Z wręczenia
Europejskiej Nagrody Teatralnej we
Wrocławiu zamiast święta zrobił się festiwal skandalizującego autora. Wrocławianie nie mieli szans, by zmieścić się na widowni.
Włoscy organizatorzy tuż przed festiwalem dopisali do listy zagranicznych gości
200 nazwisk, nie zważając na takie drobnostki jak ograniczona liczba miejsc w poszczególnych teatrach czy salach oraz miejsca hotelowe. Współczuję polskiej stronie i podziwiam, że całość nie wymknęła się spod kontroli.
Niestety - brak miejsc dla widzów oznaczał, że festiwal przemienił się w imprezę środowiskową. Dokąd zmierza teatr i za co przyznano nagrody – tego pozostali mogli dowiedzieć się jedynie z mediów. Dowiedzieli się, że jeden z laureatów upodobał sobie męczenie, a nawet zabijanie zwierząt na scenie. Wzbudziło to zrozumiałe oburzenie, ale może wzbudzić także smutną refleksję: gdyby nie krew homara i męczarnie chomików
Premio Europa nie zajęłaby tyle miejsca.
Widać to było doskonale po wrocławskim pokazie "
Factory 2". A przecież mistrzowski spektakl
Krystiana Lupy, ośmiogodzinny teatr totalny, to było jedno z najbardziej dyskutowanych przedstawień
2008 roku. We
Wrocławiu przeszło o tyle niezauważone, że poza dziennikarzami i zaproszonymi gośćmi w
Wytwórni Filmów Fabularnych nie zmieścił się nikt.
Godne podziwu jest też to, nieliczni, którzy nie dali się porwać wizji
Lupy wyszli ze spektaklu po ponad dwóch godzinach – w pierwszej przerwie. Do dzisiaj są pewnie przekonani, że stracili jedynie artystyczną kontrowersję, zbiorową inscenizację dawnej
Factory Andy’ego Warhola. Tymczasem dwie kolejne części przynosiły niezwykłe niespodzianki – sekwencje w duetach, które odnosiły się nie tylko do
Warhola i jego środowiska, ale również do sztuki, przyjaźni, obsesji, miłości, fascynacji, czy sterowania własnym losem. Im bliżej finału, tym większa panowała groteska, a
Lupę mniej interesowało samo dzieło, a bardziej rozważanie na oczach widzów, czym jest forma, którą opanował w teatrze – jak dzieło teatralnej sztuki powstaje, co można zrobić z jego składnikami. Improwizacja na temat improwizacji, wizja
Warhola jako ojca wszelkiego rodzaju
reality shows, dyskusje na temat tego, co jest sztuką, a co jej granicą, badanie granic teatru.
Kilka dni po
"Factory 2" nie sposób jest nie filtrować kolejnych zdarzeń festiwalu przez aforyzmy i dialogi, które Lupa rozpisał swoim aktorom. Pytany o
"Blow Job" Warhol opowiada, że nakręcił film, w którym widzimy twarz mężczyzny przeżywającego rozkosz płynącą z seksu oralnego z innym mężczyzną, ponieważ znalazł ochotnika. Sam nie patrzył na twarz, patrzył w dół.
"To, co najciekawsze dzieje się poniżej kadru" – skomentuje jedna z bohaterek spektaklu.
Warhol powie później, że możliwość patrzenia i podglądania takiej intymnej sytuacji, ale patrzenia jedynie na twarz - intrygowała go. "
Nie byłem jednak w stanie tego zrobić. A kamera była w stanie". Na zarzut, że to nieuczciwe
Andy odpowie:
"Sztuka nie musi być uczciwa".
Nieuczciwość innych prezentacji z
Europejskiej Nagrody Teatralnej przekraczała jednak granice, których nie przekroczyłby sam
Lupa.
