter zasługuje na Nobla? Narzędzie komunikacji jako wartość

Twitter, platforma dla "mikroblogerów" powinna otrzymać nagrodę Nobla - to propozycja, którą przedstawił Mark Pfeifle, były amerykański Doradca ds. Bezpieczeństwa Narodowego za czasów prezydentury G. W. Busha. O tym zaskakującym pomyśle pisze Dominik Szarek na interaktywnie.com.

Czym zasłużyło się to współczesne narzędzie komunikacyjne? Chodzi o możliwość jaką dał Twitter podczas kryzysu i zamieszek jakie rozpętały się w Iranie w ubiegłym miesiącu po ogłoszeniu wyników wyborów prezydenckich w tym kraju. To dzięki postom zamieszczanym na platformie, cały świat mógł przekonać się o tym co wydarzyło się w Iranie (media nie miały dostępu do informacji).

O Twitterze i jego sekretach pisaliśmy już na 5Władzy. Teraz okazuje się, że internet i szybkie przekazywanie informacji nie służy tylko do "bycia na bieżąco", ale daje szansę na to aby udokumentować i wyrazić opinię społeczności w chwili, gdy oficjalnie nie zyskuje na to żadnej szansy.

Twitter staje się i u nas coraz bardziej popularny. Ciekawym eksperymentem będzie użycie jego możliwości podczas najbliższych kampanii wyborczych: samorządowej i prezydenckiej. Czy ktoś się na to zamierzy? Zobaczymy, na pewno nie wystarczy samo założenie okna i wrzucanie notek w stylu "jest świetnie", "partyjny wiec udał się", "wszyscy popierają naszego kandydata". To z całą pewnością nie przejdzie:-)

Zobacz Twittera Marka Pfeifle.

Etykiety: , , , , , , ,

6.7.09

Marek Zoellner: dziennikarska dieta

O naszych zarobkach było już sporo (w sensie kasy dziennikarzy). Tak na papierze, jak i w internecie. O tym, co jemy mówi się również, ale kończy się zwykle na prostym zdaniu: szybko i źle. Pora więc rozwinąć dziennikarskie menu.

Szczególnym ekspertem nie jestem. Kończyłem wprawdzie gastronomik, gdzie przeliczałem kilokalorie i układałem diety dla poszczególnych grup żywieniowych, ale to stare dzieje i wolałbym się dziś kompromitować. Potraktujcie poniższy opis raczej jako zestaw refleksji, które powstały na bazie doświadczeń własnych i obserwacji innych:-)
Zacznijmy od śniadania.

Śniadanie – Do It Yourself... albo wcale:-)
Obserwując moje koleżanki i kolegów można zaproponować jeden podstawowy podział na dwie grupy: jedna przynosi kanapki, druga nie. Ja zaliczam się do tej drugiej. Chociaż uwielbiam kanapki, ale po tym jak wyprowadziłem się od mamy, po prostu najczęściej nie chce mi się ich robić. Patrząc z zazdrością na odwijane z papieru czy folii aluminiowej smakołyki, jestem najczęściej zmuszony do korzystania z kiosku albo baru. Cena? 2,50 – 3,50 PLN za bułkę z szynką, sałatą, jakiem albo serem. Dodatkowy ser - 50 gr. Smakuje słono. I być może dlatego zdarzają się też osobniki trzeciego rodzaju (jednak!). Nie robią i nie kupują. Czekają aż ktoś im zaproponuje, albo - jeśli nie mają oporów - sami się proszą. Na takich akurat nie natrafiłem, ale znam kilku z opowieści. Tak czy inaczej ze śniadaniami nie jest najgorzej. Co zamożniejsi i mniej zapracowani mogą sobie nawet pozwolić na jakąś jajecznicę albo parówki. No, chyba że ktoś od rana jest na materiale, wtedy zazwyczaj połyka jakiegoś kęsa ukradkiem w autobusie albo tramwaju, narażając żołądek na niestrawność.

Jeśli artyleria w brzuchu na chwilę przysnęła, przydałoby się popić. Dobrze znane poranne pytanie: kawa czy herbata - akurat dla mnie nie ma większej wagi. Przez prawie dwa lata pracy w jednej z redakcji ani razu nie zagotowałem wody. Po prostu nie lubię gorących napojów, co może dziwić. Raczę się za to sokami, czasami wodą i przede wszystkim - odkąd powstały automaty na monety - różnymi formami zimnej coli. Zostawmy to bez komentarza. Większość wyznaje jednak zasadę wlewania w siebie energii w postaci kaw, herbat a czasami i barszczyków. W sumie nie ma nad czym się skupiać, bo do tej pory wszystko wygląda jak w każdym normalnym biurze. Pojawiają się też czasami pączki, słodkie bułki, batoniki i wafelki. Dzień jak każdy inny.

Wszystko przybiera jednak inny obrót po kolegium redakcyjnym. I w zależności od tego, co to za miasto, w jakim miejscu stacjonuje redakcja i ile zostało w portfelu, może to wyglądać różnie.

Lunch – zapchaj czeluść:-)
We Wrocławiu jest nieźle. Przeważnie w redakcyjnym budynku działa jakiś bufet, dlatego zazwyczaj można się spokojnie posilić. Tu oczywiście jak każdy preferuję coś na ciepło (chociaż gorącemu pozwalam, żeby trochę przestygło). Nie będzie chyba sprzeciwów, jeśli na pierwszym miejscu wymienię pierogi. To królowie szybkiego jedzenia. Porcja zwykle kosztuje 5-8 zł. Droższe to już przesada. Tym bardziej, że na jedną porcję przypada ok. 7-8 sztuk, co mnie nie satysfakcjonuje i proszę najczęściej o podwójne. Ziemniaki, trochę sera białego, cebula i mąka - czyli węglowodany, białko, trochę tłuszczu – można się zapchać. Gdyby jeszcze dołożyć zupę ze świeżych jarzyn, byłoby nawet nieźle, ale na zupę nie ma zwykle już czasu. Jakiś czas temu kolega zrobił wielkie oczy, kiedy zamówiłem 1,5 ruskich plus schabowego. Ale odkąd mu wyjaśniłem, co warte są same pierogi i stwierdził, że takie połączenie nawet smakuje, zamawia ten zestaw regularnie.
Popijać należy najlepiej po jedzeniu a nie w trakcie (oj, nieprawda, nie chodziłeś Marek na szkolenia kuchni ZEN:-) - przyp. Pat). Hmm cola już była, więc teraz może pepsi? Odnosząc talerz do okienka, łypię dyskretnie na inne stoliki. Zupki – jak najbardziej słuszne - trafiają się na stolikach biurowców. Marketing, promocja, administracja. Rasowy reporter sięga najczęściej po frytki, smażonego kurczaka, mogą być naleśniki. No i znów wpadka. Dobre frytki są dobre, ale wartości w nich tyle, co w mącznych brzegach pieroga. Skrobia i olej (ciekawe czy świeży?) (oj, najlepsze frytko-mastery z Berlina twierdzą, że olej powinien być właśnie raz „przepieczony” - przyp. Pat) . A przydałby się żur z jajem, ziemniaki albo kasza z gulaszem (dla wegetarian warzywnym), bukiet surówek albo wachlarz gotowanych jarzyn, kiszona kapusta, buraczki (mizeria z ogórków to przecież sama woda, chyba że ze śmietaną). Na popitkę kompot z dobrych owoców.

No nic to. Żołądek znów zapchany, do mózgu poszła informacja: możesz wracać do pracy. Szare komórki jednak otumanione i słabe, więc żeby nie zdążyły się niczego domyślić, można je jeszcze „podtruć”, wyskakując na fajkę (ostatnio prawie dyszkę za paczkę).

Kolacja? Nie, to tylko darmowy wypas:-)
A co tam w newsroomie? Kilka osób wróciło już z miasta. Patrzą z podziwem na tych najedzonych, bo oni od śniadania nie mieli nic w ustach. Poza papierosem. Ganiali po mrozie, deszczu, upale a tu jeszcze trzeba napisać tekst, zmontować materiał, nagrać relację. Rodzącą się w nich gastro-frustrację podsycają w dodatku ci, którzy przynoszą do pracy swój obiad i właśnie go zajadają przed komputerem. Przynoszenie do pracy obiadu należy do wyjątków. Czasami nie ma gdzie odgrzać potrawy, czasem nie ma gdzie zjeść, bywa też, że szef się krzywo popatrzy, że bałaganimy na stanowisku pracy :-)

- Ale był wypas - nagle od progu dobiega rozentuzjazmowany okrzyk szczęściarza, który przyjechał właśnie z konferencji znanego koncernu. - Stary! Łosoś, kawior na jajkach, serki pleśniowe, oliwki, sałatki a potem strogonow. Spóźnił się jakiś prezes i pozwolili zjeść wcześniej - cieszy się jak dziecko. Zapewne, gdyby oczekiwany gość pojawił się na czas, reporter musiałby uwijać się jak w ukropie, żeby zebrać informacje a potem migiem wracać do redakcji. Objadł by się oczywiście za wszystkie czasy... smakiem :-)

Marek Zoellner

Ps od Pat: interesujące jest co jedzą blogerzy tłukąc w klawiaturę:-)

Etykiety: , ,