"Człowiek powinien najpierw sam oddać krew w sprawie, a dopiero później prosić o to homara" - powiedział artysta
Radiu Wrocław. Sam w
"Factory 2" oddał widzom rok prób, interpretacji, improwizacji i przygotowań. Zrobił to razem z zespołem, przystępując do prób bez grama scenariusza, pozostawiając w ostatecznej wersji jedynie strzępki fabuły. Zrobił rzecz odważną, wymagając od aktorów grania na intymnych rejestrach. Spektakl pokazany we
Wrocławiu w czasie obchodów
Roku Grotowskiego budzi oczywiste skojarzenia. Słusznie zauważył jednak
Krzysztof Mieszkowski, że
Lupa wymagając od swoich aktorów maksimum, nigdy nie zostawia ich samych. Jest z nimi do końca – w czasie spektakli jest to obecność dosłowna. Lupa jest reżyserem uczestniczącym, donośnym.
Andy Warhol Piotra Skiby to - w porównaniu - postać nieśmiała, podróżująca wgłąb siebie. A
Fabryka Lupy tym różni się od
Fabryki Warhola, że jest – mimo improwizacji i naturalności – precyzyjnie rozpisana.
Katarzyna Warnke czy
Piotr Polak muszą nie tylko pamiętać o swej roli na scenie, ale jeszcze określać się względem kamery, która transmituje obraz na zawieszony nad widownią ekran, albo kamerę idealnie prowadzić, pełniąc rolę operatora-artysty w transmisji na żywo.
"Factory 2" to nie jedynie osiem godzin wciągającego spektaklu, z błyskotliwym 40-minutowym monologiem
Iwony Bielskiej zrodzonym z obsesji sprzątania i mycia, czy przekornymi rozmowami damsko-męskimi, to także multimedialny performance, niosący tańcem, muzyką, obrazem retransmitowanym i pokazywanym
‘na żywo’.
Trudno ustawiać się dziś w pozycji wnikliwego recenzenta czy interpretatora – relacji było już wiele, a spektakl był wielokrotnie dyskutowany. Wrocław zapisał się tu fatalnym tekstem w
"Odrze", którego autor nie zrozumiał podstawowych problemów prezentowanych przez
Lupę. Przykładem odrzucenie wspomnianego
"Blow Job". Tak naprawdę wyświetlane na początku video powraca wielokrotnie w dyskusjach o sztuce, w dialogach i znakach zapytania. Z kolei dla
Tadeusza Nyczka Lupa - dzięki
"Factory 2" - po raz kolejny pokazał się jako artysta ciekawszy i głębszy niż sam
Warhol. Swą recenzję w
"Teatrze" krytyk zatytułował nawet
"Andy II". Pojawiały się jeszcze takie skojarzenia jak
"Andylupa" – tak zatytułowano dyskusję w
"Przekroju". Wówczas
Warhol w teatralnej wizji staje się
Anty-Lupą, a samo przedstawienie autoironicznym rozsypaniem własnego dorobku. Przyglądaniem się wnętrznościom własnego teatru, wnikliwym demontowaniem sztuczek, metafor i przesłań.
Lupa ma co dekonstruować. Za to dostał
Europejską Nagrodę Teatralną. Staje w jednym rzędzie z
Piną Baush, jest w polskim teatrze najważniejszy od czasu
Kantora. Co nie znaczy, że nie zasługuje na żadną krytykę. Ma prawo do słabszych przedstawień. A porywanie się na ośmiogodzinny spektakl to oczywiste ryzyko: w samym
"Factory 2" nie brakuje słabszych momentów. Szkoda, że nie przekonacie się już o tym we
Wrocławiu.
Najbliższa okazja na spotkanie z laureatem w maju w
Warszawie. Jesienią we
Wrocławiu Lupa rozpocznie próby do swojego najnowszego dzieła. To będzie realizacja dla
Teatru Polskiego. Po
"Factory 2" nie oczekuję kolejnego arcydzieła. Jestem ciekaw jak
Lupa przetworzyłby o wiele mniejszą i bardziej tradycyjną formę. Tylko czy to go jeszcze interesuje ?
Ian Pelczardziennikarz
Radia WrocławEtykiety: Andy Warhol, Blow Job, Europejska Nagroda Teatralna, Factory, Factory2, Krystian Lupa, Krzysztof Mieszkowski, Premio Europa, Rok Grotowskiego